Real Madryt. Wszystko albo nic w Stambule. Ostatnia szansa "Królewskich" w Lidze Mistrzów
Faza grupowa Ligi Mistrzów to dla większości topowych drużyn dopiero przetarcie przed najważniejszymi wiosennymi starciami w rundzie pucharowej. Jednak bieżący sezon jest pod tym względem dosyć specyficzny, ponieważ już w 3. kolejce Real Madryt zagra o być albo nie być w europejskich pucharach. Sytuacja „Królewskich” jest nie do pozazdroszczenia, a rywale w postaci Galatasaray z pewnością tanio skóry nie sprzedadzą.
Przed startem rozgrywek zapewne nawet najwięksi malkontenci wspierający Real Madryt nie zakładali tak czarnego scenariusza, jaki spełnia się w rzeczywistości. Wszak „Los Blancos” trafili do niezbyt silnej grupy wraz z PSG, Club Brugge oraz Galatasaray.
Dodatkowo, na Santiago Bernabeu wrócił Zinedine Zidane, czyli żywy symbol hegemonii Realu w Lidze Mistrzów - trener, który w przeciągu ledwo ponad dwóch lat zdobył aż 3 europejskie skalpy z rzędu. Niestety dla madrytczyków, lata 2016-18 to już przeszłość, a sam „Zizou” przestał być gwarantem sukcesów.
Bezkrólewie „Królewskich”
Początek sezonu w wykonaniu podopiecznych francuskiego szkoleniowca stanowi idealną demonstrację tego, jak wiele różni poprzednią kadencję Zidane’a od tej obecnej. Jeszcze 2 czy 3 sezony temu Real siał postrach wśród wszystkich europejskich potęg, potrafił demolować Atletico, Bayern czy Juventus, a sam Cristiano Ronaldo bił wszelkie możliwe rekordy.
Dawny blask nijak ma się do bladej teraźniejszości. Obecna drużyna „Los Blancos”, mimo znalezienia się w niezbyt wymagającej grupie, w żadnym stopniu nie przypomina siebie sprzed kilku lat. Minęły dopiero dwie kolejki fazy grupowej Ligi Mistrzów, ale wystarczyło to, aby Real dwukrotnie się skompromitował – najpierw przegrywając 0:3 z niemal bezzębnym (absencje Neymara, Mbappe, Cavaniego) PSG, a następnie remisując w meczu domowym (!) z Club Brugge (!!!). Te wyniki nie są nawet żadną klęską czy kompromitacją, ale po prostu hańbą dla najbardziej utytułowanego klubu w europejskich pucharach.
Jeśli w dzisiejszym spotkaniu przeciwko Galatasaray „Los Blancos” nie zdobędą kompletu oczek, ich sytuacja w grupie zmieni się z fatalnej na dramatyczną. Real niczym tlenu potrzebuje trzech punktów, ale dobrze wiemy, że chcieć, to nie znaczy wcale móc. Dyspozycja podopiecznych Zidane’a nie może napawać optymizmem.
Równia pochyła
13-krotni zdobywcy Pucharu Europy cieniują nie tylko w Lidze Mistrzów, ale również na krajowym podwórku. Mimo średniego początku sezonu w wykonaniu Barcelony, Real nie zdołał utrzymać fotela lidera i w poprzedni weekend spadł na drugie miejsce w tabeli.
Taki obrót spraw nie może dziwić, biorąc pod uwagę fakt, iż madrytczycy w sobotę przegrali z 15. w tabeli Mallorcą po całkowicie bezbarwnej grze. Jeśli Real nie potrafi zdominować gry (0,63 xG i tylko 4 celne strzały) grając z beniaminkiem, który jeszcze niedawno okupował miejsce w strefie spadkowej, niemożliwym będzie osiągnięcie czegokolwiek w Lidze Mistrzów, gdzie rywale są znacznie lepsi.
Zwłaszcza, iż na przestrzeni mijających tygodni w drużynie „Zizou” nie widać żadnych oznak progresu. Jedynym pozytywem tego sezonu jest świetna forma Karima Benzemy, ale bramki Francuza nie tuszują w pełni mankamentów pozostałych formacji. Linia pomocy gra ospale, skrzydłowi są do bólu nieskuteczni, a defensywa istnieje tylko na papierze. Skoro drogę do bramki Realu potrafiły znaleźć m.in. Granada, Mallorca, Club Brugge, Real Valladolid czy Levante, to tym bardziej mogą tego dokonać snajperzy Galatasaray.
Turecka „Wieża Babel”
Przeciętna forma Realu to jedno, ale warto również poświęcić nieco uwagi ekipie ze Stambułu, która stanie przed szansą pogrążenia „Królewskich”. Pierwsze tygodnie nowego sezonu w wykonaniu podopiecznych Fatiha Terima nie były najlepsze o czym świadczy choćby zajmowanie dopiero 5. lokaty w tabeli tureckiej Super Ligi.
Nie można jednak wykluczyć, że właśnie w dzisiejszym spotkaniu nastąpi przełamanie ekipy ze Stambułu, w kadrze której aż roi się od utalentowanych zawodników. Wszystko za sprawą letniego okienka transferowego, które na Türk Telekom Arena było naprawdę pracowite.
Szeregi „Galaty” zasiliło wielu graczy z niemal każdego zakątka świata, zatem przydomek „Wieża Babel” w kontekście transferów tureckiej drużyny nie odnosi się wyłącznie do pozyskania Ryana Babela. 32-letni Holender był tylko jednym z wielu nowych nabytków „czerwono-żółtych”.
Największy postrach musi budzić Radamel Falcao, który jak nikt inny w kadrze Galatasaray wie jak smakuje zdobycie bramki przeciwko Realowi Madryt. Kolumbijczyk występując jeszcze w barwach Atletico dwa razy zdołał ukąsić ówczesnego rywala zza miedzy.
33-letni snajper na razie jeszcze nie zachwyca strzelecka formą (1 gol w tym sezonie), czego nie można powiedzieć o innym transferze sprzed kilku miesięcy, czyli wspomnianym już Ryanie Babelu. Holender w barwach „Galaty” zdobył już 3 bramki, do tego dołożył asystę i zapewne to właśnie on będzie wzbudzał największe zagrożenie pod bramką Thibaut Courtois.
Zatrzymanie Babela to jedno, ale „Królewscy” będą musieli także znaleźć sposób na sforsowanie defensywy Galatasaray, która w tym sezonie prezentuje się nadspodziewanie dobrze. Podopieczni Terima zanotowali w tym sezonie już 5 czystych kont we wszystkich rozgrywkach, a w samej Lidze Mistrzów stracili tylko jednego gola.
Dobra postawa w defensywie Fernando Muslery czy nowych nabytków – Stevena N’Zonziego i Christiana Luyindamy idzie w parze z doskonałą formą lewego obrońcy - Ömera Bayrama, który w tym sezonie zanotował już aż 3 asysty. W Realu Madryt takim dorobkiem może pochwalić się tylko Dani Carvajal.
Kiedyś to było…
Brzmi to nieco komicznie, ale statystyki pokazują jasno, iż lewy obrońca Galatasaray jest w tym sezonie lepszym kreatorem gry, niż Toni Kroos, Luka Modrić czy Isco. Po wielkich zawodnikach Realu Madryt pozostały już właściwie tylko nazwiska i wspomnienia minionych lat świetności.
Żaden z pomocników „Los Blancos” nie jest obecnie nawet w połowie tak dobry, jak choćby w sezonie 2013/14, gdy Real ostatni raz mierzył się z Galatasaray. Okoliczności były podobne, ponieważ również miało to miejsce w fazie grupowej, jednak przepaść dzieląca obie ekipy była wówczas niebotycznie większa.
Dość powiedzieć, że bilans dwumeczu z drużyną ze Stambułu wyniósł 10:2. Swój popis zaserwowali m.in. Cristiano Ronaldo zdobywający hattricka oraz Isco z dwoma bramkami. O skali regresu samego Hiszpana niech świadczy fakt, że w całym 2019 r. Isco również zdobył dwa gole w barwach Realu Madryt. A powoli zbliża się już listopad.
Śmierć w Stambule?
Coraz większymi krokami zbliżać się może także pożegnanie „Królewskich” z tegoroczną edycją Ligi Mistrzów. Ewentualna porażka z Galatasaray sprawi, że Real będzie jedną nogą poza burtą europejskich pucharów. Albo podopieczni Zidane’a przełamią się dzisiaj, albo będą musieli poczekać na okazję do rewanżu w następnym sezonie.
W kultowym filmie „Chłopaki nie płaczą” Michał Milowicz wypowiedział słynną już kwestię „Spokojnie, zaraz się rozkręci”, jednak Zinedine Zidane, jeśli gustuje w polskiej kinematografii, chyba aż nadto wziął sobie te słowa do serca. Real Madryt nie ma już czasu na „rozkręcanie się”, szukanie formy etc.
Nadszedł mecz, w którym „Królewscy” najzwyczajniej w świecie muszą zaprezentować się z jak najlepszej możliwej strony, aby przedłużyć swój byt w rozgrywkach, które do niedawna były ich autorytarnym terytorium. Podopieczni „Zizou” nie mogą wiecznie tkwić w stagnacji, niczym bohaterowie dzieła Luchino Viscontiego pt. Śmierć w Wenecji.
Mateusz Jankowski