Real Madryt sypie się jak domek z kart. Oto 6 najsłabszych punktów. Wymowne słowa Ancelottiego
Real Madryt kolejny już raz traci tempo w walce o tytuł. Po potknięciu z Valencią u “Królewskich” ujawniły się nowe słabości, które powinny zostać wyeliminowane tak szybko, jak to tylko możliwe, jeśli mają zostać zrealizowane cele. W przeciwnym razie kibiców czeka najgorszy finisz sezonu od lat.
Od sierpnia bywało różnie. Zdarzały się lepsze tygodnie i kompletnie słabe. Na palcach jednej ręki można policzyć mecze spektakularne w wykonaniu piłkarzy Carlo Ancelottiego, podobnie zresztą występy tragiczne. Zazwyczaj było średnio. Dziś natomiast możemy spokojnie ocenić, że “Los Blancos” przystąpią do pierwszego meczu ćwierćfinałowego Ligi Mistrzów z Arsenalem będąc w totalnym dołku.
Gdyby nie strata punktów Barcelony na Betisie, Real stanąłby przed oczywistym faktem: krajowego tytułu nie da się już obronić. W teorii nadal jest to trudne, jeśli nie niemożliwe. Z taką grą, z perspektywą wyjazdu na Montjuic - nieprawdopodobne. Szwy pękają w każdej formacji, piłkarze coraz gorzej znoszą krytykę, trener zdaje się nie widzieć problemu, choć wiele wskazuje na to, że on jest czołowym hamulcowym. Co dokładnie szwankuje u aktualnych jeszcze mistrzów Hiszpanii i Europy?
Przeciekające tyły
W lidze stracili 31 goli w 30 meczach. Dla porównania, w całym poprzednim sezonie, bramkarze (głównie Andrij Łunin i Kepa, przy nieobecności Thibaut Courtois) wpuścili 26. Sztab sportowy spodziewał się problemów w defensywie, mając z tyłu głowy odejście Toniego Kroosa, który do tej trzymał w ryzach całą linię pomocy. Dodanie Kyliana Mbappe, drugiego, obok Viniciusa, napastnika, który miał być zwolniony z pracy w obronie, również nie mogło poprawić stanu rzeczy.
A potem doszły kontuzje. Wypadł Dani Carvajal, którego na prawej stronie przez całą kampanię musi zastępować Lucas Vazquez, beznadziejny na każdym polu. Wypadł już po raz drugi w krótkim okresie Eder Militao, co sprawiło, że Toni Ruediger znów musiał wziąć na siebie ciężar powstrzymywania ataków przeciwnika. I odwrotnie niż rok temu, teraz to nie do końca wypaliło.
- Przeciwnicy nie muszą się tak bardzo starać, żeby nam strzelić gola - twierdzi Carlo Ancelotti. Ma rację. Sęk w tym, że nic nie potrafi z tym zrobić. Kombinuje z różnymi ustawieniami i wykonawcami (Camavinga jako lewy obrońca, Valverde jako prawym obrońca, Tchouameni jako stoper itp), ale ma się wrażenie, że z każdym tygodniem jest coraz gorzej.
Róg, róg, róg - gol, gol, gol
Defensywne stałe fragmenty gry to obecnie makabra. Gdy przeciwnicy wykonują rzuty rożne, dzieją się dzikie sceny. Zwłaszcza gdy nie ma Courtois w bramce, który przynajmniej wyłapywał piłki kierowane na mniej więcej piąty czy szósty metr. W meczach z Realem Sociedad i Valencią nikt nie przecinał dośrodkowań, nie wiadomo, czy ustalono krycie strefowe czy indywidualne. Totalny chaos, który widać co najmniej od początku roku. I znów, kibice nie mogą się doczekać poprawy. Real stracił już 12 bramek we wszystkich rozgrywkach po strzałach głową. Rekord.
Z drugiej strony, Real zwykle nie potrafi odpowiedzieć, rzadko stwarza zagrożenie przy dośrodkowaniach i z kornerów. Problem przysłaniają ostatnie trafienia Viniciusa i Tchouameniego, ale to wyjątki. Drużyna Ancelottiego potrafiła w niektórych meczach zarobić kilkanaście rzutów rożnych i nie oddać z nich ani jednego strzału. A to prowadzi nas do następnej kwestii.
Niedostateczne przygotowanie kadry
“Królewscy” przystąpili do sezonu z trzema nominalnymi lewymi skrzydłowymi i z jednym środkowym napastnikiem. Endrickiem, który dopiero co przybył do Hiszpanii. Zresztą i jego profil jest specyficzny i niekoniecznie może pasować do wszystkich rywali. Realowi brakuje snajpera z krwi i kości, wysokiego, walczącego o główki, po prostu zwykłego “dobijacza”. Takim w zeszłym sezonie był Joselu, który wielokrotnie ratował drużynie skórę. Dziś nie ma kadrze nikogo o podobnej charakterystyce i nie słychać głosów, by ktoś miałby się pojawić w następnym sezonie.
Nie udało się również w pełni zastąpić Toniego Kroosa, ale nie można za to winić nikogo. Wielkiego piłkarza nie da się wymienić jeden do jednego w krótkim terminie. Czasami trzeba czekać dekady. Wystarczyło jednak minimum wyobraźni, by wyimaginować sobie kontuzje czołowych zawodników i zauważyć, że nie mają oni wartościowych zastępców. O Vazquezie była mowa, ale podobnie źle prezentuje się lewa obrona z Ferlandem Mendym i Franem Garcią. Francuz znacząco osłabł w porównaniu z jego pierwszymi latami na Bernabeu, drugi nie przekonuje od początku. O ile prawa strona ma zostać wzmocniona Trentem Alexandrem-Arnoldem, o tyle lewa najwyraźniej pozostanie bez zmian.
Mbappe bez wsparcia
Francuski napastnik miał być gamechangerem i prawdopodobnie by nim był, gdyby równą formę utrzymywali jego koledzy. Kapitan “Les Bleus” zaliczył średni łamany na słaby start z dużym kryzysem między wrześniem a listopadem. Od stycznia rozkręcił się na dobre, strzelając 19 goli w 23 meczach, wyrównując tym samym premierowy sezon Cristiano Ronaldo w Realu z 33 trafieniami. Co z tego, skoro nie dowożą inni napastnicy.
Wszystkie oczy kierują się w stronę Viniciusa. A on właśnie notuje jeden z najsłabszych miesięcy w Madrycie. Jakby nie potrafił się odbudować po pozbawieniu go pewnej w jego mniemaniu Złotej Piłki. W 2025 roku ma sześć goli i pięć asyst w 22 spotkaniach, niezłe liczby dla większości zawodników, ale nie dla brazylijskiego “cracka”. Zjazd zalicza również Rodrygo (osiem + cztery w 24 grach), Brahim Diaz, a niewystarczająco minut otrzymują Endrick i Arda Guler. Dość powiedzieć, że rywal z Katalonii na tym etapie kampanii ma na koncie 20 zdobytych bramek więcej.
Co tydzień droga krzyżowa
Porównując Real do Barcelony, bardzo łatwo znaleźć jeszcze jedną rzecz na niekorzyść madrytczyków. Nie potrafią domykać meczów, zdominować rywala przez 90 minut. Ekipa Hansiego Flicka na ogół nie ma problemów z rozstrzyganiem wyników ze słabymi i średnimi drużynami, np. takimi jak Valencia. Sprawę załatwia w pierwszej połowie, dzięki czemu oszczędza siły na ważniejsze starcia.
Real? Nie jest w stanie pewnie wygrać meczu od 25 stycznia, kiedy odprawił 3:0 Valladolid. Z trudem przychodzi zdobycie trzech punktów na niemal zdegradowanym Leganes. Takie petardy, przekonujące i bezwzględne pobicie rywala właściwie się nie zdarza. Za to częściej występują męczarnie z przeciwnikami pokroju Rayo Vallecano, nie wspominając o dramatycznych dogrywkach w Pucharze Króla z Celtą Vigo i Realem Sociedad. Niepotrzebne szafowanie zdrowiem piłkarzy, którego może zabraknąć w nadchodzących, decydujących spotkaniach o większą stawkę.
Koszmar jedenastego metra
Co by się dalej działo, gdyby Vinicius wykorzystał karnego i dał prowadzenie w meczu z Valencią, jest oczywiście czystą spekulacją. Być może Realowi grałoby się nieco łatwiej. Tak czy siak, piłkarze Ancelottiego znów robią sobie pod górkę, pudłując z pozornie prostych sytuacji. A z “jedenastek” mylą się na potęgę. W sobotę przestrzelili już piątego karnego w tym sezonie.
Dwukrotnie robił to Vinicius, dwa razy Mbappe i raz Jude Bellingham, co ciekawe, także w starciu z Valencią. Dlaczego teraz do piłki podszedł Vinicius, skoro Francuz miał ostatnio serię bezbłędnych karnych i walczy o tytuł króla strzelców? Nikt tego nie wie. Wiadomo natomiast, że nadszedł czas przemyśleń i zmiany. Vini potrzebuje pewności siebie, ale raczej nie kosztem wyników drużyny.