Rajska wyspa zamiast Ekstraklasy. Żelek Żyżyński o życiu, piłce i wielkich planach na Zanzibarze [NASZ WYWIAD]
Żelisław Żyżyński po kilkunastu latach pracy w Canal+ podjął decyzję o odejściu ze stacji. Wyjechał na Zanzibar. Ale bynajmniej nie po to, by odpoczywać. Żelek opowiedział nam o życiu na rajskiej wyspie, tamtejszej kulturze i podejściu do futbolu, nowym rozdziale zawodowym i planach na rozwój - i własny, i zanzibarskiej piłki. Zdradził też, dlaczego bardzo pomogli mu… zawodnicy Legii Warszawa. Zapraszamy!
ADAM DRYGALSKI: To ile masz teraz stopni na termometrze? W Warszawie było dziś trzynaście!
ŻELISŁAW ŻYŻYŃSKI: Dużo! Bardzo wysoka temperatura, jak na tę porę roku w Polsce.
A Ty miałeś ile?
U nas popadało przez pół godziny. Była burza, co się dawno nie zdarzyło. A teraz mamy kilkanaście minut do północy, jest prawie trzydzieści stopni i fajny wietrzyk od oceanu, bo znajdujemy się praktycznie przy samym brzegu.
No dobra, tak to my rozmawiać o pogodzie nie będziemy! Oswoiłeś się już z Zanzibarem?
Niektórzy mówią, że z tą ziemią nie da się do końca oswoić, a jeszcze inni, że albo oswoisz się z nią od razu, albo szybko stąd wyjedziesz. Mam tu tyle zajęć, że brakuje czasu, żeby się nad tym porządnie zastanowić. Ale jest mi tu dobrze, a to oznaka, że nie czuję się obco.
Piłka nożna to na Zanzibarze sport numer jeden? Czy jest może jakaś lokalna dyscyplina, o której nie mam pojęcia?
Futbol to zdecydowanie najpopularniejsza dyscyplina, choć jak zaaranżowaliśmy duży turniej z tutejszą organizacją turystyczną, to najwięcej emocji wzbudziło przeciąganie liny kobiet. Nasze dziewczyny z Pili Pili też dzielnie walczyły. Wygrały wszystkie mecze. Wracając do piłki - popularny jest tu futbol plażowy. W naszym turnieju wystartowało sześć drużyn, a zainteresowanie treningami prowadzonymi przez zaproszonego przez nas Bogusława Saganowskiego było olbrzymie. Bardzo pozytywnie zaskoczyła mnie postawa lokalnych władz. To dobry prognostyk na przyszłość.
Po co wam ten sport?
Na początku chodziło o to, żeby turyści mieli zajęcie. Żeby ktoś nauczył się odbijać piłkę w towarzystwie sportowca lub po prostu zobaczył go w akcji, ale wkrótce okazało się, że możemy wprowadzać w życie większe projekty. Zgłosił się do nas pewnego dnia człowiek, który od dwunastu lat prowadzi w okolicy klub piłkarski. A że zbiegło się to w czasie z moim przybyciem na wyspę, z miejsca zostałem przydzielony do projektu “Dulla Boys”. Dulla jest teraz dla mnie jak brat. Ku mojej rozpaczy spędzam z nim więcej czasu niż z rodziną. Właśnie zamknęło się okienko transferowe, więc szukaliśmy nowych graczy, a oprócz tego niedługo rozpoczniemy budowę boiska ze sztuczną nawierzchnią.
Dalej nie rozumiem. Branża turystyczna żyje z organizowania wczasów, a nie z budowy boisk dla lokalnych drużyn. Chyba że coś się zmieniło…
Wojtek Żabiński - czyli mój przełożony, jest jak widać po jasnej stronie mocy. Zarabia, ale chce się tym zyskiem dzielić. Chce pomóc lokalnej społeczności, dlatego też chociażby powstaje centrum pomocowe Pili Pili Pomagam, a przy nim to boisko. Ma służyć miejscowym w rozwijaniu swoich pasji. Na południe od Stone Town - miejsca, w którym urodził się Freddie Mercury - nie ma żadnego obiektu ze sztuczną trawą. Takie są tylko w Zanzibar City. Więc budujemy, bo na takim hasioku, jakim obecnie dysponujemy, Mateusz Cetnarski nie jest w stanie przeprowadzić normalnego treningu.
Zanim porozmawiamy o tym, jak doszło do tego, że “Cetnar” został trenerem drużyny na Zanzibarze, powiedz mi - mniej więcej - jaki jest tam poziom. A że koszula bliższa ciału, to określ, czy Dulla Boys mogliby zagrać jak równy z równym bardziej z Ruchem Chorzów, czy Naprzodem Świbie?
Po pierwszych meczach, które widziałem, twierdziłem, że jest poziom naszej drugiej, może trzeciej ligi. Ciężko to było ocenić, bo grali na tym naszym hasioku…
Hasiok to piękne śląskie słowo oznaczające śmietnik.
Jak pojechaliśmy na finał Mapenduzi Cup, czyli finał Pucharu Rewolucji rozgrywany w styczniu, w którym rywalizują drużyny z Tanzanii i Kenii, to okazało się, że najmocniejszymi zespołami są miejscowe ekipy - Young Africans i Simba. Swoją drogą - na meczu było ponad dwadzieścia tysięcy ludzi. Musieliśmy być na stadionie cztery godziny przed meczem.
A bilety drogie?10 tysięcy tanzańskich szylingów to jest jakieś 17 złotych. Średnia pensja wynosi mniej więcej 150 dolarów miesięcznie, ale dużo było też biletów po dolarze.
Są kibice, przyśpiewki, jedzie się z arbitrem, gdy ten sędziuje nie tak, jak chciałaby tego publika, czy panuje “atmosfera wzajemnego zrozumienia”?
Raczej to ostatnie. Przekomarzanki w dobrym stylu. Kupiłem sobie przed meczem koszulkę Simby, bardzo mi się podobała, była biało-czerwona, trochę przypominająca trykot Widzewa z charakterystycznym logiem “Bakomy”. Natomiast jeden z kolegów wybrał żółto-zieloną Young Africans. I jak dostrzeżono nas w tych koszulkach, to zaproszono od razu na górę stadionu, choć do Szymona Boguckiego - szefa naszej kuchni ubranego w inne barwy - ktoś przekornie krzyknął: “Ale ty nie!”
Inna sprawa, że fani Simby zagadywali też często kibiców rywali, ale bardziej na zasadzie propozycji zakładania się o coś, co wydarzy się na boisku. Wracając do oceny poziomu meczu - byłem tym finałem bardzo rozczarowany, ale ostatnio Simba, którzy wtedy przegrali w karnych, pokonali w Lidze Mistrzów egipskie Al-Ahly. A nasi chłopcy pokazali się z dobrej strony, grając wyjazd na sztucznej trawie. Mati Cetnarski uważa, że po kilku miesiącach treningów z nim, Dulla Boys będą na poziomie naszej pierwszej ligi. Mają naprawdę niesamowity potencjał.
Czyli zżyliście się już z tym zespołem, bo entuzjazm w głosie słyszę ogromny!
No właśnie, w sumie bazujemy na subiektywnych odczuciach i ci moi Dulla Boys grają zdecydowanie bardziej widowiskowo. Jest więcej żywiołowości i ryzyka. Na tle tych najlepszych z Tanzanii, nasza drugoligowa drużyna z Zanzibaru wygląda naprawdę dobrze. Marzy mi się, że kiedyś ludzie będą tu przyjeżdżać także w ramach turystyki stadionowej, aby oglądać Zanzibar Premier League. Ciekawe jest to, że wygranie ligi lub krajowego pucharu skutkuje grą w międzynarodowych rozgrywkach - we wschodnioafrykańskich pucharach. Najpierw jednak trzeba stworzyć warunki dla rozwoju tych utalentowanych chłopaków.
Przyjechał nowy trener, to zrobi z nich prawdziwy zespół!
Mateusz był w szoku, ile zdolnej młodzieży biega po tych ciężkich do gry boiskach. Z drugiej strony, nie są w ogóle ułożeni taktycznie, więc nad tym aspektem trzeba będzie pracować. Braki są, ale potencjał też jest i koniecznie musimy szybko zbudować boisko z prawdziwego zdarzenia. Na razie jeździmy po 50 kilometrów dwa, trzy razy w tygodniu, aby trenować w normalnych warunkach. Zresztą Mateusz i Wojtek zaczęli od razu nadawać na tych samych falach. Utwierdziłem się więc w przekonaniu, że wybór “Cetnara” na stanowisko trenera Dulla Boys był najlepszym z możliwych. Ma pasję, kocha futbol, pokochał też Afrykę i tych chłopców, z którymi pracuje. Pasuje tu idealnie. I jest dobrym człowiekiem, a to ważne nie tylko dla mnie i zespołu, ale także dla całej filozofii Pili Pili Wojtka Żabińskiego.
A wielu było chętnych?
Oj tak! Napłynęło ponad 60 zgłoszeń, a kilku trenerów nawet się na mnie obraziło, bo na Twitterze dałem ogłoszenie, że szukam szkoleniowca z kategorią UEFA A, ostatecznie wybierając człowieka z dyplomem instruktora. Natomiast widząc jaką ma pasje i plan na tę drużynę, wiem, że to był najlepszy kandydat do tej roboty. A ja całym odzewem byłem wręcz zszokowany. Spodziewałem się, że zgłosi się kilka osób, a tu maile nie mieściły się w skrzynce.
Zostawiając na chwilę Dulla Boys, co mówią na Zanzibarze o polskiej lidze? Typują Legię na mistrza?
Czasu mam mało, ale staram się oglądać, na ile pozwolą obowiązki zawodowe, a o polskiej lidze mogę na przykład dyskutować z naszymi nowymi kucharzami, którzy przyjechali z Polski. I rzeczywiście, wszyscy jesteśmy zgodni, że Legia idzie po mistrza. Legia potrafi grać skutecznie z Pekhartem i bez Pekharta, o czym świadczy wysokie zwycięstwo z Wisłą Płock.
Zresztą od zawsze twierdziłem, że kupno Pekharta było samoograniczeniem się Legii. Że o ile na ligę to wystarczy, to przy wejściu na wyższy poziom - do europejskich pucharów - taka przewidywalność w przodzie może się źle skończyć. Większego przekonania nabrałem do Czecha, kiedy zespół objął Czesław Michniewicz, bo zaczął grać aktywniej tyłem do bramki, a nie tylko skupiać się na wykańczaniu akcji. Ale, legioniści wykonali jeszcze jedną fantastyczną akcję, o której być może nie wszyscy wiedzą…
I zapewne ma ona coś wspólnego z Zanzibarem!
Mateusz Cetnarski przez wiele lat miał kontrakt z Pumą, więc udało się dość szybko załatwić paczkę z butami dla naszych zawodników. Na marginesie dodam, że zakup sprzętu sportowego w tym rejonie świata jest piekielnie ciężki. Z dużym wyprzedzeniem czasowym można zamówić słabej jakości obuwie, a porządnej piłki do beach soccera też tu się nie dało kupić. Musieliśmy sprowadzić z Polski. Wracając do Legii: Mateusz skontaktował się ze swoim przyjacielem, Bartkiem Kapustką i zapytał, czy przy Łazienkowskiej nie mają kilku zbędnych par butów. Okazało się, że udało się uzbierać ich aż siedemnaście! Jak ten prezent zobaczyli nasi piłkarze to byli w wielkim szoku. Piłkarzom Legii jesteśmy naprawdę bardzo wdzięczni i jeszcze raz serdecznie dziękujemy.
Wiem już, że drużyna ma w czym grać, ale nie wiem jeszcze, kto w niej gra. Co ci ludzie robią w życiu, oprócz tego, że bawią się w futbol i marzą o wielkiej karierze?
To przeważnie młodzi zawodnicy. Wielu z nich nie ma jeszcze skończonych dwudziestu lat. Są kucharzami, kelnerami, instruktorami kaita, niektórzy się uczą…
Czyli amatorzy, którzy za grę nie dostają złotówki, czy tam tanzańskiego szylinga.
Właśnie niedługo zaczną dostawać! Mam poczucie, że wraz z profesjonalizowaniem Dulla Boys, zmieniamy ich życie.
Żeby tylko za szybko nie ruszyli w miasto!
W większości to praktykujący muzułmanie.
A tacy nie piją i nie włóczą się po imprezach?
No nie piją, więc nie ma się co obawiać. Ich religia dopuszcza wchodzenie w związki małżeńskie z czterema kobietami naraz, więc... jak te cztery żony zobaczą, że z facetem coś jest nie tak, to raczej wrażeń szukać nie będzie. Ale - mówiąc już całkiem serio - chodzi o przedstawienie im wizji. Jeśli uwierzą w nasz plan, to mogą zajść bardzo daleko, a myślę, że większość - o ile nie wszyscy - już nam zaufała. Ja zresztą nie mogę się doczekać, kiedy ruszymy z naszym serialem o Dulla Boys na Youtube.
Ale choć nie wiem jak bardzo Dulla Boys by się postarali, to w Multilidze nie wystąpią. Tobie ten zespół zastępuje pracę w Canal+, czy jednak brakuje Ci transmisji z meczów najlepszej ligi świata?
Ależ gdyby była taka okazja, żeby popracować przy Multilidze, to zapewniam, że samolot by się znalazł. Mówiąc zupełnie szczerze, bardzo bym chciał, żeby coś takiego się zdarzyło, ale zdaję sobie sprawę, że telefon może nie zadzwonić, bo życie idzie po prostu naprzód. Mam swoją Pili Pili TV. Chcę żeby był w niej i sport, materiały podróżnicze, trochę tutejszej kultury i kuchni. Jestem tutaj dopiero dwa miesiące, ale widzę, jak wiele świetnych dziennikarskich projektów możemy tu zrealizować. Takie wyjście poza strefę komfortu było mi potrzebne i sądzę, że przyniesie ciekawe efekty. Będę lepszym dziennikarzem, bardziej kompletnym. A co będę robił za jakiś czas?
No właśnie, co będziesz robił?
Jeszcze cztery miesiące temu powiedziałbym, że do końca życia chcę pracować w Canal Plus, więc takie rozmowy mają z mojej perspektywy niewielki sens.