PZPN męczy brakiem wyboru selekcjonera. "To niestety podważanie nazwiska Nawałki"
Ten serial trwa za długo. Jest męczący bardziej niż niejedna świetnie zapowiadająca się produkcja Netflixa. Ile to razy oglądamy czwarty lub piąty sezon danego serialu, tylko dlatego, że mamy za sobą kilka poprzednich edycji? Podobnie jest teraz z wyborem selekcjonera przez PZPN.
Zapewne macie tak, że nie otwieracie już każdego newsa czy analizy na temat potencjalnych selekcjonerów reprezentacji Polski. A jeśli już klikacie, to scrollujecie, byle mieć z głowy. Oczywiście PZPN nie jest fabryką rozrywkowych treści dla dziennikarzy i kibiców, ale dzisiejszy dzień przesądził o tym, ze PZPN obrzydził nam przyszłą celebrację z okazji ogłoszenia selekcjonera.
Do mediów znów przebija się narracja, że Cezary Kulesza nie jest fanem powrotu Adama Nawałki na stanowisko selekcjonera. Adam Nawałka jest mocną opcją, ale rezerwową - taki wniosek można wysnuć.
Komunikat PZPN-u znów jest marny, bo krótki i niekonkretny. Ale zawiera jedną ważną informację:
- Prezes poinformował Członków Zarządu, że trwają negocjacje z kandydatami na trenera. Przez wzgląd na ich pomyślny przebieg oraz spokój niezbędny dla najlepszej decyzji, PZPN nie będzie udzielał więcej informacji w tym temacie do czasu jej podjęcia.
Czytamy, że trwają negocjacje z kandydatami. Nie z jednym kandydatem. Nawet jeśli to gra na czas (ale w takim razie po co?) ze strony federacji, to jest coraz więcej powodów, by opinia publiczna nie pokładała dużej wiary w Adama Nawałkę. Gdy zostanie oficjalnie ogłoszony, to zostanie w nas przeświadczenie, że Cezary Kulesza chciał dokonać lepszego wyboru, ale takiej możliwości lub pomysłu nie miał.
Andrij Szewczenko to nazwisko bardzo mało prawdopodobne. Ma on aktualny kontrakt w Genoi, bo wcale nie rozwiązał go za porozumieniem stron. Dlatego też minimalne oczekiwania Ukraińca to wyrównanie wartości jego pensji z Włoch. A PZPN nie da mu ponad 2 milionów euro za rok, podczas gdy żyjemy w rzeczywistości, w której Paulo Sousa pobierał około 850 tysięcy euro.
Podważanie nazwiska Nawałki
- Gdybym nazywał się Alardicci, ludzie prawdopodobnie uznaliby mnie za najlepszy wynalazek od czasu wymyślenia krojonego chleba - te słowa wypowiedział Sam Allardyce w obronie własnej, ale i angielskiej myśli szkoleniowej.
Trochę podobnie wygląda to teraz ze strony PZPN-u. Cechy i doświadczenie, które przejawia Adam Nawałka bardzo związkowi pasują, ale sama jego postać już mniej. I nie jest to kwestia braku włoskich korzeni, po prostu to człowiek, który już był. Nie będzie niczym nowym, nawet jeśli misja awansu na mundial się powiedzie, to nie będzie to pewnie oklaskiwane jako strzał w dziesiątkę, tylko: dobrze wybrali, awansowaliśmy po męczarniach, ale co dalej?
Bo jako społeczeństwo piłkarskie mocno dojrzeliśmy. Przyzwyczailiśmy się do tego, że Leo Messi mówi w samych superlatywach o Robercie Lewandowskim, Cristiano Ronaldo głosuje na niego jako na najlepszego piłkarza na świecie, a do reprezentacji Polski zgłaszają się nazwiska wybitne, także takie dzięki którym niektórzy z nas zakochali się w tej dyscyplinie.
Dlatego bardzo pozytywnie należy odbierać to, że na polskim kibicu nie zrobił wielkiego wrażenia przyjazd Fabio Cannavaro do Warszawy czy jego 56-stronnicowa prezentacja na temat reprezentacji Polski. Polski kibic sprawdził, co osiągnął Cannavaro, ale już po ukończeniu 38. roku życia, czyli po zakończeniu kariery piłkarskiej. I wyszło na to, że niewiele, więc nie warto cieszyć się, że chce on objąć reprezentację.
Nawałka to wybór, który znamy. Ale nie mamy pojęcia, gdzie będzie sufit jego możliwości przy drugim podejściu do kadry. Bo bolesny upadek w Moskwie mógłby spotkać każdego. Natomiast faktem jest, że ten jeden mecz z Rosją zadecyduje o tym, jaka łatka przylgnie do Nawałki w 2022 roku.
Nawałka nie powinien dać wyprowadzić się z równowagi
Kiedyś Brendan Rodgers powiedział, że ’’bycie menedżerem jest jak próba budowy samolotu w trakcie lotu”. Idealnie pasuje to do obecnej sytuacji. W końcu reprezentacja Polski próbuje dolecieć na mundial w Katarze, ale musi to zrobić z międzylądowaniem w Rosji.
Oczywista, metaforyczna awaria to porzucenie drużyny przez Paulo Sousę, ale Adam Nawałka jest w stanie naprawić sytuację mimo trudnego timingu. Czy to zrobi? Nie wiadomo. Za to pewne jest, że to trener, który mimo trzyletniej przerwy może wejść z marszu do tej ekipy i stworzyć z piłkarzami fantastyczny monolit.
Jeśli faktycznie jest pomysł w głowie Cezarego Kuleszy, by zatrudnić kogoś innego, to będzie miał on nie dość, że mało czasu na nawiązanie relacji z drużyną, to i trudne wejście. Bo prawie każdy, a na pewno rozsądny wybór prezesa ogłoszony jeszcze tydzień temu byłby przyjęty z ostrożnym optymizmem. Dzisiaj każdy dzień zwłoki powoduje, że zaufania wobec tego wyboru maleje.
Powrót Nawałki to ostatni rozdział jego brawurowej kariery w polskiej piłce. Bo nawet jeśli będzie jeszcze jakiś klubowy epizod, to będzie on tylko epilogiem, który mało kogo będzie obchodził wobec jego lat pracy w reprezentacji Polski.
Sven Goran Eriksson został kiedyś zapytany przez angielskiego dziennikarza, jak chciałby odchodzić z drużyny narodowej. Odpowiedział: - Żywy.
Adam Nawałka nie jest zadowolony z tego jak jego przygoda z reprezentacją się zakończyła, dlatego - mimo że niektórzy się o to obawiają - nie powinien unieść się honorem i zrezygnować z propozycji PZPN-u poprzez przedłużony czas oczekiwania na podpis prezesa Kuleszy pod kontraktem. Bo Nawałka nie wraca do PZPN-u, tylko do reprezentacji Polski. Z pewnością postrzega to jako powrót do swoich podopiecznych i całej społeczności kibiców i zwlekanie PZPN-u nie powinno wyprowadzić go z równowagi.
Ale jeśli tak by się stało - to już naprawdę Netflix powinien nagrać serial o wydarzeniach w polskiej piłce rozpoczętych drugiego dnia świąt. Taka produkcja, w przeciwieństwie do obecnej sytuacji, by nas nie zmęczyła.