Puszyć się jak "Pawie". Szalony trener, ciekawy skład i prawdziwa twarz Klicha. Liverpool FC musi uważać
W pierwszej kolejce Premier League broniący tytułu Liverpool stanie przed ciekawym wyzwaniem. Leeds United to jeden z najciekawszych beniaminków ostatnich lat. Zespół inny niż wszystkie.
Warto śledzić poczynania “Pawi” nie tylko ze względu na obecność w ich składzie Mateusza Klicha i znanego z gry w Lechu Poznań Barry’ego Douglasa. Mimo że mówimy o drużynie, która dopiero awansowała z Championship, fani futbolu na dobrym poziomie powinni skupić wzrok na Elland Road. Leeds nie jest siermiężną ekipą w stylu, z całym szacunkiem, Cardiff, Huddersfield albo West Bromu. Do najwyższej klasy rozgrywkowej wchodzi zgrany kolektyw, który pojedynczymi momentami nawiązuje do poziomu prezentowanego przez FC Barcelonę Pepa Guardioli. Naprawdę.
Pod okiem “El Loco”
Porównania do obecnego trenera Manchesteru City nie są przypadkowe. Kilka lat temu Katalończyk przyznał przy okazji meczu “Barcy” z prowadzonym przez Bielsę Athletikiem Bilbao, że Argentyńczyk tak się przygotował do tego spotkania, jakby znał drużynę “Blaugrany” lepiej od niego.
Chociaż gablota Argentyńczyka świeci pustkami, wielu uznaje go za jednego z czołowych trenerów w Europie. Ale 65-latek sukcesu nie mierzy liczbą zwycięstw czy pucharów. To tylko dodatek. Kolejne aluminium do muzeum. Prawdziwy triumf tkwi w sportowej idei. Futbolowej filozofii.
- Gdyby piłkarze nie byli ludźmi, nigdy bym nie przegrał. Niestety nimi są - mówił Bielsa, ciągle wypytywany o brak trofeów.
Obserwując Leeds, praktycznie nigdy nie ujrzymy topornego futbolu, murowania dostępu do własnej bramki. “Mister” na to nie pozwoli. On ma obsesję na punkcie pressingu, wybiegania, koronkowych akcji. Lepiej pięknie przegrać, niż brzydko wygrać. Jego zdaniem to droga, a nie cel, uświęca środki. Metody “Szaleńca” sprawdzają się znakomicie. Fani pokochali wszelkie aberracje przywódcy.
Przydomek “El Loco” nie wziął się znikąd. Drugiego takiego ekscentryka ze świecą szukać. Anegdotami na temat Bielsy można by wypełnić długi jesienny wieczór i jeszcze sporo by zostało na później. Wystarczy przytoczyć sytuację, kiedy to w trakcie pracy w ojczyźnie wybiegł do czyhających pod jego drzwiami fanów z granatem w ręku. Kibice byli źli, że ich drużyna przegrała 0:6, więc przyjechali pod dom trenera. Drugi raz nie popełnili tego błędu.
Bielsa ma obsesję na punkcie futbolu. To maniak, ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Przyznaje, że w swoim życiu obejrzał ponad 50 tysięcy spotkań. O tym, że zna podopiecznych na wylot, wie każdy. Szok nastąpił rok temu, gdy zwołał konferencję i przez długie godziny szczegółowo opowiadał o zawodnikach rywali z Championship. Na 99% podobny manewr zastosował po awansie. Nikogo by nie zdziwiło, gdyby Bielsa już wiedział o Mohamedzie Salahu i Virgilu van Dijku więcej od samego Juergena Kloppa. Po prostu “El Loco”.
Polskie wątki
Dziwactwa w stylu spania w klubowym biurze to jedno, ale nie zapominajmy, że Bielsa robi to wszystko, aby natchnąć piłkarzy do lepszej gry. On chce, żeby zawodnicy w niego uwierzyli, podążyli za ideą, sposobem myślenia. Używając metafory, odgrywa rolę pasterza dla zbłąkanych piłkarskich “owieczek”. Idealny przykład skuteczności tych metod stanowi droga Mateusza Klicha. W pierwszym sezonie na Wyspach polski pomocnik rozegrał ledwie pięć spotkań w lidze. Dziś jest żelaznym żołnierzem Leeds. Od jego nazwiska zaczyna się ustalanie wyjściowego składu. To prawdziwa twarz “Clichy’ego”. Nie ta nijaka z kadry, którą trenuje Jerzy Brzęczek.
- Bielsa uratował mi karierę. Nie wyobrażałem sobie, że jestem w stanie wejść na poziom, na którym jestem od dwóch lat - mówił Klich w wywiadzie dla “Przeglądu Sportowego”.
O magicznej sile działania Argentyńczyka przekonał się także dobrze znany polskim fanom Barry Douglas. W trakcie kariery Szkot natrafił na mnóstwo przeszkód i przez kilka lat mógł być uznany za urodzonego pechowca. Gdy grał jeszcze w Lechu Poznań, kibice grozili mu, bo znikąd pojawiły się plotki o zainteresowaniu ze strony Legii Warszawa. Wydawało się, że Barry odnalazł raj na ziemi w Wolverhampton. W sezonie 2017/18 przyczynił się do awansu “Wilków” do Premier League czternastoma asystami. Problem w tym, że wtedy na Molineux wkroczył Jorge Mendes, który zbudował osobistą, iberyjską kolonię. Douglasa pożegnano tylnymi drzwiami, żeby zrobił miejsce dla fali Portugalczyków. Z kolei w Leeds zerwał więzadła, co wyeliminowało go z ubiegłorocznych baraży.
Były zawodnik “Kolejorza” miał jednak troszkę szczęścia, bo trafił pod skrzydła trenera idealnego. Bielsa na jednej z konferencji przez dwie minuty sumiennie mówił o zaletach Douglasa. Podkreślał doskonałą lewą nogę, pracowitość, wszechstronność, możliwość wykonywania stałych fragmentów gry. Jutro 31-latek będzie mógł spełnić marzenie o grze w Premier League. Cóż, od Bułgarskiej na Anfield jeden krok.
“Pawie” rozwijają skrzydła
Przed startem sezonu łatwo rzucać wielkimi słowami, ale Leeds naprawdę wydaje się drużyną skrojoną pod oczekiwania każdego sympatyka futbolu na wysokim poziomie. Ktoś lubi grę szybką, z pasją, żarem, taką, aby murawa wręcz płonęła pod naporem korków? Inny preferuje kombinacyjne ataki pozycyjne? A może huraganowe kontrataki? To wszystko definicje stylu Bielsy. Dodatkowo w Championship “Pawie” zajęły trzecie miejsce pod względem liczby wykonanych wślizgów. Atak, rozegranie, obrona - u Argentyńczyka każdy element funkcjonuje na tip-top.
Skupienie, mobilność, rotacja, spontaniczność. To cztery fundamenty filozofii ekscentrycznego trenera. Papier przyjmie wiele, jednak ten styl sprawdza się i to nie tylko na zapleczu Premier League. Kilka miesięcy temu Leeds miało okazję zmierzyć się z Arsenalem w Pucharze Anglii. Bez strachu podeszli do pojedynku z “Kanonierami”.
Spotkanie z Liverpoolem, które zaplanowano na 18:30, zapowiada się na prawdziwy hit pierwszej serii gier. To nie będzie zwykły pojedynek świeżo koronowanego mistrza z nieopierzonym beniaminkiem. Bielsa od dwóch lat harował, aby przygotować drużynę na rywalizację z najlepszymi. Niech nikt nie spodziewa się obrony za wszelką i taktyki a’la autobus. Leeds wyjdzie na Anfield z otwartą przyłbicą.
Na ten moment Marcelo Bielsa czekał przez całą karierę . Nie zawsze usłaną różami, ale zawsze prowadzoną w zgodzie z nietuzinkowymi zasadami. Wysyłanie skautów na drzewa, żeby podglądali treningi rywali czy straszenie swoich kibiców granatami, to pikuś. Dopiero teraz ujrzymy prawdziwą twarz Argentyńczyka. “Szaleniec” i jego żelazna armia, z Mateuszem Klichem, na czele ruszają na podbój Premier League.
***
W tym miejscu przeczytasz o możliwym końcu Davida de Gei w roli bramkarza numer jeden United.
Tutaj z kolei dowiesz się, który nowicjusz może w nowym sezonie najbardziej błyszczeć w Premier League.