Pustka w glorii chwały hiszpańskiego magika. Jak mistrz pokonał depresję
W Hiszpanii przyjęło się mówić, że jeżeli potrzebujesz piłkarza do zrobienia czegoś wielkiego, najlepiej zwróć się do Andresa Iniesty. Nazywasz się Leo Messi i właśnie przegrywasz walkę o finał Ligi Mistrzów? Wycofaj piłkę do niego. W finale mistrzostw świata dobiega końca dogrywka, a ty nadal nie zadałeś decydującego ciosu? Zobacz, w polu karnym pojawił się on. Jego historyczne gole na Stamford Bridge i w Johannesburgu dzieli zaledwie kilkanaście miesięcy. Ale to właśnie w tak zwanym “międzyczasie” w życiu Andresa Iniesty wydarzyło się jednak najwięcej.
- Mijają dni i zdajesz sobie sprawę, że nie wracasz do zdrowia, nie czujesz się dobrze, nie masz w sobie energii - wspominał wydarzenia z lata 2009 roku w jednej z najnowszych produkcji filmowych firmy Rakuten pt. “Andres Iniesta, Nieoczekiwany bohater” sam zainteresowany. - Wszystko wydaje się jakieś zachmurzone lub wręcz ciemne. Potem zaczynam trenować, ale nadal nie czuję się dobrze. Mój stan zdrowia się nie poprawia.
“Mamo, mogę spać z Tobą?”
Właśnie znalazłeś się na samym szczycie. Twoja drużyna wygrała wszystko, co było do wygrania. W kraju i na arenie międzynarodowej. Wkrótce będą was postrzegać za jeden z najwspanialszych - jeśli w ogóle nie najwspanialszy - zespołów w całej historii futbolu. Ty sam odegrałeś w tym wszystkim jedną z kluczowych ról. Zarówno na przestrzeni sezonu, jak i w decydujących momentach. Tylko twoi dwaj koledzy z drużyny uważani są za jeszcze wybitniejszych piłkarzy od ciebie. Choć po finale Ligi Mistrzów jeden z najważniejszych zawodników pokonanego przeciwnika to ciebie określił mianem “najlepszego na świecie”.
Przed tobą kolejne wyzwania. Nie tylko w klubie, ale również na niwie reprezentacyjnej. Ni stąd ni zowąd przestajesz mieć jednak na nie ochotę. W zasadzie to w ogóle na nic nie masz ochoty. Ani na grę w piłkę, ani na wyjście do kina z narzeczoną, ani na kolację ze znajomymi. Podczas wizyty w rodzinnym domu, w środku nocy przychodzisz do swojej mamy i pytasz, czy mógłbyś… spać razem z nią. Masz 25 lat.
Twoje ciało reaguje na to, co dzieje się w twojej głowie. Kontuzja, z którą zagrałeś na koniec poprzedniego sezonu w finale Pucharu Europy - a i tak byłeś świetny, zaliczyłeś nawet asystę przy pierwszym golu - nie goi się tak, jak oczekiwano. Na domiar złego dochodzi do tragedii. Umiera twój przyjaciel z boiska. Dani Jarque był zaledwie rok starszy od ciebie.
Niczym depresja poporodowa
- Nie jest niczym niezwykłym, że po bardzo błyskotliwym lub bardzo intensywnym okresie człowiek odczuwa pustkę - powiedziała we wspomnianym dokumencie filmowym psycholog Andresa Iniesty, Inma Puig. - Można doszukać się w tym podobieństwa do depresji poporodowej. Chodzi o to, że są chwile, w których żyje się na bardzo dużej intensywności. Przygotowania do nich trwają bardzo długo i kiedy w końcu osiąga się cel, pojawia się pewne odczucie pustki.
Zapomnij raz na zawsze o tym, że sukcesy, sława i pieniądze wykluczają cię z grona ludzi podatnych na problemy ze zdrowiem psychicznym. Depresja nie wybiera. Nie interesuje jej to, czy masz w życiu “pod górkę” czy wręcz przeciwnie. Potrafi uderzyć w najmniej spodziewanym momencie. Nawet wtedy, kiedy - tak by się wydawało - znajdujesz się na rzeczonym szczycie. Albo szczycie szczytów. Nieważne, czy prywatnym, czy zawodowym.
Ostatnio można odnieść wrażenie, że sportowcy coraz częściej cierpią na problemy zdrowotne. Mowa jednak nie o żadnych urazach mięśniowych ani kontuzjach kolan. Chodzi o uszczerbki na kondycji psychicznej, do której coraz większa liczba piłkarzy również na najwyższym poziomie zaczęła się przyznawać. W Anglii podczas pandemii koronawirusa infolinia stworzona przez krajowy Związek Zawodowych Piłkarzy dla zawodników z problemami natury mentalnej miała wręcz kipieć od połączeń. Co chwila ktoś dzwonił, żeby poprosić o wsparcie. Zdrowie psychiczne i fizyczne są zresztą ze sobą powiązane. W obie strony.
“Człowiek, nie piłkarz”
- Pamiętam, że powiedział mi: “najważniejszy teraz jest Andres, nie jako zawodnik. Dla mnie w pierwszej kolejności jest człowiekiem, potem piłkarzem” - Ruig przywołała fragment swojej rozmowy z ówczesnym trenerem Barcelony. Pep Guardiola również zwrócił się o pomoc do psychologa. Nigdy wcześniej w swojej szkoleniowej karierze nie spotkał się bowiem z podobnym problemem.
Po latach koledzy z drużyny przyznają, że nie zdawali sobie wówczas sprawy z powagi sytuacji. Nie pomagała w tym osobowość z natury wycofanego Iniesty, który tłumił wszystko w sobie. Gerard Pique czy Sergio Busquets dopiero jakiś czas później dowiedzieli się, w jak złym stanie emocjonalnym znajdował się ich partner z klubu i reprezentacji. Guardiola miał jednak od samego początku odegrać jedną z kluczowych ról w powrocie jednej ze swoich największych gwiazd do pełni zdrowia.
- Andres wyzdrowiał dzięki pracy absolutnie całego zespołu: lekarza, siebie samego, Anny, wtedy jego narzeczonej, dziś żony, matki Marii, ojca Jose Antonio, siostry Maribel, szwagra Juanmiego i wielu innych - wyjaśniła jednak Puig. - Wszyscy jak jeden mąż mówili to samo: “Inma, powiedz nam, co każdy z nas może zrobić, aby pomóc Andresowi wyzdrowieć”.
Kiedy Iniesta miał ochotę zostać w łóżku, zostawał. Kiedy chciał wyjść z kolacji ze znajomymi, wychodził. Kiedy nie chciał trenować, jechał do domu. Nikt nie pytał go dlaczego.
I tak krok po kroku wrócił. A na koniec tego samego sezonu zrobił coś jeszcze bardziej historycznego niż kilkanaście miesięcy wcześniej na Stamford Bridge.
Lepszy niż wcześniej
- Ale czy rzeczywiście będę mógł znowu być taki jak wcześniej? - zapytał Iniesta podczas trwającej terapii, podczas której nie opuścił, nie odwołał ani nie spóźnił się na żadną sesję (zazwyczaj miał pojawiać się 10-15 minut przed czasem).
- Wiesz, być może nie taki sam, za to prawdopodobnie dużo lepszy - słyszał od wszystkich w odpowiedzi.
- Zdał sobie sprawę, że życie jest czymś więcej niż graniem w piłkę nożną, zgadzaniem się na wszystko i byciem dostępnym dla wszystkich ludzi - uważa żona legendy Barcelony, Anna. - To pomogło mu poczuć się lepiej z samym sobą, lepiej siebie poznać i cieszyć się tymi wszystkimi małymi rzeczami, których będąc tam wysoko, czasami nie dostrzegasz.
Andres Iniesta, który dziś cieszy się życiem i końcówką piłkarskiej kariery w odległej Japonii razem z Anną i czworgiem dzieci, wygrał swój najważniejszy mecz. Znacznie ważniejszy niż półfinał Ligi Mistrzów rozegrany w zachodnim Londynie. Nieporównywalnie bardziej istotny niż finał mundialu sprzed dekady. Dla niego tamtych kilkanaście miesięcy między jednym a drugim wydarzeniem, z którymi utożsamiają go absolutnie wszyscy, musiało stanowić prawdziwą wieczność.
Pozostało jednak przesłanie dla wszystkich. Nieważne, kim jesteś. Nigdy nie znasz dnia ani godziny. Choroba może zaatakować cię w każdej chwili, z każdej strony. I zniszczyć ci wszystko. Obyś mógł wtedy liczyć na takie wsparcie jak Iniesta. A nigdy nie wyjdziesz z tego taki sam. Tylko mocniejszy.
Wojciech Falenta