Puchar wstydu, a nie Narodów Afryki. Żałosny poziom, seria kompromitacji, organizacyjna katastrofa
Za nami faza grupowa Pucharu Narodów Afryki - turnieju, który składa się z większej liczby członów niż oferowanych spotkań na wysokim poziomie. W ostatnich dniach na boiskach “Czarnego Lądu” rządziły mizerny poziom piłkarski, brak bramek i kuriozalne decyzje sędziów. Powiedzenie, że PNA to organizacyjnie Stal Mielec byłoby niestety obrazą dla popularnych biało-niebieskich.
1,9 - tyle bramek średnio padało w jednym spotkaniu fazy grupowej afrykańskiego turnieju. W żadnej europejskiej lidze średnia strzelonych goli nie jest tak niska. A warto przecież zauważyć, że piłkarze i tak raczyli zwiększyć skuteczność po pierwszej kolejce, w której pod względem sportowym nie działo się właściwie nic. Oczywiście, bramki w futbolu to nie wszystko, jednak wizytówką tego turnieju są nudne, brutalne, a niejednokrotnie kuriozalne wydarzenia, które ze sportową rywalizacją mają niewiele lub nic wspólnego.
Delikatność brutalności
- Puchar Narodów Afryki musi być bardziej szanowany. Rozgrywki powinny być uznane za równie ważne, co mistrzostwa Europy - przyznał niedawno Patrick Vieira.
- Afrykańscy piłkarze są niezwykle utalentowani, nieco bardziej od Europejczyków. Nie widzę powodów, dlaczego zespół z Afryki miałby kiedyś nie zdobyć mistrzostwa świata. To nie jest dla nas niemożliwe - stwierdził przed startem turnieju Samuel Eto’o na łamach “The Athletic”.
40-latek został niedawno prezesem kameruńskiej federacji, zatem jednocześnie stał się twarzą tegorocznej edycji PNA. Można zrozumieć chęć obrony wartości swojego turnieju, jednak słowa Eto’o brutalnie zderzyły się z rzeczywistością. Wystarczyło włączyć mecz otwarcia i odczekać kilkadziesiąt sekund, aby zrozumieć, że piłce w Afryce jeszcze bardzo daleko do europejskiego poziomu.
Ocena pucharu na podstawie jednego nieodpowiedzialnego zagrania byłaby nierzetelna. Sęk w tym, że kolejne mecze tylko potwierdziły filozofię wyznawaną przez większość drużyn. Wiele ekip gra agresywnie, brutalnie, mecze są notorycznie przerywane po różnorakich przewinieniach. Zawodnicy wyznają zasadę, że albo przejdzie piłka, albo rywal. Innych opcji nie ma. Szczytem pomieszania futbolu ze sportami walki było spotkanie Gabonu z Ghaną, gdzie w samej pierwszej połowie popełniono 27 fauli. Po ostatnim gwizdku liczba przewinień przekroczyła 50. Ghańczycy zresztą zakończyli swoją przygodę na PNA, mając podobną liczbę zdobytych bramek, co otrzymanych wykluczeń.
W pamiętnym starciu z Gabonem z boiska wyleciał Benjamin Tetteh, który uderzył rywala, kiedy pod koniec meczu wybuchła istna wojna. Wszystko rozpoczęło się od tego, że Ghańczycy wybili piłkę na aut, aby jednemu z rywali została udzielona pomoc medyczna. Zgodnie z niepisanymi regułami Gabończycy powinni oddać piłkę po wznowieniu gry, jednak ci postanowili przeprowadzić akcję, którą zresztą zakończyli zdobyciem bramki. Chaos, bójka, pandemonium. Puchar Narodów Afryki.
- Fair-play to termin wymyślony przez Anglików. W języku francuskim nie znamy takiego pojęcia - tłumaczył po całym zdarzeniu selekcjoner Gabonu.
Andre Ayew, kapitan reprezentacji Ghany, po tamtym spotkaniu odgrażał się, że teraz cała Afryka zobaczy prawdziwy poziom jego drużyny. W następnym meczu sam wyleciał z boiska z czerwoną kartką, a “The Black Stars” odpadli po porażce z ekipą Komorów. Pożegnanie z Afryką. Pożegnanie bez stylu.
Średniowieczny sposób gry wielu zawodników szkodzi wirtuozom, którzy faktycznie mają coś do pokazania. Sadio Mane w trzech meczach został sfaulowany jedenaście razy. Mohamed Salah otrzymał więcej kuksańców od rywali niż podań w polu karnym od swoich partnerów. Sofiane Boufal nierzadko bawi się na murawie, czym zachwyca fanów przy jednoczesnym ryzykowaniu własnym zdrowiem. Każdy ośmieszony przeciwnik oznacza stempel na nodze. Takie są zasady gry.
Piłkarska mizeria
Trudno wyobrazić sobie inny turniej, w którym mogłoby dojść do tak absurdalnej sytuacji, jak awans z pierwszego miejsca drużyny z bilansem 1:0. Ta sztuka udała się Senegalowi, który za sprawą rzutu karnego Sadio Mane pokonał Zimbabwe, a w dwóch następnych meczach zanotował dwa bezbramkowe remisy. Nie ilość, a jakość mówią. Chociaż trudno i ją znaleźć podczas piłkarskich zmagań w Kamerunie.
Zarówno statystyki, jak i obejrzenie praktycznie dowolnego spotkania potwierdza, że w przypadku wielu reprezentacji mamy do czynienia z brakiem wystarczającego poziomu. Jest kolorowo, barwnie, są ciekawe historie pokroju pierwszej bramki w turnieju reprezentacji Komorów czy płaczącego ze wzruszenia Mohameda Kamary, bramkarza Sierra Leone, który nosi pseudonim “Fabiański”. Cała malownicza otoczka jednak nie wynagrodzi piłkarskiej mizerii.
Puchar Narodów Afryki to najgorszy turniej międzynarodowy ostatnich lat, jeśli weźmiemy pod uwagę średnią liczbę stworzonych sytuacji, celnych podań i ich celności. Na mistrzostwach Europy zespoły statystycznie w każdym meczu 25 razy przeprowadzały sekwencję minimum 10 celnych podań z rzędu. Na PNA wskaźnik ten jest dwa razy gorszy i może się równać jedynie z afrykańskim turniejem z 2019 roku. W naszej rodzimej Ekstaklasie, która często jest obiektem kpin i szyderstw, gracze z większą pieczołowitością szanują piłkę.
W afrykańskich zespołach brakuje zawodników, którzy reprezentowaliby poziom zbliżony do tego, jaki na co dzień oglądamy w najlepszych europejskich ligach. Na razie bohaterami turnieju można nazwać golkiperów, chociaż dramatycznie mała liczba bramek wiąże się głównie z indolencją graczy odpowiedzialnych za ich zdobywanie. Według statystyk portalu “Opta” po drugiej kolejce fazy grupowej łącznie powinno paść 60 goli według modelu expected goals. Strzelono ich o 20 mniej. Napastnicy nie strzelają, pomocnicy nie kreują, a nie można przecież zapomnieć jeszcze o ekscesach sędziów.
Konkurs wpadek w stylu wolnym
Wizytówką PNA można nazwać wydarzenia ze spotkania Tunezja - Mali, które już na zawsze zapiszą się w historii futbolu. Wtedy to arbiter Janny Sikazwe postanowił zakończyć mecz w 85. minucie. Zreflektował się po protestach ze strony zawodników i sztabu Tunezyjczyków, którzy gonili wynik. Powtórnie ogłosił koniec meczu przed tym, jak minęła 90. minuta. Odesłał wszystkich do szatni, żeby po kwadransie zaprosić zawodników na dogranie spotkania. Malijczycy odmówili, bo mieli korzystny wynik. Cyrk na kółkach.
- Sędziemu zaszkodziło słońce. Termometry pokazywały 34 stopnie, arbiter stracił poczucie czasu, dlatego dwa razy za wcześnie skończył mecz. Kiedy stracono kontrolę, spotkanie miał dokończyć czwarty arbiter, ale jedna z drużyn odmówiła powrotu na boisko - tłumaczył Essam Abdel-Fatah, przewodniczący afrykańskich sędziów.
Jako ciekawostkę można dodać, że w 2018 roku Sikazwe został zawieszony za korupcję i ustawianie meczu, który prowadził. Wtedy słońce nie było wystarczającą linią obrony.
Równie kuriozalna sytuacja zdarzyła się podczas rywalizacji Etiopii z Wyspami Zielonego Przylądka. W 12. minucie reprezentacja zwana “Błękitnymi Rekinami” powinna wyjść na prowadzenie po przepięknym uderzeniu z rzutu wolnego. Gol nie został uznany, bo kiedy piłkarz oddawał uderzenie, arbiter postanowił sprawdzić na monitorze VAR, czy na pewno podjął właściwą decyzję. Zamiast żółtej kartki, pokazał Yaredowi Baye czerwoną, zabierając Wyspom Zielonego Przylądka bramkę.
Na tym nie koniec kontrowersji. Jeszcze przed oficjalnym otwarciem turnieju Burkina Faso złożyło skargę, donosząc że zawodników w środku nocy obudzono, aby przeprowadzić nieplanowane wcześniej testy na koronawirusa. Kontrolerzy nie chcieli się wylegitymować, co sfrustrowało Bertranda Traore.
- To skandal, dzień przed meczem kilku naszych zawodników usłyszało, że nie może zagrać. Takie procedury są niedopuszczalne - grzmiał lider Burkina Faso w rozmowie z “ESPN”.
Swoje przygody mieli też reprezentanci Gabonu. Oficjalnie federacja poinformowała, że Pierre-Emerick Aubameyang i Mario Lemina nie wystąpią w turnieju, bo zmagają się z problemami kardiologicznymi po przebytej chorobie. Afrykańscy dziennikarze donieśli jednak, że obaj przylecieli na zgrupowanie, regularnie imprezowali, a jednej nocy sprowadzili do hotelu grupę dziewczyn i wdali się w przepychankę z ochroniarzami. Lemina już ogłosił zakończenie reprezentacyjnej kariery. “Auba” może też by to zrobił, ale wobec faktu, że jest skreślony w Arsenalu, musiałby całkowicie zawiesić buty na kołku.
***
Czego możemy oczekiwać po fazie pucharowej Pucharu Narodów Afryki? Istnieje nadzieja, że gorzej już nie będzie i wykorzystano już limity kuriozum. Trudno jednak oczekiwać, aby ogólny poziom nagle wzrósł. Jedna drużyna zostanie mistrzem, bo musi, ale o sile piłkarskiego kontynentu świadczą wszyscy uczestnicy. Większość z nich już pokazała, że w swoim arsenale ma niewiele do zaoferowania.
Nam - kibicom - pozostaje jedynie życzyć cierpliwości. W trakcie PNA zawsze warto oglądać mecze do końca. Nigdy nie wiadomo, czy akurat piłkarze nie zechcą się pobić, sędzia nie zaprosi wszystkich do szatni przed upływem regulaminowego czasu gry, czy może bramkarz nie stwierdzi, że jego drużyna ma zbyt korzystny wynik i trzeba coś z tym zrobić.