Puchacz wrócił do kadry, bo na to zasłużył. Wciąż może być podstawowym graczem. Jednym góruje nad konkurencją

Puchacz wrócił do kadry, bo na to zasłużył. Wciąż może być podstawowym graczem. Jednym góruje nad konkurencją
fot. Adam Starszynski/Pressfocus.pl
Tymoteusz Puchacz na kadrę miał pojechać już w październiku, ale wtedy na drodze stanęła kontuzja. Teraz 24-latek szansę jednak otrzymał, a w powołaniu przez Michała Probierza przypadku nie ma. Jest natomiast ciężka praca, czyli znak firmowy "Puszki". Najważniejsze jednak, że są też konkretne liczby.
Niewielu jest zawodników w reprezentacji Polski, którzy polaryzują bardziej niż Tymoteusz Puchacz. Charakterny zawodnik, miłośnik rapu, a do tego piłkarz, w którego wdzięcznie uderzało się w wypadku części niepowodzeń biało-czerwonych. Zdaniem sporego grona osób piłkarz Kaiserslautern zdołał się już zaprezentować tak źle, że kadra powinna z niego zupełnie zrezygnować. Tymczasem rzeczywistość pokazała, że były to zdecydowanie zbyt pospieszne osądy.
Dalsza część tekstu pod wideo
Bo chociaż wychowanek Lecha Poznań prawdopodobnie nigdy nie będzie zawodnikiem, od którego rozpocznie się ustawianie składu drużyny narodowej, to wciąż ma potencjał na to, aby wnieść do niej coś pozytywnego. I nie chodzi tylko o atmosferę w szatni.

Momenty były

W pamięci wielu kibiców utarło się, że Tymoteusz Puchacz w kadrze to zawsze był niewypał. A to nie do końca prawda. Owszem, wśród 12 występów znajdują się takie, które do najlepszych nie należały, łagodnie rzecz ujmując. Wśród nich wymienić należy choćby spotkanie z Węgrami za kadencji Paulo Sousy, gdzie wychowanek Lecha Poznań należał do najgorszych na boisku. To właśnie on znakomicie przedłużył centrę Madziarów ze stałego fragmentu gry, co zakończyło się trafieniem Andrasa Schafera. Przy drugiej zaś odpuścił krycie Tamasa Kissa, a ten sekundy później wyłożył piłkę do Daniela Gazdaga. Dwa gole dla przyjezdnych, dwa - przynajmniej częściowo - na konto Puchacza. Ale jego reprezentacyjna kariera to nie tylko osławione starcie na PGE Narodowym z listopada 2021 r.
Najważniejszą rolę w zespole biało-czerwonych odgrywał oczywiście za czasów Sousy. To Portugalczyk zaufał mu na tyle, że 24-latek pojechał na EURO 2020, a potem regularnie występował w eliminacjach do mistrzostw świata. W obu rozgrywkach zdarzały mu się mecze świetne. To właśnie on śmigał na lewej stronie w spotkaniach z Albanią, Hiszpanią, a nade wszystkim Anglią. Przeciwko podopiecznym Garetha Southgate'a był jednym z naszych wyróżniających się piłkarzy. Zadanie miał niełatwe, bo selekcjoner postawił na blok defensywny złożony z trzech środkowych obrońców. Wobec tego Puchacz figurował jako skrzydłowy, ale ze względu na to, że po drugiej stronie boiska ustawiono Kamila Jóźwiaka, musiał dodatkowo angażować się w akcje defensywne. Wyszło bardzo dobrze, bo "Synowie Albionu" mieli nieliche problemy z przedarciem się jego flanką, a nie brakowało też sytuacji, gdy to Kyle Walker zostawał spychany pod swoją "szesnastkę".
- Pomagał w defensywie, szarżował z przodu, wywalczył kilka stałych fragmentów gry. Jak to ma w zwyczaju, bywał dość chaotyczny, ale tym razem owy chaos naprawdę trzeba docenić - pisaliśmy w ocenach pomeczowych, gdy "Puszka" otrzymał od nas notę 7. Podobnie w naszej opinii wypadł przeciwko wspomnianym już Albańczykom i Hiszpanom, chociaż w przypadku tego drugiego starcia miał niechlubny wkład w stratę jedynego gola. Niemniej w wydarzenia na boisku angażował się tak mocno, że trudno było wobec nich przejść obojętnie. Niezależnie bowiem od tego, jak się do gracza Kaiserslautern podchodzi, nie można odmówić mu charakteru. Czasami jego walka była bezproduktywna, ale w momencie, gdy naszej kadrze zarzuca się brak ambicji, jakakolwiek iskierka jawi się na wagę złota.
Tym bardziej, że powołania od Michała Probierza Puchacz nie znalazł w chipsach. On na nie po prostu zasłużył, co udowodnił przede wszystkim na wcześniejszym etapie sezonu.

Liczby się zgadzają

Tymoteusz Puchacz był przygotowany do wyjazdu na kadrę już w październiku. Otrzymał nawet powołanie i wszystko wskazywało na to, że doczeka się swojej szansy pierwszy raz od półtora roku. Wówczas jednak złapał uraz przywodzicieli. Musiał wycofać się ze zgrupowania, a w jego miejsce wskoczył Bartłomiej Wdowik, czyli rewelacja Ekstraklasy. W związku z tym 24-latek opuścił też dwie kolejki 2. Bundesligi i pierwotnie miało go zabraknąć podczas listopadowych starć. Los to jednak niezły figlarz, bo tym razem pechowej kontuzji doznał Matty Cash, wobec czego Michał Probierz musiał zmienić pierwotne założenia. Nie jest jednak tak, że wychowanek "Kolejorza" dostał zaproszenie tylko przez wzgląd na to, co było wcześniej.
Po przejściu rehabilitacji Puchacz wrócił do pierwszego składu swojego zespołu. Zaliczył pełne 90 minut przeciwko Greuther Fuerth oraz Wehen Wiesbaden - pod względem drużynowym powodów do zadowolenia nie ma, bo zespół Dirka Schustera oba spotkania przegrał. Niemniej sam reprezentant Polski wypadł całkiem naprawdę pozytywnie - a to miał najwyższą skuteczność podań w drużynie, a to zaliczył kluczowe zagranie, a to wygrał większość pojedynków. Oczywiście, ktoś może powiedzieć, że to tylko zaplecze najważniejszej ligi w Niemczech, niemniej może cieszyć, że 24-latek radzi sobie w niej tak dobrze. Pod pewnymi względami jest bowiem jednym z najbardziej wyróżniających się piłkarzy.
  • skuteczne dryblingi - 2,11 na mecz - najlepsze 4% wśród bocznych obrońców w lidze
  • akcje prowadzące do oddania strzału - 4,21 - 7%
  • spodziewane asysty - 0,32 - 4%
  • kluczowe podania - 2,74 - 7%
  • podania w pole karne - 2,0 - 7%
W oczy rzuca się, że Puchacz dominuje przede wszystkim w statystykach ofensywnych. Przypadku nie ma, bo jeśli idzie o defensywę, to faktycznie wypada słabiej. Próżno szukać go wśród najlepszych pod względem odbiorów, zablokowanych strzałów czy przechwytów - częściowo wynika to z charakterystyki samego piłkarza, a częściowo ze sposobu gry Kaiserslautern, stawiającego głównie na poczynania pod bramką rywala. Dość powiedzieć, że chociaż zespół ten spadł ostatnio na dziesiąte miejsce w 2. Bundeslidze, to jest trzeci pod względem liczby zdobytych bramek (25). Jednocześnie jednak czwartą najmniej szczelną linią obrony (25 straconych bramek), wobec czego trudno wymagać, aby "Puszka" odznaczał się w tej kwestii na tle ligowych rywali.
Niemniej 24-latek pozostaje graczem ciekawym, którego można użyć w konkretnych meczach lub sytuacjach na boisku. Przy tym wszystkim na osobne wyróżnienie zasługuje bowiem jeszcze jedna kwestia - dośrodkowania. (Nie)tajna broń reprezentacji pod wodzą Probierza.

Ważna umiejętność

Chociaż nowy selekcjoner poprowadził zespół w dopiero dwóch spotkaniach, to gra kadry - przynajmniej pod jednym względem - wydaje się już całkiem zdefiniowana. Michał Probierz stawia na dośrodkowania. Wiedzieliśmy to już w meczach z Wyspami Owczymi i Mołdawią, gdy nasi zawodnicy regularnie naparzali wysokimi piłkami w pole karne rywali. Widzimy to też także w powołaniach, co pokazuje między innymi obecność Adama Buksy. Zawodnik Antalyasporu wygrał rywalizację z Arkadiuszem Milikiem w dużej mierze dlatego, że znacznie lepiej gra głową, co opisywaliśmy TUTAJ. Wiadomo jednak, że sam strzał to jedno, ale najpierw ktoś musi tę piłkę dobrze wrzucić. Jak wypadało to w ostatnich spotkaniach w eliminacjach do EURO?
  • Mołdawia - 42 dośrodkowania, 12 celnych (29%)
  • Wyspy Owcze - 16 dośrodkowań, sześć celnych (38%)
Statystycznie jest to wynik całkiem niezły, bo przyjmuje się, że skuteczność na poziomie 1/3 to już solidny konkret, gdyż przy dośrodkowaniach musi spiąć się wiele czynników jednocześnie, wobec czego taki model gry jest dość krytycznie oceniany przez szkoleniowców z młodego pokolenia. Niemniej Probierz taką taktykę stosuje, wobec czego stosują się do niej też jego podopieczni. Pod względem indywidualnym najlepiej w tej materii sprawdził się bodaj Jakub Kamiński. Na cztery próby w starciu z Mołdawią aż trzy miał udane. Dla porównania Przemysław Frankowski - starający się posłać centrę najwięcej razy - operował na poziomie 2/11, czyli zaledwie 18%. Poniżej średniej całego zespołu na PGE Narodowym wypadli także Piotr Zieliński (3/11), Arkadiusz Milik (0/2), Paweł Wszołek (0/1), Karol Świderski (0/2) i Tomasz Kędziora (0/1).
Jak ma się do tego Puchacz? Jego wyniki z kadry trudno uznać za wymierne ze względu na fakt, że ostatni raz zagrał w niej w czerwcu 2022 roku i to przeciwko Walii. Inna była taktyka, selekcjoner, pomysł, a on sam znajdował się w innym momencie kariery. Wobec tego lepiej chyba zerknąć na statystyki dotyczące występów w Kaiserslautern, a tam jest zaskakująco dobrze. 24-latek posyła średnio 2,3 udanego dośrodkowania na mecz i to ze skutecznością 46%. Portal "Footy Stats" podaje, że pod tym względem kadrowicz Probierza mieści się w gronie 4% najlepszych zawodników 2. Bundesligi. Trudno przejść ze wzruszeniem ramionami, nawet jeśli w pamięci będziemy mieli to, że zaplecze niemieckiej piłki dość mocno odstaje od Bundesligi, co pokazał nam przypadek Dawida Kownackiego.
Niemniej Puchacz i jego dośrodkowania na pochwały zasługują. Przytoczone powyżej liczby to coś, co wyróżnia go także z grona teoretycznych konkurentów o skład w ekipie biało-czerwonych.
  • Przemysław Frankowski - 1,8 dośrodkowania na mecz (38%)
  • Nicola Zalewski - 0,3 dośrodkowania na mecz (20%)
  • Bartłomiej Wdowik - 1,5 dośrodkowania na mecz (25%)
Nie zdziwię się więc, jeśli na pewnym etapie spotkania z Czechami selekcjoner na Puchacza postawi. 24-latek ma coś, co sprawia, że odstaje od pozostałych graczy mogących występować na lewej stronie i tym razem jest to rzecz pozytywna. Pamiętajmy również, że to wciąż młody zawodnik i skreślanie go, bo przecież z Węgrami wypadł fatalnie, nie jest szczególnie roztropne. Tym bardziej w ogólnej kondycji polskiej piłki.

Przeczytaj również