Przyćmiewa nawet Lewandowskiego. "Jak dalej będzie tak grał, może niedługo zostać kandydatem do Złotej Piłki"
W ostatnich tygodniach Leroy Sane jest nie do zatrzymania. Niemiec przyćmiewa nawet Roberta Lewandowskiego. Po rozczarowującym pierwszym sezonie z powrotem w Niemczech wreszcie wszedł na oczekiwany poziom. Co pomogło mu w powrocie do fenomenalnej formy?
Choć statystyki Niemca w ostatnich rozgrywkach wyglądały nieźle, oczekiwania były zdecydowanie większe. Wydaje się jednak, że 25-latek pozostawił już za sobą turbulentny pierwszy rok po transferze, naznaczony występami pełnymi frustracji i zawodów. Nowa rola w zespole, integracja z szatnią i powrót do pewności po kontuzji, przez którą stracił rok, pozwoliły mu jednak odzyskać dawny błysk. Na takiego Sane czekali w Monachium (może poza ostatnią wpadką z Gladbach).
Gwiazda po kontuzji
Kupno piłkarza po ciężkiej kontuzji to zawsze ryzyko. W tym przypadku Bayern dobrze jednak wiedział, czego chce. Monachijczycy zamierzali ściągnąć Niemca nie w 2020, a w 2019 roku, ale wówczas, podczas meczu o Tarczę Wspólnoty, uszkodził więzadła w kolanie. Trzeba było poczekać 12 miesięcy, by nie kupować kota w worku. Niemniej, znaki zapytania wciąż musiały pozostać.
Po uporaniu się z urazem Leroy zaliczył bowiem zaledwie jeden, symboliczny występ - 11 minut z Burnley. Skrzydłowy dostał szansę na pożegnanie się z kibicami. Wszyscy bowiem wiedzieli, że nie ma zamiaru pozostać na Etihad. Odrzucił ofertę przedłużenia kontraktu, a sam Pep Guardiola potwierdził, że jego podopieczny opuści klub latem. Fakt, że w ostatnich kolejkach ligowych zmagań nie pojawiał się nawet w kadrze meczowej, tylko to potwierdzał.
- Przed kontuzją City chciało za niego aż 110 milionów euro i Bayern był gotów to zapłacić, pobijając rekord transferowy Lucasa Hernandeza - mówi nam Gabriel Stach z portalu “DieRoten.pl”. - Niestety, przyplątał się uraz, więc transfer nie doszedł do skutku. NIepewność po problemach zdrowotnych oraz perspektywa kończącego się kontraktu znacząco zbiły cenę.
Klub z Allianz Arena wydał więc 45 milionów euro na zawodnika, który w ciągu ostatniego roku przed transferem spędził na murawie ledwie 24 minuty. Mowa jednak o jednym z najlepszych niemieckich piłkarzy swojego pokolenia. W szczytowej formie kluczowym ogniwie ofensywy City. W sezonie 2018/19 Sane zaliczył w lidze po dziesięć bramek i asyst. Rok wcześniej do dziesięciu trafień dorzucił 15 finalnych podań. Nawet jeśli włodarze Bayernu ryzykowali, to potencjalne korzyści były naprawdę wielkie.
- Oczekiwania stały na bardzo wysokim poziomie - kontynuuje Stach. - Miał w końcu razem z Gnabrym stworzyć nowy duet na miarę legendarnej już pary Ribery - Robben. Nie przychodził do klubu jako młody, perspektywiczny zawodnik, a gwiazda. Nie bez powodu stał się jednym z najlepiej zarabiających zawodników Bayernu. To tylko dodatkowo podbiło wymagania w stosunku do niego. Te około 18 milionów euro rocznie brutto, które zarabia, to w końcu cena, za którą można oczekiwać bardzo wiele. Zwłaszcza biorąc pod uwagę statystyki z City.
Właśnie ze względu na wysokie wymagania odbiór 25-latka po pierwszej kampanii w Bawarii był niejednoznaczny. Z jednej strony popisał się - znów - dziesięcioma golami oraz 12 asystami. Z drugiej - dobre, a nawet świetne mecze przeplatał naprawdę słabymi występami. W lipcu dziennikarz Viaplay i nasz redaktor Tomasz Urban TUTAJ zastanawiał się, “jak naprawić Leroya Sane?”.
“Dzwon” na otrzeźwienie
Jeden z tych fatalnych meczów - grudniowy przeciwko Bayerowi Leverkusen - zakończył się wędką od Hansiego Flicka. Skrzydłowy zastąpił w 31. minucie kontuzjowanego Kingsleya Comana, by opuścić murawę 36 minut później, gdy na koncie miał m.in. z dziewięć strat. “Suddeutsche Zeitung” pisało wówczas, że to “upomnienie od trenera”. Niedbalstwo, niechlujność, brak koncentracji - to co jakiś czas powracało w grze Sane i mocno frustrowało.
- Nawet sam Flick mówił, że to był dla niego pierwszy “dzwon” na przebudzenie, ale po okresie poprawy wrócił ten niemrawy Sane - wspomina Gabriel Stach.
25-latek powtarzał stare błędy. Nie wracał do obrony po stracie piłki, nie pokazywał woli walki. Frustracja kibiców narastała. W tym sezonie jednak nadszedł kolejny sygnał ostrzegawczy dla skrzydłowego. I wygląda na to, że przyniósł zdecydowanie lepsze efekty.
- W drugiej kolejce, przeciwko Kolonii, został wygwizdany przez własnych kibiców i zmieniony w przerwie. To okazało się punktem przełomowym - mówi Stach.
Od tamtej pory Niemiec znalazł się na krzywej wznoszącej. Reprezentant naszych zachodnich sąsiadów wygląda jak odmieniony piłkarz, co wynika z kilku czynników.
Nowa rola - stary, dobry Sane
Na Allianz Arena ponad rok czekali na powrót Leroya Sane, który przed uszkodzeniem kolana szalał na murawach Premier League. Piłkarza eksplozywnego, efektownego i zarazem efektywnego. Terroryzującego defensywę rywali niesamowitą szybkością. Frustracja wzbierała, coraz więcej odzywały się krytyczne głosy. Po wspomnianym starciu z Koeln Nagelsmann zmienił koncepcję i postanowił ustawić rodaka po drugiej stronie boiska. Zadziałało.
- Po pierwszych sześciu miesiącach, a nawet po zakończeniu jego pierwszego sezonu w Monachium, duża część kibiców miała mieszane odczucia - tłumaczy redaktor “DieRoten.pl”. - Niektórzy eksperci wysuwali nawet ekstremalne opinie, że to po prostu nietrafiony transfer i pieniądze wyrzucone w błoto. Zresztą start obecnej kampanii również nie był najlepszy, ale kilka męskich rozmów z Nagelsmannem, nabranie pewności siebie i przesunięcie na lewą stronę pozwoliły mu wejść na wyższy poziom.
Statystyki obrazują to, o czym mówi nam Gabriel Stach. Sane stał się zdecydowanie bardziej przydatny dla zespołu. Nowe ustawienie ułatwia mu nawiązanie do szalenie skutecznego schematu z czasów gry w Manchesterze City - dojścia do linii końcowej, a następnie wycofania piłki do wchodzących w pole karne partnerów. Na Etihad wraz z Raheemem Sterlingiem stwarzali w ten sposób ogromne problemy przeciwnikom.
Przesunięcie bliżej lewej strony wiąże się jednak również z istotnymi zmianami taktycznymi, pozwalającymi wycisnąć z Niemca jeszcze więcej. Zamiast atakować głównie przy linii bocznej niczym klasyczny skrzydłowy lub ścinać do środka na strzał a’la Robben w przypadku ustawienia na prawej flance, to częściej pojawia się w centralnej strefie boiska. Jako były podopieczny Guardioli wydaje się idealnym kandydatem do tego typu rozwiązania i Nagelsmann wykorzystuje to z dużym powodzeniem.
- Nowy trener trochę zmienił obraz gry zespołu, widać jego stempel i to pozwoliło wyciągnąć z Sane to, co najlepsze - analizuje Stach. - Niby zaczyna mecze na lewym skrzydle, ale schodzi do środka na pozycję “lewej ósemki” czy też “pół lewej dziesiątki”. Dzięki zejściom do środka tworzy przestrzeń przy linii bocznej Alphonso Daviesowi i innym partnerom, co z kolei otwiera Niemcowi więcej możliwości i pola manewru: ma miejsce oraz więcej opcji rozegrania.
Właściwy mental
Zmiany taktyczne to jednak tylko jedna strona medalu. Niemiec wspominał, że po poważnej kontuzji miał pewną psychiczną blokadę, utrudniającą mu podejmowanie odważnych decyzji o atakowaniu futbolówki czy wejściu w drybling. Nagelsmann miał na niego pomysł, koledzy wyrazili wsparcie, dając do zrozumienia, że znają jego prawdziwy potencjał. Również dyrektor sportowy Hasan Salihamidzić, nawet w obliczu krytyki, podkreślał wiarę w skrzydłowego, stawiając mu wysokie wymagania.
Należy też zwrócić uwagę na zmianę w zachowaniu piłkarza i tym, że wreszcie zasymilował się z resztą zespołu. Dzięki temu zaczął pracować z większą intensywnością i znalazł w sobie pokłady dodatkowej energii. Wszak wiadomo - w bardziej przyjaznym otoczeniu zdecydowanie łatwiej dać z siebie sto procent.
- W mediach mówiło się, że to introwertyk, na treningach był cichy, wycofany, nie żartował z kolegami. “SportBild” pisał z kolei, że po zmianie trenera 25-latek zaczął szukać kontaktu z partnerami z drużyny i w końcu się w niej zadomowił. To, oczywiście, ma ogromny wpływ na jego pewność siebie - podkreśla Gabriel Stach.
“Stać go na jeszcze więcej”
Ten odrodzony Leroy Sane, rządzący na murawie, jak ostatnich tygodniach, wyrasta na jednego z liderów Bayernu Monachium. Właśnie takiego zawodnika sprowadzono z City. Stach nie ma wątpliwości, że warto było czekać na powrót Niemca do optymalnej formy. Dziś widzi w nim najlepszą opcję na skrzydło w talii Nagelsmanna.
- Jeszcze miesiąc temu postawiłbym na pierwszym miejscu Jamala Musialę. Wtedy bił na głowę wszystkich konkurentów. Teraz coraz lepiej spisują się Gnabry i wracający po zabiegu na sercu Coman. Na pierwsze miejsce wysuwa się jednak Sane. W końcu “dojechał” i zaczyna spełniać oczekiwania - twierdzi.
Sufit wychowanka Schalke zawieszony jest szalenie wysoko. To gracz o niesamowitych umiejętnościach, wyjątkowym gazie, który przez cztery lata praktykował u Pepa Guardioli. W tak mocnej ekipie ma idealne otoczenie do dalszego rozwoju. Gwiazdą jest już teraz, a niebawem może zostać jednym z najlepszych piłkarzy globu. Oczywiście, jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem.
Choć zaczął niemrawo i musiał odnaleźć się w nowym środowisku pod ogromną presją, nareszcie spełnia wysoko postawione oczekiwania. Bayern potrzebuje Leroya Sane w takiej formie, by walczyć o najwyższe cele. Niemiec z kolei wydaje się idealnie skrojony do gry w zespole sześciokrotnych zdobywców Pucharu Europy. To połączenie może przynieść w przyszłości wielkie sukcesy.
- Jeśli chodzi o jego dotychczasowy pobyt w Monachium, pierwszy rok pozostawił odrobinę niedosytu i rozczarowania, ale teraz przede wszystkim są wielkie nadzieje. Jeżeli utrzyma obecną formę lub okaże się, że ma tendencję zwyżkową, to bez dwóch zdań pozostanie motorem napędowym ofensywy Bayernu. Jeśli “Die Roten” odniosą w następnych sezonach sukcesy w Europie, a on sam będzie kontynuował taką grę, to śmiem twierdzić, że może nawet zostać kandydatem do zdobycia Złotej Piłki, chociaż to jedynie myślenie życzeniowe. Na pewno ma ogromny potencjał i niesamowity talent. Wierzę, że stać go na jeszcze więcej - podsumowuje Gabriel Stach.