Przy nim Yamal to oldboj. Genialny 14-latek na usługach potężnej korporacji

Przy nim Yamal to oldboj. Genialny 14-latek na usługach potężnej korporacji
Caean Couto / pressfocus
Wojciech - Klimczyszyn
Wojciech Klimczyszyn20 Jul · 09:00
Jest na ustach całego świata, debiutując w MLS jako dziecko, a wcześniej podpisując kontrakt z Manchesterem City. Jego przykład pokazuje nie tylko olbrzymi talent, ale też zimne, rynkowe kalkulacje, jakimi kierują się obecnie wielkie kluby.
Historia została napisana w Chester, w stanie Pensylwania. 14-letni Cavan Sullivan został najmłodszym zawodnikiem, który wystąpił w meczu Major League Soccer w wieku 14 lat i 293 dni. Tym samym pobił 20-letni rekord należący do Freddy’ego Adu. Gwiazdor, ale bardziej Football Managera niż prawdziwej piłki, dokonał tego wyczynu 20 lat temu, będąc starszy od obecnego rekordzisty o 13 dni.
Dalsza część tekstu pod wideo

Przełamywanie kolejnych barier

To sytuacja bez precedensu. Wystarczy sprawdzić tylko listę najmłodszych debiutantów z europejskich lig. W Premier League Ethan Nwaneri w dorosłej ekipie Arsenalu pierwszy raz na boisko wybiegł mając 15 lat, tyle samo, co Pietro Pellegri, który trafił na nagłówki włoskich gazet osiem lat temu. W Bundeslidze na czele tabel widnieje nazwisko Youssoufy Moukoko, który miał 16 lat, gdy usłyszał o nim świat. Wszyscy są na dorobku, trudno przewidzieć, jak rozwinie się ich kariera. W przypadku Sullivana wiele zostało postanowione już teraz.
Od czasu, gdy Adu stał się symbolem niespełnionych oczekiwań i jałowego szumu medialnego, w Stanach Zjednoczonych raczej z dystansem podchodzono do kolejnych “wonderkidów”, młodych przyszłych gwiazd soccera. Podpisując kontrakt w takim wieku, Cavan i jego rodzina wiedzieli, że piłkarz będzie musiał stawić czoła wysokim wymogom.
- Myślę, że to całkiem dojrzały dzieciak. Na pewno dużo z tego rozumie - mówił niedawno ojciec Cavana, Brendan. - Oczywiście wiemy, że na drodze mogą pojawić się trudności. Zdecydowanie, mamy tego świadomość - dodał.
Kluczowa dla wczesnej kariery gracza Philadelphii Union jest postać trenera “Związkowych”, Jima Curtina. Rodziny Curtinów i Sullivanów mają długą, wspólną historię. Jim grał dla dziadka Cavana, Larry’ego, jako nastolatek i zawodnik ekipy z koledżu Villanova, gdzie Larry był głównym trenerem piłki nożnej od 1991 do 2007 roku. Jim musiał więc być świadomy o istnieniu wielkiego talentu, który wychowywał się w domu jego szkoleniowca.
Cavan ma dwóch starszych braci bliźniaków. Każdy gra w piłkę, więc najmłodszy w oczywisty sposób próbował dotrzymać kroku starszym. Całą trójkę można było zobaczyć na różnych boiskach sportowych w całym stanie. Wszyscy mieli talent, ale jeden przewyższał resztę. Legenda Cavana rosła.
Dziadek Sullivana juniora ze strony matki pochodzi z Niemiec, stąd bohater Philadelphii od dziecka posiada niemiecki paszport. Kiedy jeden z jego braci, Quinn, zaczął jeździć na testy do europejskich klubów, Cavan swobodnie mógł do niego dołączyć po kilku miesiącach. Powoli krystalizowała się realna możliwość przeprowadzki całej familii na Stary Kontynent. Cztery lata temu obaj byli testowani przez Borussię Dortmund. Zwrócono uwagę na Cavana, który szalał na boiskach grup U-13 i U-14.

Materiał na gwiazdę

Preferowana pozycja? Jeszcze takiej nie ma. To napastnik, który imponuje dynamiką z piłką przy nodze i pewnie rywalizuje z obrońcami. Curtin uważa, że chłopak może grać jako drugi napastnik, skrzydłowy lub ofensywny pomocnik. Jego wszechstronność jest powszechnie ceniona w Union. Jak na murawie sytuuje się sam gracz?
- Widzę się jako playmaker. Staram się rozwijać umiejętności przydatne na tej pozycji - uważa Sullivan. Atuty? - Na pewno jestem dobry w dryblingu. Chyba nieźle podejmuję decyzje, a jedną z wiodących cech jest przegląd pola - zakończył.
Po powrocie z Europy zdążył zagrać w dziesięciu meczach rezerw Philadelphii. W pierwszym już zanotował asystę, dwa ostatnie skończył zaliczając po jednym trafieniu. I to grając z przeciwnikami o kilka lub kilkanaście lat starszych. Zawodowy debiut był więc kwestią czasu. - Zdecydowanie jestem podekscytowany tym, co mnie czeka - mówił jeszcze w maju. Dwa miesiące później przebił kolejną barierę.
W nocy ze środy na czwartek 18 lipca, podczas spotkania MLS przeciwko New England, wszedł w 85. minucie przy akompaniamencie oklasków tłumu zgromadzonego na Subaru Park Chester w Pensylwanii. W doliczonym czasie gry miał nawet szansę na to, by publiczność całkowicie oszalała. Po otrzymaniu piłki na lewym skrzydle przebiegł z nią kilkadziesiąt minut i wściekle uderzył na bramkę rywala. Golkiper obronił, ale młody i tak zebrał solidną porcję braw.
Po meczu wraz z bratem, który strzelił gola na 5:1, oraz resztą rodziny dumnie pozowali do zdjęć. - Pierwszy punkt odhaczony, ale przede mna jeszcze długa podróż - powiedział po ostatnim gwizdku. Duży rozdział pięknej opowieści został napisany. Zapewne jeden z wielu. Ale być może ten najważniejszy opisano znacznie wcześniej.

W sidłach korporacji

Historia Sullivana, choć z pewnością krótka, zdecydowanie wykracza poza wszelkie rekordy przedwczesnego dojrzewania i talentu do gry w piłkę. Pierwszy profesjonalny kontrakt podpisał w ubiegłym roku. Pensja? Nie można tu mówić o kieszonkowym, jakie zwykle nastolatek dostaje od rodziców. Co roku inkasuje pół miliona dolarów. Ale kluczowy w umowie był inny zapis. Wprost mówiący o obowiązkowym transferze do Manchesteru City, gdy tylko skończy 18 lat. Co ciekawe, zapisy w dokumentach były ściśle chronione. Ujawnił je sam gracz w wywiadzie. - To mój dziecięcy klub marzeń. Dla mnie to fantastyczna sprawa, że City zdecydowało się na mnie postawić - stwierdził.
Działacze “The Citizens” zabezpieczyli się na każdą ewentualność. Również na tą, gdyby młody piłkarz w ciągu czterech lat wypadł z formy lub jego rozwój okazałby się niewystarczający na wielki, angielski klub. Sullivan bowiem bezpośrednio podlega City Football Group, czyli brytyjskiej spółce holdingowej, mającej pod swoim parasolem 13 drużyn, w tym kilka europejskich. Dlatego młody Amerykanin może trafić równie dobrze do Girony, Palermo, belgijskiego Lommel lub francuskiego Troyes.
To kolejny pokaz siły brytyjsko-angielskiego konglomeratu, machiny przemysłowej, stworzonej do wyszukiwania, wykupywania i maksymalnego wykorzystywania piłkarskich talentów. Poprzez swoją sieć zespołów już kilkukrotnie udało im się ominąć albo, jak kto woli, “legalnie złamać” regulacje nałożone przez FIFA. Lokują nieletnich piłkarzy tam, gdzie nie ma ograniczeń wiekowych, a gdy stają się dorośli, przenoszą się do poważnych firm. Może się to wydawać nieetycznym sposobem działania, ale działa. Cel uświęca środki. Makiawelizm w sportowej postaci.
Przyszłość Cavana rysuje się zatem (przynajmniej na razie) w różowych barwach. Miał szczęście, że został zauważony i włączony w tryby korporacji. Jak to bywa jednak w korporacjach, ona interesuje się tobą, dbają o ciebie, dopóki przynosisz wyniki. Jeśli zawiedziesz, będziesz musiał liczyć na siebie. Dziś trudno prorokować, ale obyśmy usłyszeli o nim w następnych latach jedynie w sportowym, a nie biznesowym kontekście.

Przeczytaj również