Przez lata był asystentem Guardioli. Teraz zachwyca się Xavim i... spróbuje go zatrzymać
Domenec Torrent lubi niełatwe wyzwania. Najpierw objął Flamengo po Jorge Jesusie, a teraz Galatasaray po Fatihu Terimie. Trener, który przez 11 lat pracował w sztabie Pepa Guardioli, kocha Barcelonę, ale w czwartek spróbuje się jej przeciwstawić. To też nie będzie łatwe.
Gdy w listopadzie zeszłego roku Pep Guardiola zawitał do Girony i niespodziewanie spotkał tam Roberta Lewandowskiego na zgrupowaniu reprezentacji Polski, miał też okazję, by odwiedzić innego, dobrego znajomego. Domenec Torrent akurat odpoczywał w rodzinnych stronach po zwolnieniu z Flamengo.
Pep się nie myli
Po sezonie 2017/18 urodzony w Santa Coloma de Farners trener uznał, że czas iść na swoje. Przez ostatnie 11 lat pracował w sztabie Pepa Guardioli jako analityk wideo. Od Barcy B do Manchesteru City.
- Gdy Pep zaprosił mnie do sztabu, w ogóle się nie znaliśmy. Potem staliśmy się przyjaciółmi. Moją rolą było "być obok". Doradzałem, podsuwałem pomysły, a on decydował, które wykorzysta - tak opisywał swoją pracę.
To z jego pomocą Guardiola przekonał Leo Messiego do gry na środku ataku tuż przed El Clasico na Bernabeu, które Barca wygrała 6:2. Razem stworzyli koncepcję "fałszywej dziewiątki", choć Torrent twierdzi, że Messi spokojnie radzi sobie też jako klasyczny, środkowy napastnik.
Również on podsunął Guardioli pomysł przesunięcia Philippa Lahma z boku obrony na środek pomocy. Później tę rolę odziedziczył odkryty przez Pepa Joshua Kimmich. W wywiadach Torrent zachwycał się nad inteligencją Lahma, Davida Silvy, Sergio Aguero czy Phila Fodena
Niemal bezkrytycznie patrzy też na swojego dawnego szefa. Uważa, że to "geniusz", "trener wszech czasów", którego 95 procent pomysłów się sprawdza. Nie zgadza się z opiniami, że Guardiola w najważniejszych meczach przekombinowuje z taktyką.
- Jego koncepcje zawsze bardziej zaskakują rywali niż jego własnych piłkarzy. Poza tym, nigdy nie jest tak, że używa jednej taktyki przez cały mecz. Ciągle coś zmienia, reaguje na każdy ruch trenera rywali. To jak gra w szachy - tłumaczy.
W 2018 roku, po pierwszym mistrzostwie z City, "Dome" uznał jednak, że czas zacząć pracę na własny rachunek. Zajął miejsce po Patricku Vieirze w New York City, jednym z klubów należących do City Football Group. W drugim sezonie wygrał Konferencję Wschodnią z rekordowym dorobkiem 64 punktów, ale - podobnie jak w pierwszym - odpadł w półfinale play-offów. W 2018 roku z Atlantą, w 2019 z Toronto.
(Za) duże buty
Potem poziom trudności wzrósł. Katalończyk objął Flamengo - największy brazylijski klub, który właśnie wygrał brazylijską Serie A i Copa Libertadores, ale był pogrążony w smutku po odejściu twórcy tych sukcesów - Jorge Jesusa - do Benfiki.
Torrent zaczął obronę tytułu krajowego od tylko jednej wygranej w pięciu pierwszych kolejkach, a kontynentalnego - od 0:5 z ekwadorskim Independiente Della Valle. I choć z czasem wyniki się poprawiły, to w listopadzie, po 0:4 z Atletico Mineiro, został zwolniony. Został klub na trzecim miejscu w tabeli, a jego następca, Rogerio Ceni, zdołał poprowadzić go do mistrzostwa.
Galatasaray jest więc trzecią, samodzielną pracą 59-latka. Najwyraźniej lubi wyzwania, bo to z kolei najbardziej utytułowany klub w Turcji, ale pogrążony w kryzysie sportowym i instytucjonalnym. Szerzej opisywaliśmy go TUTAJ.
Gdy w oczy zajrzało widmo spadku, nielubiany właściciel Burak Elmas podjął niepopularną decyzję o zwolnieniu Fatiha Terima. Charyzmatyczny trener to klubowa legenda, obejmował Galatę cztery razy, a ostatnia kadencja trwała od 2017 roku i przyniosła na początku dwa kolejne mistrzostwa. I choć w tym sezonie było znacznie gorzej, to żaden z kibiców "Cim Bom" nie czekał z otwartymi ramionami na nowego mędrca z dalekiego kraju.
Na razie nie ma miłości i trudno się dziwić. Trzy porażki, potem dwa remisy i w końcu zwycięstwo wydarte po karnych w 87. i 99. minucie. I gdy wydawało się, że drużyna się rozwija po wreszcie przekonującej wygranej 4:2 z Rizesporem, to w ostatni weekend przegrała po bezbarwnym meczu 0:2 z Konyasporem.
Torrent zaczyna już narzekać na jakość zastanego składu, a prasa zapowiada, że latem będzie chciał mocno przewietrzyć szatnię. Swoją drogą, z tureckimi dziennikarzami też nie ma lekko. Gdy przed meczem z Barcą przyznał, że to najgorsze możliwe losowanie i że Galata nie jest faworytem, w mediach zinterpretowano to tak, jakby nie dawał swojej drużynie żadnych szans.
- Takie przekłamania mają negatywny wpływ na atmosferę wokół zespołu. Powiedziałem tylko, że Barcelona jest w lepszej formie od nas. Ale to oczywiste, że będziemy walczyć i przygotujemy się jak najlepiej do tego wyzwania - zapowiadał.
Sytuacja win-win
Zdaje sobie jednak sprawę, że ma niewielkie szanse, bo trenerem przeciwników jest naturalny następca jego mistrza. Na antenie "Catalunya Radio" zdradził niedawno, że spędził z Xavim 10 dni w Katarze, gdzie przyglądał się jego treningom.
- Patrząc na jego pasję, zrozumiałem, że wiedział, czego chciał, i był przygotowany na przejście do Barcelony. Po trzech tygodniach go zatrudniono. Przekłada na boisko wszystko to, czego nauczył się z Pepem - uważa.
Dlatego, jako socio Barcy od dziecka, zapewne cieszy się z postępów, jakie robi Blaugrana pod wodzą jego dobrego znajomego. A jako trener Galatasaray, może podejść do tego dwumeczu bez presji. Dla kibiców zapewne i tak dużo ważniejsze będą choćby poniedziałkowe derby z Besiktasem...