Przez Kraków na Santiago Bernabeu i Mundial. Kalu Uche, czyli najlepszy obcokrajowiec w historii Ekstraklasy
Był kiedyś w Ekstraklasie taki piłkarz. Nazywał się Kalu Uche. Starsi dobrze pamiętają, młodsi mają teraz świetną okazję, żeby się dowiedzieć. W 2001 roku zamienił rezerwy Espanyolu Barcelona na Wisłę Kraków, dopiero budującą swoją potęgę pod sterami Bogusława Cupiała. Chociaż raczej mało kto spodziewał się, że będzie zbawcą klubu z Reymonta, to niedługo później wszyscy dobrze wiedzieli - ten gość ma papiery na wielkie granie. Udowadniał to w kolejnych latach nie tylko w koszulce z “Białą Gwiazdą” na piersi, ale także hiszpańskiej La Liga, tureckiej Superlidze, a nawet na Mistrzostwach Świata.
Do stolicy Małopolski przyjeżdżał mając zaledwie 19 lat. Miał być uzupełnieniem wiślackiej maszyny, składającej się wówczas niemal wyłącznie z Polaków, i to tych niezwykle jakościowych, bo w tamtym okresie Wisła mogła pozwolić sobie na sprowadzanie wszystkich wyróżniających się w naszej lidze piłkarzy. Cupiał nie lubił się nawet szczególnie targować.
O ówczesnych negocjacjach transferowych w swojej książce Sen o Potędze pisał Mateusz Miga. Kiedy piłkarz zjawiał się na spotkaniu, dostawał pustą kartkę, na której miał napisać ile chciałby zarabiać. Żadna kwota nie robiła na właścicielu Tele-Foniki szczególnego wrażenia.
Cisza przed burzą
Wisła zaczęła więc wyrastać na krajową potęgę jeszcze przed przyjściem Nigeryjczyka. Bez większych problemów wygrała ligę w sezonie 2000/2001, a Uche wylądował pod Wawelem po zakończeniu tamtych rozgrywek. Nie można powiedzieć, że zaliczył wejście smoka. Pierwszy rok to bowiem tylko jedenaście występów. Zaledwie 360 zebranych minut. Wszystkie w Ekstraklasie. Żadnego gola, żadnej asysty. Choć krakowianie mierzyli się w tamtym czasie z Barceloną czy Interem, Uche mógł się temu tylko przyglądać.
Proces aklimatyzacji musiał trochę potrwać, ale już w kolejnym sezonie Nigeryjczyk pokazywał, że warto było na niego chwilę poczekać, dając mu też nieco więcej szans. To w kampanii 2002/2003 “Biała Gwiazda” w imponującym stylu przedzierała się przez kolejne przeszkody Pucharu UEFA, eliminując Parmę czy Schalke, ostatecznie w pechowych okolicznościach zatrzymując się w 1/8 finału na Lazio.
Uche w tamtych rozgrywkach cztery razy wpisał się na listę strzelców, trafiając do siatki na Stadio Olimpico i Arena AufSchalke. Dwukrotnie pokonywał też golkipera słoweńskiego NK Primorje, a i w lidze szło nieźle - pięć bramek i 11 asyst.
Ale nie tylko liczby świadczyły o jakości Nigeryjczyka. Patrzyło się na niego po prostu z wielką przyjemnością. Ogromny luz w grze, szybkość, drybling, technika użytkowa. Zdarzyło się trafić i głową, co nie jest przecież zbyt częste u skrzydłowych. Nigdy nie było wiadomo, czego można się po nim spodziewać. Przykład? Gol strzelony w Rzymie. Na filmie od 0.09.
Banicja
Po sezonie na Reymonta zaczęły spływać oferty z dużych europejskich klubów. Ajax oferował za Uche 1.5 mln euro, ale Cupiał nie miał zamiaru wypuszczać swojej gwiazdy, zwłaszcza, że zbliżała się kolejne próba otworzenia bram raju, zwanego Ligą Mistrzów. To na tyle rozzłościło Nigeryjczyka, że… odmówił zagrania w meczu z Omonią Nikozja. A że ówczesny właściciel klubu nie zwykł pozwalać sobie na jakiekolwiek próby buntu, “skazał” piłkarza na półroczne bieganie po parkach. Dziś nazywałoby się to chyba “Klubem Kokosa”.
- W przeddzień najważniejszego meczu opuścił drużynę, odmówił zagrania w meczu z Omonią. Tak bezczelnego zachowania nie było jeszcze w całej historii polskiej piłki nożnej. W tej sytuacji zarząd Wisły nie miał wyjścia: musiał zareagować zdecydowanie. Miałem nadzieję, że Uche zapomni o pokusach, jakie snują przed nim menedżerowie. Nigeryjczyk poinformował nas jednak, że nie ma zamiaru zagrać w meczu z Omonią. Okazało się, że nic dla niego nie znaczą koledzy z drużyny, trenerzy, a przede wszystkim tysiące wiernych mu kibiców. Kalu zapomniał, że dwa lata temu przyszedł do nas jako piłkarz niechciany w drużynie rezerw Espanyolu Barcelona. Dopiero tu nauczył się grać, w Wiśle rozwinął się jego talent, choć - trzeba to przyznać - z pożytkiem dla nas. W Krakowie Kalu znalazł przyjaciół, a Wisła zastępowała mu ojca i matkę - mówił mediom Bogdan Basałaj, wtedy prezes klubu.
Gdy po latach dziennikarz Sebastian Staszewski, pracujący wtedy dla "Wirtualnej Polski" zapytał go o tamte chwile, ten przyznał jednak, że nie ma żalu do Cupiała.
- Nie powiem o nim nic złego. Często przychodził na spotkania z drużyną, był sympatyczny. Ajax to przeszłość. To było i już nie wróci. Nie chcę o tym rozmawiać. Przepraszam, ale dla mnie to temat zamknięty - tłumaczył.
Przez kilka miesięcy Uche nasiedział się więc na trybunach. Wrócił dopiero w rundzie wiosennej, strzelając cztery gole i notując pięć asyst, a Wisła z nim w składzie na 12 meczów wygrała… 11. Przydarzył się tylko remis z imienniczką z Płocka.
Którędy do Ligi Mistrzów?
W Krakowie wciąż obowiązywał ten sam scenariusz. Kolejne mistrzostwo Polski, kolejna próba awansu do Ligi Mistrzów. Pech chciał, że tym razem “Biała Gwiazda” trafiła na wielki Real Madryt, naszpikowany gwiazdami. W składzie Casillas, Roberto Carlos, Luis Figo, Zinedine Zidane, David Beckham, Raul, Ronaldo.
I nawet ten dream team męczył się przez 72 minuty z Uche i spółką, ale w końcu dwa ciosy wyprowadził wpuszczony z ławki Fernando Morientes. Nigeryjczyk schodził z murawy jeszcze przy stanie 0:0. Wszystko posypało się dopiero wówczas, gdy był już poza boiskiem.
Jak się zaraz potem okazało - w tym sezonie Uche już w koszulce Wisły nie zagrał. Nie pojechał na Santiago Bernabeu, a kilka dni później odszedł na roczne wypożyczenie do Girondins Bordeaux. Ten epizod całkowicie mu jednak nie wyszedł. W barwach francuskiego klubu rozegrał 27 spotkań, strzelając tylko jedną bramkę. Nic dziwnego, że “Żyrondyści” nie zdecydowali się go wykupić, choć mieli do tego prawo.
Grecka tragedia
Z podkulonym ogonem Uche wrócił do Krakowa, zaczynając - jak się później okazało - ostatni etap swojej wiślackiej przygody. Etap, który mógł zakończyć się wyczekiwanym przy Reymonta, wymarzonym happy endem, bo Wisła z powracającym Nigeryjczykiem była o włos od wyeliminowania Panathinaikosu, co dałoby jej upragnioną Ligę Mistrzów.
W Krakowie “Biała Gwiazda” wygrała wtedy 3:1, a jednego z goli strzelił właśnie Uche.
To, co wydarzyło się w rewanżu to już temat na zupełnie inną opowieść. Zresztą, już w najbliższych dniach w kolejnym artykule przypomnimy właśnie koszmar z Aten. Do 87. minuty podopieczni Jerzego Engela mieli w rękach awans. Trzymali w zaciśniętych pięściach klucze do bram raju. Wtedy jednak Grecy doprowadzili do dogrywki, chwilę po tym, jak arbiter nie uznał prawidłowo zdobytego przez Marka Penksę gola na 2:2. W dodatkowych 30 minutach Grecy okazali się już lepsi.
Tak zakończył się burzliwy, pełen zwrotów akcji, ale mimo wszystko piękny czas spędzony przez Uche przy Reymonta. Trzy tytuły mistrza Polski, dwa krajowe puchary, 1/8 finału Pucharu UEFA. 81 spotkań, 21 strzelonych bramek. Statystyki może nie powalające, ale i tak w pamięci kibiców i obserwatorów Uche do dziś jest jednym z najlepszych, a może nawet najlepszym obcokrajowcem w historii Ekstraklasy.
Hiszpańska przystań, turecki sezon życia
Po wyjeździe z Polski jego kariera potoczyła się zresztą zdecydowanie pozytywnie. W Almerii spędził aż kolejne sześć lat. Rozegrał w tym czasie 158 spotkań, strzelając 34 gole, a warto pamiętać, że hiszpański klub występował wtedy w najwyższej klasie rozgrywkowej. Uche karcił więc i Real Madryt (z Jerzym Dudkiem w bramce), i FC Barcelonę, i Atletico. Zresztą łatwiej byłoby pewnie napisać komu wtedy nie napsuł krwi.
Klasę pokazał też później w tureckiej Kasimpasie, gdzie w sezonie 2012/2013 strzelił aż 19 ligowych bramek, ustępując pod tym względem tylko Burakowi Yilmazowi.
Z wiekiem - co zrozumiałe - zaczął już w większym stopniu zwiedzać świat, a co za tym idzie zarabiać w egzotycznych miejscach dobre pieniądze. Był w Katarze, Indiach, wrócił też na jakiś czas do Almerii. Wcześniej zahaczył o ligę szwajcarską czy Espanyol, z którego na początku XXI wieku jako dzieciak przechodził do Wisły. Tam nie odpalał jednak raczej fajerwerków. Zdecydowanie najlepsze epizody w jego przygodzie z piłką to właśnie Kraków, Almeria i Kasimpasa.
Mundialowy dublet
Ale wspomnieć warto też o jego karierze reprezentacyjnej, bo 35 spotkań w całkiem silnej kadrze Nigerii to też nie byle co. Nie każdy piłkarz może pochwalić się golami strzelonymi na Mundialu. A Uche pojechał z “Super Orłami” na rozgrywany w 2010 roku czempionat w RPA. I chociaż jego zespół odpadł już w grupie, to były pomocnik Wisły zdecydowanie wyróżniał się na tle kolegów.
Najpierw otworzył wynik spotkania z Grecją (ale ostatecznie rywale wygrali 2:1), a w decydującym o awansie z grupy meczu pokonał też bramkarza Korei Południowej, znów strzelając na 1:0, czym wprawił całą Nigerię w prawdziwą euforię. Jak się okazało, przedwczesną, bo tablica wyników wskazywała po 90 minutach wynik 2:2, co oznaczało, że reprezentacja z Afryki musi pożegnać się z rozgrywanym na swoim kontynencie Mundialem.
***
Dziś Uche ma już 37 lat, a od kilku miesięcy pozostaje bez klubu. Nie słychać jednak, by oficjalnie zakończył karierę, więc kto wie - może nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.
Czy był w historii naszej ligi ktoś lepszy? Zdania na pewno są podzielone. Jeszcze jakiś czas temu chyba nikt nie miał co do tego wątpliwości, ale fantastyczna przygoda Vadisa Odjidjy-Ofoe na nowo zapoczątkowała dyskusję na ten temat.
Postawienie go jednak na szczycie tej nieformalnej klasyfikacji na pewno nie będzie żadnym nadużyciem.
Powyższy artykuł to kolejny odcinek serii o dawnych gwiazdach Ekstraklasy. Waszej uwadze polecamy opublikowane wcześniej teksty o Abdou Razacku Traore i Danim Quintanie. Ale to nie koniec! Już wkróce kolejne historie!
Dominik Budziński