Ciąg dalszy problemów Arkadiusza Milika. "Nie wróży to dobrze"

Wielki potencjał, wielkie umiejętności, ogromny pech i skłonność do przyciągania kolejnych nieszczęść. Kariera Arkadiusza Milika, który wczoraj skończył 28 lat, to spory rollercoaster. Polakowi przydałoby się w końcu trochę spokoju i stabilizacji. Tego właśnie chcemy mu życzyć. Ile można bowiem walczyć z kontuzjami, trenerami czy właścicielami klubów.
Kariera Arkadiusza Milika na starcie układała się wręcz wzorcowo. Napastnik urodzony w Tychach jako młody chłopak mógł co rusz odhaczać kolejne punkty na swojej liście marzeń.
- 17 lat - debiut w Ekstraklasie
- 18 lat - pierwsze gole w Ekstraklasie (i to nawet 10)
- 18 lat - transfer i debiut w Bundeslidze (Bayer Leverkusen)
- 19 lat - pierwszy gol w Bundeslidze (Augsburg)
- 20 lat - debiut w Lidze Mistrzów i pierwszy strzelony tam gol (Ajax)
Jasne, w Leverkusen mu się nie udało. Nie było więc wyłącznie kolorowo. Ale gdy trafił już do Ajaksu, najpierw na wypożyczenie, a później już w ramach transferu definitywnego, pokazał Europie, na co go stać. Strzelał mnóstwo goli, dorzucał sporo asyst. W końcu bardzo udany czas zwieńczył występem na EURO 2016, gdzie trafił do siatki w meczu z Irlandią Północną i mimo kilku pamiętnych pudeł prezentował się naprawdę nieźle.
Chwilę później został jeszcze bohaterem wielkiego transferu, bo za 32 mln euro z Amsterdamu wykupiło go Napoli. I co? I tam też wszedł “z buta”. Gdy pierwszy raz podczas meczu Serie A wyszedł w podstawowym składzie - strzelił dwa gole. Gdy pierwszy raz w barwach Napoli wystąpił w Lidze Mistrzów - strzelił dwa gole. Sielanka. Milik miał na karku dopiero 22 lata, przed sobą praktycznie całą karierę, a ta i tak była już na niezwykle wysokim pułapie.
My, kibice i dziennikarze, cieszyliśmy się, że mamy takiego napastnika i czekaliśmy na więcej. Bo Milik rozbudził w nas, ale też na pewno w sobie, spory apetyt.
Fatalne kontuzje
Ale życie, i kariera sportowca, to nie tylko pasmo sukcesów. Po okresie, gdy Milikowi wychodziło niemal wszystko i w bardzo szybkim tempie piął się w górę, przyszły kłopoty.
Na przestrzeni niecałego roku Polak aż dwa razy zerwał więzadła krzyżowe w kolanie. A właściwie kolanach, bo najpierw ten paskudny uraz dotyczył jednej nogi, a potem drugiej. Trudno o większego pecha i trudno też właściwie o gorszą dla piłkarza kontuzję. Zerwanie słynnego ACL nie tylko wyłącza z gry na długie miesiące, ale w większości przypadków nie pozwala już na powrót do najlepszej dyspozycji. Komplikuje plany. Psuje marzenia.
Milik i tak okazał się maszyną, bo za pierwszym razem wypadł z gry tylko na cztery miesiące, za drugim razem na pięć. Zazwyczaj pauza po tego typu urazach trwa znacznie dłużej. Na szczęście póki co Polak nie ustrzelił fatalnego hat-tricka i od czterech lat nie ma większych problemów z kolanami. Można było się o to obawiać, bo taka kontuzja lubi wracać. Wie o tym dobrze choćby Sergio Asenjo. Bramkarz hiszpańskiego Villarreal cztery razy mierzył się z zerwaniem więzadeł krzyżowych.
Mundial do zapomnienia, dobry sezon w Napoli
Wspomnieliśmy, że po urazach ACL trudno jest wrócić do bardzo wysokiej formy. Jak było w przypadku Milika, któremu “krojono” przecież oba kolana? Polak miał to szczęście, że kontuzje nie zabrały mu wówczas żadnego turnieju reprezentacyjnego. Po udanym EURO 2016 urodzony w Tychach napastnik wyrobił się na rozgrywany dwa lata później mundial, ale raczej nie wspomina go z nostalgią. Zagrał tylko (fatalnie) w pierwszym meczu przeciwko Senegalowi. Podczas rywalizacji z Kolumbią i Japonią nie dostał już swojej szansy.
Odbił to sobie poniekąd w kolejnym sezonie. Był wtedy ważnym punktem Napoli. W samej tylko Serie A zdobył aż 17 bramek. Znów można było uznać go za napastnika światowej klasy. Formy nie przełożył całkiem na kolejne rozgrywki, podczas których miał sporo mniejszych problemów zdrowotnych, ale i tak, licząc Serie A oraz Ligę Mistrzów, wpisał się na listę strzelców 14 razy. Można było mówić wtedy o względnej stabilizacji. Milik pierwszy raz od lat rozegrał dwa sezony bez długich przerw i w obu robił swoje.
Konflikt z Napoli
Sielanka nie trwała jednak zbyt długo, bo Milik popadł w wielki konflikt z Napoli, a właściwie z jego właścicielem, ekscentrycznym Aurelio De Laurentiisem. Polak nie chciał przedłużyć obowiązującej wtedy do zakończenia sezonu 2020/21 umowy. W grę wchodził wówczas transfer do Juventusu, który ostatecznie spalił jednak na panewce. Milik miał też inne oferty, ale żadna z nich nie przekonała go do zmiany klubu. Letnie okno transferowe się zamknęło, a polski napastnik wpadł w pułapkę. Musiał spędzić kolejne miesiące w zespole, w którym nie miał już przyszłości.
I w taki sposób, kolejny raz, Milikowi uciekło kilka miesięcy kariery. Tym razem nie przez kontuzję, a wewnętrzny konflikt. Napastnik znalazł się poza kadrą Napoli i przez kilka miesięcy tkwił w neapolitańskim “klubie kokosa”. Dopiero podczas zimowego okna transferowego udało się dopiąć jego przenosiny do Olympique Marsylia.
Nie po drodze z trenerem
Dziś mija już ponad rok, odkąd Milik dołączył do ekipy ze Stade Velodrome. I chociaż zazwyczaj Polak spisuje się naprawdę dobrze, strzelając coraz więcej goli (26 bramek w 42 występach), znów musimy pisać w jego kontekście o konflikcie. Tym razem z trenerem, Jorge Sampaolim.
Polak, co zrozumiałe, chce regularnie grać w pierwszej jedenastce. Zdobywa dużo bramek i jest przekonany, że zasługuje na status podstawowego zawodnika. Sampaoli wrzuca go natomiast na karuzelę. Raz posyła w bój od pierwszej minuty, zaraz potem wpuszcza na 5 czy 15 minut.
- Pomiędzy tymi dwoma panuje całkowite niezrozumienie. Nie wróży to dobrze dalszej współpracy w kolejnej części sezonu. Na razie ich relacje nie mają szkodliwych konsekwencji dla wyników OM. Przekonaliśmy się o tym w niedzielę - tak “L’Equipe” pisało kilka tygodni temu po meczu z Metz.
Milik może momentami czuć się skonsternowany. Doskonale pokazała to sytuacja z początku lutego. Polski napastnik w meczu z Angers wybiegł od pierwszej minuty i strzelił hat-tricka. Co zrobił Sampaoli? W kolejnym meczu ligowym posadził Milika na ławce. Ale ten nie dał za wygraną. Wszedł w 75. minucie i strzelił zwycięskiego gola, a po meczu mówił tak:
- Są rzeczy, których nie rozumiem, ale wykonuję swoją pracę.
Później Polak dwa razy z rzędu wyszedł w podstawowym składzie, strzelając dwie bramki Karabachowi podczas starcia w Lidze Konferencji, ale już podczas dwóch ostatnich meczów dostał od szkoleniowca łącznie 13 minut. Rollercoaster.
Nie najlepsze relacje Milika i Sampaoliego nie są już żadną tajemnicą. Włoskie i francuskie media twierdzą zgodnie, że po sezonie jeden z nich będzie musiał opuścić klub.
- W sytuacji Sampaoliego i Milika doszliśmy do punktu, z którego nie ma powrotu. Pablo Longoria będzie zmuszony wybrać między piłkarzem a trenerem - pisało "Calciomercato".
***
Milik w ostatnich latach nie może zaznać więc spokoju. Najpierw dwa poważne urazy, które wyłączyły go z gry na dłuższy czas, później konflikt z Napoli i kilka miesięcy na trybunach, teraz trudne relacje ze szkoleniowcem w Marsylii i granie “w kratkę”. W międzyczasie jeszcze stracone przez kontuzję EURO 2020.
Chcielibyśmy, i z pewnością napastnik naszej reprezentacji też by tego chciał, żeby w jego karierze pojawiła się w końcu stabilizacja. Umiejętności wciąż są wysokie. Do formy w ostatnich miesiącach trudno mieć zastrzeżenia. Trzymamy więc kciuki, żeby polskiego napastnika przestały trzymać się różnego rodzaju problemy pozaboiskowe. A wtedy on na murawie na pewno będzie już robił swoje.