Przewrót w Manchesterze United. Miał być "10 na 10", szybko został zwolniony. Nowe władze pod presją
Kibiców Manchesteru United spotkała kolejna niemiła niespodzianka. Zwolniony został niedawno zatrudniony dyrektor sportowy, Dan Ashworth. Taki obrót spraw ponownie podaje w wątpliwość działania zarządzającej klubem grupy INEOS.
Dan Ashworth pracował zaledwie pięć miesięcy jako dyrektor sportowy Manchesteru United. Anglik, którego jeszcze kilka miesięcy temu mocno zachwalał przewodniczący grupie zarządzającej pionem sportowym, współwłaściciel klubu Sir Jim Ratcliffe, został zwolniony bardzo szybko. Informacja o tej decyzji spadła niczym grom z jasnego nieba. I stawia ona działania nowych władz pod sporym znakiem zapytania. Taka zmiana zdania po tak krótkim czasie sprawia, że łatwo zwątpić w ich postępowanie. Wszak z boku wygląda to jak kompletna prowizorka i znacząco odstaje od “nowej jakości” zapowiadanej przez grupę INEOS.
Dyrektor “10 na 10”
Nazwisko Ashwortha było jednym z najczęściej przewijających się w dyskusjach dotyczących United w pierwszej połowie roku - w czasie, gdy 53-latek nie pracował jeszcze w Manchesterze. Klub mocno bowiem naciskał na zatrudnienie go pomimo faktu, że pełnił funkcję dyrektora sportowego w Newcastle United. Przeciąganie liny trwało długo i okazało się bardzo trudne, a najmocniej o Anglika starali się Ratcliffe i jego prawa ręka w operacjach sportowych, Sir David Brailsford.
“Czerwone Diabły” skontaktowały się z Ashworthem na początku roku. Ten w lutym poinformował Newcastle, że chce przenieść się na Old Trafford. Władze “Srok” postawiły sprawę jasno: mamy świetnego specjalistę, nie oddamy go bez walki. Zażądały zaporowej kwoty odstępnego - mówiło się nawet o 20 milionach funtów, kwocie absolutnie kosmicznej, jak na pracowników stanowisk administracyjnych, nawet dyrektora sportowego. Jednocześnie natychmiast wysłały go na przymusowy płatny urlop do końca obowiązującej go wciąż umowy (tzw. gardening leave). Miał trwać… półtora roku.
Na Old Trafford nie zamierzali się jednak uginać i płacić aż takich pieniędzy. Ratcliffe otwarcie krytykował działania władz zespołu z Tyneside.
- Uważam, że to kompletnie absurdalne, aby człowiek, który jest świetnym specjalistą, miał siedzieć półtora roku w ogrodzie (nawiązanie do określenia “gardening leave” - przyp. red.). (...) Nie tak działa prawo pracy w Wielkiej Brytanii - cytował jego słowa Guardian.
W sprawę zaangażował się też sam Ashworth. Zamierzał dociekać swoich praw w sądzie i twierdził, że Newcastle złamało przepisy tym, jak go traktowało. Ostatecznie, po pięciu miesiącach strony się dogadały. United musieli zapłacić “Srokom” kwotę oscylującą w rejonie dwóch-trzech milionów funtów. Anglik rozpoczął pracę wraz ze startem sezonu 2024/25. Oczywiście ku wielkiej uciesze nowego szefa.
- W mojej opinii Dan Ashworth to dyrektor sportowy 10 na 10. Jeden z najlepszych na rynku. Byłby świetnym wyborem dla Manchesteru United - opowiadał o nim prezes grupy INEOS w wywiadzie cytowanym przez London Evening Standard, gdy jeszcze trwało przeciąganie liny z Newcastle.
Zachwyty szybko odeszły w zapomnienie. Ashworth, zanim go zwolniono, spędził w Manchesterze tyle samo czasu, co… na przymusowym urlopie podczas negocjacji: pięć miesięcy. Można więc powiedzieć, że czekał na szansę podjęcia pracy na Old Trafford tak samo długo, jak mógł się nią cieszyć. Jej czas okazał się jednak mocno rozczarowujący, bo zgodnie z zakulisowymi doniesieniami dyrektor sportowy miał problem ze znalezieniem wspólnego języka z nowymi współpracownikami.
Piąte koło u wozu
Pierwsze miesiące działań nowego zarządu pionu sportowego Manchesteru United okazały się turbulentne. Erik ten Hag został na stanowisku, aby nie dotrwać nawet do listopada. Uwzględniając krótką tymczasową kadencję Ruuda van Nistelrooya, drużyna po zatrudnieniu Rubena Amorima ma już trzeciego menedżera w tym sezonie. Zalicza też najgorszy start w lidze od rozgrywek 1986/87, plasując się na 13. pozycji. Teraz do listy złych znaków dochodzi jeszcze pożegnanie z dyrektorem sportowym.
Tarcia za kulisami miały pojawiać się już od dłuższego czasu. Zgodnie z doniesieniami z kanałów fanowskich, jak Stretford Paddock czy Manchester United Muppetiers, Ashworth, który nigdy wcześniej w swojej karierze nie podjął decyzji o zwolnieniu żadnego trenera, był jednym z największych zwolenników pozostawienia Ten Haga na stanowisku latem. Decyzja ostatecznie okazała się przestrzelona. Naturalnie została ona podjęta grupowo po dogłębnej analizie i w wyniku niepowodzenia w rozmowach z ewentualnymi następcami, ale Anglik oraz nowy dyrektor zarządzający klubu, Omar Berrada, zdystansowali się od niej w wywiadzie przed ligowym meczem z Liverpoolem. Zrobili to prawdopodobnie z uwagi na fakt, że rozmowy na ten temat toczyły się, gdy obaj przebywali jeszcze na gardening leave i oficjalnie nie mogli brać udziału w tym procesie. Pozostawiło to jednak niesmak u Ratcliffe’a. Sama początkowa opinia dyrektora sportowego o Ten Hagu również nie pozostała niedostrzeżona.
Potem zrobiło się tylko gorzej. Do obowiązków Ashwortha należało wskazanie optymalnego następcy dla zwolnionego szkoleniowca. I tutaj dyrektor zawiódł szefa. Po pierwsze, nie przedstawił konkretnej propozycji, a listę kandydatur. Po drugie, wyglądała ona, jakby zapomniał o tym, że pracuje w klubie z najwyższej półki. The Athletic informuje, że znalazły się na niej cztery nazwiska: Eddie Howe, Marco Silva, Thomas Frank i Graham Potter - menedżerowie kojarzeni raczej z walką w środku tabeli Premier League. Samuel Luckhurst z Manchester Evening News twierdzi z kolei, że latem, gdyby Ten Hag miał jednak stracić wtedy posadę, Ashworth optował za zatrudnieniem Garetha Southgate’a. Doniesienia na temat ewentualnego zatrudnienia byłego selekcjonera reprezentacji Anglii wzbudzały wielkie niezadowolenie wśród kibiców United. Ruben Amorim nie znajdował się w orbicie zainteresowań dyrektora.
Ostateczny wybór nowego stałego trenera miał być dziełem Berrady, który przeprowadził negocjacje samodzielnie, niejako wchodząc w kompetencje dyrektora sportowego. Wymowny okazał się również fakt, że po zatrudnieniu Portugalczyka w oficjalnym komunikacie klubu zabrakło wypowiedzi Ashwortha, w przeciwieństwie do poprzednich kluczowych decyzji podejmowanych przez nowych decydentów. Co istotne, zgodnie z informacjami przekazywanymi przez Manchester United Muppetiers, nie był zaangażowany w prace nad większością letnich transferów z uwagi na swoją sytuację kontraktową. Zajmowali się nimi głównie właśnie Berrada oraz nowozatrudniony dyrektor techniczny Jason Wilcox. Wygląda więc na to, że wkład Ashwortha w budowę zespołu rzeczywiście był niewielki.
Ostatecznie sam Anglik szybko zaczął czuć się pomijany przy dyskusjach o kierunku dalszego rozwoju klubu. Można tylko domyślać się, że wpływ miały na to również powiązania między najważniejszymi postaciami w pionie sportowym. Berrada współpracował w Manchesterze City z Wilcoxem. Istotne funkcje w kierowaniu całą operacją pełnią też Brailsford i Jean-Claude Blanc, zaufani ludzie Ratcliffe’a. Dyrektor sportowy mógł więc w naturalny sposób nie znaleźć z nimi nici porozumienia i wylądować na bocznym torze. Zwłaszcza, że decyzję o ściągnięciu go podjęto zanim do klubu zawitał Berrada, a więc, ostatecznie, jego przełożony. Co więcej, The Athletic twierdzi nawet, że Ashworth zakulisowo wyrażał opinię, że odejście z St James’ Park stanowiło błąd, choć robił wszystko, żeby nie dać tego po sobie poznać.
Finalnie współpraca została zakończona 8 grudnia, niedługo po przegranym 2:3 domowym meczu z Nottingham Forest. Ashworth, który oglądał spotkanie z trybun Old Trafford z rodziną, został zaproszony na rozmowę krótko po końcowym gwizdku. Wtedy otrzymał informację o rozstaniu ze skutkiem natychmiastowym.
Można się pogubić
Tak impulsywne podejście wygląda dyskusyjnie. United pod wodzą Ratcliffe’a uganiali się wręcz za Ashworthem, starając się za wszelką cenę wyciągnąć go z Newcastle tylko po to, aby niedługo potem wyrzucić. Pod znakiem zapytania stają też zapewnienia biznesmena dotyczące Anglika. Jeśli uważał go za wybitnego specjalistę, wartego tak intensywnych negocjacji i zapłaty (ostatecznie niedużego, ale wciąż) odstępnego, to musiał poważnie przestrzelić. Pojawia się więc uzasadnione pytanie, czy nowi decydenci nie popełnili innych dużych błędów i czy, wzorem tego, jak zarządzali chociażby we francuskiej Nicei, nie będą wykazywać się brakiem cierpliwości. We Francji bowiem słynęli z rotacji menedżerów.
- To bardzo ważna decyzja, która odbije się szerokim echem w United. Ashwortha stawiano jako przykład działań nowego zarządu INEOS-u, ściągającego najlepszych specjalistów do spraw zarządzania klubem, więc przyznanie się do błędu niecałe pół roku po rozpoczęciu współpracy wygląda upokarzająco dla wszystkich zainteresowanych - skomentował zaistniałą sytuację na łamach The Athletic korespondent pracujący przy Manchesterze United, Laurie Whitwell.
Z drugiej strony można zwrócić uwagę na szybkie rozwiązanie problemu. Po zaledwie kilku miesiącach tarć zapadła decyzja o tym, żeby pozbyć się przyczyny. To można uznać za plus - bezwzględne, konkretne zarządzanie, bez usilnego tkwienia w błędzie z nadzieją na to, że sprawy się ułożą. Część fanów ma jednak problem z takim spojrzeniem na sytuację, bo to już kolejna wizerunkowa wpadka Ratcliffe’a i spółki.
Zacząć można od zamieszania z Ten Hagiem - nie tylko w kontekście samego pozostawienia go i szybkiego zwolnienia. Przy rozmowach o klubie często pojawiają się doniesienia o napiętej sytuacji związanej z koniecznością spełnienia wymagań finansowych Premier League, tzw. zasad PSR. Tymczasem kontrakt Holendra przed sezonem prolongowano o rok, korzystając z klauzuli w jego umowie. To sprawiło, że przy zakończeniu współpracy jego odprawa wzrosła o kolejne 12 miesięcy pensji. Do jego sztabu przed sezonem ściągnięto też nowych trenerów, m.in. Jelle ten Rouwelaara, za którego trzeba było zapłacić Ajaksowi, bo zaledwie dwa tygodnie wcześniej związał się z ekipą z Amsterdamu.
Teraz dochodzi jeszcze wykup i odprawa dla Ashwortha, a to wszystko w obliczu cięć budżetowych i zwolnienia około 250 pracowników biurowych klubu czy krążącej od niedawna informacji o rezygnacji z organizacji przyjęcia wigilijnego dla pracowników. Szerokim echem odbiło się też zakończenie współpracy z Sir Alexem Fergusonem poprzez rozwiązanie umowy ambasadorskiej, gwarantującej mu dwa miliony funtów rocznie. I choć wybór ten, w obliczu pozostałych zwolnień na niższych szczeblach, można rozsądnie uzasadnić, to wielu fanów potraktowało to wręcz w kategorii obrazy majestatu legendy.
Wspomnieć należy też o podniesieniu cen biletów bez konsultacji z fanami. Choć w tym sezonie, z uwagi na sprzedaną już duża liczbę wejściówek nawet na kolejne mecze (dostępne jest zaledwie 3% biletów z puli dotkniętej zmianą) efekty te będą mało odczuwalne, mogą okazać się problematyczne od kolejnych rozgrywek. Dotychczas ceny dla dorosłych zaczynały się od 40 funtów, a dzieci mogły obejrzeć mecz na Old Trafford nawet za 25 funtów. Teraz nie będzie już ulg, a podstawowa cena wzrasta do 66 funtów - o ponad 50% w porównaniu do wcześniejszej. W obliczu takiej decyzji wypowiedzi Ratcliffe'a o zrozumieniu kibiców i świadomości tożsamości “ludowego” klubu wyglądają wręcz kuriozalnie.
Wyrzucenie dyrektora sportowego na zaledwie trzy tygodnie przed zimowym okienkiem transferowym również wygląda na potencjalny problem, choć ograniczenia finansowe mogą oznaczać, że “Czerwone Diabły” nie będą zbyt aktywne na rynku w styczniu. Niemniej, nawet decyzje dotyczące sprzedaży powinny mieć na sobie “stempel” człowieka na tym stanowisku. Pojawia się więc kolejne pytanie: kto przejmie obowiązki Ashwortha. Czy zatrudniona zostanie nowa osoba? A może inaczej rozłożą się kompetencje ludzi pracujących już w klubie, m.in. tymczasowego dyrektora działu skautingu, Christophera Vivella? Ta kwestia pozostaje na razie bez odpowiedzi.
Wiemy jednak na pewno, że początek panowania INEOS nie układa się satysfakcjonująco - zarówno na boisku, jak i poza nim. Miały być stabilizacja, plan na długofalowy sukces i budowa fundamentów pod nowy, wielki Manchester United. Tymczasem mniej-więcej co miesiąc spada kolejna informacja, poważnie naruszająca zaufanie fanów i mediów do Ratcliffe’a i spółki. To, czy podejmują słuszne decyzje, pokaże dopiero przyszłość. Na razie trudno się dziwić tym, którzy mają wątpliwości. Pytania się mnożą, a miało być ich coraz mniej.