Przepadł w Polsce, teraz zachwyca w znanym klubie. Wart 12 mln euro

Przepadł w Polsce, teraz zachwyca w znanym klubie. Wart 12 mln euro
Acero / pressfocus
Dominik - Budziński
Dominik Budziński08 Sep · 14:55
Na polskich boiskach szło mu fatalnie. Myśleliśmy, że to kolejny zagraniczny szrot, jaki przewinął się przez Ekstraklasę. Tymczasem Rodrigo Zalazar po opuszczeniu Korony Kielce zaczął robić naprawdę dużą karierę. Dziś rządzi w portugalskiej Bradze, jest po debiucie w reprezentacji, a portal Transfermarkt wycenia go na 12 mln euro.
Latem 2019 roku Korona Kielce przeprowadziła prawdziwą kadrową rewolucję. Z klubu odszedł cały tabun piłkarzy, ale jeszcze więcej postaci zameldowało się w stolicy województwa świętokrzyskiego. Była to wesoła, w większości międzynarodowa banda, z nazwiskami raczej mocno anonimowymi dla przeciętnego kibica. Andres Lioi, Uros Djuranović, Themistoklis Tzimopoulos, Milan Radin, Luka Kukić, Nemanja Miletić, Erik Pacinda. No i on. Rodrigo Zalazar.
Dalsza część tekstu pod wideo

Zapamiętany z… brutalnego faulu

O większości wymienionych wyżej graczy kibice Korony chcieli jak najszybciej zapomnieć. Idealnie wpisywali się oni bowiem w popularne nad Wisłą określenie o zagranicznym szrocie. Trudno było też chwalić Zalazara, bo choć niektórzy koledzy z jego zespołu przekonywali, że na treningach prezentuje się kapitalnie, to kompletnie nie potrafił przenieść swoich umiejętności na rywalizację meczową.
Efekt? Jako piłkarz Korony, którą reprezentował na wypożyczeniu z Eintrachtu Frankfurt, nie wytrwał nawet do końca sezonu. Pod koniec kwietnia “Złocisto-Krwiści” z ulgą poinformowali o rozwiązaniu umowy z Urugwajczykiem, który wcześniej, przez prawie dziesięć miesięcy na pokładzie klubu z Kielc, zdążył rozegrać dla niego… dziewięć spotkań. Na murawie spędził 412 minut, nie strzelił żadnego gola, nie zanotował asysty. Otrzymał za to czerwoną kartkę po brutalnym faulu w meczu z Cracovią.
Częściej niż w Ekstraklasie, grał w polskiej… trzeciej lidze. Tam strzelił nawet kilka goli dla rezerw Korony. Miał okazję zawitać do Wólki Pełkińskiej, Tarnobrzega, Białej Podlaskiej czy Zamościa.
Urodzony w Hiszpanii, choć mający też urugwajskie obywatelstwo piłkarz wrócił więc z podkulonym ogonem do Frankfurtu. Warto wspomnieć, że Eintracht najpierw pozyskał go z rezerw Malagi, a już kilka dni później wysłał na wypożyczenie do Kielc. W rzeczywistości Zalazar nie zdążył zatem na dobre rozpocząć swojej przygody w Niemczech, a już znalazł się w Polsce.

Przebudzenie w Niemczech

Przełomowe okazało się dla niego drugie wypożyczenie. Nie wyszło w Koronie, ale szansę środkowemu pomocnikowi postanowiło dać FC St. Pauli, grające wtedy na poziomie 2. Bundesligi. I, kolokwialnie ujmując, coś zatrybiło. Zalazar nie tylko występował regularnie, ale zbierał naprawdę pozytywne recenzje. W 34 meczach, w większości rozegranych od pierwszej minuty, uzbierał sześć goli i sześć asyst.
Urugwajczyk zrobił sobie solidną reklamę w świecie niemieckiej piłki, w efekcie parol zagięło na niego słynne Schalke, akurat będące na sporym zakręcie, walczące o powrót do Bundesligi. Zalazar trafił do Gelsenkirchen na zasadzie kolejnego już w jego karierze wypożyczenia z Eintrachtu, po czym stał się jednym z liderów drużyny. Rządził w środku pola i znacząco pomógł Schalke w wywalczeniu awansu do elity. W 30 spotkaniach tamtej kampanii zdobył sześć bramek i zanotował siedem asyst. Trafiał m.in. w dwóch ostatnich kolejkach. Najpierw jego gol z St. Pauli przypieczętował powrót do Bundesligi, a kilka dni później były gracz Korony huknął z własnej połowy i pokonał bramkarza FC Nuernberg.
Kibice w Polsce przecierali oczy ze zdumienia. To naprawdę ten sam gość, który po przenosinach do Kielc częściej grał dla rezerw Korony? Ano owszem. Ten sam. Zalazar nie chciał natomiast osiadać na laurach. Schalke wykupiło go z Eintrachtu, a on miał okazję pokazać się już nie na zapleczu elity, a w samej Bundeslidze. Zaczął mocno, bo od gola w drugiej kolejce, potem - również przez kontuzje - trochę obniżył loty, ale finisz sezonu znów miał naprawdę mocny. Cztery ostatnie mecze - po jednej asyście w każdym z nich. Nie uchroniło to natomiast ekipy z Gelsenkirchen od spadku.
Zalazar nie wrócił jednak na drugi poziom rozgrywkowy razem z zespołem. Nie brakowało bowiem chętnych na jego zakontraktowanie, a Schalke, jak tlenu potrzebujące pieniędzy, przystało na ofertę portugalskiej Bragi, która wyłożyła na stół 5 mln euro.

Debiut marzeń i wielka forma

Co warte podkreślenia, jeden z czołowych portugalskich klubów kontraktował już reprezentanta Urugwaju. W czerwcu 2023 roku Zalazar zadebiutował bowiem w kadrze i od razu… strzelił dwa gole. Zrobił to w towarzyskim meczu z Nikaraguą. Nawet jeśli jego drużyna grała wówczas w mocno pozmienianym składzie, to występ byłego gracza Korony i tak poszedł w świat. Mało kto potrafi w premierowym meczu dla zespołu narodowego ustrzelić dublet.
Od tamtej pory Zalazar nie doczekał się jeszcze kolejnego meczu rozegranego dla reprezentacji, choć powołania były. Jeśli jednak dalej będzie spisywał się tak świetnie w klubie, zapewne poważna szansa od Marcelo Bielsy w końcu nadejdzie.
Pierwszy sezon po przenosinach do Portugalii był dla 25-letniego obecnie pomocnika naprawdę bardzo solidny. Aż 49 meczów we wszystkich rozgrywkach, osiem goli, dziesięć asyst. Do tego występy w Lidze Mistrzów, gdzie Braga rywalizowała z Realem Madryt, Napoli i Unionem Berlin.
Samego siebie Zalazar przechodzi natomiast na początku obecnej kampanii. Mamy dopiero początek września, ale Urugwajczyk już mocno podkręcił swoje liczby i uzyskanie double-double powinno przyjść mu z łatwością. W dziewięciu pierwszych spotkaniach sezonu 2024/25 uzbierał bowiem pięć goli i pięć asyst. Błyszczy i w lidze portugalskiej, gdzie każde z trzech spotkań kończył z jakąś zdobyczą, i w Lidze Europy, bo tam w meczach eliminacyjnych wykręcił bilans trzy + trzy. Kozak.
Dziś Zalazar jest przez portal Transfermarkt wyceniany na… 12 mln euro. Nieźle jak na piłkarza, który całkowicie przepadł na polskich boiskach. Jeśli 25-latek wciąż będzie spisywał się tak znakomicie, być może jego kariera nabierze jeszcze większego rozpędu. Wiemy przecież doskonale, że za wyróżniających się graczy w lidze portugalskiej giganci potrafią płacić czasami ogromne kwoty.
No cóż. Naprawdę bardzo przewrotne potrafią być losy byłych przedstawicieli Ekstraklasy.

Przeczytaj również