Przeciwieństwo Manchesteru United. Poukładany Arsenal zachwyca Anglię. Tak działa maszyna Mikela Artety

Przeciwieństwo Manchesteru United. Poukładany Arsenal zachwyca Anglię. Tak działa maszyna Mikela Artety
twitter.com/Stuart_PhotoAFC
Po niedzielnym zwycięstwie z Watfordem, Arsenal awansował na czwarte miejsce, które wcześniej długo wydawało się tylko marzeniem. I patrząc na obecną formę zespołu Mikela Artety, bardzo możliwe, że nie odda go już do końca sezonu.
Gdy przed tym sezonem "BBC" poprosiło swoich ekspertów, byłych piłkarzy o wytypowanie tzw. top four, żaden z nich nie umieścił tam Arsenalu. 17 na 18 wskazało na Manchester City, Liverpool, Chelsea i Manchester United, w różnej kolejności. Tylko jeden (Jermaine Beckford) na czwartym miejscu umieścił Leicester (co ciekawe, zamiast Liverpoolu).
Dalsza część tekstu pod wideo
Można ich było zrozumieć. W końcu "Kanonierzy" ostatnie dwa sezony kończyli na ósmym miejscu. Wydawało się, że klub wpadł w kryzys, z którego ciężko mu będzie wyjść, a początek sezonu tylko potwierdził te obawy. Po trzech pierwszych kolejkach drużyna Mikela Artety miała na koncie trzy porażki i bilans bramek 0:9.
Potem jednak nastąpił wyraźny progres i osiem kolejnych meczów bez porażki. Spłacać się zaczęły letnie transfery, coraz lepiej funkcjonowała obrona wzmocniona przez Aarona Ramsdale'a, Bena White'a i Takehiro Tomiyasu. W ataku błyszczą młodzi Bukayo Saka, Gabriel Martinelli i Emile Smith Rowe, a grą kieruje kapitalny Martin Odegaard.

Good bye, captain

Momentem przełomowym wydaje się jednak konflikt Artety z Pierre'em-Emerickiem Aubameyangiem, który doprowadził do odejścia tego drugiego. Tłumacząc się problemami prywatnymi "Auba" spóźniał się z powrotami do klubu, wcześniej łamał protokół sanitarny i jako kapitan dawał po prostu zły przykład.
Arteta od początku zapowiadał - albo pracujesz na moich zasadach, albo się żegnamy. I po kilku ostrzeżeniach słowa dotrzymał. Odejście Gabończyka do Barcelony nie tylko scementowało zespół, ale też mocno ulżyło finansom Arsenalu. Dziś klub płaci mu już nie 350 tysięcy funtów tygodniowo, a "tylko" 80 tysięcy za to, że zgodził się odejść mimo ważnego kontraktu.
Paradoksalnie pożegnanie z przyjacielem dobrze też podziałało na Alexandre Lacazette'a, który przejął po nim opaskę i miejsce na środku ataku. Owszem, Francuz ma problemy ze skutecznością, nie strzela wielu goli, ale jest znakomity w roli odgrywającego, który otwiera szanse bramkowe wbiegającym z tyłu kolegom. W niedzielnym meczu z Watfordem zaliczył dwie efektowne asysty przy bramkach Saki i Martinellego.
Na Vicarage Road Kanonierzy wygrali trzeci mecz z rzędu, trzeci różnicą jednej bramki. Bo choć w ofensywie funkcjonują coraz lepiej, to nadal mają swoje problemy. Wystarczy jeden prosty błąd któregoś z obrońców (ostatnio częściej zdarzają się one bardzo solidnemu wcześniej Gabrielowi), wystarczy jeden, niezrozumiały faul Granita Xhaki i znowu robi się kłopot.
Największy mają z czerwonymi kartkami. Od początku kadencji Artety, czyli od grudnia 2019 roku, byli wyrzucani z boiska już 14 razy, w tym 11 w Premier League. Są zdecydowanymi liderami tej niechlubnej klasyfikacji (drugie Southampton i Brighton mają po siedem czerwonych kartek), choć pod względem odbiorów i fauli są dopiero na 18. miejscu w lidze.

Czy ryzyko się opłaci?

Bez wątpienia problemem jest też wąska kadra. Silnego konkurenta nie ma Odegaard, jest tylko trzech stoperów, rezerwowi boczni obrońcy nie dają takiej jakości jak Tomiyasu i Kieran Tierney. Przede wszystkim, jedynymi opcjami w ataku są Lacazette i Eddie Nketiah. Kontrakty obu wygasają po sezonie.
Zimą nie udało się nikogo sprowadzić. Arsenal zabiegał o Dusana Vlahovicia, ale ten uznał, że woli zostać w Serie A. Arteta tłumaczył później, że nie chcieli dokonywać panicznych, nieprzemyślanych zakupów. Uznali, że wolą zostać z tym, co mają, zaryzykować, że uda się uniknąć kontuzji i na spokojnie budować zespół latem, gdy będą wiedzieli, co ich czeka w kolejnym sezonie.
Wszystko wskazuje na to, że czeka ich powrót do europejskich pucharów. - Jeszcze kilka tygodni temu wszyscy uznaliby miejsce w pierwszej szóstce na koniec sezonu za wartościowy progres. Paradoksalnie, powrót do Ligi Mistrzów mógłby nastąpić trochę za szybko - pisze Amy Lawrence w "The Athletic".

Stopień trudności wzrasta

Kibice na pewno by się nie obrazili. Już liczą, że granica ok. 72 punktów w ostatnich latach zawsze gwarantowała miejsce w top four. W ostatnich dwóch sezonach było to nawet mniej, bo 66 i 67 punktów. Teraz, na 13 meczów przed końcem, Arsenal ma 48 punktów. Brakuje mu więc ok. 24 punktów do tej granicy. Trzeba by było zatem wygrać osiem z tych 13 pozostałych spotkań.
Owszem, teraz zrobi się trudniej. W niedzielę czeka Leicester, a potem Liverpool, Aston Villa, Brighton, Southampton, Manchester United i West Ham. Do tego zaległe mecze z Tottenhamem i Chelsea, oba wyjazdowe. Krótka, młoda i często kartkująca się drużyna może mieć problem, ale bezpośredni rywale do czwartego miejsca już te problemy mają. Arsenal jest tej wiosny silny również słabością United i Spurs, które co chwilę tracą punkty.
Lee Dixon - legenda klubu, a dziś ekspert telewizyjny - twierdzi wręcz, że "Kanonierzy" powinni już ścigać się o podium z Chelsea, a nie oglądać na United. Klub z Old Trafford w ostatnich miesiącach stał się wręcz przeciwieństwem Arsenalu.
W Manchesterze nikt nie wie, na czym stoi. Ralf Rangnick musi sobie radzić z "FC Hollywood" w szatni, mając do tego świadomość, że jego praca jest tymczasowa, a pozycja - podkopywana "na górze".
W Londynie menedżer ma pełne poparcie szefów i niezależność w decyzjach personalnych. Może spokojnie wdrażać swoją wizję. Nie zwolniono go po słabszych wynikach, a dziś ma na stole ofertę nowego kontraktu. Transfery są przemyślane, a nastroje tonowane. Arsenal ma punkt więcej przy rozegranych trzech meczach mniej.
- Oczywiście ten młody, budzący sympatię, entuzjastyczny i niedoskonały zespół może nie dać rady - pisze Amy Lawrence. - Dlatego Arteta musi umiejętnie zarządzać oczekiwaniami, a presja z każdym kolejnym tygodniem będzie rosła. Ale to ekscytująca presja, której może użyć jako paliwo.
Ostatni raz w Lidze Mistrzów Arsenal grał w sezonie 2016/17. Jeszcze z Arsene'em Wengerem na ławce.

Przeczytaj również