"Pomyślałem: o ja pier**lę". Legenda nie mogła uwierzyć. A on potrafi przyćmić Haalanda
Myślisz skandynawski supersnajper z Premier League, mówisz Erli… Alexander Isak. Szwed dziś przebija gwiazdę Manchesteru City i pnie się w rankingu topowych napastników świata.
W ostatnich miesiącach Newcastle jako całość prezentuje się co najwyżej średnio. Plaga kontuzji i przeciekająca obrona sprawiły, że “Sroki” nie potrafią wzbić się tak wysoko, jak w minionych rozgrywkach. Mimo wszystko w ekipie Eddiego Howe’a wciąż można znaleźć pewne pozytywy. A największym z nich jest Alexander Isak. Ofensywa “The Magpies” żyje z bramek Szweda, który znajduje się w życiowej formie. Po raz pierwszy w karierze powinien przebić granicę 20 goli w jednym sezonie. W Premier League trafia do siatki z większą częstotliwością niż wspomniany Erling Haaland czy inne gwiazdy pokroju Mohameda Salaha, Heung-min Sona lub Cole’a Palmera. W takim tempie piłkarz wychowany w Solnej może nawet powoli myśleć o koronie króla strzelców.
Nierówny start
Kiedy dwa lata temu Alexander Isak zmieniał klub, można było mieć duże wątpliwości odnośnie do słuszności tego ruchu. Newcastle wydało aż 70 mln euro na napastnika, który oferował prawie wszystko poza regularnością. W sezonie ligowym 2021/22 strzelił przecież tylko sześć goli, broniąc barw Realu Sociedad. Szybko okazało się jednak, że angielskie powietrze służy mu znacznie lepiej niż baskijskie. Już w debiucie na angielskiej ziemi ukąsił Liverpool na Anfield. Po pierwszej połowie tamtego spotkania mógł mieć nawet dublet, ale jego drugą bramkę anulowano z powodu spalonego. Warto przy okazji przypomnieć, że snajper otrzymał zgodę na występ dopiero na kilka godzin przed pierwszym gwizdkiem. Działacze “Srok” mieli bowiem drobne problemy z uzyskaniem dla niego pozwolenia na pracę. Debiutant nie przejął się papierkologią i wszedł do Premier League jak do siebie.
- Znalazłem się w odpowiednim miejscu, dostałem niesamowite podanie od Longstaffa. Myślałem tylko o tym, żeby umieścić piłkę w siatce i wykończenie było całkiem niezłe - skromnie podsumował po występie na Anfield.
Radość Isaka trwała stosunkowo krótko. Dwa tygodnie po debiucie odezwała się jego największa bolączka, czyli problemy z urazami. Już w Realu Sociedad nie był okazem zdrowia, łapiąc sporo kontuzji mięśniowych. Na początku poprzedniego sezonu uszkodził udo, co wyeliminowało go z gry na prawie trzy miesiące. W sumie przegapił aż 16 meczów “The Magpies”, będąc jednocześnie zmuszonym do walki o miejsce w składzie z Callumem Wilsonem. Końcowy bilans 11 bramek w 29 meczach nie porywał, ale też nie pozwolił na klasyfikowanie Szweda jako niewypału. Prawdziwym egzaminem miały być bieżące rozgrywki. Na razie zdaje go w śpiewający sposób.
Definicja skuteczności
Najlepsze filmy Alfreda Hitchcocka zaczynały się od trzęsienia ziemi, po którym napięcie tylko rosło. Podobnie wyglądały ostatnie miesiące w wykonaniu Isaka. W pierwszej kolejce Premier League sieknął dublet przeciwko Aston Villi, pomagając w odniesieniu spektakularnego zwycięstwa 5:1. Później Newcastle oczywiście obniżyło loty i pod względem kolektywnym rzadko prezentowało się aż tak dobrze. Nie można jednak mieć praktycznie żadnych większych pretensji do gry napastnika.
Aktualnie Isak ma na koncie 15 bramek w 23 występach ligowych. W Premier League trafia do siatki średnio co 112 rozegranych minut. Jedynie Chris Wood z Nottingham Forest zdobywa bramki częściej, konkretnie co 106,5 minuty. Trzeba przy okazji podkreślić znakomity zmysł 24-latka do odnajdowania się w dogodnych sytuacjach. Według danych portalu Whoscored zajmuje pierwsze miejsce miejsce w lidze pod względem poziomu oczekiwanych goli na strzał. Średnio każde jego uderzenie ma generuje xG na poziomie 0,28. Drugie miejsce w tej klasyfikacji zajmuje klubowy kolega, Callum Wilson (0,26 xG na strzał), trzecie Rasmus Hojlund (0,24 xG). To pokazuje, że Szwed nie szuka bramek na siłę, nie jest chodzącym chaosem w stylu Darwina Nuneza. Potrafi za to wykazać się cierpliwością, kiedy już oddaje strzał, istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, że piłka zatrzepocze w siatce. Dość powiedzieć, że jego 15 trafień padło z 26 celnych prób. Tylko 11 razy bramkarze byli w stanie wygrać z nim pojedynek. To wybitny wynik.
- Wspaniale jest widzieć go w tak wysokiej formie. Kiedy któryś z twoich napastników prezentuje taką dyspozycję, pozytywnie wpływa to na cały zespół. On zasługuje na wielkie uznanie za grę w tym sezonie. To wyjątkowy talent i mam nadzieję, że stanie się jeszcze lepszy, bo wciąż stać go na więcej - chwalił Howe. - Myślę, że gram najlepiej, kiedy dobrze czuję się sam ze sobą, wtedy wszystko inne przychodzi samo. Dostaję swoje szanse i mogę strzelać gole. Ale nie wystarczy, jeśli kilku zawodników jest w dobrej formie. Musimy to wszystko robić jako zespół. Nie jesteśmy zadowoleni z liczby punktów, w zeszłym roku radziliśmy sobie nieco lepiej, więc ważne, żeby spróbować utrzymać poziom. Jeśli mam być szczery, nie chcę wyznaczać nam celów, ponieważ nie chcę oddalać się od miejsca, w którym znajdujemy się teraz. Musimy po prostu zacząć wygrywać mecze. Wtedy zobaczymy, co jest możliwe, a co nie - zaznaczył Szwed.
Ramię w ramię z legendą
Główną zaletą Isaka pozostaje wyjątkowa skuteczność. Udaje mu się jednak wykraczać poza ramy klasycznej “dziewiątki”, która tylko czeka na okazje w polu karnym. W grze lidera Newcastle nie brakuje pierwiastka magii. W najbardziej spektakularny sposób ukazał się podczas ubiegłorocznej rywalizacji z Evertonem. Zatańczył wówczas z rywalami niczym Thierry Henry. W rozmowie z Alanem Shearerem na łamach The Athletic wrócił pamięcią do tamtej akcji, w której asystował Jacobowi Murphy’emu.
- Po prostu biegłem z piłką przy linii i w pewien sposób byłem zamknięty w tej sytuacji, musiałem się wydostać, bo wiedziałem, że nikt mi nie pomoże. Czasami jednak łatwiej jest iść na dwóch rywali niż na jednego, bo oni zostawiają lukę, możesz wejść między nich, nie bronią tak dobrze jak w sytuacjach 1 na 1. Poczułem wtedy iskrę - wspomniał. - Siedziałem wtedy w studiu telewizyjnym, obejrzałem to i pomyślałem sobie tylko: "O ja pie**olę" - odpowiedział Shearer.
- Widziałem porównania Alexa do Henry'ego. Każdy zawodnik jest inny, nie ma dwóch identycznych piłkarzy, ale myślę, że na pewno ma pewne cechy, które miał też Thierry Henry. Szybkość, podobną budowę ciała, panowanie nad piłką. Jego asysta była niezwykła, ilość zwrotów z piłką, zwodów, to było niesamowite - ocenił wtedy Howe przywoływany przez Daily Mail. - Mówiłem to już kilka razy. Sposób, w jaki biegnie z piłką, jak zwodzi obrońców i bramkarzy... Alexander Isak przypomina mi Henry'ego - wtórował Dougie Critchley, dziennikarz Sky Sports. - Porównania z Henrym? To zawodnik, którego podziwiałem w dzieciństwie, więc nie mogę narzekać - odpowiedział napastnik w wywiadzie dla The Times.
Późniejszy transfer Anthony’ego Gordona sprawił, że Isak rzadziej gości na lewym skrzydle. Wciąż posiada jednak nieprzeciętny zmysł do wygrywania pojedynków. W tym sezonie drybluje ze skutecznością na bardzo wysokim poziomie 61%. Kiedy nadarza się okazja, potrafi odłożyć obowiązki napastnika na boczny tor, aby zmylić jednego rywala, kiwnąć drugiego i dopiero ruszyć w pole karne. O jego jakości przekonują się nie tylko kolejni przeciwnicy “Srok”.
- Na ostatnim treningu miałem podać do tyłu, ale Sven Botman krzyknął: "No dawaj, dawaj, chodź". Więc odwróciłem się i wszedłem z nim w pojedynek - wyznał Isak w tamtej rozmowie z Shearerem. - On posadził go na tyłku, a potem pokonał bramkarza. Prawdziwy talent - dodał Howe na łamach The Athletic.
Transfer? A komu to potrzebne?
Wychowanek AIK gra na tyle dobrze, że być może zaczął nawet przerastać obecne Newcastle. Zespół ten zajmuje dopiero ósme miejsce w tabeli bez większych szans na ponowny awans do Ligi Mistrzów. Pewnie nawet największy optymista wśród fanów z St. James’ Park nie wierzy w odrobienie 13 punktów straty do Tottenhamu i Aston Villi. Teoretycznie napastnik mógłby zatem pomyśleć o kolejnym kroku naprzód w karierze. Swego czasu media łączyły go choćby z Arsenalem, obecnym liderem Premier League. “Kanonierzy” radzą sobie kapitalnie, ale niewykluczone, że latem wyruszą na poszukiwania nowej “dziewiątki”. Chociaż sam Szwed nawet nie bierze pod uwagę zmiany barw.
- Oczywiście, że chcę zostać tutaj, w Newcastle. Trafiłem do tego klubu ze względu na wyjątkowy projekt, uwielbiam tu grać, czuję się jak w domu. Chcę zakończyć sezon w dobry sposób, uwielbiam ten zespół - podkreślił na łamach portalu inews.
W innym wywiadzie zdradził, że rozpoczął naukę Geordie, czyli dialektu powszechnie używanego przez mieszkańców Newcastle. Na każdym kroku przyznaje, że jest zadowolony ze swojego bilansu, ale głównie zależy mu na poprawie wyników drużyny. Oczywiście, latem jedna formalna oferta może zmienić optykę i brutalnie zdusić uczucia, którymi darzy ekipę “The Magpies”. Na razie wszystko wskazuje jednak na to, że ten związek będzie trwał. Piłkarz nie chce się ruszać, fani go kochają i wszyscy są zadowoleni.
- Szczerze mówiąc, nie mam zbyt wielu wspomnień związanych z oglądaniem piłki nożnej. W dzieciństwie nigdy nie miałem obsesji na punkcie futbolu, bardziej na punkcie gry. Tak naprawdę nie śledziłem wielu spotkań, moja wiedza o piłce jest dość słaba, nie wiem zbyt wiele z historii, kto gdzie grał, kto wygrał. Myślę, że to zależy od człowieka. Niektórzy uwielbiają patrzeć i się uczyć, czerpią z tego ekscytację. Ja lubię zachować w tym równowagę. Myślę, że nie ma tu dobrego i złego sposobu podejścia do sprawy - powiedział Isak w rozmowie z klubowymi mediami.
Sam nie lubi oglądać meczów, chociaż fani Newcastle zapewne spędzają długie godziny, przypominając sobie jego najlepsze akcje. 24-latek może nie wygrałby quizu z wiedzy o piłce, ale przecież nie w takim celu wydano na niego grube miliony. Saudyjscy włodarze z St. James’ Park rozbili bank, aby pozyskać topowego napastnika, który stanie się liderem ofensywy. I dostali to, za co zapłacili.