Projekt legend Man United na zakręcie. Szastali kasą jak Wieczysta, teraz zderzenie ze ścianą jest bolesne
Gdy członkowie słynnej “Class of ‘92” Manchesteru United kupili Salford City, mieli bardzo duże ambicje. Po udanych początkach klub trafił jednak w ostatnich latach na ścianę, a po drodze spotkał się ze sporą krytyką. Dekadę po przejęciu, projekt legend “Czerwonych Diabłów” stanął w miejscu.
Salford City jeszcze kilka lat temu rysowało się jako jeden z najbardziej ambitnych projektów w angielskim futbolu. Gary i Phil Neville’owie, Nicky Butt, Paul Scholes oraz Ryan Giggs postanowili wyciągnąć malutki klub z odmętów amatorskiego futbolu. Choć po drodze zebrał on sporo krytyki, pod zarządem legend Manchesteru United piął się z ósmego poziomu rozgrywkowego w górę angielskiej drabinki ligowej z imponującą szybkością. Wreszcie jednak zderzył się ze ścianą i utknął w League Two. Od kilku sezonów stoi w miejscu. Właściciele, członkowie legendarnej “Class of ‘92”, nie doszacowali skali stojącego przed nimi wyzwania i obecnie szukają nowego inwestora. Wielkie zapowiedzi spotkała weryfikacja.
Nowe nadzieje, nowe problemy
Jeszcze na początku 2014 roku mało kto słyszał o Salford City. Występujący wówczas w Northern Premier League Division One North klub przyciągał na trybuny średnio niewiele ponad stu kibiców, ale pod koniec marca sytuacja uległa zmianie. Wówczas ogłoszono, że przejmą go nowi właściciele: członkowie legendarnej “Class of ‘92” Manchesteru United. Giggs, Scholes, Butt i Neville’owie zainwestowali w malutki zespół z zamiarem wprowadzenia go na wyżyny, których jeszcze nigdy nie widział. Ten pierwszy w rozmowie z ITV zapowiadał, że ambicją jest awans do drugiej ligi w ciągu zaledwie 15 lat.
Wybór klubu był nieprzypadkowy. Związane z United legendy zdecydowały się przejąć lokalną ekipę. Salford to bowiem część aglomeracji Manchesteru, a stadiony obu drużyn dzieli niewiele ponad sześć kilometrów. Pomimo tego nie wszyscy kibice cieszyli się na myśl o nowym rozdziale ich ukochanej ekipy. Już na samym starcie inwestorzy podjęli bowiem niepopularne decyzje: zmienili herb i tradycyjne, “mandarynkowe” barwy na rzecz czerwono-czarno-białych kolorów, kojarzących się z United. Najbardziej zagorzali bywalcy trybun niemal natychmiast zaczęli wyrażać swoje oburzenie. W lokalnej prasie pisano wręcz o przejęciu Salford City przez “The Class of Vincent Tan”, nawiązując do znienawidzonego właściciela występującego w Premier League Cardiff City, który również wbrew woli kibiców zmienił klubowe kolory i logo.
Rozgłos i wielkie postacie stojące za nowym projektem sprawiły jednak, że pomimo niezadowolenia wspomnianej grupy, zainteresowanie i potencjał medialny Salford City znacznie wzrosły. Do tego doszedł świeży zastrzyk gotówki, wsparty zaangażowaniem singapurskiego biznesmena, Petera Lima, inwestora w hiszpańskiej Valencii. Dodatkowo nowe władze nie zdecydowały się na rewolucję i utrzymały dotychczasowy pion zarządzający stroną sportową, dając mu do dyspozycji zdecydowanie większe środki. Dzięki temu sprawy ruszyły we właściwym kierunku.
“Ci źli”
Salford City od razu po zmianach właścicielskich ruszyło w górę ligowej drabinki. W ciągu pięciu pierwszych pełnych sezonów przeskoczyło aż o cztery poziomy. Zatrzymało się na rok tylko w szóstej lidze, odpadając w barażach o awans. Niemniej, już w 2019 roku zameldowało się w pełni profesjonalnej League Two, czwartym szczeblu rozgrywkowym. Trudno jednak się dziwić, biorąc pod uwagę, że popularni “The Ammies” przewyższali możliwościami przeciwników, z którymi po drodze rywalizowali. Jeszcze zanim dostali się na szczebel centralny, potrafili przekonać do przenosin na Moor Lane piłkarzy nieosiągalnych dla większości konkurencji. Przesądzała o tym siła “przyciągania” znanych właścicieli i duże zasoby finansowe. W ramach zbrojeń po awansie do National League (piąty poziom, ostatni przed szczeblami English Football League), przeprowadzono prawdziwy zaciąg graczy z EFL, a ukoronowano go ściągnięciem Adama Rooneya - istotnego zawodnika szkockiego ekstraklasowego Aberdeen, grającego wówczas w kwalifikacjach do europejskich pucharów. Z takimi wzmocnieniami awans wydawał się formalnością i udało się go wywalczyć, choć nie bezproblemowo, bo dopiero w play-offach.
Fani ligowej konkurencji byli oburzeni. W ich oczach Salford działało jak klub-wydmuszka, sztuczny twór pompowany pieniędzmi, zamiast dochodzić do celu w sposób “naturalny”. Dość powiedzieć, że za Rooneya zapłacono podobno 300 tysięcy funtów - kwotę, która stanowiłaby niemal połowę rocznego budżetu mniej zamożnych zespołów rywalizujących na tym poziomie.
- Kibice całkowicie inaczej patrzą na kluby takie jak Salford City - odkopane z tzw. non-league, praktycznie bez zaplecza kibicowskiego, a inaczej np. na Wrexham, drużynę w którą co prawda Ryan Reynolds i Rob Rob McElhenney również wpakowali wiele pieniędzy, ale o zbudowanej marce i solidnym wsparciu fanów. Tworzenie tego typu projektu od zera zawsze będzie postrzegane przez kibiców negatywnie, bo ten “sztuczny” twór teoretycznie zabiera miejsce w wyższych ligach którejś z zasłużonych drużyn. W końcu “Class of ‘92” zmienili herb, barwy, tworząc w zasadzie wszystko od zera - zwraca uwagę Krzysztof Bielecki, redaktor naczelny portalu Angielskie Espresso.
Piłkarzom przychodzącym na Moor Lane z wyższych lig zarzucano brak ambicji i skok na kasę, bo wynagrodzenie, na warunki National League, dostawali naprawdę rewelacyjne. Sympatycy rywali widzieli w klubie zarządzanym przez legendy United potwora niszczącego uczciwą rywalizację zdominowaną przez małe, często walczące o przetrwanie ekipy. “The Ammies” uważano za “tych złych”, choć można mieć wątpliwości, czy na pewno słusznie.
- Trudno jednoznacznie ocenić, ale na pewno nie można całkowicie krytykować takich ruchów. W niższych ligach jest tyle niezdrowo zarządzanych klubów, że każdy z odpowiedzialnymi właścicielami, gotowymi samodzielnie finansować lub zdobyć sposoby finansowania, jest na wagę złota - kontynuuje nasz rozmówca.
Zderzenie ze ścianą
Błyskawiczna wspinaczka do League Two stanowiła idealny start do realizacji planu nakreślonego przy zakupie klubu przez “Class of ‘92”. Ponad połowę drogi do Championship (choć tę w teorii łatwiejszą) udało się pokonać w 1/3 czasu. Wydawać by się mogło, że reszta powinna pójść jak z płatka. Tymczasem od awansu do czwartej ligi w 2019 roku Salford stoi w miejscu. Cztery lata z rzędu plasowało się w górnej połowie tabeli, ale nie potrafiło zrobić kroku do przodu - najbliżej promocji znalazło się w poprzednich rozgrywkach, awansując do play-offów.
Zaś teraz, na dziewięć kolejek przed końcem sezonu, zajmuje miejsce tuż nad strefą spadkową. Można mówić o zderzeniu ze ścianą, choć na plus należy zaliczyć zdobycie przed kilku laty EFL Trophy, pucharu dla zespołów z trzeciej i czwartej ligi oraz rezerw czołowych angielskich ekip. Właściciele jednak szybko zdali sobie sprawę, że trzeba zmienić podejście.
- Na początku działaliśmy na zasadzie: “rzuć trochę kasy, weź najlepszych graczy w lidze i możesz lecieć do góry”. (...) Dotarliśmy jednak do momentu, gdy zdaliśmy sobie, że nie ważne, ile wydasz kasy, League Two jest strasznie wymagająca. Możesz przegrać z drużyną na dnie, możesz pokonać lidera. Strasznie trudno się z niej wydostać, przekonujemy się o tym co sezon. Zaliczyliśmy świetny start: awans, awans, awans, jak marzenie. I nagle rzeczywistość strzeliła nam plaskacza - przyznał w rozmowie z ESPN Butt, który półtora roku temu przejął stanowisko dyrektora wykonawczego po Garym Neville’u.
- W wypowiedziach Neville’a czy Butta zawsze przewijało się, że czym innym jest dostać się do Football League, a czym innym piąć się w górę po szczeblach jej drabiny. Tegoroczna dyspozycja Wrexham [aktualnie druga pozycja w League Two jako beniaminek] nieco jednak zadaje kłam tym twierdzeniom - zauważa Bielecki. - Mam wrażenie, że w Salford brakuje konsekwencji. Członkowie “Class of ‘92” są ludźmi zaangażowanymi w wiele projektów na całym świecie i temu w zasadzie nigdy nie poświęcili się w stu procentach.
Zmianę podejścia widać na kilku polach. Nie ma już tak spektakularnych transferów, jak w niższych ligach. Znacząco zmniejszyła się cierpliwość do menedżerów. Pierwsze trzy awanse wywalczył pracujący ramię w ramię duet Anthony Johnson - Bernard Morley. Kolejny był dziełem Grahama Alexandra. W pierwsze pięć lat dokonano tylko jednej zmiany na stanowisku trenera. Tymczasem od 2020 roku szkolenowiec zmienia się co sezon. Oczekiwania wciąż są wysokie, ale boisko szybko je weryfikuje.
Inwestorzy, do których w 2019 roku dołączył ich kolega z United, David Beckham, od końcówki lutego szukają też kolejnego źródła finansowania.
Plan zakłada, żeby znaleźć kogoś, kto pomógłby w finansowaniu dalszego rozwoju klubu. To tylko zdaje się potwierdzać, że po dziesięciu latach projekt zalicza zastój i potrzebuje bodźca, by ponownie ruszyć do przodu. Jak do tej pory cały czas trzeba było bowiem dokładać do biznesu, choć Butt zaznaczał, że klub staje się coraz bardziej samowystarczalny, a z perspektywą zewnętrznej inwestycji liczono się od początku.
- Na starcie mieliśmy dziesięcioletni plan i teraz, z solidnymi fundamentami, zakładaliśmy przeanalizowanie możliwości wejścia w kolejny etap. Mowa również o ściągnięciu nowych partnerów i pomocy w rozwoju klubu, aby służył jak najlepiej kibicom i społeczności - cytowało jego słowa The Athletic.
Kluczowy problem
Może i ostatnio wspinaczka do wyższych lig zahamowała, a projekt przechodzi lekką redefinicję. Może i pora mówić o narastającym rozczarowaniu lub weryfikacji. Ale czego by nie mówić o Salford City w ostatniej dekadzie - należy docenić to, co udało się osiągnąć. Ten klub zadomowił się w zawodowych ligach, choć jeszcze niedawno nawet o nich nie marzył. Błyskawicznie wszedł do League Two właściwie znikąd. To rodzi jednak inny problem. Moor Lane, nazywane w związku ze zobowiązaniami sponsorskimi Peninsula Stadium, rozbudowano z 3000 do ponad 5000 miejsc. Właściciele rozważali zresztą nawet przenosiny na znajdujący się w mieście 12-tysięczny AJ Bell Stadium, wykorzystywany przez lokalne drużyny rugby. Jak widać, celują również w rozwój infrastrukturalny, zakładając, że grono fanów będzie rosnąć. Dodatkowo, pod względem finansowym, “The Ammies” stali się jednym z bardziej przyjaznych kibicom klubów. Cena rocznego karnetu jest najniższa w czterech najwyższych ligach w Anglii. Na starcie rozgrywek Mirror wyliczył, że kosztuje ponad 30% mniej niż drugi w zestawieniu. A trybun, pomimo tego, nie udaje się zapełnić.
Pod tym względem klub natrafił na poważne wyzwanie. Zarówno w obecnym, jak i poprzednim sezonie zespół z przedmieść Manchesteru przyciągał na mecze ligowe średnio niespełna 3000 kibiców, co plasuje go wśród najgorszych drużyn League Two. Potencjał marketingowo-medialny mocno więc przygasł i nie przekłada się na lokalne zainteresowanie. Należy jednak zakładać, że to nie tyle pokłosie początkowych tarć sprzed dziesięciu lat, o ile wynik nikłego zainteresowania malutkim klubem bez szerokiej, historycznej rzeszy sympatyków. Zwłaszcza że przecież kilka kilometrów dalej swoje spotkania rozgrywają Manchester United i dominujący ostatnio w Premier League Manchester City.
Choć dotychczasowe osiągnięcia Salford pod wodzą “Class of ‘92” mogą imponować, możliwe, że ten projekt właśnie trafił na trudny do przebicia szklany sufit. Zastój pod względem rozwoju sportowego, brak zwiększającego się zainteresowania - to czynniki, które mogą zaszkodzić długofalowym planom. Neville’owie, Scholes, Giggs, Butt i Beckham przekonują się, że zbudowanie klubu to sprawa szalenie trudna. A to, jak poradzą sobie z obecnymi przeszkodami, pokaże nam, czy naprawdę stać ich na stworzenie czegoś wielkiego.
- Ciężko mówić jeszcze o niewypale, bo do tego chyba potrzebne by było wycofanie się legend United z projektu. Ci, którzy chcieliby pójść w ich ślady mogą jednak wyciągnąć wnioski. Przede wszystkim powinni nauczyć się cierpliwości i zadać sobie pytanie, czy zmiana trenera zawsze jest odpowiednim pomysłem. Salford zabrakło też jednego człowieka, który mógłby spinać plany całej grupy byłych piłkarzy. Dobry dyrektor sportowy mógłby nadać im odpowiedni kierunek, zwłaszcza po wydostaniu się z non-league, kiedy nieco większe pieniądze przestały stanowić aż taką przewagę - podsumowuje Bielecki.