Problemy Śląska Wrocław. "Od dwóch miesięcy otrzymywali najniższe możliwe kwoty"
Rekordowe transfery wychodzące, dwa dobre sezony, gra w europejskich pucharach. To wszystko spowodowało, że Śląsk po wielu latach problemów mógł w końcu pochwalić się stabilną sytuacją finansową. Można było oczekiwać, że za tym pójdą również kolejne dobre wyniki sportowe. Ostatecznie jednak niewiele brakło, a Wrocław miałby największy stadion w pierwszej lidze. Wrocławianie cudem utrzymali się w Ekstraklasie, a z moich informacji wynika, że razem z jakością sportową w dół zjechała również sytuacja finansowa.
Przez wiele lat poważnym problemem Śląska był fakt, że klub nie zarabiał na sprzedaży zawodników w zasadzie nic. Zazwyczaj piłkarze odchodzili po wygaśnięciu kontraktów. Zdarzali się też tacy, którym dopłacano, byle rozwiązać ich umowy. Wraz z przyjściem Dariusza Sztylki na stanowisko dyrektora sportowego to miało się zmienić i dokładnie tak się stało. Śląsk w końcu zaczął zarabiać na sprzedaży zawodników.
Jak podaje dziennikarz “Wrocławskich Faktów”, Filip Macuda, Śląsk Dariusza Sztylki zarobił na piłkarzach następujące kwoty w euro:
- Jakub Kosecki – 300 tys.
- Jakub Słowik – 250 tys.
- Przemysław Płacheta – 3 mln.
- Jakub Łabojko – 600 tys.
- Rafał Makowski – 110 tys.
- Mateusz Praszelik – 2 mln.
- Fabian Piasecki – 200 tys.
- Wojciech Golla – 400 tys.
Łącznie Śląsk na tych transferach zarobił prawie 7 milionów euro. Wydawał jednak znacznie mniej. Najwyższa kwota to 200 tysięcy euro, które wrocławianie wyłożyli za Patricka Olsena. Co za tym idzie, w teorii Śląsk powinien pieniądze mieć i regulować swoje zobowiązania na bieżąco. W praktyce jednak wygląda to nieco inaczej.
12 czerwca 2022 roku wiceprezes Śląska, Wojciech Bochnak w wywiadzie udzielonym “Gazecie Wrocławskiej” na pytanie jak dziś wyglądają finanse Śląska odpowiedział:
- Wszystko regulujemy na bieżąco. Nie mamy żadnych zaległości wobec piłkarzy.
Z informacji, które otrzymałem z kilku różnych, mocnych źródeł wynika, że nie jest to do końca prawda, bo zawodnicy za dwa ostatnie miesiące otrzymali niepełne wynagrodzenia. Z jednego źródła usłyszałem, że otrzymali zaledwie 1/3 tego, co im się należało. Trzeba wziąć pod uwagę także tych, których w klubie już nie ma. Bartłomiej Pawłowski nadal nie otrzymał pieniędzy należnych za przedwczesne rozwiązanie umowy. Michał Chrapek i Mateusz Radecki sprawy za zaległe wypłaty, jeszcze z czasu pandemii, skierowali do sądu. Rozprawa odbyła się 20 czerwca 2022 roku.
Głośno było też ostatnio o rozwiązaniu umowy z Krzysztofem Mączyńskim, który najpierw przyjął propozycję klubu, a potem się z niej wycofał. Z informacji, które otrzymałem wynika, że Mączyński zmienił zdanie, kiedy okazało się, że pieniądze jakie były już kapitan Śląska miał otrzymać, nie będą wypłacone od razu. Warto też przypomnieć, że wrocławianie mają w tej chwili na utrzymaniu trzech trenerów. Dwóch byłych - Jacka Magierę i Piotra Tworka oraz obecnego Ivana Djurdjevicia.
Śląsk wyjeżdża na obóz przygotowawczy, a w kadrze znajduje się zaledwie jeden skrzydłowy. Wzmocnienia póki co nadchodzą tylko z pierwszej ligi. Plotki transferowe również wskazują na to, że klub szuka wzmocnień z niższej półki w Polsce lub nawet z trzeciego poziomu rozgrywkowego w Niemczech. Do klubu trafi prawdopodobnie jeszcze skrzydłowy i młodzieżowiec. Biorąc pod uwagę to, ilu piłkarzy Śląsk pożegnał po sezonie, przy takim układzie będzie musiał łatać braki zawodnikami z rezerw.
Co więc stało się z pieniędzmi zarobionymi na transferach? Jak to się stało, że chwalono się rekordowymi sprzedażami, dużą liczbą sponsorów, do tego budżet klubu regularnie zasilany jest dotacjami z miasta, a mimo to piłkarze nie dostają pełnego wynagrodzenia na czas?
Poprosiłem klub o przedstawienie swojego stanowiska wobec tych informacji oraz wyjaśnienie jak to się ma do słów wiceprezesa Bochnaka.
- Śląsk jak dotąd nie wypłacił piłkarzom jedynie jednej pełnej pensji zamrożonej z powodów sportowych po meczu z Bruk-Betem Termaliką Nieciecza – mówi nam Tomasz Szozda, dyrektor do spraw komunikacji i promocji Śląska Wrocław.
Źródła, które informują o sprawie, stanowczo jednak temu zaprzeczają twierdząc, że od dwóch miesięcy piłkarze otrzymywali najniższe możliwe kwoty, tylko po to, aby nie mogli składać wezwań do zapłaty i dopiero przedwczoraj, czyli 22 czerwca 2022 roku, zaczęli otrzymywać wynagrodzenia, które powinny zostać wypłacone w kwietniu. Zamrożone pensje też powinny zostać już wypłacone. Sezon skończył się bowiem miesiąc temu, a piłkarze, ledwo, bo ledwo, ale jednak Śląsk w Ekstraklasie utrzymali.
Na pytanie o sprawę Bartłomieja Pawłowskiego, Tomasz Szozda odpowiada w następujący sposób:
- Zobowiązania wynikały wyłącznie z tego, że wbrew zawartemu porozumieniu, zawodnik przez kilka miesięcy nie wystawiał faktur, w związku z czym klub nie miał podstaw do regulowania zobowiązań. Dopiero gdy piłkarz został poinformowany o tym fakcie przez klub, faktury wystawiono i obecnie jesteśmy na etapie ich regulowania.
Z informacji, które otrzymałem wynika, że Pawłowski owszem spóźnił się z wystawieniem jednej faktury, ale było to prawie dwa miesiące temu, a pieniądze za nią na konto zawodnika wpłynęły dopiero wczoraj. Oprócz tego klub nadal jest po terminie, jeśli chodzi o płatność za dwie faktury. We wtorek prawnik Pawłowskiego wysłał do Dariusza Sztylki maila z wezwaniem do zapłaty.
Dyrektor do spraw komunikacji i promocji Śląska Wrocław podkreślił również, że 15. miejsce zajęte przez drużynę w zeszłym sezonie ma znaczący wpływ na sytuację finansową klubu. Różnica ma sięgać nawet kilku milionów złotych.
- Dlatego też od pewnego czasu podejmujemy starania, aby konsekwentnie zmniejszać tę stratę – dodaje Tomasz Szozda.
To może rzucić trochę światła na to, dlaczego w miejsce dziewięciu pożegnanych piłkarzy klub na tę chwilę pozyskał tylko czterech. Jedno jest pewne. Przyszły sezon może być dla Śląska niełatwy, a niejasna sytuacja finansowa i nieuregulowane zobowiązania mogą tylko sprawę pogorszyć.