Problem rewelacji poprzedniego sezonu. Za utrzymaniem przemawia coraz mniej. "Broni się tylko jeden piłkarz"
W poprzednim sezonie Leeds United świetnie odnalazło się w realiach Premier League. Grali ciekawy, dynamiczny i momentami efektowny futbol. Na koniec zajęli 9. miejsce, ale wygląda na to, że kolejne rozgrywki takie spokojne już nie będą. Klubowi Mateusza Klicha poważnie zaczyna zagrażać spadek.
Tylko jeden zespół, ostatnie Norwich, straciło w tym sezonie więcej goli niż Leeds (50). Przewaga nad strefą spadkową się zmniejsza, obecnie wynosi zaledwie pięć punktów, a walczące o utrzymanie Burnley i Watford coraz częściej zaczynają punktować. Na problemy Leeds składa się kilka czynników.
Przeciekająca defensywa
Trudno nie być zaangażowanym w walkę o utrzymanie, jeśli traci się tyle goli. W przypadku Leeds średnia wynosi ponad dwie bramki na mecz. I nie ma mowy o żadnym pechu, przypadku czy splocie niekorzystnych sytuacji. Leeds ma nie tylko drugą najgorszą defensywę w lidze, ale też drugi najgorszy współczynnik xG w przypadku bramek straconych.
Z powodu problemów z kontuzjami Bielsa ma kłopot z ustabilizowaniem linii obrony. Co chwilę musi stawiać na innych zawodników, niektórym zmieniać pozycję, co źle wpływa na zgranie w defensywie. Nie pomaga też najmłodszy bramkarz w lidze, Illan Meslier. W poprzednich rozgrywkach ważny punkt drużyny, w tym ktoś, komu za często przydarzają się wpadki.
Bazując na współczynniku xG, wpuścił w tym sezonie o siedem goli więcej niż wynikałoby z modeli matematycznych. Dla porównania, w poprzednich rozgrywkach uchronił zespół od straty ponad pięciu goli więcej niż w teorii powinien. Spadł również procent obronionych strzałów z 75 do 63. To wszystko przekłada się na zaledwie 12 proc. czystych kont, rok temu zaliczał takie średnio w co trzecim meczu.
Problemy z kontuzjami
Kłopoty zdrowotne nie oszczędzają zawodników Leeds. Gdyby zsumować liczbę dni, podczas których piłkarze pierwszej drużyny nie byli zdolni w tym sezonie do gry, to wyszłoby ich ponad 1000. Na wiele wygodni wypadło trzech istotnych piłkarzy: Kalvin Phillips, Patrick Bamfrod, a także kapitan Liam Cooper. Ten pierwszy to defensywny pomocnik, jeden z najlepszych zawodników reprezentacji Anglii podczas Euro 2020. Nie tylko ktoś, kto zabezpiecza środkową strefę w fazie defensywnej, ale też dobrze operuje piłką, potrafi zagrać prostopadłe podanie. Ważniejszego piłkarza w linii pomocy nie było. W tym sezonie zagrał w zaledwie połowie możliwych spotkań w Premier League. Nadal leczy uraz mięśnia dwugłowego uda, według najnowszych informacji może wrócić do gry w marcu.
Jeszcze mniej meczów, zaledwie sześć, rozegrał w tym sezonie Bamford. Przekłada się to oczywiście na liczbę zdobytych bramek (2). W poprzednim sezonie strzelił ich aż osiemnaście i dołożył osiem asyst. Teraz nie bardzo ma go kto zastapić. Najczęściej w roli "fałszywego" napastnika gra Dan James, czasem pojawia się na tej pozycji Rodrigo. Żaden z nich nie jest jednak w stanie udźgwignąć tej roli na poziomie, którego wymaga Premier League.
W kreowaniu sytuacji Leeds nie radzi sobie najgorzej. Według współczynnika xG, są pod tym względem dziewiąta drużyną w lidze. Nie przekłada się to jednak na skuteczność, bo goli strzelili 29, co daje im miejsce dwunaste. W teorii powinni zdobyć ponad trzy bramki więcej, ale kłania się przede wszystkim brak skutecznego napastnika. Często na bramkę strzelają (6. miejsce w lidze), rzadziej celnie (11. miejsce w lidze). W porównaniu do poprzedniego sezonu na tym samym etapie mają aż jedenaście goli mniej.
Poleganie na jednym zawodniku
Jedynym zawodnikiem, który się broni jest Raphinha. Strzelił w tym sezonie dziewięć goli, dołożył dwie asysty, co oznacza, że miał udział w 37 proc. bramek w lidze. Nie bardzo może jednak liczyć na wsparcie od kolegów. Pojedyncze przebłyski miewa James, od czasu do czasu coś dobrego pokaże Rodrigo, ale to zdecydowanie za mało, żeby regularnie i dobrze punktować w najsilniejszej lidze świata.
Ataki Leeds często wyglądają tak, że partnerzy przede wszystkim szukają Raphinhi, od którego zależy kreowanie sytuacji. Żaden zawodnik nie ma w drużynie wyższego współczynnika xA, czyli expected asists. Co więcej, jest on u Brazylijczyka niemal dwukrotnie wyższy niż u kolejnego w klasyfikacji Jamesa. Tu znów pojawia się problem skuteczności, Raphinha "powinien" mieć ponad cztery asysty, a ma dwie. Nie bardzo może liczyć na wsparcie z drugiego skrzydła. Jack Harrison znacznie obniżył loty, co prawda w lidze ma cztery gole, ale trzy z nich strzelił w jednym meczu. Brakuje mu swobody, przebojowości, którymi imponował w poprzednich rozgrywkach. Cały czas nie przekonuje też Rodrigo.
Coraz dziwniejsze decyzje Bielsy
Coraz bardziej zagubiony w obecnej sytuacji wydaje się Bielsa. Dopiero co w meczu z Evertonem ustawił Klicha jako defensywnego pomocnika, po czym zmienił go w przerwie przy stanie 0:2, gdy zdał sobie sprawę, że na tej pozycji Polak nie może pokazać swoich atutów, co sam przyznał po spotkaniu na konferencji prasowej.
W tym samym momencie zdjął też Raphinhe, który może nie grał wielkiego meczu, ale nadal był jednym z nielicznych zawodników, na których można bazować w ofensywie. Brazylijczyk nie tylko zszedł w przerwie na Goodison Park, ale też rozpoczął na ławce mecz z Manchesterem United. Być może Argentyńczykowi coś nie pasowało, po spotkaniu nie do końca jasno wytłumaczył decyzję, ale nie zmienia to faktu, że opierając się na analizach boiskowych trudno takie działania zrozumieć.
Przespane okno transferowe
Kadrowe problemy nie pojawiły się nagle. Bamford z krótką przerwą nie gra od miesięcy, Phillips też pauzuje kilka tygodni. Gołym okiem widać, że wzmocnienia przydałyby się też na innych pozycjach. W klubie nic sobie jednak z tego nie robili, zimą nie dokonano żadnego transferu.
Dyrektor sportowy, Victor Orta, a także Bielsa podjęli spore ryzyko. Zmiennikiem przeciętnego Mesliera jest niedoświadczony Kristoffer Klaesson, w drużynie nie ma alternatywy dla Bamforda, a za Phillipsa na pozycji defensywnego pomocnika coraz częściej grają nominalni środkowi obrońcy. Kadra jest wąska, uboga, już kilka razy w tym sezonie na ławce siedzieli niemal sami juniorzy. Jeśli do zdrowia i formy szybko nie wrócą Phillips i Bamford, to za utrzymaniem przemawiać będzie coraz mniej argumentów.