Prezes Lecha mówi dość. "Margines błędów się wyczerpał" [NASZ WYWIAD]

Prezes Lecha mówi dość. "Margines błędów się wyczerpał" [NASZ WYWIAD]
Marcin Kadziolka / shutterstock.com
Dawid - Dobrasz
Dawid Dobrasz25 Jul · 17:38
Karol Klimczak w długim wywiadzie dla „Meczyków” odpowiedział na wszystkie trudne pytania dotyczące przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Nie zabrakło pytań o pieniądze, sferę marketingową oraz wyciąganie wniosków.
Dawid Dobrasz: Panie prezesie rozmawiamy przed meczem z Widzewem. To pytanie na rozgrzewkę, komu będzie pan kibicował w sobotę?
Dalsza część tekstu pod wideo
Karol Klimczak: - Jasne, że Lechowi (śmiech)! Natomiast docierają do mnie od czasu do czasu głosy, że jestem „Widzewiak”. Szczególnie, kiedy są gorsze momenty dla Lecha. Takie są fakty, że urodziłem się w tamtym regionie, ale ponad 30 lat temu przyjechałem do Poznania. Tu skończyłem studia, na Uniwersytecie Ekonomicznym zrobiłem doktorat. Na studiach poznałem też żonę. Tu mam dom, tu mieszkam i pracuję od wielu lat. Jestem związany z Wielkopolską, a oznaką tego, gdzie się czujesz, jak u siebie jest samopoczucie po powrocie z wyjazdu czy wakacji. Ląduje w Poznaniu i czuję, że to mój dom. Tu się czuję u siebie. Poznań to moje miasto. Mieszkałem na Ratajach, na Orła Białego czy na Jeżycach. Jestem poznaniakiem i Wielkopolaninem. Nie z urodzenia, ale z wyboru.
Zacząłbym od kwestii finansowych. Piotr Rutkowski na spotkaniu z dziennikarzami zaznaczył, że Lech zanotował stratę za poprzedni sezon w wysokości 19 mln złotych.
- Ostatecznie będzie to 16,5 mln zł. Jesteśmy w trakcie zamykania roku finansowego i precyzujemy dane. Pracujemy w obszarze biznesowo-finansowym, który zaczyna się 1 lipca i kończy 30 czerwca. Ma to taką zaletę, że mamy korelację wyników sportowych z wynikami biznesowymi. Razem wszystkie przychody i koszty zamykamy w jednym okresie.
Z czego wynika taka strata?
- Brakuje mi teraz tablicy, żeby narysować zależności, ale postaram się to wytłumaczyć. W klubie piłkarskim obszar biznesu i sportu jest ze sobą bezpośrednio związany. Zależy od siebie i na siebie wpływa oraz determinuje. To jest sprzężenie zwrotne. Wszystko, co wypracujemy sportowo, czyli premię za miejsce w tabeli, zyski związane z grą w europejskich pucharach, czy też zarobek na sprzedaży zawodników przeznaczmy na transfery przychodzące, rozwój infrastruktury klubu, czy też akademię. Także, co oczywiste, na utrzymanie pierwszej drużyny i wynagrodzenia pracowników klubu. Wszystkie przychody z handlu, sprzedaży, reklam są przekazywane na rozwój sportu. W ostatnim sezonie, jeśli chodzi o obszar biznesowy, zrealizowaliśmy swoje cele. Natomiast bardzo silnie jesteśmy determinowani wynikiem sportowym. I on był dla nas wszystkich wielkim rozczarowaniem.
Piąte miejsce w tabeli sprawiło, że z praw telewizyjnych oraz innych przychodów uzależnionych od wyniku sportowego otrzymaliśmy ponad 15 mln złotych mniej niż zakładał budżet. To ma również wpływ na kolejny sezon. Gdybyśmy zajęli chociaż 3. miejsce i zagwarantowali sobie miejsce w pucharach, to byłyby kolejne pieniądze za frekwencję, dzień meczowy, czy też handel. Nie mówiąc już o potencjalnych występach w fazie grupowej i płynących z tego tytułu pieniądzach z UEFA. Oczywiście musimy pamiętać, że finanse klubów piłkarskich należy rozpatrywać w dłuższym horyzoncie czasowym. Właściwe dla podmiotów sportowych są amplitudy. My też podlegamy takim wahaniom. Mamy sezony w których jesteśmy sporo na plusie - ze względu na grę w pucharach czy sprzedaż zawodników, ale i takie, które kończymy ze stratą. Pokazujemy to dokładnie w naszych audytach finansowych, które publikujemy regularnie od wielu lat. Ostatecznie średnioroczny wynik finansowy Lecha wynosi 4 mln zysku, czyli jak skumulujemy zyski i straty z ostatnich 5 lat, to mamy średnio w każdym roku wspomniane około cztery miliony na plusie.
Dlatego w głowach kibiców pojawia się proste pytanie: Jest strata, to dlatego nie ma transferów?
- Nie ma wprost takiej zależności. Lech ma pieniądze na transfery, ale co logiczne po nieudanym sezonie ma ich mniej. Poprzednie letnie okno transferowe było dla nas rekordowe, zbudowaliśmy wówczas najdroższą kadrę w naszej historii. Teraz mamy mniej pieniędzy nie tylko na transfery, ale też na infrastrukturę. Chcieliśmy budować nowe boiska treningowe na stadionie przy Bułgarskiej, ale teraz tego nie zrobimy i odłożyliśmy na później tę inwestycję. Nasza sytuacja finansowa jest stabilna, bo mamy jako klub silne fundamenty. Natomiast nie pozwala na tak szybki rozwój, jak byśmy chcieli. Następny rok finansowy będziemy chcieli zakończyć niewielkim zyskiem. Tak aby bez pucharów wynik był mimo wszystko dodatni.
A w kontekście transferów?
- Limit błędów i pomyłek - w wielu obszarach klubu - się wyczerpał. Także w obszarze skautingu. To powoduje, że tym uważniej będziemy robić transfery. Robimy i będziemy je robić. Niezwykle ważna jest tu rola trenera, który nakreśla, ale też oczekuje i stawia wymagania względem jakości piłkarzy, którzy mają do nas trafić. Powtórzę jeszcze raz: sytuacja finansowa ma wpływ na to, jakie kwoty przeznaczymy na transfery, ale ona nie ma wpływu na to, czy je zrobimy. I nie może mieć wpływu na ich jakość. Dlatego mogę z całą mocą powiedzieć, że okienko transferowe nie jest dla nas zamknięte i przyjdą jeszcze piłkarze do klubu. I mogę spokojnie tu użyć liczby mnogiej.
A kwestia szybkości tych ruchów? Bo jest to korelowane ze sprzedażą Filipa Marchwińskiego i Kristoffera Velde, choć prezes Piotr Rutkowski mówił, że to nie jest powiązane.
- Nie ma takiego powiązania. Tym bardziej, że tych pieniędzy za nich i tak od razu nie dostaniemy, bo niemal wszystkie kluby w Europie płacą w ratach. Dlatego to nie miało wpływu na planowane transfery. Najważniejszy jest tutaj konkretny plan, który został przygotowany wspólnie przez trenera i dział sportu. Wiemy, jakich zawodników chcemy pozyskać, zależy nam żeby odmłodzić drużynę, pozyskać piłkarzy, którzy dadzą jej więcej dynamiki i szybkości. Ale co najważniejsze mają to być piłkarze, którzy pomogą nam walczyć o mistrzostwo i Puchar Polski. Bo taki jest nasz cel na ten sezon. Nie ma mowy o żadnym sezonie przejściowym. Choć jasne, że podobne plany jak my mają Legia, Raków, Pogoń, Jagiellonia. Pokazała to już pierwsza kolejka. Także walka będzie twarda i zacięta.
Ale szybkość ruchów dla trenera też ma znaczenie przy budowaniu kadry.
- Oczywiście każdy wolałby mieć szybciej zamkniętą kadrę. Ale tak nie działa rynek transferowy. To przecież nie jest tak, że powiedzieliśmy sobie w klubie: zaczniemy transfery od sprowadzenia środkowego obrońcy. To zawsze jest wypadkowa naszego planu - tego kogo chcemy pozyskać i możliwości - czy dany klub jest gotowy sprzedać zawodnika, którego chcemy, czy ma gotowego następcę itd. Na niektórych piłkarzy niestety trzeba poczekać. Trener Niels Frederiksen jest w 100 proc. zaangażowany w kwestie transferowe i też nie chce iść na żadne kompromisy względem jakości piłkarzy, którzy mają do nas trafić. W myśl zasady: niech przyjdzie ktoś słabszy, ale na już. Podobnie było zresztą w przypadku asystenta. Również mieliśmy wytypowanych wspólnie z trenerem kilku bardzo dobrych fachowców i ostatecznie trafił do nas Sindre Tjelmeland, z czego jesteśmy bardzo zadowoleni. Największe znaczenie na końcu ma nie to, czy piłkarza trener dostanie w przysłowiowy poniedziałek, ale jak już trafi, to spełni oczekiwania we wrześniu, listopadzie, a w maju pomoże uzyskać tytuł.

Ambitne ruchy i... Mariusz Rumak

Na transfery pieniędzy jest mniej. Jest jeden z kibiców na portalu X, który zaczął sugerować, że „Lech Poznań staje się średniakiem”. Klubem wygodnym, gdzie sukces może być, ale nie musi, a przede wszystkim ma się zgadzać kwestia finansowa. Że ma być stabilny. Zatem pytam, czy Lech staje się - przysłowiowym - Zagłębiem Lubin?
- Panie redaktorze przecież to kompletna bzdura! Jest dokładnie odwrotnie. Nas finansowo nie stać na to, żeby być średniakiem. Nie stać nas żeby zajmować piąte miejsce w lidze i nie grać w Europie! I jeśli nawet ktoś nie wierzy moim słowom i patrzy na mnie, mówiąc: „Klimczak, zielony Excel, kasa”, to niech chociaż uwierzy w to, że jeśli gramy o mistrzostwo i je zdobywamy, gramy w grupie w pucharach - to jest to dla klubu spory zastrzyk pieniędzy. To się po prostu opłaca. Przez to, że jesteśmy dużą organizacją z duża kosztowną infrastrukturą, to przy tych dużych kosztach ponoszonych na co dzień, musimy mieć również duże przychody, a to mogą zapewnić jedynie trofea, wysokie miejsca w tabeli i występy w europejskich pucharach, które z kolei pozwalają nam wypromować i drożej sprzedać zawodników. To się zazębia i jest ze sobą skorelowane. To jest właśnie sprzężenie zwrotne, o którym mówiliśmy na początku: wyniki sportowe napędzają biznes, a biznes napędza sport! Lech nie był, nie jest i nigdy nie będzie średniakiem. Jesteśmy dużym klubem, z wielką historią i rzeszą kibiców. Musimy wygrywać trofea i grać w pucharach.
No i potem zimą do klubu trafia Mariusz Rumak. Z moich informacji wynika, że nie był pan entuzjastą tego pomysłu. Jak taki kibic ma potem patrzeć na walkę o europejskie puchary czy zdobywanie mistrzostwa, gdy przychodzi trener, który nigdy tego nie osiągnął. Wiem, że to był pomysł Piotr Rutkowskiego, który sam o tym mówił, ale efekt był taki, jaki większość zakładała. Kibic widzi, że on tego nie dowiózł.
- Efekt końcowy rozlicza decyzje i daje ocenę tym działaniom. Sądziliśmy, że zatrudnienie trenera Rumaka - który znał klub, zawodników, pracował w Lechu, - pozwoli delikatnie skorygować funkcjonowanie pierwszej drużyny. Spowoduje, że poprawimy pewne aspekty organizacji gry, szczególnie defensywy, co pozwoli nam walczyć o mistrzostwo, minimum grać o puchary. Tak się nie stało. Zatrudnienie trenera Rumaka nie przyniosło efektów, które miało przynieść. To był błąd i tego nie ukrywamy.
Ale były pieniądze na zatrudnienie lepszego trenera? Bo takie też były głosy, że to znowu wariant oszczędnościowy.
- Oczywiście, że były i są. Tutaj ważne są dwa aspekty. Po pierwsze, nie mieliśmy wówczas gotowego kandydata, który mógłby pracować u nas na stałe, a nie być tylko trenerem tymczasowym. A po drugie, pan doskonale wie, że też nasza decyzja w tamtym momencie wynikała również z planu zatrudnienia Macieja Skorży. Na początku roku mieliśmy dwie opcje - albo będzie to trener zagraniczny, albo trener Skorża. Rozmawialiśmy z nim w grudniu, zatrudniliśmy Rafała Janasa, asystenta Macieja…
Będzie gościem w „Meczykach”.
- Proszę pozdrowić, bo przywitaliśmy się z trenerem Rafałem na meczu z Górnikiem. Osobiście spotykałem się z trenerem Skorżą w Warszawie namawiając go do ponownej pracy w Lechu, był też u nas w Poznaniu na wielogodzinnym spotkaniu z Piotrem Rutkowskim i Tomaszem Rząsą. Trener finalnie miał inny pomysł na kontynuowanie swojej kariery. Szanujemy to. W styczniu zatrudniliśmy też agencję zagraniczną, która pomogła nam poszerzyć wiedzę o rynku ciekawych zagranicznych trenerów. Pomogła dostarczyć nam nowych informacji i nazwisk. Selekcji i wyboru trenera dokonaliśmy my. Wiosną w Poznaniu było pięć spotkań z różnymi kandydatami. Nasz wybór padł na trenera Nielsa Frederiksena, gdyż uznaliśmy, że najlepiej pasuje do Lecha i do tego w jaki sposób chcemy grać. Wiążemy z jego pracą wielkie nadzieje i mamy spore oczekiwania.
Po Puszczy Niepołomice nie było jednak chęci ratowania jeszcze tych pucharów? Kibice wybaczyliby wam trenera Rumaka, gdyby chociaż była ta Europa.
- Namawialiśmy wówczas trenera Skorżę do szybszego przejęcie Lecha. Nie od 1 lipca, ale właśnie wejścia do drużyny po meczu z Puszczą. Żeby trochę powtórzyć manewr z 2021 roku, kiedy przejmował drużynę także w trakcie rundy wiosennej. Maciej przecież doskonale zna Lecha i piłkarzy. Jednak tak jak mówiłem, trener podjął inną decyzję i szanujemy to. Jeśli chodzi o opcję trenerów zagranicznych, to w tym momencie nie mieliśmy jeszcze zakończonych rozmów. Rozmawialiśmy z nimi od początku o pracy od nowego sezonu biorąc pod uwagę, że będą potrzebować czasu żeby poznać klub, drużynę itd.
Wszystkim nam brakuje gry w Europie. Z dużą sympatią wysyłałem gratulacje do Białegostoku, ale też z dużą zazdrością patrzyłem na wtorkowy mecz Jagi w eliminacjach Ligi Mistrzów. Że nie będzie tego święta w Poznaniu, bo tak nazywam grę w Europie.

Marketing leży?

Przeszedłbym do tego, co wydarzyło się już po sezonie. Konkretnie do kampanii marketingowej pt. „Nowe Rozdanie”, gdzie w tamtym momencie nie zmieniło się w klubie nic. Jaką miał pan opinię na ten temat? Dlaczego klub tak postąpił i w pewien sposób dobił swoich kibiców?
- Mamy wnioski po tych ostatnich kilku tygodniach. Zarówno po końcówce sezonu oraz przerwie między rozgrywkami. To my, ludzie Lecha - zarząd, pracownicy - musimy wykazywać się większą otwartością, ale też zrozumieniem jeśli chodzi o kibiców. Musimy być bardziej otwarci jako klub. Musimy szukać na zewnątrz zrozumienia naszych działań. Musimy więcej wyjaśniać i tłumaczyć. Nawet w tych najtrudniejszych momentach. Musimy mieć więcej tzw. „speakerów”, którzy będą pokazywać, co się dzieje w klubie. Nad czym pracujemy i co robimy. Zgodzę się, że w ostatnich tygodniach wielu kibiców zastanawiało się, co się tam do cholery dzieje? Czy oni funkcjonują i jak? Nie rozumieli naszych działań. To musimy zmienić.
To skąd pomysł z kampanią w takim momencie?
- Jeśli chodzi o sam pomysł, wykonanie graficzne, to oceniam go pozytywnie. Jest to ciekawa kreacja…
Tylko chodzi o timing!
- Dokładnie. Musimy bez wątpienia pracować z większą wyobraźnią, z większym wyczuciem i przewidywaniem, jak zostanie coś odebrane. W tamtym momencie uruchomienie takiej kampanii z takim przekazem było źle odebrane i musiało to zostać tak odebrane. Miały na to wpływ sprawy sportowe. Mówimy o „nowym rozdaniu”, a tu trudno było je zauważyć bo poza nowym trenerem nic się nie zmieniło - miały być odejścia zawodników, przyjścia nowych, a tu się jeszcze nic nie wydarzyło. Należało skorelować fakty z pomysłem na kampanię. Tego zabrakło.
Między sezonami wydarzył się szereg rzeczy, jak promocja na sprzedaż starej koszulki i inne aktywności, które kibice odebrali jako kontrowersyjne.
- Nawet przy słabszych wynikach sportowych jesteśmy dużym klubem i musimy działać, funkcjonować i prowadzić swoją działalność. Wyprzedaż koszulek i kolekcji z poprzedniego sezonu jest czymś standardowym, co zawsze będzie miało miejsce, podobnie jak świadczenia marketingowe na rzecz naszych sponsorów, tak samo musimy rozpocząć sprzedaż karnetów przed sezonem i nowych koszulek itd. Natomiast ocena tych zdarzeń jest często przez pryzmat słabych wyników, dlatego w takich momentach musimy robić to z dużym wyczuciem i wyobraźnią. To działa trochę tak: jest sukces sportowy, to kibice piszą: „Brawo admin, nie wiem, kim jest, ale świetna robota”. A przecież to są dalej ci sami ludzie, którzy robili świetną robotę.
Natomiast tak - nowe koszulki sprzedają się dobrze, sprzedaliśmy ponad 6 tysięcy karnetów. Frekwencja na meczu z Górnikiem pokazała, że kibice mimo fatalnego poprzedniego sezonu nie odwrócili się od drużyny. Kibice chcą być z Lechem, chcą przeżywać emocje. I to jest wielki potencjał Lecha. My jako klub musimy te emocje dowieźć poprzez dobre wyniki i grę na boisku, ale też poprzez dobrą jakość naszych usług.
Czy pan widzi deficyty w tym obszarze? Braliście firmę do wsparcia przy pomocy trenera, to może firma zewnętrzna mogłaby wam pomóc w marketingu. Wnieść nowe spojrzenie.
- Nie jesteśmy agencją reklamową. Korzystamy z takiego wsparcia zewnętrznego w tym obszarze. I w kreacji, i w realizacji technicznej naszych działań. Jako przykład można podać premierę koszulki na nowy sezon, a także spot i kampanię, która temu towarzyszy. Pomysł i poziom wykonania oceniam bardzo wysoko. A za to również odpowiadał nasz dział marketingu.
A co z prezentacją? Tak duży klub nie zrobił przedstawienia drużyny przed sezonem. Były głosy, że wystraszyliście się jej odbioru.
- Dobrze, że Pan pyta, bo mam możliwość wyjaśnienia tej kwestii. Prezentacja miała mieć miejsce na stadionie przy Bułgarskiej przy okazji ostatniego sparingu z Teplicami. Sparing został w ostatniej chwili przeniesiony na boisko boczne z przyczyn naprawdę obiektywnych, czyli logistyki związanej z wymianą murawy po dwóch koncertach na Enea Stadionie. I niestety pewnych opóźnień związanych z położeniem nowej. To spowodowało ograniczenie w liczbie uczestników tego wydarzenia. To były jedyne powody. Też słyszałem głosy, że poprzednio robiliśmy to w jednej z poznańskich galerii handlowych i dlaczego teraz tak nie było? Trzeba jednak pamiętać, że to była sprzedaż usługi marketingowej. Mieliśmy umowę biznesową z jedną z galerii. Umowa się po prostu zakończyła. Dlatego w tym sezonie planowaliśmy zrobić prezentację przy Bułgarskiej. I chociaż prezentacja się nie odbyła, to podczas tego sparingu zorganizowaliśmy akcję dla dzieciaków, które były w poprzednim sezonie na co najmniej trzynastu naszych meczach i brały udział w akcji Wierny Kibic Kolejorza. Pojawiła się blisko setka młodych kibiców z rodzicami i obejrzeli wspólnie sparing, a potem otrzymali autografy od drużyny.
Spotkanie przed sezonem z piłkarzami, to są zdjęcia, autografy, głównie rodziny z dziećmi. I to oczywiste, że takie otwarte spotkanie dla wszystkich chętnych powinno mieć miejsce. Dlatego zorganizujemy przy Bułgarskiej otwarty piknik adresowany przede wszystkim do naszych najmłodszych kibiców. Będzie można porozmawiać z piłkarzami, zrobić sobie z nimi zdjęcia, zebrać autografy. Będą dodatkowe atrakcje. O szczegółach poinformujemy, jak tylko zostanie to dograne. Generalnie zależy mi na tym żeby nasi piłkarze jeszcze szerzej wychodzili do kibiców - nie tylko przy okazji meczów czy wywiadów w mediach, ale również właśnie przy okazji różnych akcji społecznych czy marketingowych. To też musi być elementem większej otwartości.
Przykłady wychodzenia do kibiców na mieście i zapraszania ich w ten sposób na mecze mieliśmy już zresztą wiosną. Czy to Bartek Mrozek był strażnikiem miejskim czy to Alan z Radkiem rozdawali bilety w jednej z naszych Stacji Kolejorz czy to Kris, Jesper i Filip pojawili się na Półwiejskiej, gdzie zachęcali kibiców do strzelania goli do małej bramki.
Dodatkowo też na sparing z Dundee zorganizowaliśmy dla setki uczestników programu Lechici wyjazd do Wronek na ten mecz. Cały wyjazd był zaplanowany, począwszy od zbiórki na Bułgarskiej, przez zwiedzanie Centrum Badawczo-Rozwojowego, trening w skills.lab, spotkanie z zawodnikami, aż do samego powrotu do Poznania.
Przez takie kwestie jak brak prezentacji tworzy się opinia, że Lech jest klubem, który „nie dowozi” najprostszych rzeczy. Dlatego też pojawia się pytanie o odpowiedzialność.
- Limit dotyczy wszystkich obszarów. Margines błędów się wyczerpał. Jesteśmy wielkim klubem, a wobec wielkich klubów są wielkie oczekiwania i trzeba im sprostać. Musimy częściej wyjaśniać kibicom poszczególne obszary naszej działalności. Co? Z czego wynika? I dlaczego? Dotyczy to oczywiście sportu. Dlatego dyrektor sportowy będzie zabierał głos. Również dyrektor Akademii. Po zakończeniu okna transferowego szef skautingu będzie także do dyspozycji dziennikarzy. Już Pan redaktor może się umówić się na spotkanie z Jackiem Terpiłowskim, aby porozmawiać o transferach. Część biznesowa klubu także powinna częściej komunikować się z kibicami. Musimy być bardziej otwarci.
W najbliższych tygodniach - być może podczas przerwy reprezentacyjnej - wrócimy do spotkań z kibicami. Organizowaliśmy je wielokrotnie w przeszłości i odpowiadaliśmy bezpośrednio na pytania kibiców. Chcemy do tego wrócić. Obecny będzie zwykle zarząd, trener, dyrektor sportowy.
Wysłaliście ostatnio do kibiców dość długą ankietę z pytaniami, jak jesteście odbierani? Jaki to ma sens i czy wyniki będą publiczne?
- Będziemy robić takie ankiety w cyklu raz na sezon. Oczywiście najlepiej robić ją po mistrzostwie, ale jest taki moment, jaki jest. Jesteśmy w trudnym momencie, ale chcemy poznać opinie kibiców na temat klubu, jego funkcjonowania, ludzi, aby mieć punkt odniesienia. Tych ankiet w różnych obszarach będzie więcej. Jesteśmy niezwykle zainteresowani opiniami osób, które kibicują na stadionie i są na nim regularnie. Kupują nasze towary i korzystają regularnie z naszych usług. Taka duża ankieta będzie realizowana raz na rok. Natomiast mniejsze ankiety dotyczące poszczególnych obszarów, będą realizowane częściej. Chcę… hmm ucieszyć czy zasmucić kibiców, że tego typu pytań z prośbą o odpowiedzi - co jest dobrze, co jest źle, a co do poprawy - będzie więcej. To jest zgodne z naszą strategią. Bo wszystko robimy dla kibica. To oni są odbiorcami naszych usług. Zarówno kibice na stadionie, jak i przed telewizorem.
Czasami mam wrażenie, że nie wszyscy pracownicy klubu tak myślą.
- To nieprawda. Panie Dawidzie, tak nie jest. Pracownicy niesamowicie przeżywają porażki, słabe miejsce naszej drużyny. W zdecydowanej większości sami są kibicami, chodzą na wszystkie mecze, jeżdżą na mecze wyjazdowe. To ma wpływ na ich pracę i jej odbiór.
Chciałbym jeszcze zapytać o sklep. Tam się pojawiają różne rzeczy… są zarzuty, że mało jest ubrań do chodzenia na co dzień. Są np. kaczki. Sklep ma dobre wyniki sprzedaży?
- Mamy swoim małym dzieciom kupią coś innego, dorośli faceci kupią coś innego. Dziadkowie wnukom i wnuki swoim dziadkom też coś innego. W sumie mamy w ofercie kilkaset produktów. Sprzedaż jest rocznie za kilkanaście milionów złotych, a samych koszulek sprzedaliśmy w minionym sezonie 14,5 tys. Szalików jeszcze więcej. To najwyższa sprzedaż w historii polskiej piłki klubowej. Nikt nigdy tyle nie sprzedał koszulek meczowych. Jasne, że mogą być różne opinie, w wielu przypadkach to kwestia gustu. Natomiast prawda jest taka, że mamy różne grupy odbiorców i paradoks jest taki, że wiele rzeczy, które części kibiców się nie podobają sprzedaje się akurat bardzo dobrze. Będziemy poszerzać naszą ofertę, także kolekcje dziecięcą i dla kobiet. Niedawno była np. seria ubrań przygotowana wspólnie z Orlovskim czy kolekcja Momenty, która powstała przy współpracy z właścicielem marki Gouda Works. A co do tej kaczuszki… ja nie kupię, pan pewnie też, ale mama dla swojego dziecka kupi.
Sklep zatem nie jest problemem?
- Nie problemem, ale wyzwaniem jest zarządzanie tym obszarem. Mówimy przecież nie o jednym sklepie na stadionie, ale także o naszych sklepach w trzech centrach handlowych i współpracy w dwóch kolejnych, gdzie także można nabyć nasze produkty. Do tego są wszystkie sklepy Decathlon w Poznaniu i okolicach, Auchan, a także punkty partnerskie w całej Wielkopolski, a jest ich około 40. No i nasz sklep internetowy. Serie są coraz krótsze, szybsza musi być rotacja towaru. Bardzo ważną rzeczą jest gospodarka magazynowa, nie możemy mieć go zbyt dużo na stanie. Musimy robić to mądrze. Wybór kolekcji, zlecenie i jakość materiałów, zlecenie na zewnątrz, polityka cenowa oraz marżowa. To są podstawy handlu, ale zarabiamy na tym obszarze bardzo dobre pieniądze.

Warta jednak nie zagra przy Bułgarskiej

Temat gry „Zielonych” przy Bułgarskiej był w czerwcu jednym z głównych pana tematów. Jak pan ocenia to już na chłodno? Były spore zarzuty, że to pan stawiał dla Warty zaporowe warunki, a ostatecznie wyszło nieco inaczej.
- Lech nigdy nie stawiał zaporowych warunków. Lech również wynajmuje obiekt od Stadionu Poznań, więc to ta spółka, wyliczając koszty funkcjonowania klubu w dniu meczowym, przedstawiła ofertę Warcie. Później tę ofertę dostosowywała do możliwości i oczekiwań Warty. „Zieloni” nie byli jednak w stanie zapłacić pieniędzy za wynajem stadionu, czyli grać przy ulicy Bułgarskiej. Jak rozumiem - ze spotkań, które odbywały się w urzędzie miasta i z informacji, które docierały do mnie z mediów - Warta oczekiwała, że to Miasto Poznań wyłoży te pieniądze. Miasto, jak rozumiem, odmówiło tej formuły. Ma inną strategię przekazywania pieniędzy na sport, czyli nie na profesjonalne organizacje sportowe, tylko na sport dzieci i młodzieży. My od samego początku deklarowaliśmy, że Warta może grać na Bułgarskiej. Natomiast nie może to się odbywać kosztem Lecha - dlatego normalnie musiałaby ponosić część kosztów utrzymania stadionu, w tym utrzymania i wymiany murawy. A są to koszty potężne.
Czy te rozmowy, które były prowadzone, nie były dla pana zaskakujące? Obrywało się też panu personalnie. Moim zdaniem wpływ na to mogła mieć ostatnia kolejka, gdzie Lech poniekąd przyłożył cegiełkę do spadku Warty.
- Rozumiem frustrację i rozgoryczenie z powodu spadku, ale obwiniane Lecha jest ogromnym nadużyciem. Warta miała nieudany sezon i wiele ważnych wcześniejszych meczów bez punktów. Warta mogła też wcześniej rozmawiać z miastem i operatorem stadionu na temat gry przy Bułgarskiej. Brałem udział we wszystkich spotkaniach poświęconych pomocy Warcie w UM. Już na pierwszym spotkaniu zaproponowałem, że może najlepszym sposobem w okresie przejściowym - podczas trwania prac inwestycyjnych na Enea Stadionie, realizowanych po to, żeby mogły zagrać na nim dwa kluby - będzie kontynuacja przez Wartę gry w Grodzisku. Usłyszałem w odpowiedzi, że kategorycznie nie ma takiej możliwości! Minęły dwa miesiące i… Warta dostała zgodę PZPN na grę w Grodzisku i rozmawia z miastem w kwestii pomocy dostosowania stadionu przy Drodze Dębińskiej na potrzeby klubu. Wielokrotnie ja i ludzie Lecha pomagaliśmy Warcie w różnych sprawach. Mam dużą sympatię do Warty i jej kibiców. Życzę „Zielonym” powodzenia w walce o powrót do Ekstraklasy.
To będąc jeszcze w temacie końcówki sezonu, to jak pan odebrał „doping” Kotła na ostatnim meczu z Koroną? Jakie miał pan też spojrzenie na pierwszą połowę starcia z Górnikiem, gdzie było słychać tylko kibiców gości?
- Kibice o tym wiedzą, że zależy mi na tym, aby przy Bułgarskiej była super atmosfera. Żeby był doping. Mieliśmy przed sezonem spotkanie z kibicami. Długo rozmawialiśmy. Wyjaśniliśmy sobie wiele kwestii, które dla nas - ludzi w Lechu - czasem są oczywiste, ale okazało się, że kibice też takiego spotkania potrzebowali. Oczekiwali przekazania informacji bezpośrednio od nas. Ja chcę i my chcemy, aby wsparcie i doping był. Aby była normalna sytuacja i ten stadion był dla wszystkich. Dzieci, studenci, rodziny i kibice w „Kotle”. Chcę, aby doping był cały mecz. Z tego jest przecież Bułgarska znana. Setki razy był pan przy Bułgarskiej i kiedy jest to ryknięcie na początek, to robi to wrażenie. To jest super. Te słowa z tego wywiadu kieruję głównie do naszych kibiców. Wiem, że on będzie czytany w całej Polsce, ale kieruje te słowa przede wszystkim do kibiców Lecha, którzy są przy Bułgarskiej, jeżdżą i oglądają naszą drużynę. Zależy mi na tym, żeby była super atmosfera i pomoc dla naszej drużyny w postaci dopingu całego stadionu.
Na koniec chciałem zapytać, jak to jest z tymi spotkaniami pana przez kibiców na ulicach. Czy słyszy pan od fanów negatywne głosy? Czy może pana pozdrawiają na mieście?
- Najczęściej spotykam się z głosami troski, szczerego zainteresowania. Widać przejęcie kibiców losem drużyny. Czy będą puchary, czy sięgniemy po mistrzostwo… Spotykamy kibiców w piekarni czy na stacji benzynowej, na piwie czy zakupach, bo my przecież funkcjonujemy w tym mieście. Kibice mnie regularnie spotykają i podchodzą. Pytają, czy damy radę, czy powalczymy, co słychać w drużynie. To są głównie takie głosy. Teraz? Nowy sezon, nowy trener. Wybraliśmy trenera, który naszym zdaniem wykazuje się wielką konsekwencją, determinacją i wytrwałością. Mam nadzieję, że taki styl gry, jaki zaprezentowaliśmy z Górnikiem, będziemy doskonalić, poprawiać pressing i intensywność. Że kibice będą zadowoleni z tego, co widzą na boisku i że wyniki też będą się zgadzać. Walczymy o mistrzostwo i o Puchar Polski.

Przeczytaj również