"Poznań bez maczet i zapaskudzonych idiotycznymi hasłami murów". Nie ma drugich takich derbów w Polsce

"Poznań bez maczet i zapaskudzonych idiotycznymi hasłami murów". Nie ma drugich takich derbów w Polsce
Pawel Andrachiewicz / PressFocus
Mija 25 lat od ostatniego ligowego meczu Lecha Poznań z Wartą. Od tego czasu na futbolowej mapie stolicy Wielkopolski zmieniło się niemal wszystko. Bez względu na to, czy derby Poznania będą tylko sezonową ciekawostką, czy na stałe wejdą do kalendarza Ekstraklasy, bez wątpienia czekało na nie całe pokolenie.
Sezon 1994/1995 był dla piłkarskiego Poznania wyjątkowy. Na poziomie I ligi, czyli ówczesnej najwyższej klasy rozgrywkowej, rywalizowały aż trzy drużyny ze stolicy regionu. Oprócz Lecha - właśnie Warta, a także Olimpia. Kibice i dziennikarze mogli tylko zacierać ręce. Z wielu powodów oczywiście tak jednak nie było. Biorąc pod uwagę dane z serwisu “90minut.pl”, średnia frekwencja na sześciu spotkaniach derbowych z tamtych rozgrywek wyniosła zaledwie nieco ponad 3,3 tysiąca widzów. Według tych samych statystyk najwięcej fanów pojawiło się na obu domowych pojedynkach Olimpii, a najmniej… na Lechu. Kibice w tamtym, dość ciemnym dla polskiego futbolu okresie, raczej nie zabijali się o wejściówki.
Dalsza część tekstu pod wideo
Tym bardziej powinno więc cieszyć, że teraz derby Poznania powracają na ligowe salony już w zupełnie innej rzeczywistości. Zostaną rozegrane na nowoczesnym Stadionie Miejskim przy Bułgarskiej, przy kilkunastu tysiącach kibiców Lecha i Warty. A skoro bilety zostały wyprzedane już we wtorek, to pewnie gdyby nie wiadome ograniczenia, obiekt domowy „Kolejorza” mógłby zapełnić się jeszcze bardziej.

Nowa era

Poznań na przestrzeni ostatnich dekad był miejscem wielkich meczów. W ciągu minionych lat Lech przy Bułgarskiej toczył pojedynki decydujące o mistrzostwie Polski. Grał też w europejskich pucharach przeciwko takim firmom jak Manchester City czy Juventus. Stolica Wielkopolski nie miała jednak meczu derbowego właśnie od 1995 roku. Warta z hukiem spadła wtedy z I ligi, Olimpia natomiast do nowego sezonu przystąpiła już jako Lechia/Olimpia Gdańsk. Nic więc dziwnego, że oficjalne wydarzenie niedzielnego spotkania nosi nazwę: “PIERWSZY taki MECZ od 25 LAT! Lech-Warta”. Czy jednak rzeczywiście ta potyczka może być uważana za najważniejsze futbolowe wydarzenie na mapie miasta w ciągu ostatniego ćwierćwiecza?
- Nie, nie uważam tak. Derby Poznania nie decydują o tym, kto jest w mieście górą, kto więcej znaczy, jaki jest aktualny układ sił. To zostało dawno ustalone. Są raczej ciekawostką i ten mecz w kontekście społecznym ma tylko takie znaczenie. Nie niesie zatem za sobą temperatury takiej jak derby innych miast. Niesie ciekawość. Kibice w Poznaniu mają chyba wrażenie, że dzieje się coś niezwykłego, ale pojedynki Lecha z potentatami polskiej ligi typu Legia są sportowo ważniejsze. Mecz z Wartą jest ciekawy kulturowo i społecznie, ale nie tak ważny - sądzi Radosław Nawrot, dziennikarz poznańskiej „Gazety Wyborczej”.
Lech rzeczywiście od lata jest hegemonem w regionie. Od czasów, gdy zniknęła mu naturalna konkurencja w postaci Amiki Wronki oraz Groclinu Dyskobolii, w Wielkopolsce króluje. W pewnym momencie “Kolejorz” pełnił rolę jedynego przedstawiciela województwa na szczeblu centralnym. Sytuacja, w której więc nie tylko region, ale i samo miasto ma swoich dwóch przedstawicieli w najwyższej klasie rozgrywkowej, to jednak wyjątkowa rzecz.
- Na derby czekaliśmy 25 lat, więc to bez wątpienia wielkie wydarzenie. Wielkopolska jako region strasznie ostatnio cierpiała na brak ligowych klubów poza Lechem i Warta tę pustkę trochę wypełniła. Widać po tempie rozejścia się biletów, że poznańscy kibice traktują derby bardzo prestiżowo i już samo to pokazuje, że to nie będzie zwyczajny mecz - przyznaje Szymon Mierzyński, dziennikarz „WP Sportowe Fakty” oraz spiker podczas domowych spotkań „Zielonych”.

Każdy zna swoje miejsce

Warta do Ekstraklasy powróciła w tym roku, chociaż nikt tak naprawdę od niej tego nie wymagał. Nie ma za sobą potężnego właściciela jak Lech, ani aż tak silnej grupy kibicowskiej w całym regionie. Pod wieloma względami przypomina raczej typowo miejski klub. - Poniekąd jest klubem może nawet takim dzielnicowym i niech zachowa tę swoją tożsamość. Nie musi być między nią i Lechem synergii. Warta zna swoje miejsce i wygospodaruje sobie w tej przestrzeni najlepszą możliwą sytuację dla siebie - uważa Dawid Dobrasz, dziennikarz „Głosu Wielkopolskiego”.
Ten podział dostrzegalny jest nawet w przydomkach obu klubów. O ile Wartę określa się mianem „Dumy Wildy” od dzielnicy miasta, z której się wywodzi, tak Lech traktowany jest jako „Duma Wielkopolski”. Przy braku konkurencji w całym regionie i Warcie tułającej się po niższych ligach, Lech, dzięki sukcesom głównie z pierwszej i początku drugiej dekady XXI wieku, potrafił zbudować sobie pozycję niemal monopolisty.
- Warta musi ugruntować swoją pozycję sportową. Na razie w Ekstraklasie jest beniaminkiem i to absolutnym, bo trudno patrzeć na to inaczej, jeśli czekało się na awans 25 lat. Przy Drodze Dębińskiej nikt dzisiaj nie myśli o tym, żeby rywalizować z Lechem, ale już o byciu alternatywą dla spędzenia dnia w galerii handlowej jak najbardziej. Myślę, że miejsca dla Warty nie trzeba szukać, bo ono jest. Jeśli za jakiś czas klub zyska wreszcie bardziej przyjazny dla kibica stadion, a jednocześnie nadal będzie grać w Ekstraklasie, to o jego rozwój bym się nie obawiał - mówi Mierzyński.
„Zieloni” tego miejsca wciąż jednak szukają, gdzie tylko mogą. Od momentu przejęcia klubu przez Bartłomieja Fajraszewskiego, założyli sekcje AMP futbolu dla osób z amputowanymi kończynami. Aktywnie działają też w futbolu kobiecym. - I tą szansą dla Warty jest właśnie charakter klubu, który nie stanowi alternatywy dla Lecha, ale jego uzupełnienie. Klubu wielosekcyjnego, wrażliwego społecznie, zaangażowanego społecznie, pokazującego tę stronę futbolu, w której Warta zawsze była mocna - relaksującą, pro-ludzką, empatyczną. To miejsce Warty - przyznaje Nawrot.

Bez animozji

Derby Poznania pod pewnym względem będą jednak wydarzeniem bezprecedensowym na skalę ogólnopolską. Podczas gdy w tygodniu byliśmy świadkami tradycyjnego obrzucania się wyzwiskami ze strony kibiców Widzewa i ŁKS-u przy okazji Derbów Łodzi, w stolicy Wielkopolski do takiej sytuacji na pewno nie dojdzie.
- Poznań powinien być stawiany jako wzór dla Krakowa czy Łodzi. Znakomita większość sympatyków piłki nożnej z tego miasta nie miałaby ochoty przeżywać negatywnych emocji przy okazji derbów. Jest przecież sporo osób, które w ten sam weekend idą na Lecha i Wartę i jakoś - na szczęście - trudno mi sobie wyobrazić, żeby ten spokój został zaburzony - przyznaje Mierzyński.
Warta już wcześniej poinformowała swoich kibiców, że nie będzie prowadzić sprzedaży biletów na derby, ale zarazem zachęciła swoich fanów, by… kupili oni wejściówki na sektory zajmowane przez kibiców Lecha. W przypadku innych derbowych miast w Polsce taka sytuacja brzmi mocno abstrakcyjnie.
- Rywalizacja to jedno, burdy i bandytyzm to drugie. W zadymach jaskiniowców nie ma niczego z rywalizacji, więc cieszę się, że Poznań jest wolny od zachowań znanych z Krakowa i Łodzi, gdzie bandy zwyrodnialców przynoszą wstyd tak zasłużonym miastom - przyznaje Nawrot.
Być może jednak sytuacja zmieni się nieco za kilka lat. Inaczej bowiem mówiło się o rywalizacji dwóch klubów z tego samego miasta występujących na różnych poziomach rozgrywkowych, inaczej zaś o ekipach grających w tej samej lidze. Choć tak naprawdę ciężko sobie wyobrazić, by ktokolwiek w Poznaniu takich animozji w ogóle by chciał.
- Ta rywalizacja w Poznaniu nie jest jednak potrzebna. Ona mogłaby tu nawet być destrukcyjna - przestrzega Dobrasz. Zgadza się z nim Nawrot, dodając: - Nie sądzę, aby Poznań albo ktokolwiek potrzebował rywalizacji na lokalnym polu. To rodzaj absurdalnej wojny domowej, która przynosi sporo strat. Rywalizacja - tak, ale z resztą Polski, Europy, świata. Poznań mówiący zgodnym, jednym głosem, Poznań bez maczet i zapaskudzonych idiotycznymi hasłami murów przemawia do mnie bardziej niż podzielony Kraków czy Łódź.
Niech inni więc walczą na tej futbolowej wojnie. W Poznaniu te derby to bowiem święto całego miasta i wszystkich kibiców.

Przeczytaj również