Powrót do przeszłości w Sewilli. Monchi wrócił na stare śmieci i szykuje się na podbój La Liga
Okienko transferowe w pełni. Wszyscy mówią o wzmocnieniach Realu, zachwycają się zakupami Borussi, dyskutują na temat Griezmanna i Neymara, wyliczają kolejne plotki dotyczące Manchesteru United. W cieniu najgłośniejszych historii letniego mercato pozostają jednak działania Sevilli i jej nowego-starego dyrektora sportowego. Na Ramon Sanchez Pizjuan powrócił Monchi, a wraz z nim... transferowe szaleństwo.
Gdy Roma ściągała transferowego specjalistę w kwietniu 2017 roku, wydawało się, że czekają ją niesamowicie udane łowy. Niestety jednak, Hiszpana pożegnano po niespełna dwóch latach. Postanowił więc wrócić do domu, tam gdzie mu ufają i dobrze wszystkich zna. Od razu rzucił się w wir pracy, nie zważając na niepowodzenia w Italii.
Pracowite lato w czerwonej części stolicy Andaluzji to już tradycja. Tym razem byliśmy świadkami aż 12 transferów do klubu (wliczając w to Kameruńczyka, Yana Brice'a, którego natychmiast sprzedano). Wiele z zakupów, które dopiął hiszpański „mistrz piłkarskich łowów” może ekscytować. Chociaż nie są to zawodnicy „oczywiści”, to mają ogromny potencjał. A, jak dobrze wiemy, Monchi i drużyna z Sewilli to związek idealny.
Drużynę buduj od tyłu
Poszczególne zakupy ekipy ze stolicy Andaluzji rozpatrywać będziemy według formacji. Zaczynamy więc od defensywy, w której pojawią się trzy nowe twarze, chociaż... czterech zawodników podpisało umowy z klubem.
Jeden z nich, Maximilian Wöber, spędził bowiem drugą połowę zeszłego sezonu na wypożyczeniu na Sanchez Pizjuan. Stoper występował regularnie, ale złapał uraz łąkotki, który wykluczył go z gry wraz z końcem marca. Jego postawa na hiszpańskich boiskach była jednak na tyle dobra, że postanowiono wyłożyć na niego 10,5 miliona euro. Biorąc pod uwagę, że Austriak ma 21 lat, to można powiedzieć, że przy jego poziomie gry jest to dobra cena.
Nie on jest jednak najbardziej ekscytującym zakupem, jeśli chodzi o grono zawodników, którzy będą strzec dostępu do bramki Tomasa Vaclika. To miano powinno bowiem przypaść Julesowi Koundé.
20-letni Francuz ma na swoim koncie aż 70 spotkań w barwach Bordeaux. Wymieniano go w gronie największych talentów Ligue 1. Pomimo tego, że jego wzrost wynosi 184 centymetry, co nie jest niesamowitym wynikiem, dał się poznać jako twardy i nieustępliwy, ale i momentami niepewny obrońca.
Błędy to jednak nic wyjątkowego u młodego zawodnika. A atutów, którymi nadrabia, ma wiele. Można do nich dodać chociażby umiejętność wyprowadzenia piłki ze strefy obronnej. Poprzedni sezon zakończył na czwartym miejscu ligowej tabeli pod względem liczby podań do przodu.
Wydane na niego 25 milionów euro może okazać się świetną inwestycją. Jeśli nie stanie się nic nieprzewidywalnego, to powinni się po niego niedługo zgłosić futbolowi możni, tak jak to miało miejsce w przypadku Clementa Lengleta. Monchi wykopał niesamowity „brylancik”.
Nie poprzestał jednak na ściągnięciu dwóch nowych stoperów. Zagiął parol na jeszcze jednego, również z francuskiej ekstraklasy. 26-letni Brazylijczyk Diego Carlos przyszedł z Nantes. Na papierze nie był jakimś wyjątkowym zawodnikiem, ot, takim „szaraczkiem”.
To jednak niesamowity pracuś, który gwarantuje pewien dobry, stabilny poziom. W całych rozgrywkach ominął zaledwie pięć spotkań. Był również liderem, jeśli chodzi o regularnie grających zawodników „Kanarków” pod względem wybić i bloków. To tylko dowodzi jego świetnej umiejętności ustawiania się i czytania gry, ale i tego, że nie boi się poświęcić dla zespołu.
Poza transferami definitywnymi, Monchi, postawił również na jedno wypożyczenie. Na rok do Sewilli przyjechał Sergio Reguilon, dla którego Zinedine Zidane nie widział miejsca na Santiago Bernabeu. Dla 22-latka będzie to szansa na ratowanie swojej kariery w Realu.
Nie będzie mu łatwo walczyć o miejsce w składzie z Sergio Escudero i Guilherme Araną. To jednak ruch małego ryzyka. Jeśli Hiszpan wypali – to wzmocni zespół. Jeśli nie, po prostu wróci do Madrytu i będzie można o nim zapomnieć. Drzemie w nim jednak spory potencjał.
Środek pola sercem drużyny
Zmiany w kadrze dotyczyły również linii pomocy. Nowy menedżer, Julen Lopetegui, będzie miał do dyspozycji trzech zawodników, którzy przybyli do zespołu w tym samym okresie, co on. Tutaj jego współpracownik wykazał się swoimi umiejętnościami, bo łącznie kosztowali oni... około 30 milionów euro.
A w tej cenie pozyskano naprawdę interesujących zawodników. Zacznijmy od tego najdroższego, Joana Jordana. Hiszpan przyszedł z Eibaru za 14 milionów euro. I najprawdopodobniej, przynajmniej w części, będzie miał za zadanie uzupełnić lukę powstałą w wyniku sprzedaży Pablo Sarabii do PSG.
Wychowanek Espanyolu to zawodnik kreatywny, który może być swoistym „mózgiem” zespołu. W poprzednim sezonie zajął 10. miejsce w ligowej tabeli kluczowych podań, a także siódmą lokatę pod względem stworzonych szans. W obu klasyfikacjach miał wyniki zbliżone do byłego już gracza Sevilli.
Do tego dochodzi atut stałych fragmentów gry, które były piłkarz baskijskiej drużyny bije bardzo dobrze. Może więc podnieść jakość zespołu również w tym aspekcie. No i nie zapominajmy, że ma 25 lat, a zatem wciąż jeszcze można liczyć na delikatny progres w jego grze. Ten zakup może okazać się jednym z najlepszych transferów nadchodzącego sezonu w LaLiga.
Dosyć podobną charakterystykę ma młodszy o zaledwie cztery miesiące Oliver Torres, którego ściągnięto z Porto. Wychowanek Atletico Madryt wraca do ojczyzny po trzyletnim pobycie w zespole „Smoków”. Zapłacone za niego 12 milionów również wydaje się przyzwoitą sumą.
Pewny przy piłce, nienaganny technicznie i zawsze bardzo dobrze zorientowany w sytuacji na boisku. 24-latek idealnie wpisuje się w stereotypowy obraz środkowego pomocnika z Półwyspu Iberyjskiego.
Jest dobrym dryblerem, uwielbia kręcić słynne „kółeczka” - chyba wszyscy już wiedzą, jaki to typ piłkarza. Jego wątła budowa niespecjalnie przeszkadza mu w mijaniu rywali. Zamiast wchodzić w pojedynki fizyczne, po prostu potrafi ich przechytrzyć.
Skoro już poświęciliśmy czas na graczy o inklinacjach ofensywnych, to warto zwrócić uwagę na gracza o kompletnie innej roli. Monchi bowiem ściągnął również pomocnika defensywnego w dosłownym tego słowa znaczeniu, swoisty „rygiel” środka pola. Doświadczonego Fernando.
31-latek ma za sobą pobyty w Porto i Manchesterze City. W Anglii jednak zrezygnował z niego Pep Guardiola. To nie był jego typ piłkarza. Brazylijczyk preferuje prostą grę. Odbiera piłkę, odgrywa ją najbliższemu koledze i od razu wraca na swoje miejsce. Robi to jednak świetnie.
Może okazać się niesamowicie istotnym ogniwem układanki w środku pola. Jeszcze w Portugalii nazywano go „ośmiornicą”, gdyż był w stanie odebrać rywalom niemal każdą piłkę. Podczas dwóch ostatnich lat, spędzonych w Galatasaray, praktycznie się nie zmienił. To zakup niskiego ryzyka. 4,5 miliona euro to naprawdę niewysoka cena, a doświadczenie gracza, który w Lidze Mistrzów zagrał prawie 60 razy, może okazać się ogromnie użyteczne.
Bliźniaczym więc zawodnikiem jest pozyskany za darmo z chińskiego Guangzhou Evergrande Nemanja Gudelj. 27-letni Serb piłkarsko wychowywał się w Holandii, ale w 2017 roku postanowił wybrać się do Azji. W ostatniej kampanii wypożyczony był do portugalskiego Sportingu CP.
Rok spędzony na Starym Kontynencie przepracował na tyle dobrze, aby zagwarantować sobie powrót na stałe. W poprzednim sezonie zagrał z niemal 89-procentową skutecznością podań. To gracz, który może występować jako klasyczna „szóstka” lub „box-to-box”. Gra agresywnie, ale i zarazem bardzo odpowiedzialnie. Bardzo łatwo go nie docenić. Jest jednak bardzo przydatny i ogromnie pracowity.
Dzięki nabytkom w środku pola Sevilla ma zabezpieczenie niemal w każdej roli. Są typowi rozgrywający, piłkarze wszechstronni oraz ci, którzy mają zabezpieczać partnerów. Lopetegui będzie miał bardzo duże pole manewru, które zagwarantuje mu pole do rotacji w zależności od stylu gry oponentów.
Nowe „działa”
Jeśli chodzi o transfery z klubu dotyczące formacji ofensywnej, to byliśmy świadkami dwóch istotnych sprzedaży. Przede wszystkim klub opuścił skrzydłowy, Quincy Promes. Do tego sprzedano do Atalanty Luisa Muriela, który bardzo dobrze spisywał się na wypożyczeniu w Sampdorii. No i dodatkowo, po roku spędzonym na podobnej zasadzie w Hiszpanii, do Milanu wrócił Andre Silva.
Strata Muriela nie zabolała, bo... de facto nie było go w klubie. Portugalczyk z kolei w sezonie 2018/19 nie zachwycił, więc nie spróbowano go nawet ściągnąć na stałe do klubu. Oczywiste było, że trzeba będzie udać się na zakupy.
Holendra zastąpiono Lucasem Ocamposem, który zaliczył naprawdę udaną kampanię w Marsylii. W końcówce sezonu zaliczył zwyżkę formy. Zakończył go serią 13 spotkań, w których miał udział przy dziewięciu bramkach.
25-latek kosztował drużynę z Andaluzji 15 milionów euro. Niegdyś był uważany za ogromny talent, ale nie osiągnął przepowiadanej mu wielkości. Być może teraz w końcu pokaże, że jest w stanie naprawdę zaistnieć na największej europejskiej scenie.
Przesuwając się do środka, przechodzimy do dwóch interesujących, ale i zagadkowych zakupów. Luuk de Jong i Munas Dabbur w zeszłym sezonie byli niesamowicie skuteczni, ale przyszli odpowiednio z Eredivisie i austriackiej Bundesligi. Przeskok, jeśli chodzi o poziom ligi, będzie więc duży.
Pierwszy z nich liczy sobie już 28 wiosen. Przygoda w Sevilli będzie dla niego trzecim podejściem do czołowej europejskiej ligi. Dotychczas zawiódł w Gladbach i Newcastle, ale poprzedni sezon był najprawdopodobniej najlepszym w jego dotychczasowej karierze.
W lidze miał udział w 36 bramkach, a zagrał w... 34 spotkaniach. Łącznie dla PSV trafiał do siatki 32 razy w 43 meczach, w tym trzykrotnie w Lidze Mistrzów. Rosły napastnik to typowy łowca goli, który do tego potrafi się naprawdę nieźle zastawić i zgrać piłkę. Fanom hiszpańskiej drużyny zdążył już jednak pokazać, że umie się również zabawić z futbolówką.
Jego izraelski konkurent do pozycji numer dziewięć, którego pozyskano z Red Bulla Salzburg, może pochwalić się równie imponującymi statystykami. 29 gier w grze, 20 goli i 11 asyst, łącznie 37 trafień w 48 występach w sezonie 2017/18, w tym osiem w Lidze Europy – jeśli przeskok do lepszej ligi nie miał nastąpić po takiej kampanii, to kiedy?
Gracz, który nie pojechał wraz z kadrą na mecz z Polską z uwagi na swoje wesele, z pewnością marzy o podboju LaLigi. W CV ma wpisane trzy tytuły króla strzelców – dwa w Austrii i jeden w Szwajcarii, jeszcze z czasów gry w Gasshoppers Zürich.
Jest jednak innym typem napastnika, niż Holender. Lubi cofać się po piłkę i holować ją w stronę bramki oponentów. Bardzo często raczy kibiców efektownymi rajdami.
Obu nabytkom nie można odmówić skuteczności. Czy jednak zdołają odnaleźć się w zdecydowanie bardziej wymagającej lidze? Na pewno będzie im trudno, ale Monchiemu można chyba zaufać. Ten człowiek ma niesamowitego nosa, a na Ramon Sanchez Pizjuan wiedzą o tym najlepiej.
Wydaje się, że klub przepracował lato w naprawdę świetny sposób. Okienko transferowe jeszcze się nie skończyło, a już można mówić o dziesięciu wartościowych nabytkach. Pytanie tylko: ile z zakupów tak naprawdę wypali?
Jeśli skuteczność zakręci się na poziomie 70-80 procent, to będzie można znowu chwalić dyrektora sportowego za świetną robotę. Musi zmazać plamę z przygody w Rzymie, udowodnić, że nie zatracił swojej magicznej „iskry”.
Sevilla klasycznie będzie chciała walczyć o awans do Ligi Mistrzów. Real, Barcelona i Atletico wydają się jednak być poza zasięgiem. Czwarte miejsce z taką kadrą jest za to jak najbardziej możliwe.
Kacper Klasiński