Geniusz, który stał się problemem. "Jest irytujący, nie widać w nim energii"

Geniusz, który stał się problemem. "Jest irytujący, nie widać w nim energii"
MB Media/Pressfocus
Porażka Portugalii z Serbią to jak na razie największa niespodzianka podczas eliminacji mistrzostw świata. Przy okazji tej klęski warto pochylić się nad zawodnikiem, który w teorii miał być jednym z liderów układanki Fernando Santosa. Tymczasem jest cieniem samego siebie i problemem Portugalczyków przed starciami w barażach. Gdzie się podział prawdziwy Bruno Fernandes?
27-latek rozpoczął decydujące starcie z Serbią jako rezerwowy. Na pierwszy rzut oka wydawała się to szalona decyzja selekcjonera, jednak tak naprawdę miał on podstawy, by odesłać Fernandesa na ławkę. W narodowych barwach od dawna nie prezentuje on bowiem wystarczającego poziomu, a Renato Sanches, który zajął jego miejsce, mógł schodzić z Estadio da Luz z podniesioną głową. Strzelił gola, zrobił swoje i pokazał, dlaczego kadra Portugalii aktualnie nie potrzebuje gwiazdora Manchesteru United.
Dalsza część tekstu pod wideo

Dramatyczna passa

Przede wszystkim warto podkreślić, że problemy Fernandesa w narodowych barwach nie rozpoczęły się wczoraj. Ławka z Serbią była tak naprawdę wynikiem wielu miesięcy ciągłej gry poniżej oczekiwań. Są piłkarze, którzy w klubie notują przeciętne występy, ale podczas zgrupowań reprezentacji zachowują się jak postacie z “Kosmicznego Meczu”, które nagle zyskują magiczne moce. W przypadku Bruno Fernandesa jest dokładnie odwrotnie. Geniusz z Manchesteru w trykocie Portugalii staje się przeciętniakiem.
Chociaż naprawdę trudno w to uwierzyć, ofensywny pomocnik ma na koncie dwie bramki w meczach Portugalii o punkty. Co warto dodać, obie zdobyte w starciach z Luksemburgiem. Gdyby teraz skończył reprezentacyjną karierę, miałby mniej trafień od Bruno Alvesa czy Pepe, a raczej nie mówimy o rasowych snajperach. To fatalny wynik dla piłkarza, który zadebiutował cztery lata temu, a od przynajmniej trzech jest przymierzany do bycia jednym z filarów drużyny.
Apogeum przeciętności Bruno osiągnął podczas EURO 2020. Portugalski gwiazdozbiór miał walczyć o obronę tytułu mistrzowskiego. Ta misja zakończyła się klapą, a Fernandes był głównym hamulcowym drużyny. Prezentował się tragicznie, przeszkadzał kolegom, a Jose Mourinho nie bał się wprost stwierdzić, że z zawodnikiem United na boisku Portugalia gra w dziesiątkę. Po dwóch skandalicznie słabych występach pomocnik stracił miejsce w składzie. Niesmak wobec jego poziomu jednak pozostał.
- Ktoś musi powiedzieć Fernandesowi, że Portugalia przegrywa, a on po prostu spaceruje z piłką. Kiedy ma szansę napędzić akcję, przyspieszyć grę, to zwalnia. Nie widać w nim energii - przyznał wtedy Lee Dixon, były piłkarz, a później ekspert w stacji “BBC”.

Skąd ta zapaść?

Regres Fernandesa w reprezentacji to prawdziwa zagadka, jeśli spojrzymy na jego liczby wykręcane w klubie. Na mistrzostwa Europy przyjechał po sezonie, w którym zanotował 28 trafień i 17 asyst. W bieżących rozgrywkach brał już udział przy zdobyciu 12 bramek w 16 występach dla Manchesteru United. Tymczasem kibice Portugalii od lat czekają aż Bruno w kadrze zaprezentuje chociaż ułamek swoich wysokich umiejętności.
- Fernandes w Portugalii jest daleko od swojego poziomu. Nie strzela, nie gra dobrze, jest irytujący, kiedy traci piłki. Wszyscy wiemy, że to świetny piłkarz, ale gra poniżej oczekiwań - stwierdził Tony Cascarino na łamach portalu “Talksport”.
Właściwie każdym swoim występem Fernandes dostarcza paliwa krytykom. Nawet przeciwko Serbii, kiedy był postacią drugoplanową, potrafił zaliczyć 8 strat przy 19 kontaktach z piłką. Niegdyś spekulowano, że może nie radzi on sobie z koniecznością bycia co najwyżej numerem dwa. Nie ulega wątpliwości, że Cristiano Ronaldo, dopóki nie skończy kariery, będzie boiskowym liderem Portugalii. Tymczasem w Sportingu czy na początku swojej przygody na Old Trafford Bruno błyskawicznie przejmował rolę dyrygenta swoich drużyn. Sęk w tym, że wystarczyło kilka wspólnych występów Ronaldo i Fernandesa w Manchesterze, aby ta teoria legła w gruzach.
Panowie, którym w reprezentacji brakowało chemii, na Old Trafford są zabójczym tandemem. Wystarczy powiedzieć, że w tym sezonie Ligi Mistrzów Bruno notował asystę w każdym spotkaniu, a CR7 nie zaliczył jeszcze meczu bez strzelonego gola. Duet idealny. Akcje, jak z niedawnego meczu przeciwko Atalancie pokazują, że obecność Cristiano pod żadnym pozorem nie wpływa negatywnie na poczynania Fernandesa. Wprost przeciwnie.
Kłopoty Fernandesa być może mają podłoże psychologiczne. Portugalczyk zdaje się być piłkarzem, który na fali dobrych występów potrafi utrzymać się na światowym poziomie. Gdy jednak przydarzy mu się kilka gorszych spotkań czy nawet pojedynczych wpadek, następuje pewna blokada. Kiedy zmarnował jedenastkę w spotkaniu z Aston Villą, nie zostawił tego za sobą, tylko drążył temat i publicznie się biczował. Od tego czasu w Premier League zanotował fatalne występy przeciwko Leicester, Liverpoolowi czy Manchesterowi City.
- Bruno jest jednym z liderów w Manchesterze, ale nie potrafi przełożyć tego na grę w reprezentacji Portugalii. Moim zdaniem każdy gorszy występ ma na niego wpływ - ocenił Andy Brasell, ceniony dziennikarz “The Guardian”.

Współwinny trener

Fernando Santos nie pomaga w odbudowie Fernandesa. Gdy pomocnik zalicza dołek, selekcjoner po prostu odsyła go na ławkę. To wydarzyło się podczas mundialu w Rosji, na ostatnich mistrzostwach Europy, czy przy okazji niedzielnego starcia z Serbią. Trener nie zamierza znaleźć sposobu na jak najlepsze wykorzystanie zawodnika, który ma potencjał na bycie fundamentem reprezentacji. Grasz słabo? Wypadasz. Tylko ten system prowadzi donikąd.
- Zagramy zgodnie z naszą filozofią. W ostatnim meczu doszło do kilku zmian, bo czuliśmy, że potrzebna jest świeżość w pewnych sektorach - tłumaczył Santos podczas EURO, gdy dziennikarze wypytywali o odsunięcie Fernandesa od pierwszego składu.
- To żadna niespodzianka, że Bruno jest na ławce. Nie gra na topowym poziomie, jego mowa ciała nie jest odpowiednia - skomentował Roy Keane.
Można pastwić się jedynie nad 27-latkiem, ale na wiele słów krytyki zasłużył także sam Fernando Santos. Selekcjoner zapewnił sobie wieczną chwałę, prowadząc Portugalię do mistrzostwa Europy, ale od tego czasu jego drużyna notuje regularny regres. Na papierze wielkie gwiazdy, na boisku okruchy oczekiwanej jakości. Santos nie tylko nie jest w stanie wydobyć najlepszej wersji z Bruno Fernandesa, ale ogólnie wpływa w destrukcyjny sposób na ofensywę reprezentacji.
Z całym szacunkiem, ale ekipie z Ronaldo, Fernandesem, Felixem, Diogo Jotą czy Andre Silvą nie przystoi grać w taki sposób, jak wczoraj przeciwko Serbii. Od zespołu z takim potencjałem oczekuje się widowiskowości, pięknych akcji, nie miałkiej gry i dołującego pragmatyzmu. Na streamie prowadzonym przed meczem z Andorą przez Mateusza Klicha padły słowa: “Dupka z tyłu i autobusik, jak za Jurka (Brzęczka - przyp. red.)”. Gdyby umieścić kamery w pokojach reprezentantów Portugalii, pewnie podobne uwagi padłyby na temat filozofii Fernando Santosa.
Trudno uwierzyć w to, że 67-latek nagle zmieni sposób rozumienia futbolu, na czym pewnie skorzystałby Bruno Fernandes. Pewne jest, że Portugalia w trakcie baraży potrzebuje lepszej wersji pomocnika Manchesteru United. Dotychczas w reprezentacji strzelał gole jedynie w meczach z Katarem, Luksemburgiem, Izraelem i Algierią. To za mało, by myśleć o roli lidera.

Przeczytaj również