Porażka... dobra dla Polski? "Paradoksalnie tak"

Porażka... dobra dla Polski? "Paradoksalnie tak"
Pawel Bejnarowicz / pressfocus
Dominik - Budziński
Dominik Budziński05 Sep · 07:30
EURO 2024, choć ostatecznie dla Polski nieudane, wlało nieco optymizmu w serca kibiców reprezentacji. Zobaczyliśmy bowiem kadrę chcącą grać w piłkę i odważną. Mającą swój pomysł. Taką, która nie ogranicza się tylko do przeszkadzania rywalom. I teraz, przy okazji startującej Ligi Narodów, mamy tylko jeden apel: nie zbaczajmy z tej drogi.
Przez ostatnie lata reprezentacja Polski była jednym wielkim placem budowy. Zmieniali się selekcjonerzy, zmieniały się pomysły na ten zespół, zmieniały się też oczywiście, co w zasadzie naturalne, personalia wśród piłkarzy. Nie uświadczyliśmy jakiejkolwiek stabilizacji i trudno było o poczucie, że biało-czerwoni idą utartym szlakiem, z wizją, do swojego celu. Teraz w końcu, pierwszy raz od 2018 roku, może się to zmienić.
Dalsza część tekstu pod wideo

Od startu pod presją

Michał Probierz, który stanowisko selekcjonera objął prawie rok temu, nie mógł na początku swojej kadencji liczyć na spokój. Najpierw trzeba było podjąć błyskawiczną próbę ratowania eliminacji do mistrzostw Europy po katastrofalnych miesiącach z Fernando Santosem u steru, a potem, gdy ta sztuka się nie udała, walczyć w barażach i na samym turnieju. Wszystko działo się szybko, presja była właściwie nieustannie, a kadra nie miała szczególnie dużo czasu, by w spokoju popracować nad tym, jak długofalowo chce się prezentować. Wystarczy wspomnieć, że reprezentacja Probierza osiem razy zagrała “o coś”, a tylko trzykrotnie towarzysko.
Mimo to obecny selekcjoner przez rok zdążył tchnąć w ten zespół nowe życie. Nawet kiedy przychodziły porażki, jak na EURO, trudno było tę reprezentację wrzucać na ruszt. Biało-czerwoni, którzy za kadencji kilku poprzednich selekcjonerów (z wyjątkiem Paulo Sousy), przyzwyczaili nas do tego, że w meczach z topowymi rywalami, a czasami i tymi mniej jakościowymi, wolą chować się za podwójną gardą, nagle wyszli na Holandię i Francję z otwarta przyłbicą. I ok, raz minimalnie przegrali, raz zremisowali, ostatecznie szybko wrócili do domu, ale na pewno nie dali plamy. Grali odważnie, z pasją, pomysłem.
W dłuższej perspektywie to po prostu musi dać efekt.
I może nawet ten nieszczęsny mecz z Austrią, zdecydowanie najgorszy dla Polski na mistrzostwach Europy, był potrzebny. To wtedy Probierz przekombinował. Na moment zszedł z obranej drogi. Nie chciał zagrać już tak odważnie jak kilka dni wcześniej z Holandią. Zabetonował środek pola, posyłając tam w bój bardziej “przeszkadzaczy” niż graczy kreatywnych. I chybił. Kadra, którą na kilkadziesiąt minut przywrócono do ustawień fabrycznych, zawiodła.
Nawet jeśli selekcjoner przekonywał potem, że nie żałuje swoich wyborów na tamto starcie i znów podjąłby podobne decyzje, to nie chce mi się w to wierzyć. Dziś Probierz jest natomiast na pewno o to doświadczenie bogatszy. Biorąc pod uwagę fakt, że to naprawdę mądry facet, możemy być raczej spokojni. Kadra z meczu przeciwko Austrii nie powinna wrócić. Paradoksalnie tamta porażka może pomóc.

Kadra, którą kibic polubił

Reprezentacja w ostatnich miesiącach zaczęła natomiast nie tylko lepiej grać w piłkę, ale w końcu dała się polubić, co też nie jest bez znaczenia. W cień odeszły kolejne afery i konflikty, a przez długi czas zamknięci na kibiców i media reprezentanci stali się zdecydowanie bardziej otwarci. Nie chcę stawiać tu kolejnej laurki selekcjonerowi, ale bez wątpienia to on miał największy wpływ na takie zjednoczenie kadry. Piłkarze przyjeżdżają na zgrupowania z uśmiechem, a fani, którzy jeszcze kilkanaście miesięcy temu mogli czuć do tej reprezentacji wręcz obrzydzenie, znów darzą ją sympatią.
Swoją drogą to dość ciekawe, że taki spokój do kadry wprowadził właśnie Probierz. Przez lata uznawany, jak najbardziej słusznie, za tego, który ma krótki lont i nie trzyma ciśnienia. Być może 51-latek wyciągnął wnioski z kadencji swojego poprzednika. Czesława Michniewicza w dużej mierze pogrążyły przecież nie wyniki, bo te były dobre, ale styl reprezentacji, afery i oblężona twierdza, jaką zbudował.
Tyle o tym, co było, bo ważniejsza od przeszłości jest teraźniejszość i przyszłość. Reprezentacja wraca do gry i rozpoczyna zmagania w Lidze Narodów. Nie będzie więc grała o pietruszkę, ale też trudno oszukiwać się, że rywalizacja w tych rozgrywkach jakoś mocno rozpala serca kibiców, piłkarzy czy selekcjonera. To mimo wszystko dobra okazja do tego, żeby dalej iść obraną drogą. Szlifować to, co już działa, a eliminować największe bolączki, bo tych oczywiście dalej nie brakuje. Trochę testować, ale jednak przede wszystkim jeszcze bardziej zgrywać trzon drużyny, który w dużej mierze dopiero zaczyna się klarować.

Problemy i forma napastników

Przez lata pewnym elementem owego trzonu był Wojciech Szczęsny. Teraz jednak między słupkami reprezentacyjnej bramki czeka nas nowe otwarcie, bo 34-latek niedawno ogłosił zakończenie kariery. Nie powinniśmy się tym szczególnie martwić. Owszem, “Szczena” - szczególnie w ostatnich latach - dawał tej drużynie bardzo dużo, ale kolejka do jego zastąpienia jest całkiem mocna. Jak przyznaje selekcjoner, rywalizacja o miano nowej “jedynki” będzie otwarta. Najbliżej do tego miana jest natomiast chyba Łukaszowi Skorupskiemu, który choćby na EURO w meczu z Francją potwierdził, że może być godnym następcą dla Szczęsnego.
Jeśli coś może przed meczami ze Szkocją i Chorwacja szczególnie martwić, to pewnie nadal defensywa, w której kadra ma zdecydowanie najmniej jakości. Optymizmem nie napawają też problemy Jakuba Modera i Piotra Zielińskiego. Obaj w tym sezonie klubowym nie rozegrali jeszcze choćby minuty. Niewiele więcej grał też Kacper Urbański, a wydaje się, że w normalnych okolicznościach to właśnie ta trójka, sprawdzona z powodzeniem w boju podczas meczu z Francją, tworzyłaby środek pola. Wzmocniona zapewne przez czwartego do brydża Sebastiana Szymańskiego.
Ale skoro mówimy już o pewnych rysach na liniach obrony i pomocy, to musimy wspomnieć też o tym, że znów w gazie są napastnicy. Robert Lewandowski błyszczy w Barcelonie, Krzysztof Piątek w Basahsekhirze, kilka dobrych momentów po przenosinach do Midtjylland miał już Adam Buksa, a jest jeszcze przecież rzadko zawodzący w narodowych barwach Karol Świderski. Probierz ma więc komfort wyboru.

Bogusz kolejnym Urbańskim?

Probierz wysyłając powołania na najbliższe mecze postawił w dużej mierze na sprawdzone już nazwiska, ale wpuścił też do kadry trochę świeżego powietrza. Ciekawi zwłaszcza Mateusz Bogusz, w końcu zaproszony na zgrupowanie. 23-latek rozgrywa kapitalny sezon w MLS i z pewnością zasłużył na szansę w reprezentacji. A kto wie, może z miejsca okaże się równie dużą wartością jak wchodzący do kadry z buta Kacper Urbański? W obu przypadkach mówimy o chłopakach, którym piłka zdecydowanie nie przeszkadza. I właśnie takie postacie, jak najbardziej kreatywne, chcemy oglądać. Koniec z siermiężnym futbolem. Póki co jednak Bogusz znalazł się poza kadrą na mecz ze Szkocją. Trochę szkoda.
Pozostaje więc wygodnie rozsiąść się przed telewizorami i zobaczyć, czy reprezentacja Polski podąża w odpowiednim kierunku. Nadchodzące mecze ze Szkocją i Chorwacją nie dadzą pewnie jednoznacznej odpowiedzi, ale pozwolą wysnuć cenne wnioski.

Przeczytaj również