Poprzednicy Lewandowskiego. Tak szło Polakom w La Liga. "Idol fanów, magiczny hattrick z Realem Madryt"
Robert Lewandowski to pierwszy Polak w historii piłkarskiej sekcji Barcelony, ale nie pierwszy w dziejach ligi hiszpańskiej. Szlaki przetarło mu kilku piłkarzy, lecz niewielu z nich zaprezentowało się z pozytywnej strony. Pamiętacie wszystkich?
Polscy piłkarze od lat mają wyrobioną markę w Bundeslidze oraz Serie A, a w ostatnich latach coraz mocniej dają też o sobie znać w Premier League. Rośnie także biało-czerwona kolonia w Ligue 1. Zupełnie inaczej sprawa ma się w przypadku Primera Division, która jest dla Polaków niczym obcy teren.
Dlaczego? Nie ma jednego powodu. Oczywiście, La Liga słynie z piłkarzy o świetnej technice, szybkości czy kreatywności, a nie oszukujmy się - nie są to cechy utożsamiane z typowym polskim piłkarzem. W XXI wieku na hiszpańskich boiskach w najwyższej klasie rozgrywkowej wystąpiło jednak zaledwie 11 Polaków. Robert Lewandowski spróbuje teraz przełamać tę fatalną passę, a jednocześnie nawiązać do historii tych, którzy w Primera Division odnosili naprawdę spore sukcesy.
Pionierzy znad Wisły
Pierwszym Polakiem, który wystąpił w lidze hiszpańskiej, był Jan Tomaszewski. Legendarny bramkarz zawitał na Półwysep Iberyjski pod koniec kariery, kiedy w 1981 roku związał się z Herculesem Alicante. Brązowy medalista MŚ 1974 i srebrny IO 1976 wcześniej przez lata z powodzeniem strzegł bramki belgijskiego Beerschot. Wydawało się, że i w Hiszpanii odegra sporą rolę, ale ostatecznie zdołał rozegrać tam przez rok 12 spotkań.
Tomaszewski na boisku nie grał więc może pierwszych skrzypiec, ale trafił tam w dość burzliwym okresie historii. W międzyczasie w Polsce wybuchł bowiem stan wojenny. Choć sam golkiper w rozmowie z Polskim Radiem poparł wówczas decyzję generała Wojciecha Jaruzelskiego, to w Hiszpanii i tak zyskał dość ciekawy przydomek - “El Walesa de Hercules”. “Piłka Nożna” nazywała go natomiast świetnym ambasadorem naszego kraju przed zbliżającym się w Hiszpanii mundialem, na którym Tomaszewski już jednak nie wystąpił. Po sezonie spędzonym w Herculesie wrócił do ŁKS-u, w którym zakończył karierę.
W 1986 roku, czyli po kolejnych, meksykańskich MŚ, do Hiszpanii wyjechał natomiast Bogusław Kwiecień, który wówczas występował już jako Wolfgang April. Urodzony w Kluczborku zawodnik karierę rozpoczynał w miejscowym Metalu, skąd przeszedł do Stali Mielec. Dwa lata przed tym, jak zakotwiczył na Półwyspie Iberyjskim, zdecydował się na emigrację. Występował na zachodnioniemieckich boiskach, aż w końcu zasilił Sabadell. Tam spędził jednak również tylko sezon i rozegrał 547 minut w siedmiu spotkaniach. Wrócił do Niemiec, a następnie wyprowadził się do Szwajcarii, z którą związał się na resztę swojego życia.
Jednego chciał Cruijff, drugi go upokorzył
Jeszcze przed rozpoczęciem ostatniej dekady XX wieku w Primera Division pojawił się Jan Urban, przez wielu kibiców do dzisiaj uważany za najlepszego “Polaco”, który kiedykolwiek zagrał w lidze hiszpańskiej. Legendarny piłkarz Górnika Zabrze wykorzystał przemiany polityczne w Polsce i w 1989 roku, w wieku 27 lat, zdecydował się na transfer do Osasuny Pampeluna. W klubie z Nawarry łącznie spędził sześć sezonów i w 168 ligowych meczach strzelił 49 goli. Po latach poprowadził też drużynę z El Sadar jako trener, ale bez większych sukcesów.
- Zawsze wyróżniał się świetnymi umiejętnościami i strzelając bramki, stał się idolem fanów. Zapisał się w historii 30 grudnia 1990 roku, strzelając magicznego hat-tricka Realowi Madryt - taki opis umieścił przy jego nazwisku dziennik “AS”, który uwzględnił Urbana w najlepszej klubowej jedenastce opracowanej na stulecie Osasuny dwa lata temu.
Wspomniany hattrick na Estadio Santiago Bernabeu był, co ciekawe, jego pierwszym i ostatnim w karierze. Choć w pewnym momencie chciał go w Barcelonie sam Johan Cruijff, ostatecznie po odejściu z “Los Rojillos” grał jeszcze w Realu Valladolid, Toledo i niemieckim Oldenburgu, a na koniec kariery powrócił do Górnika.
Postać wspomnianego już legendarnego holenderskiego piłkarza i trenera wiąże się też z innym reprezentantem “Biało-czerwonych”, który w latach 90. błyszczał w Hiszpanii. Roman Kosecki przez sezon dzielił szatnię z Urbanem w Osasunie, ale potem przeniósł się do Atletico. I tak jak jego nieco starszy kolega miał “swój” mecz z “Królewskim”, tak “Kosa” zapisał się na kartach historii “Rojiblancos” dzięki starciu z Barceloną. Choć madrytczycy w październiku 1993 przegrywali do przerwy z “Blaugraną” już 0:3, ostatecznie w drugiej połowie zdołali z nawiązką odrobić starty, wygrali 4:3, a ówczesny kapitan reprezentacji Polski wydatnie przyczynił się do tego zwycięstwa dwoma golami i asystą.
Późniejszy gracz FC Nantes czy Montpellier, który w Hiszpanii łącznie rozegrał dla Osasuny i Atletico 83 mecze, strzelając w nich 22 gole, tak wspominał wydarzenia po meczu z “Dumą Katalonii” na kartach swojej biografii “Kosa. Niczego nie żałuję”:
“Gdy wróciłem do domu, zastałem w jadalni żonę z koleżanką. Siedziały przy świecach, a kiedy pojawiłem się w drzwiach, popatrzyły na mnie ze współczuciem.
- Co to za żałoba? Ktoś umarł?
- Nie martw się, Romek, następnym razem pójdzie wam lepiej - pocieszała mnie Jadzia.
- Nie martw się, Romek, następnym razem pójdzie wam lepiej - pocieszała mnie Jadzia.
Okazało się, że wyłączyły telewizor po pierwszej połowie, bo nie mogły dłużej patrzeć, jak Romário dziurawi naszą bramkę. Nie wiedziały więc, co wydarzyło się później. Ich strata.”
Biało-czerwone lata 90.
Turniej piłkarski rozegrany w 1992 roku na Igrzyskach Olimpijskich w Barcelonie okazał się ogromnym sukcesem reprezentacji Polski. Drużyna prowadzona przez selekcjonera Janusza Wójcika przegrała dopiero w finale z Hiszpanią i to po golu w końcowych minutach tego spotkania. Wydawać by się mogło, że po tak dobrej reklamie na Półwyspie Iberyjskim nastanie moda na zawodników “made in Poland”. Z tamtej kadry do Hiszpanii trafiło jednak ostatecznie zaledwie dwóch zawodników.
Pierwszym był Ryszard Staniek, który w Osasunie latem 1993 roku wypełnił “polską” lukę po odejściu Koseckiego. W ciągu dwóch lat na El Sadar pomocnik rozegrał 55 spotkań (w tym 19 w Primera Division), w których strzelił trzy gole. Potem wrócił do kraju i dołączył do Legii Warszawa. W sezonie 1995/1996 został drugim w historii strzelcem gola dla polskiej drużyny w fazie grupowej Ligi Mistrzów (w wygranym 3:1 starciu z Rosenborgiem).
Dużo bardziej znanym w Hiszpanii uczestnikiem IO 1992 jest z pewnością Wojciech Kowalczyk. W kadrze Wójcika był zdecydowanie najmłodszym zawodnikiem, ale na boisku i tak błyszczał, a turniej zakończył z czterema golami. Po dwóch latach powrócił na Półwysep Iberyjski, kiedy to z Legii przeszedł do Betisu. Dla “Verdiblancos” w sumie rozegrał 62 mecze i strzelił w nich 14 goli. Do dzisiaj jest pamiętany przez kibiców w Sewilli. W maju przed spotkaniem z notabene Barceloną wręczono mu okolicznościową koszulkę z numerem 672. Kowalczyk to bowiem 672. piłkarz, który zagrał dla Betisu w całej jego historii.
Lata 90. to dekada, kiedy w Hiszpanii naprawdę roiło się od polskich zawodników. Poza już wspomnianymi graczami, w Primera Division występowali również: Grzegorz Lewandowski (1 gol w 15 meczach dla Logrones), Jacek Ziober (w La Lidze 10 goli w 31 występach w Osasunie), Cezary Kucharski (2 gole w 12 spotkaniach dla Sportingu Gijon) oraz Jerzy Podbrożny (w La Lidze 2 mecze bez gola w Meridzie). Jeszcze pod koniec XX wieku do najbardziej polskiego klubu w Hiszpanii, czyli Osasuny, trafił Mirosław Trzeciak, który dopiero w swoim ostatnim sezonie mógł zagrać wraz z zespołem z El Sadar w najwyższej klasie rozgrywkowej i w ten sposób uzbierał w niej dziesięć występów.
Dwa europejskie trofea
Poza Trzeciakiem pierwsza dekada nowego stulecia nie była zbytnio udana dla polskich piłkarzy w Primera Division. Euzebiusz Smolarek rozegrał pełny sezon 2007/2008 w Racingu Santander, ale po strzeleniu czterech bramek w 34 spotkaniach odszedł do angielskiego Boltonu. Jerzy Dudek oczywiście dzielił szatnię Realu ze wspaniałymi postaciami, lecz do “Królewskich” trafił już pod koniec swojej pięknej kariery, był jedynie zmiennikiem Ikera Casillasa i łącznie przez cztery lata na Estadio Santiago Bernabeu zanotował w barwach “Los Blancos” 12 meczów we wszystkich rozgrywkach. Z kolei gdy Eugen Polanski występował w Getafe, to nie myślał jeszcze o grze w reprezentacji Polski.
Z czasem w Hiszpanii pojawiło się nieco więcej polskich zawodników, ale większości nie szło. Damien Perquis przez trzy lata łatał głównie dziury w obronie Betisu. Bartłomiej Pawłowski po debiucie w barwach Malagi w meczu z Barceloną potem zupełnie zgasł, a Dariuszowi Dudce w Levante i Cezaremu Wilkowi w Deportivo La Coruna na rozwinięcie skrzydeł nie pozwoliły problemy zdrowotne. Dużo lepiej na hiszpańskich boiskach poradzili sobie Przemysław Tytoń i Grzegorz Krychowiak. Bohater meczu z Grecją z EURO 2012 solidnie spisywał się przede wszystkim w Elche, a potem zanotował jeszcze trochę minut w Primera Division w Deportivo La Coruna. “Krycha” z kolei z Sevillą dwukrotnie sięgnął po Ligę Europy i był kluczowym elementem w drużynie Unaia Emery’ego.
Ostatni z polskich zawodników, który zagrał w Primera Division, to Damian Kądzior. Obecny skrzydłowy Piasta trafił do Hiszpanii po niezwykle udanym okresie w Dinamie Zagrzeb. W Eibarze zdołał zanotować jednak ledwie sześć epizodów ligowych i dwa w Pucharze Króla. Już po pół roku został wypożyczony do tureckiego Alanyasporu, a latem 2021 roku odszedł na zasadzie transferu definitywnego do Piasta. Poprzeczka dla Lewandowskiego za wysoko zawieszona więc nie jest.