Kluby Ekstraklasy nie uczą się na błędach. Transferowe liczby zaskakują. "Większość pokpiła sprawę"
"Wspaniale", rzucił Dawid Myśliwiec, gdy zapytano go o odczucia względem transferowej pasywności Widzewa. Szkopuł w tym, że nie jest jedynym trenerem Ekstraklasy, który może zdobyć się na podobnie ironiczny ton. Bo polskie kluby nie kupują i nie uczą się na błędach.
Jesteśmy w dniu wznowienia zmagań w Ekstraklasie, a co za tym idzie, tuż przed końcem zimowego okienka w najlepszych ligach Europy. Dyrektorzy sportowi mieli miesiąc na to, aby przygotować zespół do rywalizacji w drugiej rundzie. W większości przypadków sprawę pokpiono. Na 31 stycznia o 14:00 tylko trzy kluby dokonały więcej wzmocnień niż pożegnały piłkarzy. Na liście tej nie znajdują się jednak drużyny ze ścisłej czołówki, a Motor Lublin, Śląsk Wrocław i Piast Gliwice.
W ciągu następnych tygodni sytuacja może się jeszcze zmienić, zakupy w Ekstraklasie są możliwe do 22 lutego, ale obecna tendencja niepokoi. W wielu klubach wciąż pokutuje myślenie, że dokonanie szeregu transferów zimą to rzecz właściwie niemożliwa. Rzeczywistość pokazała jednak, że jest inaczej. I nie trzeba przy tym uciekać się do porównań z szalejącym na rynku Manchesterem City.
Halo, tu Europa
Polska zajmuje 17. miejsce w rankingu UEFA. Tuż nad nią są Dania, Szkocja i Szwajcaria, tuż pod nią Izrael, Chorwacja oraz Cypr. Spójrzmy więc, jak wygląda działalność transferowa w każdej z tych lig, dane odnośnie do liczby zawodników zostały oparte na wyliczeniach Transfermarkt.
Do Ekstraklasy trafiło łącznie 44 zawodników, nie uwzględniając powrotów z wypożyczeń. Daje to 2,44 wzmocnienia na klub. W wypadku Danii współczynnik wynosi 1,08. Dla Szkocji 3,08, dla Szwajcarii 2,16, dla Izraela 2,14, dla Chorwacji 3,6, a dla Cypru 2,43. Polska wypada więc znacznie lepiej niż Dania, Szwajcaria i Izrael, jest na tym samym poziomie co Cypr, ale ma spore zaległości względem Szkocji, a przede wszystkim Chorwacji.
Odejścia zaś rysują się następująco:
- Polska: 3,16 (-0,72 względem transferów do klubu)
- Dania: 3,25 (-2,17)
- Szkocja: 3,41 (-0,33)
- Szwajcaria: 3 (-0,84)
- Izrael: 3,14 (-1)
- Chorwacja: 4,1 (-0,5)
- Cypr: 2,92 (-0,49)
Co jednak ciekawe i nieco zaskakujące, jeśli chodzi o polskich pucharowiczów, to zupełnie nie ma powodu do wstydu.
Legia Warszawa wykupiła Ryoyę Morishitę oraz wyciągnęła Wahana Biczachcziana z Pogoni Szczecin. "Wojskowi" rozglądają się też za nowym napastnikiem, ale nic nie zostało jeszcze uzgodnione. Oczywiście, szału trudno się spodziewać. Legia szuka wzmocnień w sposób niestandardowy, a w dodatku nie chce płacić poważnych pieniędzy za kwotę odstępnego. O szczegółach pisaliśmy TUTAJ.
Jagiellonia podziałała więcej, chociaż więcej też straciła. Luki w środku pola, zwiększone po odejściu Nene i Aureliena Nguiamby, mają uzupełnić Norbert Wojtuszek oraz Leon Flach, natomiast Enzo Ebosse to transfer awaryjny. Kameruńczyk został sprowadzony wyłącznie ze względu na kontuzję Adriana Diegueza, ale ganić "Dumy Podlasia" nie będę. Zareagowała tam, gdzie zareagować musiała. Jednocześnie w temacie mistrzów Polski jest dość cicho, jeśli chodzi o kolejne ruchy.
Mamy więc cztery nowe transfery i wykupienie zawodnika po stronie ekstraklasowych pucharowiczów.
Transfery pucharowiczów z lig rywalizujących z Ekstraklasą:
- Dania: FC Midtjylland (brak transferów), FC Kopenhaga (Robert) - 1
- Szkocja: Celtic (Jota), Hearts (Sander Kartum, Jamie McCart, Michael Steinwender, Elton Kabangu), Rangers (Rafael Fernandes) - 6
- Szwajcaria: Young Boys (Rayan Raveloson, Christian Fassnacht), St. Gallen (brak transferów), Lugano (Georgios Koutsias) - 2
- Izrael: Maccabi Tel-Awiw (brak transferów) - 0
- Chorwacja: Dinamo Zagrzeb (Niko Galesić, Wilfried Kanga, Jakov-Anton Vasilj, Bartol Franjić) - 4
- Cypr: Omonia Nikozja (brak transferów), Pafos (Mislav Orsić), APOEL (Konstantinos Galanopoulos, Pieros Sotiriou, Ivan Alejo) - 4
Oczywiście, sytuacja kadrowa i pucharowa każdego z tych zespołów jest inna, dla przykładu Maccabi ma iluzoryczne szanse na awans w Lidze Europy, a St. Gallen pożegnało się z Ligą Konferencji. Chodziło jednak o zarysowanie pewnej tendencji, które pokazują, że Jagiellonia i Legia nie odstają tak mocno od swoich korespondencyjnych rywali.
Tak, nie dokonały one żadnego hitowego wzmocnienia, ale tych - wśród opisanych powyżej drużyn - też brakuje. W taki sposób możemy w gruncie rzeczy zakwalifikować jedynie Roberta, Niko Galesicia, Wilfrieda Kangę oraz Bartola Faranjicia. Nikt chyba nie sądzi jednak, że przedstawiciele Ekstraklasy są w stanie rywalizować finansowo z Dinanem Zagrzeb lub FC Kopenhagą.
Opieszałość pretendentów
Jednak europejskie puchary to jedno, a Ekstraklasa drugie. Lider rozgrywek, Lech Poznań, przyklepał dwa transfery. Sprowadzono Gisliego Thordarsona oraz wypożyczono Rasmusa Carstensena. Na papierze wszystko wygląda dobrze - mowa o prawym obrońcy i defensywnym pomocniku, a żaden zawodnik z takich pozycji szeregów "Kolejorza" nie opuścił. Niestety, problem wciąż tkwi w obsadzie roli napastnika.
Mikael Ishak to klasa sama w sobie, ale Mikael Ishak nie jest postacią niezniszczalną. Lech tymczasem pozostaje bez jakościowego zmiennika, nie mówiąc już o realnym konkurencie Szweda, Bryan Fiabema odstaje od Ekstraklasy. Filip Szymczak odszedł zaś do GKS-u Katowice, aby łapać rytm przed zbliżającym się EURO U-21. Jednocześnie, jak przekonuje Sebastian Staszewski, "Kolejorz" jeszcze nie zaklepał transferu nowego napastnika (więcej TUTAJ).
Uwagę zwraca też lewa obrona. Michał Gurugl stracił właśnie rywala w postaci Eliasa Anderssona. Innych nominalnych piłkarzy na tę pozycję w Lechu nie ma, więc trudno zaprzeczyć przestrzeni na dalsze wzmocnienia. Wątpliwe przy tym, aby poznaniacy mieli szarpnąć się na kompleksowe uzupełnianie kadry w zimowym okienku. Czy odróżnia ich to od liderów z lig, którym przyglądałem się wcześniej? Ano nie. Więcej wzmocnień dokonała tylko Rijeka, ale jej szeregi opuścił absolutnie kluczowy Niko Galesić.
Jak widać, w ligach poziomem zbliżonym do Ekstraklasy, nie ma szaleństwa. Dotyczy to nie tylko tamtejszego planktonu, ale też kolosów pokroju Celticu i FC Kopenhagi. Szkoci, owszem, rzucili dziesięcioma milionami za kultowego u siebie Jotę, ale też za więcej sprzedali Kyogo Furuhashiego.
Nie znaczy to jednak, że ogólna tendencja do oszczędzania zimą jest godna pochwały.
Przeszłość uczy, ale kogo?
Jako się rzekło - więcej zakupów niż sprzedaży zrobiły tylko Motor Lublin, Śląsk Wrocław oraz Piast Gliwice. Spora część zespołów, między innymi Legia, potraktowały zimowe okienko jako okazję do posprzątania kadry po wcześniejszych niewypałach. Szeregi "Wojskowych" opuścił nie tylko Nsame, ale też odpalono już Migouela Alfarelę oraz Marco Burcha.
Wróćmy jednak do głównego tematu. Na tapet wziąłem poprzedni sezon Ekstraklasy. Każdy z zespołów uszeregowałem w tabeli pod względem zimowych wzmocnień, a następnie zaznaczyłem, jak zmienił się bilans punktowy Wnioski trudno uznać za zaskakujące.
Sezon 2023/24:
- Ruch - 8 transferów zimą - 12 punktów w pierwszej rundzie vs 20 punktów w drugiej
- Raków - 7 - 32 punkty vs 20 punktów
- Radomiak - 7 - 23 punkty vs 15 punktów
- Śląsk - 6 - 38 punktów vs 25 punktów
- ŁKS - 5 - dziewięć punktów vs 15 punktów
- Korona - 5 - 18 punktów vs 20 punktów
- Stal - 4 - 25 punktów vs 18 punktów
- Widzew - 4 - 22 punkty vs 24 punkty
- Cracovia - 4 - 21 punktów vs 18 punktów
- Puszcza - 4 - 19 punktów vs 21 punktów
- Jagiellonia - 2 - 37 punktów vs 26 punktów
- Legia - 2 - 29 punktów vs 30 punktów
- Piast - 2 - 24 punkty vs 19 punktów
- Górnik - 1 - 23 punkty vs 30 punktów
- Warta - 1 - 19 punktów vs 18 punktów
- Lech - 0 - 32 punkty vs 21 punktów
- Pogoń - 0 - 27 punktów vs 28 punktów
- Zagłębie - 0 - 25 punktów vs 22 punkty
Swój bilans punktowy poprawiło osiem z osiemnastu zespołów. Trzy z nich dokonały więcej transferów zimowych niż ligowa średnia, która w poprzednim sezonie wyniosła 4,72. Największą różnicę punktową na plus zaliczył Ruch Chorzów, który miał na koncie największą liczby wzmocnień. Z drugiej strony drastyczny spadek formy spotkał również aktywny Śląsk Wrocław, wiosną był on słabszy o bagatela 13 "oczek".
Złoty środek wydaje się więc oczywisty - ściągać trzeba, ale ściągać trzeba z głową. Masowy zjazd przypadkowych piłkarzy nie gwarantuje absolutnie niczego, dokładnie tak jak same transfery, bo to nie wyłącznie one decydują o progresie lub regresie. Po to jednak wymyślono i obsadzono stanowiska dyrektorów sportowych, prezesów i skautów, aby takimi kwestiami się zajmowali. Oczywiście, nie jest to zadanie proste, ale kto mówił, że takie będzie? Poza tym - naprawdę można, to właśnie zimą poprzedniego roku do Ekstraklasy zawitali Rafał Gikiewicz, Mikkel Maigaard, Ryoya Morishita czy Peglow. Trzeba jednak wnikliwie szukać, zasłanianie się brakiem możliwości absolutnie niczego nie zmieni.