Polska może się uczyć. Wielka przemiana. "On spuścił ich ze smyczy"
Swego czasu miał wyciągnąć Manchester United z kryzysu, a ostatecznie wpakował go w jeszcze większe kłopoty. Na EURO 2024 reprezentacja Austrii Ralfa Rangnicka zbiera jednak pochwały zewsząd. Tych by nie było, gdyby nie ogromny postęp drużyny za kadencji 66-latka.
Ich rolę na wielkich turniejach w XXI wieku śmiało można określić mianem co najwyżej epizodycznej. Na mundialu Austriaków w tym okresie w ogóle nie było. Na mistrzostwach Europy zagrali dopiero wtedy, kiedy sami je zorganizowali oraz gdy UEFA powiększyła imprezę do 24 uczestników. “Das Team” był wielki tak naprawdę jedynie przed II wojną światową i chwilę po jej zakończeniu. Później popadł jednak w marazm, z którego teraz próbuje go wydobyć Ralf Rangnick. I trzeba przyznać, że twórca “Gegenpressingu” czyni to z sukcesami. Pod jego wodzą Austria nie tylko awansowała do fazy pucharowej, ale w dodatku dokonała tego, wygrywając uznawaną za jedną z najtrudniejszych grupę D. Prezentuje przy tym ciekawy i ofensywny futbol, który okazuje się bardzo atrakcyjny dla neutralnych kibiców i obserwatorów EURO. A jeśli do tego miałby dojść historyczny wynik na turnieju, status obecnego selekcjonera jeszcze wystrzeliłby w górę.
Musiały być tarcia
A przecież nie było pewne, czy Rangnick wraz z austriacką kadrą odzyska obecny w nim kiedyś wigor. Niemiec został selekcjonerem reprezentacji Austrii w kwietniu 2022 roku. Był już wtedy na wylocie z Manchesteru United, do którego trafił w trakcie tamtego sezonu jako tymczasowy menedżer. Jego przygoda na Old Trafford okazała się jednak kompletnym nieporozumieniem. “Czerwone Diabły” zakończyły ligę na szóstym miejscu z dorobkiem zaledwie 58 punktów. Tak mało w historii występów w Premier League jeszcze nie zdobyły.
Kiedy Rangnick publicznie narzekał na sytuację w angielskim klubie, był już pewnie trochę myślami gdzie indziej. Jego objęcie sterów w kadrze Austrii miało z jednej strony pomóc mu odzyskać narażoną na lekki szwank w związku z pracą w United reputację. Z drugiej zaś strony była to od początku ogromna szansa dla “Das Team”, który eliminacje do katarskiego mundialu zakończył w swojej grupie na dopiero czwartym miejscu, nie tylko za Danią, ale także Szkocją i Izraelem.
- To nie tylko moja opinia, ale Rangnick na Old Trafford podobno słabo radził sobie z piłkarskimi gwiazdami. Manchester United był dla niego pierwszym klubem na światowym poziomie i ewidentnie się tam sparzył. W Austrii gwiazdą światowego formatu jest tak naprawdę wyłącznie David Alaba, więc jest to łatwiejsze środowisko dla Niemca. Dodatkowo trzeba podkreślić fakt, że w reprezentacji Rangnickowi dużo łatwiej o pełnię władzy i absolutne dostosowanie piłkarzy do jego wymagań taktycznych - między innymi dlatego, że jest to system dobrze im znany. W Manchesterze taka próba musiała skończyć się ostrzejszymi tarciami - tłumaczy nam Mieszko Pugowski, ekspert od austriackiego futbolu.
Największa zmiana
Początek pracy Rangnicka z kadrą Austrii wcale nie był taki kolorowy. Jego podopieczni spadli bowiem z dywizji A Ligi Narodów. Włodarze federacji wytrzymali jednak próbę, nie zmienili selekcjonera i to się opłaciło. W eliminacjach EURO Austriacy dali się ograć tylko raz - Belgii (2:3) i z drugiego miejsca pewnie awansowali na niemiecki turniej. Była to miła odmiana po nie do końca udanej, a trwającej ponad cztery lata kadencji rodaka Rangnicka, Franco Fody, w której czasie drużynie brakowało zarówno stylu, jak i często też wyników. Rangnick dostarczył za to kibicom reprezentacji Austrii po prostu to, co wcześniej dostawali kibice Red Bulla Salzburg czy RB Lipsk. Futbol szybki, proaktywny, ofensywny, zbudowany na kontratakach i pressingu, a przy tym ekscytujący i interesujący.
- Rangnick tchnął w tę drużynę ducha i spuścił ją ze smyczy. Za kadencji Fody potencjał ofensywny był niesamowicie ograniczony. Ówczesny selekcjoner bał się jakiejkolwiek ofensywy i układał taktykę na zasadzie “zero z tyłu, a z przodu może coś wpadnie”. Teraz Austria od pierwszych sekund rzuca się przeciwnikowi do gardła, stosuje agresywny pressing, stara się ciągle atakować rywala. To jest największa zmiana, jaka dokonała się w tej kadrze - uważa Pugowski.
W grupie przełożyło się to na minimalną porażkę z Francją (0:1), po której jednak Austriacy mogli czuć dumę, że postawili się wicemistrzom świata, a także na wygrane z Polską (3:1) oraz Holandią (3:2). W tych zwycięstwach dużą rolę odegrała wspomniana wcześniej piłkarska stajnia spod znaku Red Bulla. W spotkaniu z “Oranje” wystąpiło aż siedmiu zawodników, którzy przeszli przez tę piłkarską fabrykę. A przecież kieruje nimi główny architekt stylu wypracowanego przez kluby tego konglomeratu. Zespoły z Salzburga i Lipska wciąż grają na bazie schematów wypracowanych lata temu przez Rangnicka.
- O ile kadra Marcela Kollera jest do dziś wspominana przez Austriaków całkiem ciepło, o tyle Franco Foda od praktycznie pierwszych spotkań o stawkę stał się największym problemem reprezentacji. Choć po pewnym czasie wyniki zaczęły być na jego korzyść, tak gra nigdy nie była zadowalająca dla austriackich kibiców. Myślę, że ten okres to był regres tej kadry i marnowanie jej potencjału, a nie żadna stabilizacja. Kluczem było zorientowanie się, do jakiego stylu są stworzeni kadrowicze i wykorzystanie tego faktu. I to Rangnickowi się udało - mówi nasz rozmówca.
Widzą się w finale
Kiedy okazało się, że Austria zagra w grupie z Francją i Holandią, a potem do tego zestawu dokooptowano jeszcze Polskę, w Wiedniu miny mogły być nietęgie. Rangnick od początku wydawał się być jednak pewny tego, że jego piłkarze na niemieckich boiskach mogą sprawić niejedną niespodziankę. Już wygrana grupy do takich należy, ale selekcjoner wraz ze swoją kadrą wcale nie zamierzają na tym poprzestać. Choć może hurraoptymizm panujący w Austrii po fazie grupowej jest nieco zbyt duży, to jednak biorąc pod uwagę okoliczności i turniejową drabinkę, nie można się temu dziwić.
- Pierwsze miejsce wiązało się z absolutną euforią, to oczywiste. Naród jest teraz w ekstazie, więc padają pytania w stylu “a czemu by nie dojść do finału?”. To rzecz jasna przesadzone zdania, ale trzeba przyznać, że drabinka ułożyła się fantastycznie. Najpoważniejszymi rywalami są Holandia, którą Austriacy już pokonali, a także Anglia, która, delikatnie mówiąc, nie zachwyca - mówi Pugowski.
Nie jest tak, że Rangnick wynalazł koło na nowo. Potencjał w reprezentacji Austrii był bowiem od dawna. Tamtejsze kluby szkolą na bardzo solidnym poziomie i regularnie dostarczają zawodników do choćby niemieckiej Bundesligi. Doświadczony szkoleniowiec po prostu znalazł sposób, by ten talent odpowiednio wykorzystać. A teraz zamierza go użyć do pokonania Turcji, którą w marcu rozbił już 6:1. Powtórka tamtego scenariusza, może nawet z nieco mniej okazałym wynikiem, z pewnością byłaby miłym prezentem dla trenera, który 29 czerwca obchodził 66. urodziny.
- Osobiście uważam, że jak przed turniejem stawiałem na ćwierćfinał, tak teraz to półfinał powinien być celem. Jest to wynik do osiągnięcia. Rola Rangnicka? Nie do przecenienia. To jest motywator, taktyk, dla reprezentacji Austrii wręcz geniusz. Stworzył kadrę grającą w świetny sposób, a fakt, że coraz więcej osób nieironicznie widzi “Das Team” w finale EURO, tylko to potwierdza - podsumowuje nasz rozmówca.