Policja, kobiety i dwa oblicza miasta. "Podziały widać na pierwszy rzut oka". Meczyki z Kataru
Wyjście z grupy reprezentacji Polski pozwoliło ekipie Meczyków zostać w Dausze na dłużej. Dostaliśmy w prezencie kilka meczów więcej do obejrzenia na żywo i kilka dni do przeżycia, zapamiętania i zapisania. Kontynuujemy nasz katarski dziennik.
Czwartek, 1.12
Grudzień zaczęliśmy od świętowania na smutno (Polacy są tym nieźli, prawda?). Bo z jednej strony absolutnie należy cieszyć się z awansu, a z drugiej smucić po bolesnej porażce z Argentyną, dla której stanowiliśmy tylko tło. Z Francją nie musi, ale może być lepiej. Na razie nasi rywale zwracają uwagę na dobrą formę Wojciecha Szczęsnego i na fakt, że trenujemy rzuty karne. Kto wie, może się przydadzą...
Wieczorem przyglądaliśmy się pasjonującym rozstrzygnięciom w grupach E (te trzy minuty Kostaryki...) i F (ten szokujący występ Lukaku...) i wybraliśmy na wieczorny spacer jedną z najbardziej reprezentacyjnych dzielnic Dauhy. Utwierdził on nas w przekonaniu, że mieszkańcy tego miasta budzą się do życia po zachodzie słońca. Efektownie oświecone i przystrojone barwami finalistów MŚ ulice miasta po zmroku zyskują na urodzie i wypełniają się ludźmi.
Na przedmieściach jest podobnie, jeśli chodzi o zaludnienie, ale tam nie jest już ani tak ładnie, ani czysto (śródmieście wręcz lśni czystością). Tam mieszkają gorzej sytuowani mieszkańcy Kataru - rezydenci pochodzący z zji Południowo-Wschodniej, których jest znacznie więcej niż rdzennych Katarczyków i którzy wyrabiają PKB kraju w usługach, przemyśle i handlu.
Piątek, 2.12
W Katarze do dziś istnieje nieformalny system kast. Najwyżej w hierarchii są Katarczycy schowani za przyciemnianymi szybami potężnych aut. Niżej są Europejczycy i ludzie Zachodu, w tym turyści, którzy przylecieli tu na czas mundialu. Dla nas każdy jest tu do przesady wręcz miły i pomocny. Każdy, z kim mamy kontakt, czyli ci z najniższego szczebla - Hindusi, Banglijczycy, Lankijczycy, Nepalczycy wykonujący tu wszystkie podstawowe prace.
Ten podział widać nawet wśród służb mundurowych. Oprócz podstawowej, noszącej czarne mundury, arabskiej policji, na czas mundialu stworzone też dwie dodatkowe siły porządkowe. Muzułmanie z ościennych krajów pracujący w Dausze zostali zwerbowani do pracy przy stadionach, w metrze i wszędzie, gdzie przemieszczają się kibice. Oni noszą niebiesko-czerwone stroje z napisem "World cup security force", mają broń i wyglądają dość poważnie.
W ich cieniu poruszają się wykonujący mniej odpowiedzialne prace stewardzi w czarno-czerwonych kurtkach, czapkach i butach. Wszyscy ciemnoskórzy, wszyscy pochodzący z Afryki i Azji. Ich zadaniem jest głównie pilnowanie bram, boisk treningowych, stanie w słońcu i czekanie na rozkazy. Często nie mają nawet krótkofalówek. Obie formacje są wszędzie. Można odnieść wrażenie, że jest ich więcej niż kibiców.
Obie też mocno wczuwają się w swoją rolę. W piątek głośno było o brytyjskiej dziennikarce, którą ta pierwsza formacja (nazywam ich niebiesko-czerwonymi) zmusiła do usunięcia niewygodnego nagrania spod stadionowych bramek. Przerodziło się to w większą dyskusję o dyskryminacji kobiet w Katarze.
Nie mam wieści z pierwszej ręki, bo, jak zapewne wiecie, nasza trzyosobowa ekipa jest w całości męska, ale dotychczas nie byłem jeszcze świadkiem ani złego czy przedmiotowego traktowania przyjezdnych tu kobiet. Katarki, owszem, trzymają się zwykle w przynajmniej dwuosobowych grupkach, ale też zachowują się dość swobodnie. Są uśmiechnięte, nie izolują się od turystów, czasem same inicjują rozmowę. Jak tak naprawdę wygląda ich codzienność w patriarchalnym kraju, wiedzą jednak tylko one same.
Nie trzeba się natomiast wgłębiać w meandry społecznych zależności, by zobaczyć wyraźny podział na świat kobiecy i męski w przestrzeni publicznej. Ubrani na biało mężczyźni chodzą swoimi ścieżkami, a noszące czarne stroje kobiety - swoimi. Wspomniane bramki bezpieczeństwa przed stadionami też dzielą się na część męska i damską, podobnie jak wszechobecne pokoje do modlitwy. Na czas mundialu zrezygnowano natomiast z męskich i damskich przedziałów w metrze. Kto wie, może już tak zostanie.
Sobota, 3.12
No dobrze, ale wróćmy do piłki. W piątek też emocji nie brakowało, zwłaszcza w meczu Serbii ze Szwajcarią. Obecni na stadionie 974 dziennikarze relacjonowali nazistowskie przyśpiewki Serbiów i nawoływanie do przemocy na Albańczykach. Na boisku skończyło się ich porażką (po świetnym meczu) i dużymi emocjami, ale na szczęście bez rękoczynów.
Oprócz Serbów, Niemców i Belgów, mundial opuszczają też, między innymi, Urugwajczycy, a po pierwszych meczach 1/8 finału Amerykanie i Australijczycy. Główne, turystyczne ulice Dauhy powoli się przerzedzają. Szczyt kibicowskiego najazdu już za nami. Od 3 grudnia Katar na nowo wpuszcza turystów nieposiadających biletów na mecze.
Ale bilety są też nadal dostępne. Wejściówki na wybrane spotkania fazy pucharowej można kupić nawet w dniu meczu. W sobotę poznałem sympatyczną parę - Polkę i Holendra - która mieszka w Dubaju i która bilet na mecz Holandia - Stany Zjednoczone kupiła na portalu FIFA tego samego dnia. Następnie wsiedli do samochodu i po skromnych ośmiu godzinach jazdy byli w stolicy Kataru. Gdy rozmawiałem z nimi po meczu, mieli przed sobą podróż powrotną, ale wierzyli, że w niedzielę znów będą w Dausze, jak tylko dostaną bilety na Polska - Francja. To się nazywa pasja. Ale też można ich zrozumieć. Być może to ostatni na długo występ naszej kadry w tej części świata...