Pole-position, kalendarz i handicap kadrowy. 5 powodów, dla których FC Barcelona znów zdobędzie tytuł

Pole-position, kalendarz i handicap kadrowy. 5 powodów, dla których FC Barcelona znów zdobędzie tytuł
Christian Bertrand/shutterstock.com
Paskudnie długie trzy miesiące oczekiwania na powrót La Liga wreszcie dobiegły końca. Futbol w Hiszpanii ponownie budzi się do życia, a wraz z nim wzmaga się zażarta pogoń o tytuł mistrzowski. Odwieczni boiskowi antagoniści w postaci Barcelony i Realu Madryt ponownie skrzyżują miecze w korespondencyjnej walce o najcenniejszy piłkarski skarb na Półwyspie Iberyjskim. Znaleźliśmy kilka powodów, dla których finalna koronacja znów nastąpi na Camp Nou.
Chociaż wydaje się, że katalońsko-kastylijska rywalizacja jest w ostatnich czasach niezwykle wyrównana, liczby nieco przeczą temu założeniu. O ile "Królewscy" rzeczywiście zdominowali rozgrywki na arenie europejskiej, tak "Duma Katalonii" zasługuje na miano hegemona krajowego podwórka. Spośród jedenastu ostatnich sezonów, aż osiem "Blaugrana" zakończyła na fotelu lidera. A historia przecież lubi się powtarzać.
Dalsza część tekstu pod wideo

1. Start z pole-position

Pierwszy argument przemawiający za Barceloną jest z pozoru banalny, jednak naprawdę znaczący. Wystarczy spojrzeć w tabelę, aby dostrzec, że to Katalończycy przystąpią do końcowej fazy rozgrywek z pierwszej lokaty. Jeszcze pod koniec lutego panowało przekonanie, że stawką "El Clasico" będzie tytuł mistrzowski, lecz zwycięstwo Realu na nic się zdało. W ostatniej kolejce podopieczni "Zizou" nieoczekiwanie ulegli Betisowi, czego kosztem była konieczność ponownego ustąpienia z fotelu lidera.
Przewaga dwóch oczek nie jest może ogromnym zapasem, ale historia pokazuje, że "Blaugrana" znacznie lepiej sprawdza się w roli uciekającego przed peletonem, niż goniącego za "żółtą koszulką". W sezonach 2011/12, 2013/14 i 2016/17, gdy ligę wygrywały stołeczne ekipy, Barcelona niemal cały czas stała przed koniecznością nadrobienia straty punktowej, co ostatecznie kończyło się wierutnym fiaskiem. Z kolei gdy drużyna z Camp Nou już wkroczy na szczyt, rzadko pozwala na utratę palmy pierwszeństwa, zatem "Los Blancos" będą musieli się natrudzić, aby doszło do detronizacji.

2. Powrót rekonwalescentów

A zadanie nie należy do najprostszych, biorąc pod uwagę kadrowy komfort, z którym po raz pierwszy na Camp Nou zetknie się Quique Setien. W momencie gdy Hiszpan obejmował pieczę nad "Dumą Katalonii", lista kontuzjowanych mogła przyprawiać go o ból głowy. W pewnym momencie nowy trener miał do dyspozycji zaledwie dwunastu zawodników pierwszej kadry, a w gabinetach lekarskich przebywało więcej piłkarzy niż na boiskach treningowych. Brak możliwości korzystania z usług Luisa Suareza, Arthura, Samuela Umtitiego czy Sergiego Roberto nie wpłynął drastycznie na liczbę zdobywanych punktów, ale ich powrót z pewnością ułatwi Katalończykom bój o tytuł.
Zwłaszcza zielone światło dla urugwajskiego snajpera musi napawać sympatyków Barçy optymizmem. O jakości "El Pistolero" najlepiej świadczy fakt, że pozostaje drugim najskuteczniejszym strzelcem drużyny i trzecim w całej lidze, chociaż ostatni mecz zagrał 4 stycznia.
- Suarez to nadzwyczajny zawodnik. Potrafi przez cały mecz naciskać rywali, jest aktywny, zabójczo skuteczny. Widać po nim, że czuje się dobrze i będzie dla nas ogromnym wzmocnieniem - chwalił niedawno Quique Setien. Okazja do zaprezentowania przez 33-latka swoich niebotycznych umiejętności nastąpi już w najbliższą sobotę. Może po raz kolejny Mallorca zostanie przez niego pogrążona w iście ekwilibrystycznym stylu rodem z pokazów Harry'ego Houdiniego.

3. Szeroka rotacja

Wbrew słowom wszechwiedzącego Zbigniewa Bońka włodarze La Liga postanowili zerwać z konserwatywnymi tradycjami i wprowadzić możliwość przeprowadzania pięciu zmian. Tego typu innowacja faworyzuje kluby, w których szkoleniowcy dysponują dosyć obfitą "kołderką", czyli m.in. Barcelonę. Setien nie powinien mieć problemu z obdarowaniem szansami swoich wszystkich podopiecznych.
Żonglerka składem szczególnie pozytywnie wpłynie na rywalizację w formacjach, gdzie "Barça" może się pochwalić małą klęską urodzaju. W środku pola minuty powinny rozłożyć się pomiędzy Busquetsa, de Jonga, Arthura, Rakiticia, Vidala i prawdopodobnie Roberto czy młodziutkiego Puiga. To także sprzyjająca wiadomość dla sektora defensywnego, gdzie Gerard Pique czy Jordi Alba nie będą musieli grać wszystkiego od deski do deski, jak to miało miejsce w poprzednich latach. Nadmierna eksploatacja weteranów często odbijała się w końcowej fazie sezonu, co przyczyniało się do obniżki dyspozycji i kompromitujących występów w Lidze Mistrzów.
Zmodernizowany format La Liga ułatwi Barcelonie możliwość utrzymania całej kadry w rytmie meczowym, ale bez jednoczesnego narażenia graczy na nadmierne obciążenie. Oczywiście wszystkie drużyny mogą skorzystać ze zwiększonej liczby zmian, jednak mało która ekipa ma na ławce zawodników pokroju Samuela Umtitiego, Ivana Rakiticia, Arturo Vidala czy Ansu Fatiego. Świeżość największych gwiazd powinna utorować "Blaugranie" drogę do tytułu.

4. Sprzyjający terminarz

Zwłaszcza jeśli spojrzymy na kalendarz nadchodzących spotkań, który raczej nie obfituje w karkołomne wyzwania. Największą przeszkodą powinien być wyjazd na Estadio Ramon Sanchez Pizjuan, ponieważ pozostałych rywali z górnej połówki to Barcelona ugości na Camp Nou. Dla porównania, "Królewskich" czekają dwa niewygodne wizyty w Kraju Basków, kolejno na Estadio Anoeta i San Mames, gdzie Real Sociedad i Athletic rzadko gubią punkty.
Z kolei "Blaugrana" rozegra derby z Espanyolem oraz hitowe starcie przeciwko Atletico na własnym boisku. I chociaż ze względów bezpieczeństwa zniknie atut w postaci dopingu kibiców, Camp Nou samo w sobie stanowi spore ułatwienie dla gospodarzy. Wynika to z wymiarów murawy, które są największe w lidze oraz całej Europie. Zielony dywan w barcelońskiej świątyni mierzy aż 105 x 68 metrów, a np. boisko na Estadio Ipurua już tylko 103 x 65.
Tego typu niuanse wywierają ogromny wpływ na przebieg spotkań. Styl gry oparty na posiadaniu piłki, sumiennej konstrukcji akcji i wertykalności wymaga znacznych połaci terenu. Dość powiedzieć, że na Camp Nou Setien poprowadził "Barçę" do kompletu zwycięstw. Jeśli liderzy nie stracą punktów z niżej notowanymi zespołami na wyjazdach, ich domowe spotkania powinny być jedynie formalnością.

5. Leo Messi

Ostatni powód brzmi prozaicznie, jednak chyba najbardziej skłania ku przekonaniu, że mistrzostwo zostanie obronione. Posiadanie Leo Messiego jest jak możliwość skorzystania z karabinu maszynowego w konfrontacji z rywalami, którzy dzierżą co najwyżej broń białą.
Argentyńczyk to jednoosobowa instytucja, od lat utrzymująca Barcelonę na krajowym szczycie. Mimo zdobycia aż dziesięciu mistrzostw, głód "Atomowej Pchły" nie maleje. Wystarczy przytoczyć, że kapitan Barçy jest najlepszym strzelcem La Liga (19 trafień), najskuteczniejszym asystentem (12 otwierających podań) oraz przewodzi w liczbie udanych dryblingów z przewagą ponad 50 wygranych pojedynków nad drugim w zestawieniu Ocamposem. Na Półwyspie Iberyjskim Messi jest bezkonkurencyjny, rywalizuje właściwie sam ze sobą i uprzednio ustanowionymi rekordami. Jego kolejne kosmiczne występy tylko przybliżają Barcelonę do powiększenia mistrzowskiego dorobku.
Sześciokrotny zdobywca Złotej Piłki za kilkanaście dni skończy 33 lata, ale nie widać po nim jakichkolwiek oznak obniżki formy czy kryzysu wieku średniego. "La Pulga" był, jest i na 99% będzie największym zagrożeniem dla wszystkich rywali. Przywilej posiadania gracza na takim poziomie zwiększa szansę na sukces całej drużyny. Messi to Barcelona, a Barcelona to Messi.
Leo odpowiada zarówno za kreację, jak i wykończenie większości akcji, ale naturalnie nawet on potrzebuje choćby minimalnego wsparcia. Zrównoważona rywalizacja w środku pola oraz powrót tercetu Griezmann-Suarez-Messi to fundamenty projektu, którego celem jest zdobycie 27. skalpu w dziejach La Liga. Czas pokaże czy po końcowym gwizdku w ostatniej kolejce media będą mogły w nomenklaturze tenisowej wyrzec: Gem, Set(ien), Mecz.
Korzystniejsza okazja na poprowadzenie zespołu do ligowego triumfu już się 61-latkowi nie przydarzy. Barcelona ma wszystkie atuty w garści. I są spore szansę, że po raz trzeci z rzędu na Camp Nou tubalnie rozbrzmi ponadczasowy utwór "We Are the Champions".
Mateusz Jankowski

Przeczytaj również