Polak miał być królem strzelców, a przepadł. "Niewiele wnosi poza jednym"
Jego pierwszy sezon poza Polską zapowiadał się rewelacyjnie. Niestety, z każdym kolejnym miesiącem pozycja Szymona Włodarczyka w Sturmie Graz słabła. Ostatnio młodzieżowy reprezentant Polski nie wchodzi nawet z ławki.
- W Grazu umieją wyskautować i szybko rozwinąć utalentowanych napastników, ale po nieudanej wiośnie w Zabrzu (tylko dwa gole w 2023 roku, oba z karnych) można było mieć obawy, jak przebiegnie adaptacja Szymona Włodarczyka za granicą. Na razie przebiega jednak wzorowo - tak pisaliśmy o wejściu Polaka do Sturmu na początku sierpnia (tekst można przeczytać TUTAJ).
20-latek najpierw ustrzelił hat-tricka i dołożył asystę w wygranym 7:2 meczu 1. rundy Pucharu Austrii z czwartoligowcem SAK Klagenfurt. Zdobył też jednak dwie bramki z mocniejszymi rywalami - Austrią Wiedeń i LASK-iem Linz - w dwóch pierwszych kolejkach austriackiej Bundesligi.
- Myślę, że spokojnie powalczyć o koronę króla strzelców, choć nie będzie to łatwe wyzwanie. Zdziwię się, jeśli strzeli w tym sezonie mniej niż 10-15 bramek - mówił nam wtedy ekspert od piłki austriackiej, Mieszko Pugowski. Dzisiaj ten drugi cel wydaje się mało realny. Pierwszy to mrzonka.
Piąty w hierarchii
- Niestety, jak na napastnika, którego głównym atutem miało być strzelanie bramek, to Szymon był za mało regularny. Poza wygrywaniem główek nie wnosi za dużo do gry. Ma problemy z ustawianiem, koledzy go nie znajdują. A jak już ma stuprocentowe sytuacje, to ich nie wykorzystuje - tłumaczy dzisiaj, prawie dziewięć miesięcy później, Pugowski.
Po tych dwóch pierwszych kolejkach były napastnik Górnika Zabrze dołożył jeszcze dublet z Blau Weiss Linz pod koniec sierpnia, gola z karnego z Rakowem w październiku i honorowe trafienie w przegranym 1:3 meczu z LASK-iem. Od tamtej pory się zablokował. Co gorsza, na początku grudnia na dobre stracił miejsce w składzie.
- Razem z nim do klubu trafił utalentowany Seedy Jatta, który bardzo dobrze zaczął, ale potem złapał kilka groźniejszych kontuzji. W zimie dołączył Mika Biereth i zupełnie odstawił Włodarczyka na boczny tor - nie dość, że strzela dużo, to jeszcze daje coś ekstra. Od pewnego momentu Szymon już nawet nie jest zmiennikiem Bieretha. Zamiast niego wchodzi wspomniany Jatta albo 18-letni talent, Amady Camara - tak opisuje sytuację nasz rozmówca.
Biereth to rówieśnik Włodarczyka, młodzieżowy reprezentant Danii. Do Sturmu został wypożyczony w styczniu z Arsenalu i zaliczył prawdziwe wejście smoka. Strzelił trzy gole w czterech meczach Ligi Konferencji, do tego już wyrównał dorobek Polaka w lidze, choć potrzebował do tego dziesięciu, a nie 18 meczów. Jest szybszy i silniejszy od Polaka, bardziej angażuje się też w rozegranie. Zdecydowanie bardziej przypomina Rasmusa Hojlunda, który grał w Sturmie do 2022 roku.
Drużyna Christiana Ilzera notuje dobrą serię, przegrała tylko jeden z ostatnich 14 meczów i jak równy z równym walczy o mistrzostwo z Red Bullem Salzburg. Niestety, z coraz mniejszą rolą Polaka. Ten w wyjściowym składzie nie zagrał od 25 listopada, a w ostatnich pięciu meczach tylko raz wszedł z ławki na pół godziny.
Niejasna przyszłość
- Nie ma chyba żadnych wypowiedzi trenera na jego temat, media za dużo też nie spekulują. Ja jestem lekko pesymistycznie nastawiony do jego przyszłości, ale niektórzy kibice uważają, że w przyszłym sezonie, przy kilku odejściach - Biereth, może Boving, może ktoś na wypożyczenie pójdzie - a może nawet przy zmianie trenera, Szymon dostanie szansę - tłumaczy Pugowski.
Kontrakt Polaka obowiązuje aż do 2027 roku. Na razie wiosna jest dla niego jeszcze trudniejsza niż w zeszłym sezonie, gdy po świetnej jesieni w Górniku, w rundzie rewanżowej Ekstraklasy dołożył tylko dwa gole, oba z karnych. Ale wtedy przynajmniej grał.
- To nie był niski transfer dla Sturmu. Wygląda na to, że trener mu ufa. A ja wiem, że Szymek jest takim zawodnikiem, że jak będzie przebywał na boisku, to będzie zdobywał bramki - mówił nam w sierpniu jego ojciec Piotr Włodarczyk.
Cóż, na razie się nie sprawdziło.