Połączył Metallicę z Mozartem. Z tenisem żegna się największy maestro. "To on zdefiniował dyscyplinę"
Roger Federer ogłosił, że pokazowy turniej Laver Cup będzie ostatnim w jego karierze. "Kocham tenis i nigdy go nie zostawię" - napisał w pożegnalnym oświadczeniu. W następny weekend z kortami pożegna się ikona tego sportu.
Federer zakończy zatem karierę z dwudziestoma wygranymi turniejami Wielkiego Szlema. Nie dogoni ani nie przegoni zatem ani Rafaela Nadala, ani Novaka Djokovicia. Dla wielu będzie jednak najwybitniejszym w historii, bo jego zasługi i ogólnoświatowe docenienie wychodzą daleko poza tenis. Był uwielbiany na całym świecie, do tego stopnia, że kiedy w 2012 roku grał w londyńskiej hali O2 przeciwko Andy’emu Murrayowi, to mógł liczyć na większe wsparcie z trybun niż Brytyjczyk. Na treningi Federera zawsze zjawiały się tłumy.
- Uwielbiałam go oglądać. Dla mnie był ucieleśnieniem starej szkoły tenisa w czasach, gdy w grze zaczynało się koncentrować na sile i dwuręcznym backhandach - powiedziała na łamach "The Telegraph" Judy Murray, matka Andy’ego. I mimo że to forehend był jego dominującym uderzeniem, to jednak bekhend stanowił coś wyjątkowego. W czasach gdy zdecydowana większość zawodników odrzucała już ten sposób gry, każdy, kto próbował grać jednoręcznie był porównywany do Szwajcara. To właśnie na tej podstawie Grigora Dimitrowa nazywano "baby Federer".
Wokół Federera unosiła się aura wyjątkowości. Wielu tenisistów z touru, gdy po raz pierwszy pojawiali się w głównej drabince wielkoszlemowej, chciało sobie z nim zrobić zdjęcie, zdobyć autograf. Szwajcar, i absolutnie nie należy tego traktować jako zarzut, był nieco bardziej zdystansowany niż np. Rafael Nadal, który podczas turniejów miał znacznie więcej kontaktu z "przeciętnym" zawodnikiem.
Fedal
Hiszpan to jednak przede wszystkim punkt odniesienia dla Federera. Przez lata tworzyli rywalizację nazywaną "Fedal", która wzniosła ten sport na zupełnie inny poziom. Ich mecze interesowały nie tylko zaangażowanych w kibiców, ale też wielu ludzi, dla których było to zjawisko społeczne. W zawodowych turniejach lącznie zagrali ze sobą aż czterdzieści razy, co ciekawe nigdy w US Open, a lepszy bilans, 24:16, ma Nadal. Najbardziej zapamiętany pojedynek to finał Wimbledonu 2008, który do teraz bardzo często nazywany jest najlepszym meczem w historii tenisa. Zakończoną niemal po zmroku rywalizację wygrał Hiszpan, ale poziom na jakim zagrali, emocje jakich dostarczyli, to wszystko sprawiło, że tak naprawdę największym wygranym był cały tenis. Nakręcono zresztą o tym meczu świetny dokument - "Strokes of genius", gdzie obaj opowiadają o tym spotkaniu z własnej perspektywy. Wspaniały był też triumf Federera nad Nadalem w Australian Open 2017, kiedy wrócił po wielu problemach zdrowotnych i po latach znów sięgnął po wielkoszlemowy tytuł. - Mialem nadzieję, że ten dzień nigdy nie nadejdzie. To smutny dzień nie tylko dla mnie, ale dla całego sportu - skomentował informację o odejściu Federera na emeryturę Nadal.
Po raz pierwszy zagrali w 2004 roku w Miami, gdzie wygrał Nadal, a wszystko spięli piękną klamrą na londyńskiej trawie piętnaście lat poźniej, gdy zwyciężył Federer. To właśnie Wimbledon 2019 był turniejem, który na zawsze też pozostanie w pamięci kibiców Szwajcara. I będą do wspomnienia bardzo bolesne. Po raz ostatni miał realną szansę sięgnąć po wielkoszlemowy tytuł, miał dwie piłki meczowe przy własnym serwisie z Novakiem Djokoviciem, ale ostatecznie to Serb uniósł puchar za zwycięstwo.
Z Djokoviciem zagrał nawet więcej razy, bo aż pięćdziesiąt. Wiele z tych pojedynków również stało na kosmicznym poziomie sportowym, ale emocjonalnie nigdy kibice tenisa aż tak bardzo się w nie nie zaangażowali.
Londyńska trawa
To wimbledońskie korty przy Church Road były dla niego wyjątkowym miejscem. To tam wygrał turniej juniorów, to tam pokonał w 2001 roku Pete’a Samprasa i pokazał całemu światu, że nastolatek z Bazylei na dobre wchodzi do gry. Ze wszystkich turniejów wielkoszlemowych, to w Londynie triumfował najczęściej, bo aż osiem razy. Miał też wybitną serię, pięciu z rzędu triumfów w US Open.
Łącznie wygrał 103 tytuły, 1251 meczów, a w sezonie 2006 zaliczył być może najwybitniejszy rok w historii dyscypliny - 92 wygrane i tylko 5 porażek. W Halle, gdzie triumfował wielokrotnie dorobił się nawet ulicy własnego imienia. Federera i jego wpływu na tenis nie można jednak zamykać w liczbach. Są pewne rzeczy niemierzalne i do nich na pewno można zaliczyć ekscytację tym, jak grał w tenisa. Dla wielu był wzorem z Sevres, jego gracja, elegancja i wybitna technika stanowiły niedościgniony wzór. Amerykański pisarz, David Foster Wallace, określił jego mecze jako połączenie koncertów Mozarta i Metallici.
Poza kortem był też człowiekiem, który stronił od skandali i kontrowersji. Jedynie na początku kariery miał kłopoty z opanowaniem emocji, łamał rakiety, ale na dość wczesnym etapie potrafił to zmienić i się znacznie uspokoić. Od lat związany jest z żoną Mirką, której wyrozumiałość i wsparcie sprawiło, że mógł przedłużyć karierę. Wyjątkowym momentem, co sam podkreśla w pożegnalnym liście, było możliwość gry, gdy w boksie siedziały jego dzieci.
Ostatni mecz z Hurkaczem
Pożegnalnie z tenisem było nieuniknione, bo od wielu miesięcy zmagał się z kontuzją kolana przez co musiał przekładać swój powrót. Nie chciał też zapewne wracać byle tylko wrócić, bo musiał mieć w pamięci, jak zakończył się jego ostatni pojedynek. Właśnie na kortach Wimbledonu w trzech setach, w tym 6:0 w ostatnim, pokonał go Hubert Hurkacz, który też na zawsze pozostanie w historii jako ten, z którym maestro rozegrał ostatni wielkoszlemowy pojedynek.
Jeszcze w lipcu, podczas obchodów stulecia kortu centralnego Wimbledonu, gdy został przywitany potężną owacją mówił, że ma nadzieję wrócić, bo bardzo tęskni za obecnością na tym obiekcie. Okazało się jednak, że sprawy zdrowotne mu na to nie pozwolą. Pożegna się z zawodowym tenisem w wieku 41 lat, ale można być pewnym - co sam też zapowiada - że będzie go można oglądać w wielu pokazowych pojedynkach. Chętnych do oglądania nie zabraknie pewnie nigdy, bo dla wielu jeszcze bardzo długo tenis będzie się równał Federer. To on w XXI wieku zdefiniował tę dyscyplinę.