Polacy, uczcie się od Czechów! W Pradze tworzą gwiazdy Premier League, biją gigantów i mają swojego Kloppa
Czechy raczej nie są kojarzone z futbolem na wysokim poziomie. A jednak to właśnie za naszą południową granicą rozwija się ambitny projekt, który już namieszał w Europie. Slavia Praga potrafi pokonać gigantów, tworzy gwiazdy i zarabia krocie na transferach. Wiele klubów mogłoby się uczyć od zespołu znad pięknej Wełtawy.
W minioną niedzielę minęło dokładnie 392 dni od ostatniej porażki prażan w rozgrywkach ligowych. Slavia znajduje się w ścisłym gronie sześciu europejskich drużyn, które wciąż nie zaznały w tym sezonie smaku przegranej na krajowym podwórku. Czeski hegemon ruszył też na podbój Starego Kontynentu. Pokonał już Leicester, Rangersów, a dziś zawodnicy z Pragi zagrają z Arsenalem w ćwierćfinale Ligi Europy. I wcale nie są na straconej pozycji.
This is Slavia!
Jeden z przydomków czeskiego zespołu brzmi “Sešivani” - “Zezszywani”. I faktycznie, w 2015 r. udało się zszyć drużynę z poszarpanych kawałków kruchego materiału. Slavia znajdowała się na skraju przepaści, klub tonął w długach, a zarząd był tak niekompetentny, że mógłby sobie podać rękę ze świtą Josepa Marii Bartomeu. Popełniono zbyt wiele czeskich błędów. Wtedy podjęto niezwykle ryzykowną decyzję o sprzedaży zespołu chińskiemu koncernowi energetycznemu CEFC. Na szczęście oddanie drużyny w azjatyckie ręce nie skończyło się tragikomedią, jak choćby w przypadku Valencii. Wręcz przeciwnie. Wraz ze zmianą władz Slavia odżyła.
Postanowiono wprowadzić tam w życie model biznesowy oparty na historii z filmu “Moneyball”. Podstawą polityki transferowej miały być atrakcyjne ekonomicznie transfery, które na pierwszy rzut oka mogą dziwić, ale w dłuższej perspektywie zapewnią niezbędną jakość. Odżyła także akademia Slavii, zwiększono liczbę grup wiekowych, aby przygarnąć jak najwięcej młodych adeptów. Jonathan Davies, jeden z trenerów juniorów Slavii, regularnie wrzuca na Twittera urywki fragmentów zajęć z dzieciakami. Widać, że fundamentem treningu jest gra piłką, pojedynki 1 na 1, rozwijanie kreatywności, budowa pewności siebie. W Czechach żaden młody zawodnik nie usłyszy od szkoleniowca: “Graj bezpiecznie! Uspokój! Chcesz się popisywać, to idź do cyrku!”. Niektóre nacje mogłyby wziąć przykład.
Kto na Pragie?
Slavia zaczęła szkolić gwiazdy oraz przeczesywać rynek w poszukiwaniu nieoszlifowanych perełek. Posadę dyrektora sportowego objął Jan Nezmar, który jest uznany za największego specjalistę czeskiego rynku. Bilans transferowy zespołu potwierdza słuszność i wysokie kompetencje włodarzy klubu. W tym sezonie Slavia zarobiła na transferach prawie 20 mln euro. W poprzednim wyszła 18,5 mln na plus. A to wszystko przy ciągłym podnoszeniu poziomu sportowego.
Prawie 25 mln zarobiono jedynie na sprzedaży do West Hamu Vladimira Coufala i Tomasa Soucka. Tego pierwszego sprowadzono za 700 tys., drugi był wychowankiem Slavii. Efektywne poczynania środkowego pomocnika “Młotów” potwierdzają, jak znakomicie Slavii wychodzi szlifowanie młodych piłkarzy. W tym sezonie Soucek jest jedną z rewelacji Premier League. Ma na koncie więcej bramek od Sadio Mane czy Gabriela Jesusa, chociaż występuje w centrum boiska. Media podają, że West Ham już interesuje się kolejnym zawodnikiem Slavii, Abdallahem Simą. Senegalczyk kosztował zespół z Pragi ledwo 100 tys. euro. Wypatrzono go w piątej lidze francuskiej. W ostatnim czasie zwiększył swoją wartość rynkową o 8000%. Więcej o nim przeczytacie TUTAJ. https://www.meczyki.pl/newsy/nowy-sadio-mane-ktory-przybyl-znikad-odrzucili-go-w-szostej-lidze-teraz-moze-trafic-do-premier-league/161110-n
Chińscy właściciele uratowali klub przed upadkiem, ale później drużynę stworzono, a nie kupiono. Zawodnik z zagranicy musi się naprawdę wyróżnić, aby zapracować na kontrakt. I w większości przypadków nawet zaciąg spoza Czech przynosi oczekiwane efekty. Chociaż trzon i fundament drużyny nieprzerwanie stanowią rodzimi piłkarze.
Z czeskim Kloppem u sterów
Sukcesu pojedynczych graczy nie byłoby oczywiście bez odpowiedniego trenera. To historia rodem z niskobudżetowych filmów motywacyjnych, która jednak wydarzyła się naprawdę. Jindrich Trpisovsky jeszcze kilka lat temu pracował w trzeciej lidze. Dorabiał jako kelner, bo inaczej nie byłby w stanie się utrzymywać. Ale każdą wolną chwilę spędzał na śledzeniu poczynań drużyn prowadzonych przez najlepszych trenerów. W jednym z wywiadów przyznał, że mógłby nadal poświęcać na pracę szkoleniowca godzinę, dwie na dobę. Odbębnić trening i iść do domu. Ale doszedł tu, gdzie jest, bo żył futbolem przez minimum piętnaście godzin dziennie. Notował, uczył się, chłonął wiedzę. W końcu dostał się do czeskiego mainstreamu.
Gdy Trpisovsky trafił do Slavii, prasa szybko nadała mu przydomek: “Czeski Klopp”. Zarost, czapeczka baseballowa, luźny styl ubioru, ale przede wszystkim ustawienie drużyny w skrajnie ofensywny sposób - oto znaki rozpoznawcze 45-latka. Szkoleniowiec wyznaje zasadę, że skoro rywal jest lepszy technicznie, to trzeba go zabiegać, zamęczyć.
- Uwielbia futbol ofensywny, bardzo aktywny, agresywny. Kładzie ogromny nacisk na pressing, chce, żeby zawodnicy podchodzili wysoko do rywala. Oglądanie jego drużyn jest po prostu przyjemne - tłumaczył dziennikarz Yon Pulkrabek w rozmowie z oficjalną stronę Leicester City, gdy Slavia niedawno mierzyła się z “Lisami”.
- W 80. minucie spojrzałem w statystyki. Barcelona przebiegła 97 kilometrów, Slavia 109. 12 km różnicy. Nigdy nie widziałem takiej przepaści na tym poziomie - analizował Arsene Wenger na antenie “Sky Sports”, kiedy to Czesi rywalizowali z “Dumą Katalonii” w Champions League. Bo o jakości Slavii najwięcej mówią właśnie pojedynki z najlepszymi.
Underdogi kąsają najmocniej
W sezonie 2017/18 Slavia zdobyła pierwsze krajowe mistrzostwo od ponad dekady. “Czerwono-Biali” uzyskali tym samym awans do Ligi Europy. Po wyjściu z grupy i pokonaniu Genk w 1/16 finału, na drodze podopiecznych Jindricha Trpisovskiego stanęła Sevilla, najlepszy zespół w historii tych rozgrywek. Nawet największy czeski optymista nie postawiłby złamanej korony na Slavię. Ale to Sevilla została zdetronizowana. Po remisie 2:2 na Estadio Ramon Sanchez Pizjuan prażanie wygrali u siebie 4:3.
W kolejnej fazie ulegli Chelsea, ale nie różnicą pięciu czy sześciu bramek, a 3:5 w dwumeczu. Maurizio Sarri przyznał wówczas, że Slavia była jednym z najtrudniejszych rywali londyńczyków w tym sezonie. Po kilku miesiącach Czesi wrócili na arenę europejską i to w sposób jeszcze bardziej prestiżowy. Tym razem uzyskali awans do Ligi Mistrzów, gdzie los znów ich nie oszczędził. Internet podbiła reakcja klubowego delegata prażan, który nie wytrzymał ze śmiechu po tym, jak jego drużyna trafiła do grupy z Interem, Borussią Dortmund i Barceloną.
I chociaż Czesi zgodnie z zapowiedzią zajęli ostatnie miejsce w grupie, to napsuli rywalom wiele krwi. Z Stadio Giuseppe Meazza i Camp Nou wywieźli remisy. Zatrzymali passę Barcelony, która przez ponad dwa lata strzelała przynajmniej jednego gola w każdym domowym spotkaniu Ligi Mistrzów. U siebie Slavia przegrała z Katalończykami 1:2, jednak pozostawiła po sobie znakomite wrażenie. Oddała więcej strzałów plus - jak celnie zauważył Arsene Wenger - przebiegła kilkanaście kilometrów więcej. I to wszystko z Peterem Olayinką w ataku, a nie Leo Messim i Luisem Suarezem.
W tym sezonie typowano, że Slavia - pozbawiona Soucka i Coufala - nawet nie wyjdzie z grupy Ligi Europy. Ale zespół Trpisovskiego bez większych problemów awansował do fazy pucharowej, gdzie odprawił już z kwitkiem faworyzowane Leicester oraz Rangers. W dwumeczu z mistrzem Czech to “Lisy” oddały mniej strzałów. Zaś dla podopiecznych Stevena Gerrarda ze Szkocji przegrana ze Slavią była pierwszą porażką w sezonie. W idealny sposób wyczyn “Sešivanich” skomentował jeden z ich piłkarzy, Ondrej Lingr.
Slavia pokazuje, że można rzucić wyzwanie hegemonom, będąc drużyną z mniej renomowanej ligi. Trzeba tylko nie załamywać rąk, każdego eurocenta oglądać dwa razy, zanim zostanie on wydany na zawodnika z zagranicy, a do tego skupić się na skautingu, przeczesywaniu rodzimego rynku. Zawodnik nie musi pochodzić z przedmieść Madrytu czy Rio de Janeiro, żeby potrafić grać w piłkę, czego Tomas Soucek jest idealnym przykładem.
Mentalność Slavii pozwala jej wierzyć w sukces z każdym rywalem. Gdy mistrz Polski kompromitował się z Omonią Nikozja i Karabachem, mistrz Czech walczył jak równy z równym z Barceloną i Chelsea. Dla nas, Polaków, sukcesem była obecność Lecha Poznań w fazie grupowej, gdzie “Kolejorz” awansował, żeby do takiej Lizbony czy Glasgow jechać po jak najniższy wymiar kary. Tymczasem Slavia złożona z prawie samych Czechów pokonała tych samych Rangersów. A po sprzedaży najlepszego pomocnika drużyna nie zleciała do środka tabeli ligowej, lecz pędzi po kolejny tytuł mistrzowski.
W słynnej piosence Jozin z Bazin pożerał prażan. Dziś to prażanie ostrzą zęby przed rywalizacją z Arsenalem. Pamiętajcie: “To je ku**a sen”. I Slavia Praga nie zamierza się z niego jeszcze budzić.