Pół miliarda euro w sześć lat. Ten klub jest wzorem. Ma jednak duży problem
Są prawdziwą kuźnią talentów. Wielu ich wychowanków później stanowi o sile najlepszych drużyn w Europie. Stade Rennais potrafi przy tym zarobić naprawdę konkretne pieniądze. Tyle że ta wyjątkowo skuteczna polityka kadrowa nie przynosi Bretończykom najważniejszego, czyli sukcesów.
Ligue 1 już od wielu lat jawi się jako liga, w której wylęgają się przyszłe gwiazdy światowego futbolu. Francuskie kluby są znane ze świetnego szkolenia młodzieży, co ma swoje odzwierciedlenie w wynikach osiąganych przez poszczególne kategorie wiekowe reprezentacji “Trójkolorowych”. Nie inaczej jest w Stade Rennais. Klub z Bretanii znalazł jednak sposób, jak połączyć świetnie prosperującą akademię oraz skuteczny skauting. Tak oto stworzył się model, który tylko w ostatnich sześciu latach przyniósł mu zysk w wysokości ponad pół miliarda euro.
Kolejne wielkie transfery młodych talentów oczywiście dają klubowi sporo korzyści. Fundusze pozyskane z ich sprzedaży są w dużym stopniu reinwestowane. Rennes dzięki takiej strategii już od dłuższego czasu traktowane jest jako jako zespół o potencjale na czołowe miejsca w Ligue 1. Ale chociaż poniżej pewnego poziomu raczej nie spada, wciąż nie jest też w stanie na stałe zagościć w czołowej piątce francuskiej piłki. I paradoksalnie to właśnie ta aż za dobra sytuacja może mieć wpływ na taki stan rzeczy.
Najlepsi w rankingach
526 milionów euro - tyle w przybliżeniu zarobiło Rennes na transferach wychodzących z klubu w ostatnich sześciu latach. To kwota astronomiczna, nie tylko na tle ligowych rywali, ale nawet większości europejskich zespołów. Dla porównania, w analogicznym okresie Paris Saint-Germain, a więc zdecydowanie największy gracz na francuskim rynku, zainkasował z tytułu sprzedaży swoich zawodników “tylko” 408 milionów, a do kas klubowych wszystkich przedstawicieli Ligue 1 trafiło łącznie 4,2 miliarda euro, co oznacza, że zysk Rennes w tym czasie stanowi blisko 10 procent całej ligi! To dość zaskakująca statystyka, która pokazuje, jak duża moda zrobiła się na graczy występujących w zespole z Bretanii.
- Rennes na pewno pomogła renoma związana z wprowadzaniem wychowanków, ale również duże znaczenie miało ściąganie do klubu ciekawych zawodników i potem puszczanie ich dalej w świat. Dzięki temu piłkarze zobaczyli, że Rennes jest dobrym miejscem na rozpoczęcie konkretnej europejskiej kariery. Można się tam wypromować, pokazać szerszej publiczności i pójść dalej, do jeszcze większych klubów - mówi nam Bartek Gabryś, ekspert ds. francuskiej piłki.
Stade Rennais dobrych piłkarzy wydawało na świat już wcześniej. Przecież to z tego klubu na szerokie wody wypłynęli na przełomie wieków tacy gracze jak Sylvain Wiltord, Mikael Silvestre czy nieco później Petr Cech. Wśród 20 najdrożej sprzedanych przez Rennes zawodników aż 16 piłkarzy jest jednak z ostatnich pięciu lat. Na tej liście są między innymi Eduardo Camavinga, Mathys Tel czy Desire Doue, a więc wychowankowie. Stade Rennais może pochwalić się jedną z najlepszych akademii w całej Francji, a jego pozycja w futbolu młodzieżowym powoduje, że wiele młodych talentów, również z innych krajów, bardzo chce dołączyć do struktur klubu.
- Francuska Federacja regularnie publikuje rankingi najlepszych akademii piłkarskich w kraju. Rennes już od kilku lat zajmuje w tych zestawieniach czołowe miejsca - wraz z Paris Saint-Germain i Lyonem. Przykłady świetnych sprzedaży, jak właśnie Camavinga, Tel czy teraz Doue, tylko nakręcają markę klubu z Bretanii jako świetnego sprzedawcy młodych talentów - opowiada natomiast w rozmowie z nami Michał Bojanowski, autor youtubowego kanału Bojanowski o Ligue 1.
Są sprzedaże, są inwestycje
W przyszłości w przypadku niektórych klubów mieliśmy do czynienia z falą młodych talentów czy wybitną generacją piłkarzy, która później zapewniała danemu zespołowi rekordowe zyski. W przypadku Rennes wydaje się, że od kilku lat to “źródełko” z piłkarskimi talentami wcale się nie kończy. Jeśli klub nie jest w stanie wypuścić w świat kolejnego wychowanka, zarabia krocie na sprzedaży piłkarza, którego wcześniej sam ściągnął i ukształtował na poziomie seniorskim. W kolejce czekają już kolejni piłkarze, którzy w niedługim czasie powinni stać się bohaterami następnym wielomilionowych transferów. Wśród nich prym wiedzie mający już za sobą debiut w reprezentacji Francji Adrien Truffert.
- Truffert, utalentowany lewy obrońca i wychowanek klubu, wydaje się być numerem jeden. Następni? W tym okienku do zespołu dołączyła grupa młodych i zdolnych piłkarzy jak Albert Gronbaek, Carlos Andres Gomez, Jordan James czy Henrik Meister, więc zobaczymy, jak potoczą się ich losy w Rennes. Jeśli chodzi o dalszą przyszłość, w tym przypadku moim typem jest zawodnik sprowadzony tego lata - Abdelhamid Ait Boudlal. To świetnie rokujący stoper i wychowanek marokańskiej akademii króla Mohammeda VI - podobnie jak Nayef Aguerd, którego transfer przyniósł Bretończykom konkretny zarobek - wymienia Gabryś.
Sprzedaż w niedalekiej przyszłości tych piłkarzy, podobnie jak wcześniej transfery wspomnianych już Camavingi, Tela czy w obecnym oknie Doue, umożliwiają klubowym władzom podtrzymanie zespołu na godnym poziomie. Klub bowiem nie tylko coraz więcej zarabia na transferach, ale siłą rzeczy przeznacza również niewyobrażalne wcześniej sumy na wzmocnienia. Dość powiedzieć, że 18 z 20 największych transferów w historii Stade Rennais zostało dokonanych na przestrzeni ostatnich pięciu lat, a tylko tego lata wydano na nowych piłkarzy blisko 60 milionów euro. Zresztą zaraz ta kwota może jeszcze wzrosnąć.
- To prawda, że chociaż Rennes sprzedaje wielu zawodników, od pewnego momentu również bardzo dużo inwestuje. Obok PSG i Marsylii to klub, który w minionych sezonach wydał najwięcej na nowych zawodników. Dodatkowo właścicielem jest miliarder Francois-Henri Pinault, który mimo braku większego zaangażowania w życie Stade Rennais, zapewnia zespołowi finansowy spokój - zauważa Bojanowski.
Stabilizacja to za mało
I to ta sielanka powoduje, że choć Stade Rennais świetnie prosperuje na rynku transferowym, nie przekłada tego na kolejne sukcesy. Owszem, w XXI wieku bretoński klub tylko cztery raz kończył sezon w ligowej tabeli poza pierwszą dziesiątką. W minionych sześciu sezonach jedynie raz nie znalazł się w czołowej szóstce. Rennes jest klubem bardzo solidnym, który poniżej pewnego poziomu raczej nie spada. Brakuje mu jednak potwierdzenia tego w postaci tytułów, ligowego podium czy wyraźnego zaznaczenia swojej obecności w europejskich pucharach.
- Co rusz wypływają nowe talenty z klubowej akademii, a do tego są też ciekawe transfery przychodzące i to daje razem możliwość zmontowania dobrej drużyny. Natomiast moim zdaniem Rennes powinno jednak osiągnąć inny poziom stabilizacji. Drużyna z tak ogromnymi środkami powinna co roku grać o awans do Ligi Mistrzów. Tymczasem z tym jest różnie, a ostatni sezon pod tym kątem zakończył się katastrofą i brakiem kwalifikacji do rozgrywek europejskich. Stabilizacja w szeroko pojętej czołówce jest ok, ale ten klub musi mierzyć wyżej - uważa Gabryś.
Wspomniany wcześniej Pinault rządzi klubem już od ponad ćwierćwiecza. To nie tylko lokalny biznesmen, ale również jeden z najbogatszych ludzi na całym świecie, który jest właścicielem między innymi Yves Saint Laurent. Dzięki miliarderowi na Roazhon Park tak naprawdę nie ma się o co martwić. Być może jednak takie cieplarniane warunki nie do końca pomagają w osiąganiu sukcesów. A tych w okresie Pinaulta u władzy jest jak na lekarstwo - w ostatnim czasie zespół sięgnął jedynie po Puchar Francji w sezonie 2018/19.
- Do tego w całej swojej historii Stade Rennais w Lidze Mistrzów zagrało tylko raz. Ostatnie lata pokazują, że mimo wielkich inwestycji i stabilizacji, klub nie jest w stanie ustabilizować swojej pozycji w ligowym TOP5. Wydaje mi się, że wpływ ma na to paradoksalnie to, że w Rennes jest po prostu zbyt wygodnie. Dobre kontrakty, przyjemne miasto do życia i niewielka presja wyniku ze strony władz i kibiców. Po prostu dobrze im za plecami takich marek jak PSG, OM czy Monaco - podsumowuje Bojanowski.