Plac budowy i mnóstwo niepewności. Najgorsza defensywa reprezentacji Polski od 10 lat

Reprezentacja Polski jest wielkim placem budowy na tydzień przed pierwszym meczem EURO 2020. W spotkaniu o przedturniejowe nastroje kadra zdecydowanie nie napompowała balona oczekiwań. Wypadła blado i choć takie sparingi nauczyły nie wyciągać zbyt głębokich wniosków, to jednak patrząc całościowo na pierwsze półrocze Paulo Sousy, chciałbym mieć więcej pewności, że to za chwilę odpali. Szczególnie martwi defensywa, która spisuje się najgorzej od dziesięciu lat.
Selekcjoner był jedną z najciekawszych postaci podczas zgrupowania w Opalenicy. Jego konferencje prasowe ożywiały senne dwa tygodnie wokół reprezentacji, która jak nigdy przed wielkim turniejem miała mnóstwo spokoju - to efekt COVID-owych obostrzeń.
Plan na razie na papierze
Podczas spotkań z dziennikarzami Portugalczyk mówił dużo i konkretnie o swoim planie na grę reprezentacji. Wiemy, że mamy grać odważnie, z wysoko ustawioną linią obrony, mobilnymi stoperami gotowymi do rozegrania piłki. Mamy naciskać bliżej bramki rywala, co naturalnie zmniejsza do niej dystans a oddala zagrożenie od naszego pola karnego. Selekcjoner chciałby też szybszej wymiany podań. Podejmowania odważnych decyzji przy rozegraniu.
Brzmi to wszystko fantastycznie i nowocześnie, ale niewiele z tych zapowiedzi zostało do tej pory wdrożonych w życie. Widząc z bliska reakcje przy linii bocznej samego selekcjonera, on chyba myśli podobnie, bo wręcz alergicznie reagował na niezgodne z jego założeniami wybory rozegrania przez stoperów.
Po pięciu meczach tego roku, po twardym resecie wykonanym w styczniu przez Zbigniewa Bońka, nie mam poczucia, że został poczyniony jakiś przełomowy krok przed EURO. Zmieniliśmy ustawienie, mamy kilka nowych twarzy, próby pozbycia się dawnych naleciałości. Jednak dobre chęci jeszcze nikomu nie zrobiły wyniku i tak jest również w przypadku reprezentacji Polski.
Obrona, którą ławo naruszyć
W 2021 roku wygraliśmy jedynie z Andorą. Również jedynie z Andorą nie straciliśmy gola. Grę defensywy identyfikuję jako największy problem zespołu przed EURO i pisałem o tym już po spotkaniu z Rosją. Bardzo łatwo doprowadzamy do sytuacji zapalnych. Jesteśmy wrażliwi na stałe fragmenty gry i dośrodkowania, a to właśnie na tych elementach swoją siłę w ofensywie opiera Słowacja czy Szwecja. Jeśli wpuścimy ich blisko pola karnego, może być nieprzyjemnie.
Sousa w ani jednym meczu nie wystawił takiej samej linii obrony. Nie wystawił nawet tej samej pary stoperów. Defensywa to gigantyczny plac budowy i na dziś trudno odczytać, dlaczego selekcjoner nie chciał podjąć próby jej scementowania. Oczywiście dzieje się to na zamkniętych sesjach treningowych, gdzie kadra ćwiczy warianty personalne pod konkretnego rywala. Takiego, z którym będzie mogła zagrać odważniej i takiego, który będzie wymagał większej uwagi czy głębi w ustawieniu. Praktyka meczowa jest jednak czymś zupełnie innym niż zajęcia w swoim gronie.
Reprezentacja Polski straciła osiem goli w pięciu meczach. To najmniej szczelna obrona od ponad dekady, gdy w 2010 roku, za kadencji Franciszka Smudy, w maratonie meczów towarzyskich traciliśmy średnio 1,7 gola na mecz.
Żeby porównać podobny okres, przed EURO 2016 Biało-Czerwoni także rozegrali pięć spotkań. Stracili w nich cztery gole. Wtedy obrona była naszą najsilniejszą bronią. Dwa lata później, gdy Adam Nawałka chciał zmienić ustawienie przed mundialem Polska rozegrała cztery spotkania i dała sobie strzelić pięć goli. W Rosji posypaliśmy się jak domek z kart.
Po remisie z Islandią, na ostatniej prostej przed turniejem, reprezentacja zostawia kibiców z dużym bagażem niepewności. Serce nakazuje myśleć, że to wszystko może się jeszcze pięknie zazębić. Bo przez oszczędzanie zawodników nie zagraliśmy w optymalnym składzie czy być może chowamy najmocniejsze karty na Sankt Petersburg. Rozum podpowiada jednak, że Paulo Sousie mogło zabraknąć czasu i po prostu mamy jeszcze dużo do poprawy.