Piłkarze Legii Warszawa zirytowani działaniem władz klubu. "Nikt nic nie wie. Nie wiadomo na czym stoimy"
Nie wiadomo, kto poprowadzi w przyszłym sezonie Legię Warszawa. Drużyna ze stolicy nie wie, na czym stoi. W zespole jest też żal o niewłaściwe traktowanie Aleksandara Vukovicia przez władze klubu. - Tu nie ma żadnej komunikacji. Zero - mówią w Warszawie.
Legia Warszawa notuje najgorszy sezon od 30 lat, gdy zajęła 10. miejsce w Ekstraklasie. Jednocześnie niemal na pewno po raz pierwszy od 12 lat "Wojskowych" nie zobaczymy w europejskich pucharach. Jak wygląda sytuacja w drużynie przed meczem z wciąż walczącą o mistrzostwo Pogonią? Co dalej z trenerem? Jakie są plany na ostatnie kolejki?
Cały czas pod prądem
Legia po porażce z Piastem ma 13 punktów straty do zajmującej czwarte miejsce, dające grę w eliminacjach Ligi Konferencji, Lechii Gdańsk. Nawet więc najwięksi optymiści muszą pogodzić się z myślą, że przyszły sezon warszawianie spędzą walcząc jedynie na krajowym podwórku.
W drużynie nie zamierzają jednak zwieszać głów. Tym bardziej, że podstawowy cel, jaki został postawiony zimą przez zarząd nie został zrealizowany.
- Zrobiliśmy już bardzo dużo, ale matematycznie wciąż istnieje prawdopodobieństwo, że spadniemy - mówią w Książenicach.
A puchary? W klubie po cichu liczono, że może uda się wślizgnąć do Europy poprzez Puchar Polski, ale należy pamiętać, że jednocześnie odeszły dwie wiodące postacie ofensywy: Mahir Emreli i przede wszystkim Luquinhas. No i w półfinale "Wojskowi" nie dali sobie rady z Rakowem. Oczywiście biorąc pod uwagę postawę Legii wiosną (bilans 6-3-2) nie sposób spodziewać się, by nagle doszło do załamania formy i serii porażek skutkujących degradacją.
- Musimy zrealizować cel. Do tego konieczne jest utrzymanie drużyny pod prądem. Nie możemy pozwolić na to, by wkradło się rozprężenie. Chcemy wygrać wszystkie mecze, jakie nam pozostały i pokazać się z dobrej strony - mówią nam w sztabie.
Panuje przy tym przekonanie, że zawodnicy, a przynajmniej ich zdecydowana większość, stoją po stronie trenerów i odpowiednia motywacja nie będzie problemem. Przed meczem w Szczecinie kłopotem jest z kolei sytuacja kadrowa. Z powodu kontuzji nie może bowiem zagrać Mattias Johansson, jedyny nominalny prawy obrońca. W jego miejsce czteroosobowego bloku obronnego naturalnie mógłby wejść Artur Jędrzejczyk, który poradzi sobie na każdej pozycji w defensywie, ale w spotkaniu przeciwko Piastowi Gliwice obejrzał ósmą żółtą kartkę w tym sezonie Ekstraklasy i czeka go pauza. O ile na lewej obronie, gdzie ostatnio występował "Jędza", będzie mógł zagrać Yuri Ribeiro, o tyle obsada prawej strony bloku pozostaje niewiadomą. Jak donosi portal “legionisci.com”, należy spodziewać, że na tej pozycji wystąpi rekonwalescent Paweł Wszołek.
"Zero komunikacji"
O ile wiara szkoleniowców w piłkarzy wydaje się niezachwiana, o tyle działania władz klubu mogą być demotywujące. Wciąż bowiem oficjalnie nie wiadomo, kto poprowadzi Legię w przyszłym sezonie.
Wszystko wskazuje na to, że będzie to Kosta Runjaić, ale z naszych informacji wynika, że nie jest to pewne. Rozmowy się toczą. Co jednak gorsze, nikt z zarządzających klubem nie poinformował jeszcze Aleksandara Vukovicia i zawodników, co wydarzy się latem. W drużynie są rozczarowani takim rozwojem sytuacji. Uważają, że dużo lepiej sprawa została rozwiązana w Szczecinie, gdzie ze sporym wyprzedzeniem poinformowano o planach na przyszłość. W Warszawie nie było żadnych rozmów z Vukoviciem, a kontakt trenera z prezesem Dariuszem Mioduskim urwał się po tym, jak w prasie pojawiły się przecieki o przejściu Runjaicia do Legii.
- Tu nie ma żadnej komunikacji, nic, zero. Nie wiadomo na czym stoimy, nikt nic nie wie. "Vuko", mimo urazów do Mioduskiego i Kucharskiego, podjął się misji ratowania zespołu, pędzącego do I ligi, na który nikt w klubie nie miał pomysłu. Udało mu się i choćby przez to tylko zasłużył, by ktoś z nim porozmawiał i wprost powiedział, że nie będzie tu pracował w przyszłym sezonie, a nie musiał się domyślać na podstawie pewnych ruchów i doniesień prasowych - w Książenicach nie kryją rozgoryczenia.
Czy Vuković był jednym z kandydatów?
Po porażce z Piastem Vuković przed kamerami “Canal+” ogłosił, że nie zostanie w Legii.
- Moja przyszłość jest jasna. Kończę pracę w Legii ostatniego dnia obecnego sezonu. Generalnie dziwię się, że ktoś jest zdziwiony, że jest inaczej. Mówiłem wcześniej i było to powszechnie wiadome, że będę do końca sezonu. Nie było tematu, że będą rozważany na dłużej, że będą na to szanse - stwierdził trener.
Czy rzeczywiście? Gdy z klubu odszedł Radosław Kucharski, a jego miejsce w fotelu dyrektora sportowego zajął Jacek Zieliński, pozostający w dobrych relacjach z Vukoviciem, z którym zna się od ponad 20 lat, wydawało się, że serbski szkoleniowiec ma szanse pozostać przy Łazienkowskiej na dłużej. Tym bardziej, że Zieliński publicznie opowiadał, że jest jednym z kandydatów.
Temat nie został jednak nigdy poruszony, nie doszło do rozmów w tym zakresie. Szybko, bo jeszcze w lutym, okazało się, że nawet jeśli Vuković był brany pod uwagę, to wszystko podporządkowane jest zatrudnieniu Runjaicia. Serb zaś jeszcze w grudniu sugerował, że podpisał jedynie półroczny kontrakt i jego zadanie to uratowanie Legii przed spadkiem, a po jego wykonaniu odejdzie. Według naszych informacji jednak nie wykluczał wówczas przedłużenia umowy, dostrzegał szansę na porozumienie się z Zielińskim. Po kilku miesiącach pracy, gdy wyprowadził drużynę na prostą, poukładał ją, zmienił zdanie, na co niewątpliwie miała wpływ postawa przełożonych.
Sprawa Boruca
Kilka tygodni temu opisywaliśmy TUTAJ, jak wygląda sytuacja Artura Boruca. Do dziś nic się nie zmieniło - Boruc nie tylko nie gra w wyjściowym składzie, ale i nie zasiada na ławce rezerwowych. Co ważne - między trenerem, a zawodnikiem nie doszło do spięcia.
- Artur przyjął wyjaśnienia "Aco", że potrzebuje bramkarzy będących w treningu - twierdzą w Legii.
Pojawiły się przy tym nowe doniesienia, że po spotkaniu w Poznaniu, na którym pojawił się w sektorze gości wraz z kibicami Legii, przedstawił zwolnienie lekarskie i nie trenował kilka dni, a potem samowolnie wyjechał na weekend.
Jak ustaliliśmy, Boruc rzeczywiście był chory i stąd jego przerwa w treningach. Natomiast wolny weekend przed świętami otrzymał od trenera Vukovicia, który uznał, że nietrenujący piłkarz nie przyda mu się w kadrze na mecz z Piastem. W przestrzeni medialnej pojawił się też temat pożegnania bramkarza, który wraz z końcem sezonu odejdzie z klubu i prawdopodobnie zakończy piłkarską karierę.
Mówiło się o jego występie przeciwko Cracovii, w ostatniej kolejce, ale sprawa nie jest przesądzona.
- Żadnego meczu nie chcemy potraktować, jak sparingu - w sztabie szkoleniowym bardzo poważnie podchodzą do kolejnych spotkań. Jednocześnie wiadomo, że Vuković bardzo docenia dokonania Boruca i jego status wśród kibiców Legii. W jakiś sposób zostanie więc z pewnością pożegnany, ale na dziś jeszcze nie wiadomo jak.
Szansa dla młodzieży?
W Warszawie wiele spekuluje się na temat wystawienia młodzieży w ostatnich meczach sezonu, tak by mogła się ograć, nabrać doświadczenia przed następnymi rozgrywkami. Kandydatów jest kilku. Mówi się o znanych już z ligowych boisk Szymonie Włodarczyku, Kacprze Skibickim, ale w ostatnim czasie największe emocje, a przy tym nadzieje kibiców, zdaje się wzbudzać Igor Strzałek. 18-latek obiecująco wypadł w sparingu z Dynamem Kijów, a potem strzelił trzy gole w meczu drużyny rezerw. Nastroje starał się chłodzić szkoleniowiec Legii.
- Jestem fanem talentu Igora Strzałka. Do niedawna ten piłkarz nie grał w drugiej drużynie, a teraz trenuje z pierwszym zespołem. Został wykonany bardzo duży krok w jego - jak na razie - przygodzie. Dla tak młodego chłopaka jest to olbrzymi skok. Liczę na naturalny rozwój tego chłopaka. W przyszłości Legia będzie miała z niego dużą pociechę. Na tę chwilę nie można jednak z Igora robić kogoś, kto ma nam zdecydowanie pomóc w meczach ligowych. To nie jest jeszcze ten moment, ale jestem pewny, że on nadejdzie w przyszłości - powiedział Vuković na konferencji przed spotkaniem z Piastem.
Z naszych ustaleń wynika, że młody skrzydłowy być może dostanie kilka minut jeszcze w tym sezonie, ale to nic pewnego.
- Musi ciężko pracować, a my ocenić, czy jeszcze nie jest dla niego za wcześnie. Czekają nas przecież trudne mecze, z doświadczonymi ligowcami. Łatwo powiedzieć, że trzeba dać mu grać, tak jak równie łatwo spalić chłopaka - mówią w Legii.
Podkreślają przy tym, że młodzież dostanie swoje szanse, o ile na nie zapracuje. Vuković znany jest ze swej sprawiedliwości i próżno spodziewać się, by to miało się zmienić. Tak jak ciężko wypatrzyć w składzie zawodników, którzy wyróżniają się na tyle, by uznać, że na któregoś z nich warto postawić.