Piłkarz, który się nie starzeje. 48-latek zachwyca w II lidze. Jest legendą znanego klubu

To prawdziwy weteran brytyjskich boisk. Lee Trundle nigdy nie dobił się do Premier League, ale szczebel niżej reprezentował Swansea czy Bristol City. Dziś ma 48 lat i nie dość, że wciąż gra w piłkę, to jeszcze walczy o awans do walijskiej ekstraklasy. Na jej zapleczu jest jednym z najlepszych piłkarzy całych rozgrywek.
Piłkarska długowieczność w jego przypadku wykracza poza wszelkie ramy. Lee Trundle urodził się w październiku 1976 roku, a więc jest rówieśnikiem takich postaci jak Ronaldo Nazario, Clarence Seedorf, Francesco Totti, Michael Ballack, Ruud van Nistelrooy czy Patrick Kluivert. Gdy jednak oni od dawien dawna są już na piłkarskiej emeryturze i spełniają się w innych rolach, 48-latek wciąż gra. I to jak!
Efektowny i efektywny
Do świata futbolu wchodził jeszcze w latach 90. Początkowo występował w barwach niewielkich angielskich klubów, ale w końcu wpadł w oko przedstawicielom walijskiego Rhyl, rywalizującego wtedy w najwyższej klasie rozgrywkowej. Tam nie zmarnował swojej szansy. Grał nie tylko widowiskowo, co szybko stało się jego znakiem rozpoznawczym, ale też wyjątkowo skutecznie. W 18 meczach strzelił 15 goli.
Świetna dyspozycja napastnika urodzonego w Liverpoolu nie uszła uwadze przedstawicieli Wrexham. Czwartoligowiec z Anglii wyłożył na stół 50 tysięcy funtów, ale zyskał nową gwiazdę. Trundle czarował na murawie, strzelał kolejne gole, a w drugim, i ostatnim jak się potem okazało sezonie, pomógł drużynie awansować do League One.
Już wtedy Anglik mógł wskoczyć na trzeci poziom rozgrywkowy, ale dość nieoczekiwanie złamał serca kibiców Wrexham i parafował umowę ze Swansea. Został więc w League Two, gdzie wciąż zachwycał formą. Przez pierwsze dwa sezony w samej lidze strzelił aż 39 goli, a potem kapitalną dyspozycję utrzymał też po awansie szczebel wyżej. Był nie tylko wyjątkowo skuteczny, ale na brytyjskie murawy pełne fizycznej gry wprowadzał też odrobinę polotu. A to zagrał piętą, a to założył rywalowi “dziurkę”. Kompilacje z próbkami jego umiejętności już kilkanaście lat temu krążyły po dopiero zyskującym popularność serwisie YouTube.
Film “Lee Trundle Magic Man” do dziś wykręcił prawie pół miliona odsłon. A mowa przecież o piłkarzu, który większość kariery spędził w niższych ligach angielskich.

Nie było z nim nudy
Trundle futbolu nie brał zbyt poważnie, co z jednej strony było jego atutem, z drugiej zaś przekleństwem.
- Zawsze wierzyłem w swoje umiejętności i wiedziałem, że w pewnym sensie to ja powstrzymuję się od bycia profesjonalnym piłkarzem. Chodziło o to, jak się starałem. Nie sądzę, żeby moje umiejętności kiedykolwiek były kwestionowane. Był taki czas, kiedy byłem w Chorley, kiedy poszedłem na testy do Preston. Zagrałem w meczu rezerw i strzeliłem dwa gole. David Moyes był wtedy asystentem menedżera. Odwiózł mnie do mojego domu w Liverpoolu i powiedział, że mają dzień wolny, ale czy mógłbym w czwartek wsiąść do pociągu? Po prostu się nie pojawiłem. Były takie głupie rzeczy. Zrobiłem to kilku klubom – Crewe, Charlton - tłumaczył po latach.
W Swansea stał się legendą. Jako piłkarz “Łabędzi” nie doczekał czasów, gdy zespół powrócił do Premier League, ale fani z Liberty Stadium doskonale pamiętają, kto pomógł ich drużynie najpierw w awansie do League One, a potem Championship. Przez cztery lata Trundle strzelił aż 86 goli, a potem zjawił się jeszcze na krótkim wypożyczeniu, gdy Swansea grało już na zapleczu angielskiej ekstraklasy.
Czasami jego indywidualizm i krnąbrny charakter dawały o sobie znać w dość nietypowych sytuacjach. Jak wówczas, gdy po wygranym meczu, w którym strzelił gola, założył koszulkę z podobizną kibica Swansea oddającego mocz na trykot Cardiff City, czyli pokonanego wtedy rywala. Swoje “show” wzbogacił jeszcze trzymając walijską flagę z napisem Fuck off Cardiff. Konsekwencji nie uniknął. Został zawieszony, musiał zapłacić grzywnę. Czy się tym przejął? Bardzo wątpliwe. Lubił, gdy znów było o nim głośno.
Transfer dla kasy i krok od Premier League
Ze Swansea odszedł do Bristol City. Jak sam podkreśla - dla pieniędzy. Karierę zawodową zaczął wyjątkowo późno, bo w wieku 24 lat. Gdy więc pojawiła się w końcu nieco bardziej lukratywna oferta, nie chciał jej odrzucać.
- Jeśli mam być szczery, to był bardziej ruch finansowy niż piłkarski. Byłem szczęśliwy w Swansea. Nie chciałem odchodzić, ale potem pojawiła się ta okazja, gdy miałem 31 lat i ktoś był skłonny zapłacić za mnie milion funtów. Dla mnie, gdy patrzę wstecz na moją karierę, to ogromne osiągnięcie i coś, z czego jestem dumny - tłumaczył.
Był wówczas najbliżej dużego futbolu. Co prawda w Championship debiutował już wcześniej jako gracz Swansea, ale to w barwach Bristolu zadomowił się tam i rozegrał 57 meczów. Wystąpił nawet w barażach o awans do Premier League, w półfinale strzelając arcyważnego gola przeciwko Crystal Palace. Marzenia zabrał mu dopiero ostatni, decydujący mecz. W nim minimalnie lepsze okazało się Hull City.
Tamten pociąg odjechał bezpowrotnie. Nigdy później Trundle nie zameldował się już w angielskiej elicie. Jej zaplecza zresztą też nie podbił, bo choć w Bristol grał regularnie, to zatracił niegdyś kapitalną skuteczność. W 62 meczach strzelił tylko osiem goli. Jeszcze gorzej szło mu potem na krótkim wypożyczeniu do Leeds.
Trundle odżył trochę po powrocie do Walii, bo w 2010 roku, gdy definitywnie pożegnał się już z Bristol City, dołączył do tamtejszego ekstraklasowicza - Neath. W pierwszym sezonie strzelił 18 goli, w drugim dziewięć, dorzucając też 11 asyst. Co ciekawe, zaliczył wówczas jedyne w swojej karierze występy w europejskich pucharach, a raczej ich eliminacjach. Norweskie Aalesund było w dwumeczu wyraźnie lepsze (1:4, 0:2), natomiast Trundle w pierwszej odsłonie rywalizacji strzelił gola na 1:0. I to bezpośrednio z rzutu wolnego.
Szokujący powrót z emerytury
Gdy po odejściu z Neath nie wyszło mu w Preston, Chester i Marine FC, zawiesił buty na kołku. Miał 37 lat. Grał już tylko rekreacyjnie z przyjaciółmi. Nieoczekiwany zwrot akcji nastąpił trzy lata później. Do Trundle’a odezwał się kumpel z Llaneli FC, półprofesjonalnego klubu w Walii. Zapytał, czy były napastnik Swansea chciałby dołączyć do zespołu. Czy w ogóle czuje się jeszcze na siłach. A Trundle, jak to on, odparł bez ogródek - będę najlepszym graczem w lidze.
Jak powiedział, tak zrobił. W 30 meczach strzelił 51 goli, a Llaneli nie przegrało przez cały sezon. Jako 40-latek wrócił z emerytury i zaczął rozstawiać rywali po kątach. Co jednak najlepsze, dziś wciąż to robi. Już w innych barwach, bo przez ostatnie lata kilka razy zmieniał kluby. Chociaż w październiku będzie świętował - uwaga - 49. urodziny, regularnie występuje na drugim szczeblu rozgrywkowym w Walii. Gra dla Trefelin BGC, które po 23 kolejkach zajmuje czwarte miejsce.
W 22 meczach obecnej kampanii Trundle strzelił 18 goli. Jest trzecim najskuteczniejszym zawodnikiem rozgrywek. Śmiało może mieć chrapkę na tytuł króla strzelców, bo lider klasyfikacji, młodszy od niego o 22 lata, ma na koncie 19 bramek. Jest to więc dystans jak najbardziej do zniwelowania.
Trundle pisze historię nie z tej ziemi. Owszem, znajdzie się na świecie kilku starszych od niego, którzy też grają jeszcze w piłkę na znośnym poziomie, ale zazwyczaj są to przypadki weteranów odcinających już trochę kupony, głównie grzejących ławkę. Najbardziej znany z nich, Kazuyoshi Miura, mający już 57 lat, to od dłuższego czasu bardziej produkt marketingowy. W rzeczywistości Japończyk rzadko wychodzi na murawę. Trundle natomiast gra co kilka dni po 90 minut i strzela gola za golem! Nie w jakiejś okręgówce, tylko odpowiedniku polskiej pierwszej ligi. Niebywałe.