Pił, zdradzał, imprezował. A w City pobili dla niego rekord. Skończyło się fatalnie

Pił, zdradzał, imprezował. A w City pobili dla niego rekord. Skończyło się fatalnie
screen youtube
Patryk - Idasiak
Patryk Idasiak27 May · 15:05
Joao Alves de Assis Silva, czyli Jo, w 2008 r. kosztował Manchester City 19 mln funtów, co było rekordem transferowym klubu. Brazylijczyk dał się jednak zapamiętać z tego, że do rana balował, uzależnił się od alkoholu i czuć było od niego na treningach wczorajszymi imprezami.
Napastnik Jo mógł zdziałać więcej, szczególnie w Europie, lecz nie potrafił przetrawić gorszych momentów. Kiedy tylko się one pojawiały, sięgał po alkohol. To się powtarzało przez lata. Osiągnął jednak kilka sukcesów.
Dalsza część tekstu pod wideo

Kolega Janczyka

W latach 2005-2006 w CSKA Moskwa upodobali sobie stawianie na Brazylijczyków. Tym najbardziej znanym przez lata był Vagner Love, ale na przestrzeni dwóch lat do CSKA dołączyli także Daniel Carvalho, Dudu Cearense oraz właśnie Jo. W moskiewskim klubie trafił na nich Dawid Janczyk, który niewiele wspomina o nich w autobiografii, ale krótkie fragmenty się pojawiają. Polak przyznał, że Dudu cały czas pił, a Vagner Love organizował w mieszkaniu suto zakrapiane imprezy, na których pojawiali się Brazylijczycy. Jo akurat był tym, z którym polski napastnik zamienił kilka zdań, lecz możemy się tylko domyślać, jak te dukane rozmowy wyglądały. Vagnera za to Janczyk szczerze nie cierpiał i uważał go za przerośniętego gwiazdorka.
Jo w sezonie 2005/06 na dzień dobry zapakował 20 goli we wszystkich rozgrywkach w Rosji. W 2006/07 trafił z kolei 17 razy. W tamtejszej lidze grało się wtedy rocznym systemem wiosna-jesień, który zmieniony został dopiero w sezonie 2011/12. To sprawiło, że nieco mylne mogą być statystyki. Manchester City sięgnął w letnim okienku transferowym 2008 po faceta, który raptem... zdobył trzy bramki w ośmiu meczach. Właśnie dlatego, że w Rosji obowiązywał inny system rozgrywek. Natomiast Jo strzelił w sumie 44 gole dla CSKA i zapracował na przenosiny do Premier League. Dawid Janczyk liczył, że to zagwarantuje mu miejsce w podstawowej jedenastce, ale się przeliczył. To jednak temat nie na tę opowieść.

Niewypał

Klubowy rekord transferowy kompletnie nie potrafił się w Anglii odnaleźć. W pierwszym sezonie Jo strzelił zaledwie trzy gole. Przypomnijmy - napastnik za 19 milionów funtów, o którego podpis Manchester walczył z Valencią. W nowym klubie Brazylijczyk spotkał później rodaków - Elano oraz Robinho, a mimo to kompletnie nie potrafił się zaadaptować, choć w wieku 21 lat zapowiadał się na brazylijską gwiazdę piłki. Trener Mark Hughes wprost nie mógł uwierzyć, że udało się ten transfer dopiąć i nazwał go nawet "prawdziwą rewolucją". Warto podkreślić, że nie był to zakup szejków, bo wydarzył się miesiąc przed przejęciem przez nich klubu.
Ile Jo miał udanych miesięcy? Jeden. Wrzesień. Zaliczył wtedy asystę w ligowym debiucie z Sunderlandem, strzelił dwa gole Omonii Nikozja w Pucharze UEFA oraz miał bramkę i asystę w wygranym aż 6:0 spotkaniu z Portsmouth. To wszystko po powrocie z igrzysk olimpijskich w Pekinie, które wcale go nie wybiły z rytmu.
I to by było na tyle. Z Manchesteru pierwszy raz odszedł po pół roku, bo nie dojeżdżał fizycznie. Został wręcz wciśnięty Evertonowi, niczym niedziałający odkurzacz, na który nie obowiązuje już gwarancja. "The Toffees" też chcieli ten sam odkurzacz, ale wcześniej, latem. To trochę paradoks, że grający fizyczny futbol David Moyes chciał w klubie faceta, który do takiej walki się w ogóle nie nadawał, ale... tam niespodziewanie się sprawdził. Przynajmniej wiosną, gdy strzelił pięć goli - w tym dwa dublety - i rozegrał dwa razy większą liczbę minut niż w City.

Wkurzył Moyesa

Jo się jednak nie wysypiał, wracał późno do domu, nie trzymał diety i miał gigantyczne problemy z uzależnieniem od alkoholu. Nic dziwnego, że człapał po boisku, skoro potrafił balować do 4:00 czy 5:00 nad ranem. Na drugi dzień po prostu nie miał siły. Na treningach prezentował się żałośnie, dlatego po transferze do Anglii już w październiku stracił miejsce w składzie Manchesteru City, a i w Evertonie motywacji starczyło mu na pół roku. Zanotował udaną wiosnę 2008/09, ale już w kolejnym sezonie za wiele nie pograł, raptem 500 minut w lidze, gdzie ani razu nie trafił do siatki. Everton mógł go kupić po sezonie, lecz już po rundzie jesiennej David Moyes nie chciał go widzieć i skrócił wypożyczenie, oddając z powrotem do City.
Dlaczego? Napastnik pojechał do domu do Brazylii na święta. Nie rozumiał, że w Anglii gra się w Boxing Day i jest to najbardziej intensywny okres w sezonie. - Odszedł w bardzo pracowitym dla nas momencie. Teraz dopiero wrócił, ale pozostawił nas z małą liczbą zawodników, więc w tej chwili jest za to zawieszony. Jestem rozczarowany. Lubimy Jo, był naprawdę dobrym chłopakiem i cieszyliśmy się, że go mamy z zespole. Ale musi panować w klubie jakaś dyscyplina - żalił się Moyes. Brazylijczyk u niego więcej nie zagrał.

Problemy z alkoholem

W 2016 roku, czyli już kilka lat po nieudanych angielskich przygodach, Jo przyznał, że podczas gry na Wyspach poważnie uzależnił się od spożywania alkoholu. Kiedy zaczął pić? Gdy stracił miejsce w podstawowym składzie City, czyli mniej więcej w październiku 2008 r. Wtedy zaczął się regres jego formy. Nudę zapijał alkoholem, a potem źle wyglądał na treningach. Taki cykl się powtarzał.
- Kiedy nie grałem, zacząłem pić w domu. A potem z niego wychodziłem. Alkohol sprawia, że ​​robisz rzeczy, których nie chciałeś robić. Po pewnym czasie znajdujesz się w miejscu, w którym wcale nie chcesz być. Zacząłem pić, pić, pić i chciałem tak pić aż do rana. Wyszedłem rano i chciałem iść do kolejnego baru. Kiedy zatrzymywałem się w drodze, to myślałem: co ja robię? Gdzie ja jestem? Moja żona czeka w domu… Mówiłem jej potem, że nie będę już tego robił, ale minęły co najwyżej dwa dni i robiłem to ponownie. Lubiłem pić w domu, ale to odwodziło mnie od innych rzeczy. To alkohol był moim priorytetem, kluczowym punktem dnia. Dzisiaj przesypiam całą noc i już dwa lata nie piję. Poprawiłem się o 100%.

Kumpel Ronaldinho od chlania

W 2012 roku wrócił do Brazylii, konkretnie do Atletico Mineiro. Spisywał się tam świetnie, dzięki temu dostał powołanie na Puchar Konfederacji 2013 i wrócił do reprezentacji po pięciu latach. Wygrał Copa Libertadores, zostając królem strzelców turnieju, stał się u Luisa Felipe Scolariego napastnikiem numer jeden podczas sparingów. Brazylia przygotowywała się do wielkiej piłkarskiej imprezy na własnej ziemi. Z lewej strony grał Neymar, z prawej Hulk lub Bernard, a na szpicy właśnie Jo. Za jego plecami był jeszcze Oscar - najbardziej w Europie znany z występów w Chelsea. Jo potem stracił miejsce na rzecz Freda, ale i tak znalazł się w kadrze na mistrzostwa świata, co mógł uznawać za wielką nobilitację. Wystąpił w trzech spotkaniach. Podczas bolesnego 1:7 siedział na ławce, ale już w meczu o trzecią lokatę rozegrał pełne 90 minut.
W tym samym czasie trafił w Atletico Mineiro na Ronaldinho. Jo strzelał gole, bo o wiele lepiej czuł się we własnym kraju. I właśnie na mundialu 2014 skończył się jego dobry czas. Wtedy wciągnęły go imprezy z Ronaldinho. Zaprzepaścił czas, w którym udało mu się wrócić do formy. Za bardzo trzymał się z Ronniem, który zresztą odszedł z Atletico Mineiro w 2014 roku, a więc dokładnie wtedy, kiedy rozpił się Jo. Brazylijczycy byli ze sobą zżyci. Spotykali się prywatnie, najczęściej oczywiście wieczorami:
- Nie grałem dobrze i rozstałem się z żoną. Donikąd nie zmierzałem i popełniałem wiele błędów. Odsunęliśmy się później od siebie z Ronaldinho. Nie rozmawialiśmy przez długi czas. Z niektórymi przyjaciółmi nie mam już kontaktu, ponieważ zmieniłem swój styl życia. Alkohol prowadzi do samozagłady - tłumaczył po wielu latach.
Zawsze jednak w tych gorszych chwilach zaglądał do kieliszka. To się powtarzało. Picie, refleksja, dobra forma, notoryczne zdrady, picie, refleksja, dobra forma, notoryczne zdrady. Cykl ten nie był stały, załączał się po prostu dany moment jak w niekontrolowanej muzycznej playliście.
W listopadzie 2014 roku został zawieszony przez klub z powodów dyscyplinarnych. Atletico Mineiro poinformowało, że trzech graczy dopuściło się poważnego naruszenia przepisów drużynowych po meczu ligowym. Władze nie podały żadnych szczegółów. Prawdopodobnie chodziło o alkohol, jak łatwo się domyślić. Jo tłumaczył się kłopotami rodzinnymi, a wcześniej też spóźniał się na treningi.

Nadal gra

Potem grał w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, Chinach i Japonii, a także zaliczył dwa kolejne epizody w brazylijskiej drużynie Corinthians, w której to się wychował i zawsze za nią tęsknił, bo odszedł do Rosji w wieku nastoletnim. To właśnie w drugim sezonie (2017) cieszył się najlepszym momentem w karierze, kiedy został najlepszym strzelcem, graczem roku i w wielkim stopniu dzięki niemu drużyna zdobyła tytuł mistrzowski. Z Brazylii zaś trafił do Chin, gdzie zdobył w 2018 roku aż 24 bramki w 33 spotkaniach. Następnie podpisał kontrakt z Saudi Club Al-Jabalain, ale zaledwie pięć dni później ogłoszono jego zwolnienie, po zaledwie jednym występie.
Po tej żenującej przygodzie 26 lutego 2023 roku weteran ogłosił koniec kariery, ale ostatniej zimy wrócił z piłkarskiej emerytury, podpisując kontrakt z klubem, który awansował na zaplecze ligi brazylijskiej - Amazonas. W wieku 37 lat może tam liczyć na regularne występy. 11 maja zmierzył się z legendarnym Santosem, a potem zaliczył dwa inne mecze.

Alimenty i szóstka nieślubnych dzieci

Skąd wiadomo, że nadal gra w piłkę? Ano dlatego, że przypomniał się sympatykom futbolu, gdy... policja ostatnio zakuła go w kajdanki w klubowym ośrodku. Funkcjonariusze policji specjalnie czekali na przyjazd autobusu Amazonas na stadion Moisés Lucarelli, żeby wykonać nakaz aresztowania napastnika. Chodziło o alimenty. Można się w tych dzieciach pogubić, skoro Jo ma udowodnionych ośmioro. Dwoje z obecną żoną Claudią Silvą i sześcioro poza małżeństwem.
Dlatego też przeciwko Ponte Preta 7 maja nie zagrał, choć był awizowany w pierwszym składzie. Zamiast na boisko, pojechał na komisariat, gdzie potem dołączył jego prawnik. Długo jednak napastnik w areszcie nie posiedział, bo już w kolejnym spotkaniu był dostępny do gry. Szybciutko został zwolniony, do czego przychylił się sąd. Trudno w ogóle skomentować wszystkie zdrady Jo. Od 15 lat jego żoną jest Claudia Silva i wybacza mu kolejne skoki w bok, w tym... zrobienie szóstki nieślubnych dzieci.
- Nie jestem taka, jak ludzie myślą. Kiedy wyszłam za Jo, on miał 18 lat, a ja 22. Pozwoliłam mu wrócić, bo jest mój (...) Akceptuję to wszystko ze względu na uczucia, a nie pieniądze. Jeśliby zabrakło pieniędzy, nie potrzebowałabym ich, a często mówiono, że nie chcę się rozwieść ze względu na pieniądze - mówiła kilka miesięcy temu.
Po sześciu miesiącach rozłąki mu wybaczyła - przynajmniej według jej medialnych relacji. Jednak w maju, gdy wyszło na jaw, że jej mąż nie płaci alimentów za nieślubne dziecko, zaniechała aktywności medialnej i zawiesiła konto. Wielokrotnie tłumaczyła Jo za jego zdrady. - Więc jeszcze raz daję szansę mojemu małżeństwu. Będziemy dalej działać z podniesioną głową i nie ma sensu, żeby sędziowie bez dyplomów nas za to atakowali, bo jesteśmy prawdziwym życiem. A dzieje się wiele gorszych rzeczy. Niech nas zostawią w spokoju… - pisała po powrocie.
W 2016 roku Jo powiedział, że nie tykał alkoholu przez ostatnie dwa lata. To już raczej nieaktualne, bo kiedy zakończył karierę na początku 2023 roku, to znowu zakolegował się z butelką, puszką i chlaniem. Przynajmniej taka była wersja małżonki, że przez picie znów stał się nieznośny. A dwa-trzy miesiące później wyszło na jaw, że ma szóste pozamałżeńskie dziecko. Później był wielki powrót opakowany w medialną bajkę, aresztowanie za alimenty i kolejne artykuły. Ta opera mydlana dotycząca pary trwa w Brazylii od lat.

Przeczytaj również