Pierwsza transferowa wtopa Newcastle? Paniczny zakup i duże ryzyko. "Astronomiczny wydatek"

Pierwsza transferowa wtopa Newcastle? Paniczny zakup i duże ryzyko. "Astronomiczny wydatek"
Christian Bertrand / shutterstock.com
Alexander Isak został nowym zawodnikiem Newcastle, bijąc klubowy rekord transferowy. Szejkowie z St. James’ Park już wcześniej potrafili sięgnąć głębiej do kieszeni, jednak po raz pierwszy dokonali tak gigantycznego, a jednocześnie tak ryzykownego zakupu. Ta decyzja może odbić się “Srokom” czkawką.
Pozyskanie Alexandra Isaka przez Newcastle z pewnością podnosi poziom ofensywy w ekipie Eddiego Howe’a. Szwed jest obiecującym snajperem młodego pokolenia, który momentami udowadniał, że potrafi grać na wysokim poziomie. Problem z tym transferem polega na tym, że w ostatnich miesiącach napastnik Realu Sociedad sumiennie pracował na to, aby jego wartość rynkowa sukcesywnie spadała. Nie bójmy się zatem stwierdzić, że Newcastle nie tyle rozbiło bank na 22-latka, co po prostu przepłaciło. 70 mln euro to naprawdę ogromne pieniądze za tego piłkarza.
Dalsza część tekstu pod wideo

Święto w San Sebastian

Możemy przypuszczać, że finalizacja tego transferu spotkała się z ogromną radością w gabinetach na stadionie Realu Sociedad. Z jednej strony Isak mógł uchodzić za jednego z kluczowych piłkarzy w układance Imanola Alguacila. Z drugiej jednak, każdy w San Sebastian zdawał sobie sprawę, że Szwed może zostać sprzedany za kwotę niewspółmierną do prezentowanych umiejętności. Już w styczniu media spekulowały na temat możliwej przeprowadzki wychowanka AIK Solna do Arsenalu. “Kanonierzy” w odpowiednim momencie poszli jednak po rozum do głowy i wycofali się z szalonej licytacji, która dobijała do kwoty 70 mln euro. Pół roku później londyńczycy wydali mniejszą kwotę na rozsądniejszy transfer Gabriela Jesusa. Ale chętny na Isaka i tak się znalazł.
- Jestem teraz w bardzo dobrym miejscu swojej kariery, czuję się szczęśliwy, ale fajnie byłoby kiedyś zagrać też w Anglii. W Premier League jest sześć lub siedem największych klubów, poziom jest niezwykle wysoki. Oczywiście, każdy piłkarz chce wydobyć z siebie najlepszą wersję i osiągnąć najwyższy poziom. Stawiam sobie oczekiwania i będę robił wszystko, żeby je spełnić, więc zobaczymy, gdzie ta podróż zabierze mnie w przyszłości - mówił Isak kilka miesięcy temu przy okazji wywiadu dla "The Independent".
Ewidentnie było czuć, że “La Real” to jedynie przystanek w karierze rosłego snajpera. Włodarze z San Sebastian mieli szczęście, że Szwed nie zdążył zrazić do siebie potencjalnych kupców z Wysp Brytyjskich. Trzeba jednak uczciwie powiedzieć, że w ostatnim czasie robił naprawdę wiele, aby tego dokonać.

Alexander nie taki wielki

- Transfer Isaka nie jest szokujący, ale cena za niego już tak. 70 mln euro to ogromna kwota, myślę nawet, że trochę zbyt duża. To zawodnik, który potrafi strzelać gole, trafiał Barcelonie czy Realowi, ale jego ostatni sezon nie był zbyt dobry. Zdobył tylko sześć bramek. Ale skoro masz pieniądze, tak jak Newcastle, to dlaczego nie? - tak transfer na antenie "Sky Sports" komentował Euan McTear, dziennikarz specjalizujący się w hiszpańskim futbolu.
Ktoś mógłby powiedzieć, że Isak opuszcza Real Sociedad w glorii i chwale po tym, jak w miniony weekend strzelił gola z Barceloną. Warto jednak przypomnieć, że trafienie przeciwko “Dumie Katalonii” było dopiero drugą bramką Szweda z otwartej gry w tym roku. Z przymrużeniem oka można stwierdzić, że 22-latek od dawna myślał o zmianie barw, ale chciał pożegnać się z RSSS, trafiając do siatki. Czekał, czekał i jakimś cudem doczekał się przed zamknięciem mercato.
Poprzedni sezon w wykonaniu Isaka stanowił pasmo niewykorzystanych okazji, zmarnowanych szans i zawiedzionych oczekiwań. Rozgrywki ligowe zakończył z dorobkiem sześciu goli, przy czym dwa z nich padły po strzałach z rzutów karnych. Dokładnie takim samym bilansem mogli pochwalić się Luuk de Jong, Radamel Falcao czy Borja Mayoral, a raczej nikt nie posunąłby się do płacenia za któregokolwiek z nich 70 mln euro. Kibice Sociedad, załamując ręce, mogli co tydzień zasiadać jak do telenoweli klasy Z, w której pierwsze skrzypce grał napastnik, który zapomniał o swoich podstawowych obowiązkach.
Przy czym warto zaznaczyć, że miernych statystyk reprezentanta Szwecji nie można tłumaczyć niemocą jego partnerów. Isakowi pod żadnym pozorem nie brakowało okazji na to, aby wpisywać się na listę strzelców częściej niż Pau Torres, który raczej nie jest rasową “dziewiątką”. Według modelu expected goals były już napastnik Realu Sociedad powinien zakończyć miniony sezon z jedenastoma trafieniami, jednak uśredniając zmarnował połowę stuprocentowych okazji.
Naturalnie, w przypadku Isaka płaci się nie tylko za jego dotychczasowe osiągnięcia, ale również potencjał, piękno młodości i obietnicę rozkwitu. Pytanie brzmi, czy Szwed dotychczas dawał przesłanki, że może być zawodnikiem ze światowej czołówki i klubem nie na miarę obecnego Newcastle, ale na miarę ambicji “Srok”, które przecież chcą w niedalekiej przyszłości powalczyć o najwyższe cele?

Nie tędy droga

W poprzednich miesiącach Newcastle naprawdę mądrze dysponowało nieograniczonym budżetem saudyjskich właścicieli. Szejkowie po przejęciu klubu nie szczędzili na wzmocnienia, ale jednocześnie unikali transferów, które już na pierwszy rzut oka pachniały przepłaceniem. Przed Isakiem najdroższym zakupem “Srok” był Bruno Guimaraes, przy czym Brazylijczyk już teraz wart jest pewnie dwa razy więcej niż 42 mln euro zapłacone za niego w zimowym okienku. “The Magpies” dotychczas działali mądrze, metodycznie, aby na kilka dni przed deadline day dokonać absolutnie panicznego zakupu.
Co najgorsze, Isak może nawet nie rozwiązać najbardziej palącego problemu w układance Eddie’ego Howe’a. Newcastle potrzebowało nowego snajpera, ale takiego, który będzie gwarantem skuteczności i hurtowym dostarczycielem goli. Tymczasem sprowadzono zawodnika charakteryzującego się doskonałym dryblingiem, znakomitym czuciem przestrzeni, łatwością w wygrywaniu pojedynków i skłonnością do problemów na etapie finalizacji akcji. Brzmi znajomo? W niemal identyczny sposób można opisać Allana Saint-Maximina czy Miguela Almirona, czyli filary ofensywy “Srok”.
Na papierze ofensywny tercet złożony z Francuza, Paragwajczyka i Szweda będzie niezwykle przyjemny do oglądania. Każdy z nich może być zmorą dla bezradnych obrońców i maszyną do kompilacji spod znaku “amazing skills 2023” przy akompaniamencie rytmicznych utworów. Cóż jednak z tego, że Isak, ASM czy Almiron wygrają niezliczoną ilość pojedynków, będą brylować dryblingami, jeśli w ostatecznym rozrachunku będzie brakowało najważniejszego, czyli goli?

Potencjał na niewypał

- Trener chce, żebym był grał w nowoczesny sposób, abym brał udział w pressingu, wkładał dużo pracy w grę bez piłki. Ludzie zawsze będą liczyli gole, chcę je strzelać, ale chcę też być nowoczesnym napastnikiem - tak niedawno opisywał siebie sam Isak.
Oczywiście, że każdy szkoleniowiec będzie doceniał napastnika z taką techniką i warunkami fizycznymi, który jeszcze potrafi grać na całej długości i szerokości boiska. Wszystko jednak sprowadza się do tego, że Newcastle niczym tlenu potrzebuje zawodnika, który będzie dostarczał cyferki w klasyfikacji kanadyjskiej. “Sroki” nie wskoczą na wyżyny tabeli w Premier League za punkty stylu.
Przy wydaniu na jednego piłkarza 70 mln euro należałoby oczekiwać, że ten będzie natychmiastowym zbawieniem konkretnych mankamentów. Suche fakty wyglądają jednak następująco - Callum Wilson strzelił 10 goli w ostatnich 20 meczach ligowych, Isak ma 7 trafień w poprzednich 34 kolejkach La Liga. Anglik całościowo jest gorszym piłkarzem, ale zawsze dawał Newcastle to, czego się od niego oczekiwało. Z pewnością nie wypadł on sroce spod ogona. Tymczasem Szwed często wciela się w rolę sprzedawcy niespełnionych marzeń, który wystawia czek bez pokrycia.
Naprawdę trudno wyobrazić sobie sytuację, w której Isak udowadnia, że warto było wydać na niego aż tak wielkie pieniądze. Chociaż mówimy o dobrym zawodniku, tak astronomiczna kwota transferowa nałoży na niego oczekiwania, które mogą okazać się nieproporcjonalne do faktycznych zdolności. W znanej piosence dla dzieci sroczka kaszkę warzyła i ogonek sobie sparzyła. Niewykluczone, że “Sroki” z St. James’ Park sparzą się, bijąc klubowy rekord.

Przeczytaj również