Piękne przywitanie Dybali to nie wszystko. Tak Roma stała się magicznym miejscem. "Więcej niż klub piłkarski"

Wielka pompa przy prezentacji Paulo Dybali, wcześniej pierwsze trofeum od 2008 roku, u sterów Jose Mourinho. Roma przeżywa piękne chwile, a sam klub wydaje się być przykładem idealnego miejsca dla każdego, kto do niego trafia. Co takiego ma w sobie zespół ze stolicy Włoch, że ludzie do niego lgną? Magia Wiecznego Miasta unosi się tam od lat.
“Głowa świata” - tak w starożytności mówiono o Rzymie. W kontekście piłkarskim do stolicy Włoch pasowałoby raczej określenie “serce świata”. Bo futbol jest tam jedną z kilku najważniejszych wartości, której nie da się sprowadzić tylko do racjonalnego podejścia. To tu serce wygrywa z rozumem, a sama piłka stoi obok tradycji, religii czy rodziny. I łączy w sobie wszystkie te cechy, co być może w pewnym sensie wyjaśnia fenomen “Giallorossich”.
AS Roma przez kilka lat była w cieniu wielkich firm, takich jak Juventus, Inter czy Milan. W poprzednich sezonach lepsze wyniki notowało także choćby Napoli. Wiele jednak wskazuje na to, że dla zespołu ze Stadio Olimpico idą dobre czasy. Co ważne, budowane w oparciu o wartości, które ceni się w klubie od dawna.
Rzymska miłość
Patrząc na dorobek medalowy, trudno nazwać Romę hegemonem w Italii. Owszem, jest to jedna z czołowych drużyn, ale na tytuł mistrzowski fani “Giallorossich” czekają zazwyczaj kilkadziesiąt lat. Scudetto zdobywane w latach 1942, 1983 i 2001 uzupełnia 15 tytułów wicemistrza kraju, ale drugie miejsce to bardziej statystyczna ciekawostka. Skuteczniej Roma radzi sobie w Pucharze Włoch, gdzie w historii lepiej spisywał się jedynie Juventus.
Choć i tutaj nie ma monopolu na wygrane, a ostatni jej sukces przypadł na rok 2008. Lepsze statystyki w XXI wieku ma np. lokalny rywal, Lazio. W ostatnich sezonach za kluby o lepszych perspektywach uchodziły, wspomniane już zresztą wyżej, kluby z Mediolanu czy Neapolu. Klasą samą w sobie, nawet mimo ostatnich potknięć, jest rzecz jasna Juventus. Mimo to, właśnie Roma stała się w pewnym sensie ziemią obiecaną. Dlaczego?
“La Magica”, czyli jeden z przydomków Romy, trochę to wszystko wyjaśnia. Bo istotnie nad Stadio Olimpico, przy okazji meczów “Wilków”, unosi się pewna magia. Magią jest zresztą cała otoczka wokół klubu, jego legend i historii. Jak wszyscy, tak i Roma chce wygrywać i zdobywać trofea, ale nie tylko to się liczy. Zaangażowanie, szacunek i oddanie. Tym można kupić sobie w Rzymie więcej niż samymi pucharami.
Sama historia “Giallorossich” jest piękna i trudna zarazem. Roma powstała z połączenia trzech klubów: Roman, Alba i Fortitudo. Do fuzji nie przystąpiło wówczas Lazio, które oparło się pomysłowi wspólnego frontu rzymskiego, mającego przeciwstawić się rosnącym w siłę innym klubom. Pomysł, za którym stał m.in. Italo Foschi, był prosty. Budowa piłkarskiej potęgi w Rzymie. Czy się udało? Piłkarsko nie zawsze wszystko szło dobrze, ale społecznie Roma dla miasta stała się czymś wyjątkowym. Jej losy toczyły się różnie. Po II wojnie światowej dzieje zespołu były kręte, a polityczne powiązania z wcześniejszych lat odbiły się negatywnie na “Wilkach”. Kibice nigdy nie odwracali się jednak od klubu. Rzymska tożsamość zawsze wygrywała, nawet w nieco chudszych czasach. Natomiast każdy sukces był należycie doceniany.
Legenda na zawsze
O tym, jak ważna jest dla mieszkańców Rzymu ich klubowa tożsamość, najlepiej świadczy wypowiedź klubowej legendy, Francesco Tottiego:
- Nasza miłość [rodziny] do Romy była czymś, co nosiliśmy w sercu. Roma była czymś więcej niż piłkarskim klubem. Była częścią naszej rodziny, naszej krwi, naszej duszy.
Dla Włochów rodzina to świętość. Tradycja jest czymś niezwykle istotnym. Stąd wielopokoleniowe związanie się z klubem można nazwać normalnym. I to nie tylko w samej Romie, bo podobnie sprawa ma się z Lazio, czy drużynami spoza stolicy. Totti zresztą mógł odejść z zespołu w trudnych latach, gdy na stole pojawiła się oferta z Realu Madryt. Wolał jednak zostać w domu. Z szacunku dla dziadka i rodziców, z miłości do przyjaciół i kibiców.
Z bólem zresztą żegnał się ze sprawowaną w latach 2017-19 funkcją dyrektora, uderzając w amerykańskich właścicieli. - Złożyłem rezygnację. Miałem nadzieję, że to nie będzie konieczne, ale ten okropny i bolesny dzień w końcu nadszedł. Biorąc pod uwagę to, co się działo, to była jedyna słuszna decyzja. Roma musi być kochana i wspierana.
Totti, choć w pewnym momencie znacząco przewyższał poziomem “Wilki”, zawsze samą Romę stawiał ponad sobą. Trudno to zrozumieć, jeśli nie jest się rodowitym rzymianinem od pokoleń. Mając korzenie nad Tybrem, to oczywiste. Podobnie było zresztą w przypadku Daniele De Rossiego, który żegnał się z kibicami emocjonującym listem. - Nikt nigdy nie będzie Was bardziej kochać niż ja - tymi słowami żegnał “braci i siostry”, wszystkich których spotkał w klubie, o którym zawsze marzył.
Jeśli tak reagują wielcy piłkarze, którzy odrzucali pieniądze i szansę na tytuły, to co czuć muszą zwykli kibice? Roma to coś więcej niż zespół piłkarski. I każdy kto oddaje jej serce, jest wspierany jak członek rodziny.
Nawet gdy w tej rodzinie czasem są konflikty. Trudno bowiem zapomnieć, że swego czasu kibice mocno domagali się dymisji innego rzymianina, Claudio Ranieriego. Włoch ostatecznie odszedł z klubu po słabych wynikach. Mimo to w poprzednim sezonie witany był na Stadio Olimpico jak jeden z braci, gdy oklaskiwali go także fani Leicester. Anglicy dziękowali za mistrzowski sezon, miejscowi za lata spędzone w klubie. Za bycie członkiem społeczności.
Druga młodość
Na poznanie “magii Romy” zdecydował się przed rokiem Jose Mourinho. Portugalczyk od pewnego czasu nie przypominał samego siebie. Można chyba stwierdzić, że druga przygoda z Premier League wyssała z “The Special One” sporo pasji do futbolu. Jego powrót do Chelsea nie był spektakularny, frustrujący okazał się czas spędzony w Manchesterze United, a Tottenham nawet pod rządami Mourinho nie potrafił sięgnąć po jakiekolwiek trofeum.
Jose był coraz częściej poirytowany. Pojawiły się nawet spekulacje, że być może da sobie spokój z futbolem na dłużej. Aby znów zatęsknić za tym, co zawsze w piłce było dla niego najbardziej elektryzujące. Wtedy, na całe szczęście dla Mourinho, pojawiła się propozycja pracy w Romie. Dla wielu nieco szalona. Wypalony Jose, który nie zapełnił klubowych gablot w Manchesterze czy Londynie, miałby teraz odmienić losy Romy? To na papierze sukcesu nie zwiastowało, ale jak pokazały ostatnie miesiące, narodził się związek doskonały.
Dla Portugalczyka praca w Romie okazała się kolejnym wyzwaniem, lecz nikt nie wymagał od niego cudów. Zamiast wielkich roszczeń co do wyników, przyjęty został przez kibiców ze wsparciem i sympatią. I szybko złapał z fanami wspólny język. Futbol znowu zaczął sprawiać radość, a Jose odnalazł się Rzymie bardzo dobrze. Co więcej, wraz z tą niemal sielankową, rodzinną atmosferą, przyszło pierwsze od dawna trofeum, czyli triumf w Lidze Konferencji Europy.
Mourinho, po udanym roku w Romie, mógł wrócić na szczyty trenerskiej karuzeli. Pojawiły się spekulacje o zainteresowaniu ze strony PSG, które jednak Jose szybko skasował i zapewnił, że z klubu się nie rusza. Pokochał Rzym jak wielu przed nim? Na pewno znalazł swoje miejsce na obecny czas. Znów praca sprawia radość, ludzie są życzliwi, a sam “Mou” jest uwielbiany. Dolce vita.
Jak król
W Romie odnalazł się nie tylko “Mou”. Na wyższy poziom wskoczył Tammy Abraham, do zespołu dobrze wkomponował się też Nicola Zalewski, który jest “swoim” chłopakiem przy Via di Trigoria. Roma ostatnio przyjęła do rodziny także Paulo Dybalę. I przywitała go spektakularnie, pokazując, że może być kolejnym, który sporo tutaj zyska.
Transfer Dybali jest wielowymiarowy. Z jednej strony, cała historia z jego przenosinami do nowej drużyny była trochę groteskowa. Przeszarżowane negocjacje z Interem nie stawiają zawodnika, a przede wszystkim jego agenta, w najlepszym świetle. Sam Dybala w ostatnich latach także nie błyszczał tak, jak mogłaby na to wskazywać skala jego talentu. W tym wszystkim Roma może okazać się najlepszym wyborem.
Przyjęcie Argentyńczyka było godne wielkiej gwiazdy. Zaufanie, przynajmniej na początku, także powinno być spore. Dybala poczuł się ważny, a podczas prezentacji nie krył zachwytu nad jej rozmachem. Czy ten bodziec pozwoli mu błyszczeć pełnym blaskiem? Jeśli tak się stanie, to Rzym będzie mu wdzięczny.
Co Roma może ugrać w nowym sezonie? Po cichu na pewno myśli się o dołożeniu czegoś do klubowej gabloty. Być może szansą okaże się Puchar Włoch. W Serie A wartościowy byłby powrót do TOP4, który zapewni powrót do Ligi Mistrzów. Łatwo nie będzie, ale obecne mercato pokazuje, że ambicje są rozbudzone.