Była gwiazda Ekstraklasy nadal w świetnej formie. "Stał się w tym klubie prawdziwą legendą"
Cztery i pół roku temu Marco Paixao opuścił polską Ekstraklasę. Swoje miejsce na ziemi znalazł w Turcji, gdzie już dziś może uchodzić za jedną z legend Altay SK. W barwach tego klubu trzykrotnie sięgał po koronę króla strzelców rozgrywek ligowych. Teraz zmierza po kolejny taki skalp.
Flavio Paixao to dziś najlepszy zagraniczny strzelec w historii polskiej Ekstraklasy. Jego brat bliźniak, Marco też w przeszłości rozstawiał po kątach obrońców naszych rodzimych klubów. W barwach Śląska Wrocław i Lechii Gdańsk zdobył łącznie 68 bramek. W sezonie 2016/17 wywalczył też koronę króla strzelców naszej ligi.
Piłkarz urodzony z koroną
Smykałka do strzelania goli została w nim do dziś, choć czas leci nieubłaganie i w tym momencie wskazuje u niego 38 wiosen na liczniku. Nie przeszkadza to natomiast Portugalczykowi w biciu kolejnych rekordów. Od 2018 roku jest piłkarzem tureckiego klubu Altay SK i radzi tam sobie po prostu kapitalnie.
Już pierwszy sezon w nowych barwach Marco Paixao zakończył z imponującym bilansem 29 goli strzelonych na zapleczu tureckiej ekstraklasy. Potrzebował do tego 33 rozegranych spotkań. Zgarnął oczywiście koronę króla strzelców, wyprzedzając zawodnika z drugiego miejsca rankingu o… 13 bramek! Pełna dominacja. I to wszystko mimo gry dla dopiero 10. drużyny w tabeli.
W kolejnych rozgrywkach Portugalczyk tylko minimalnie spuścił z tonu. Tym razem w lidze wpisywał się na listę strzelców 22 razy. Ponownie nie miał żadnej konkurencji. Znajdujący się za jego plecami Raul Rusescu zdobył zaledwie 12 bramek. Altay SK otarło się wówczas o awans do fazy play-off, która wyłaniała potem beniaminków tureckiej Superligi. Zabrakło zaledwie dwóch punktów, ale co się odwlecze…
Sezon później Marco Paixao ustrzelił klasycznego hat-tricka. Ale nie w postaci trzech goli, a trzech z rzędu tytułów króla strzelców. Ponownie w sezonie zasadniczym trafił do siatki 22 razy, co tym razem dało jego drużynie piąte miejsce, pozwalające na walkę o awans do Superligi w barażach.
W nich, cóż za zaskoczenie, Portugalczyk grał pierwsze skrzypce. W pierwszym półfinałowym meczu z Istanbulsporem, wygranym przez Altay 3:2, zdobył dwie bramki. Potem zaś w wielkim finale strzelił decydującego gola na 1:0 w 90. minucie spotkania, sprawiając tym samym, że jego klub wywalczył upragniony awans do tureckiej elity po prawie 20 latach.
Skrojony na drugą ligę?
Zmiana drugiej ligi na pierwszą okazała się natomiast dla Portugalczyka skokiem na zbyt głęboką wodę. Strzelający do tej pory gole na potęgę napastnik wśród zdecydowanie mocniejszych klubów kompletnie już się nie wyróżniał. Zazwyczaj był tylko zmiennikiem, bo szkoleniowiec zespołu wolał stawiać na sprowadzonego po awansie Daoudę Bambę, a także innego nowego snajpera - Ahmeda Yassera Rayana. Efekt? Paixao wystąpił w 23 meczach (tylko 650 minut na murawie) i zdobył zaledwie dwie bramki.
W pewnym momencie chciał już nawet uciekać z Altay. W Polsce zaczęły pojawiać się informacje, że rozwiązał kontrakt i jest wolnym graczem. Klub był mu winny zaległe pieniądze. On nie ukrywał rozczarowania swoją rolą w drużynie po awansie. W końcu jednak zwrócił się do kibiców z następującą wiadomością:
- Chciałbym podziękować wszystkim fanom za piękne wiadomości. To był jeden z najbardziej stresujących i emocjonalnych dni w moim piłkarskim życiu. Wasze wsparcie pomogło mi podjąć decyzję: chcę grać dalej, zostaję. Wspomnienia i emocje, które przeżyłem w Izmirze, zapierają dech w piersiach. To jest mój dom. Tutaj chcę być szczęśliwy. Jestem bardzo wdzięczny mojej pięknej żonie Melanii, która stała przy mnie w tym trudnym i bardzo emocjonalnym momencie. Zaniemówiłem, gdy zobaczyłem wasze wsparcie. Dziękuję. Ja i moja rodzina jesteśmy bardzo wdzięczni. Altay to nasz dom, Izmir to nasze miasto - napisał.
Niespodziewanie jakiś czas później Portugalczyk został zawieszony przez swój klub i nie pojawił się w kadrze meczowej Altay podczas żadnego z ośmiu ostatnich spotkań w tureckiej Superlidze. Oficjalnie klub argumentował to “niedostatecznym poziomem sportowym”. Umowa Paixao wygasła po zakończeniu tamtego sezonu i wydawało się, że to koniec mimo wszystko długiej i pięknej przygody Portugalczyka z Izmirem.
Niespodziewany zwrot akcji
Przez kilka tygodni Paixao pozostawał wolnym graczem i rozglądał się za pracą w nowym miejscu. Wtedy nastąpił niespodziewany zwrot akcji. Władze Altay SK poinformowały o… powrocie Portugalczyka, który związał się z klubem umową do 30 czerwca 2024 roku.
Klub z Izmiru po jednym sezonie gry w tureckiej elicie zaliczył bolesną degradację. Do utrzymania zabrakło aż 11 punktów. W międzyczasie klub rozstał się ze sprowadzonymi kilka miesięcy wcześniej napastnikami i podstawową “dziewiątką” na nowe rozgrywki drugiej ligi znów stał się Paixao.
Portugalczyk w obecnej kampanii ponownie pokazuje, że to jego miejsce na ziemi. Na drugim szczeblu rozgrywkowym w Turcji czuje się jak ryba w wodzie. W 19 meczach strzelił póki co 13 goli i ex aequo z Kabongo Kasongo z Sakaryasporu prowadzi w klasyfikacji najskuteczniejszych graczy. Chociaż Altay SK ma trochę kłopotów i zajmuje dopiero 13. miejsce, Portugalczyk i tak robi swoje. Zdobył ponad 50% bramek ekipy z Izmiru (13 z 23). Ma spore szanse, by w swoim czwartym sezonie na zapleczu tureckiej Ekstraklasy, czwarty raz sięgnąć po koronę króla strzelców.
Nawet biorąc pod uwagę fakt, że to druga liga, dokonania byłego gracza Śląska czy Lechii i tak robią wielkie wrażenie. Mowa przecież o 38-latku. Kilka dni temu Portugalczykowi wybiło 150 meczów w barwach Altay SK. Strzelił w nich aż 95 goli i zanotował 12 asyst. Jest nie tylko jednym z najlepszych piłkarzy w historii swojego klubu, ale i całej tamtejszej ligi. Nikt na przestrzeni lat nie sięgał w niej czterokrotnie po tytuł najlepszego strzelca. Paixao może zrobić to jako pierwszy.