Perfekcyjnie zastąpił Mbappe. Pięciogwiazdkowy napastnik strzałem w dziesiątkę PSG

Perfekcyjnie zastąpił Mbappe. Pięciogwiazdkowy napastnik strzałem w dziesiątkę PSG
PSNEWZ/SIPA / pressfocus
Wojciech - Klimczyszyn
Wojciech KlimczyszynWczoraj · 10:03
Gdy ktoś przypadkiem zgubił z radaru Chwiczę Kwaracchelię, po pierwszym meczu ćwierćfinału LM z Aston Villą odnalazł go na nowo. O dziwo, prezentuje się dokładnie tak jak w pierwszym sezonie w Napoli. Na tyle świetnie, że znów wskrzesza dyskusję, czy aby nie należałoby go zaliczyć do grona najlepszych piłkarzy na świecie.
Nikt się tego nie spodziewał. Był wszędzie. Z tyłu, z przodu, w środku. Jakby się rozdwoił, a nawet potroił. Rywale z dzielnicy Aston w Birmingham o mało nie dostali zawrotów głowy. Chwicza Kwaracchelia w ciągu kilku minut potrafił powstrzymać atak Matty’ego Casha, a potem, po drugiej stronie boiska, zrobić z Anglika z polskim paszportem wiatrak. Cash totalnie sobie z nim nie radził, w pierwszej połowie cztery razy go sfaulował, zarobił żółtą kartkę, a po przerwie został zmieniony. Zmiennik zresztą też nie ogarniał. Styczniowy transfer PSG ugotował obu prawych obrońców Aston Villi.
Dalsza część tekstu pod wideo
W drugiej połowie “Kvara” ukąsił. Wszystko, co działo się wokół jego trafienia, wyglądało niesamowicie. Złamał akcję z lewego skrzydła do środka, a potem znów ustawił sobie piłkę na lewym bucie, posyłając Axela Disasiego na grzyby. Zamknął oczy i huknął pod ladę. PSG już nie oddało prowadzenia. Chwicza był tego wieczora nie do powstrzymania, a mecz smakował jak najlepiej przygotowane chaczapuri.

Znów odpalił

Paryż widział już wiele. W kontekście futbolu - prawie wszystko. Kibice pamiętają przybycie Leo Messiego, Kyliana Mbappe, Neymara, wcześniej Ronaldinho czy Davida Beckhama. Wydawałoby się, że transfer Gruzina nie zrobi na nich większego wrażenia. A jednak! Potrzeba gwiazd nigdy nie słabnie i kupno utalentowanego piłkarza za ponad 60 milionów euro z pewnością spełniło wymagania, nawet tych wybrednych, nawet jeśli format gracza jest “nieco” mniejszy niż u wspomnianych superherosów.
Tak jakby zapomniano, że ostatnie 18 miesięcy w Neapolu były po prostu podłe. Zupełnie nie pasujące do pierwszego roku, kiedy “Kvara” objawił się całemu światu. To wtedy pod Wezuwiuszem zachwycał na lewym skrzydle, notując doskonałe liczby: 12 goli i 13 asyst w 34 meczach ligowych, zapewniając swojej ekipie pierwszy tytuł od 33 lat.
Włochy opuścił z bagażem pięknych liczb 46 bramek, 48 ostatnich podań, ale też z łatką “one season wondera”, piłkarza, który drugi raz nie zaskoczy, że najlepsze już za nim. No i walczącego z tezą, że dawno został odczytany przez wszystkich obrońców w Europie. Jakże się mylili!
Chwicza robi różnicę w ataku, gdy ma wokół siebie ludzi przynajmniej równymi mu poziomem. Kiedy zapewniają przestrzeń, obiegają go na skrzydle, odciągają rywala. 24-latek staje się zagrożeniem, gdy ma tylko odrobinę miejsca. W Napoli był podwójnie, a czasem potrójnie pilnowany, więc naturalnym jest, że jego efektywność spadła. W stolicy mody wrócił do życia. Znów zaczął być skuteczny, kliniczny, błyskotliwy. Częściej mija przeciwników, co ma oczywiście związek z taktyką Luisa Enrique i klasą kolegów.

Magic touch

Są drobne sytuacje, które potrafią pokazać piękno geniuszu. Skrzydłowy czasem robi takie rzeczy, których nie spodziewalibyśmy się po żadnym innym piłkarzu. W marcu podczas spotkania z Rennes Gruzin w ekwilibrystyczny sposób opanował futbolówkę po nieudanym wybiciu bramkarza rywali. Wyskoczył przynajmniej na metr od ziemi, a piłkę “skleił” mając nogę kilkanaście centymetrów nad swoją głową. Jeśli klaszczemy Robertowi Lewandowskiemu, gdy ten w akrobatyczny sposób strzela gole, to tym bardziej powinniśmy czapkować Kwaracchelii. Genialne zagranie, absolutny majstersztyk. Magic touch and thank you very much.
Nie ma sensu zasypywać Was kolejnymi liczbami ani statystykami z występów “Kvary” w PSG. Nie są jakieś niezwykłe, ale poprawne. Nie o to w tym wszystkich chodzi. Skupmy się na stylu piłkarza, który bardzo wyewoluował na przestrzeni kilku lat. Jeśli gracze tacy jak Ousmane Dembele, Bradley Barcola czy ostatnio Desire Doue wykazują się kapitalnym potencjałem ofensywnym, to Gruzin ma dokładnie ten sam talent, a jednocześnie dodaje coś jeszcze: równoważy w sobie umiejętności defensywne.
Czasem ma się wrażenie, że gdyby od dziecka trenował jako obrońca, mógłby być dziś najlepszym stoperem na świecie. Albo rozgrywającym. Albo bocznym obrońcą. Ma się wrażenie, że facet zrobił doktorat z futbolu, przeszedł tę grę i wie o niej wszystko. Naturalny talent do kopania piłki. Błogosławieństwo dla tych, którzy oglądają Ligę Mistrzów i oczekują od aktorów spektaklu czegoś więcej niż proste podanie do najbliższego kolegi.

Idealny następca

Zabrzmi to jak herezja, ale dla paryżan to idealny następca Mbappe. Nie pod względem profilu, bo to zupełnie inne gracze, ani tym bardziej statystyk. “Kvara” raczej nigdy nie przyniesie swojej drużynie, jakakolwiek by ona nie była, 30 czy 40 bramek. Jest też cichszy, bardziej skromny, wyważony. Mniej skłonny do wielkich gestów. Za to można być pewnym, że eksploduje na murawie. Zapewni dominację na skrzydle. Ciągłe i pewne zagrożenie. Nie podepnie rywala pod tlen.
Przez długi czas PSG było zespołem pełnych indywidualności. “Lucho” to zmienił. Odejście Mbappe pozostawiło pustkę, ale także wyrównało poziom w szatni. Nadal oczywiście istnieje jakaś hierarchia. Łatwo wskazać najlepszych: Dembele, Hakimiego czy Vitinhę. Ale odwrotnie, niż rok temu - ma się poczucie równości. Wizja równowagi nabiera kształtu, a postawienie na gruzińskiego skrzydłowego było kolejnym krokiem we właściwym kierunku.
To nie trybik w maszynie. Jest graczem, który łamie scenariusz. Postrzega siebie jako jeden z jedenastu, pracując nie tylko ze swoimi kolegami z drużyny, ale także dla nich. Nie potrzebował miesięcy, ani tygodni, aby się dostosować, zaadaptować i znaleźć swój rytm. Wszedł z marszu. Choć przezwisko “Kvaradona” na cześć “Boskiego Diego” zawsze było przesadzone, to na miarę naszych czasów mamy do czynienia z piłkarzem wybitnym. Na tyle, by fani PSG mogli śmiało patrzeć w przyszłość.
Klub z Parc des Princes już wcześniej ryzykował, zwykle bezskutecznie, ale w tym transferze jest coś innego. Kwaracchelia nie przybył pod Wieżę Eiffla jako piłkarz-celebryta ani jako diament do oszlifowania. Przyszedł jako gotowy produkt, napompowany i skory do zdobywania trofeów. Nieśmiały i trochę niezdarny przy kamerach, za to śmiertelnie niebezpieczny na placu gry.

Przeczytaj również