Pep Guardiola utrze nosa Romanowi Abramowiczowi? Angielscy potentaci zachwyceni "nowym Ruudem Gullitem"
Gdy w wieku szesnastu lat dołączasz do młodzieżówki londyńskiej Chelsea, a w ciągu niespełna dwóch sezonów stajesz się idolem kibiców „The Blues”, musisz wiedzieć, że żarty się skończyły. Fani drużyny ze Stamford Bridge prędko wynieśli nieopierzonego Nathana Ake’a na piedestał, z którego równie szybko zrzucił go Roman Abramowicz. Dziś Rosjanin chce powrotu piłkarza do klubu, ale szyki zapewne pokrzyżuje mu Pep Guardiola.
Nathan Ake urodził się w Hadze, a kiedy ukończył osiem wiosen, trafił do lokalnej szkółki piłkarskiej ADO Den Haag. Potem pieczę nad rozwojem sportowym zawodnika przejął Feyenoord Rotterdam, skąd w 2011 roku zawodnik powędrował do wspomnianej Chelsea. Sympatycy „The Blues” ochrzcili nastolatka przydomkiem „Mini-Gullit” i trzeba przyznać, że podobieństwo obu panów jest wręcz uderzające.
Zasilając skład pierwszego zespołu londyńczyków, Ake rozbudził własny apetyt na regularne występy w podstawowej jedenastce, jednak spalił się w blokach. Holenderski defensor przeplatał przyzwoite mecze całkowicie nieudanymi, co poskutkowało serią wypożyczeń do Reading, Watfordu oraz Bournemouth. Wreszcie w 2017 roku został sprzedany do ostatniego wymienionego klubu za łączną sumę 20 milionów funtów.
Ruud Gullit wersja 2.0
Skoro już nadmieniliśmy, że Nathan wyglądem do złudzenia przypomina swojego legendarnego rodaka, to warto wpleść wzmiankę na temat innych cech łączących właśnie tych piłkarzy. Zanim jednak do tego przejdziemy, dodamy tylko, że Ake w licznych wywiadach wielokrotnie podkreślał, że nie lubi być zestawiany z Gullitem. Bardziej zaś identyfikuje się z dawnym partnerem z szatni „The Blues”, Davidem Luizem, aktualnie stoperem Arsenalu.
W każdym razie, wychowanka ADO naprawdę sporo łączy z byłym znakomitym piłkarzem. Obrońca Bournemouth też ma prawie perfekcyjny timing przy wślizgach. Imponuje również pełną koncentracją na boisku i sprytnym wyczuwaniem intencji rywali, co pozwala mu na skuteczne przerywanie akcji ofensywnych oponentów, w tym udane blokowanie strzałów.
Ponadto Ake wyróżnia się talentem do wymiany podań na małej przestrzeni. Holender to urodzony zwycięzca, który kapitalnie odnajduje się zarówno jako stoper, lewa podpora linii obrony czy defensywny pomocnik. Mamy zatem do czynienia z graczem ponad miarę uniwersalnym. Futbolowe predyspozycje reprezentanta Holandii odkrył sam Leo Beenhakker. Były selekcjoner reprezentacji Polski - delikatnie rzecz ujmując - nie był zadowolony, że jego oczko w głowie opuszcza Feyenoord. Niemniej jednak, będąc porównywanym do słynnej legendy AC Milanu, a zarazem byłego piłkarza i trenera Chelsea, nie możesz wiecznie stać w miejscu. Nie we współczesności.
Latający Holender
„Mini-Gullit” w Bournemouth wreszcie zyskał piłkarską dojrzałość. Jego pewnego rodzaju opanowanie połączone z nonszalancją zawsze wzbudzały podziw, lecz brakowało mu boiskowej kropki nad „i” - chłodnej kalkulacji w poszczególnych sytuacjach. Ake udowadnia już, że do odważnych świat należy, zwłaszcza w pojedynkach powietrznych. Nie ma znaczenia, z kim przyjdzie mu się mierzyć, gdy wyskakuje do główki. Czy to w defensywie, czy w ofensywie. W ataku jest niezwykle groźny.
- Wypożyczenie, a następnie transfer definitywny do Bournemouth, dały Ake’owi to, co jest niezbędne młodemu zawodnikowi, czyli częstotliwość rozgrywania spotkań w pełnym wymiarze czasowym, a co za tym idzie - stabilizację formy. Rzeczywiście imponuje mi pod każdym względem, natomiast jego główkowanie to poezja - podkreśla nikt inny, jak właśnie Ruud Gullit.
Trudno nie zgodzić się ze zdobywcą Złotej Piłki z 1987 roku. Gdy wydaje się, że 180 centymetrów wzrostu będzie niewystarczające, aby pokonać roślejszych rywali, Ake potrafi odszukać lukę w ustawieniu obrony, sprytnie wesprzeć się na barkach defensorów i umieścić piłkę w siatce. Wybija się w powietrze niezwykle inteligentnie, jest bardzo skoczny, a przy tym skuteczny.
Na celowniku Guardioli
Nathan Ake stał się kolejnym z wielu zawodników odrzuconych przez Chelsea, którzy odnieśli sukces gdzie indziej. Występując w koszulce Bournemouth, zdobył renomę jednego z najlepszych obrońców Premier League. Nadeszła pora, żeby wykonać krok naprzód. Holender jest w stu procentach przygotowany na taki obrót wydarzeń.
Jak donosi „Sky Sports”, cena za podpis Ake’a zawarta w jego kontrakcie to 75 milionów funtów, ale spadek “Wisienek” do Championship spowoduje, że koszta zminimalizują się do około 50 milionów. A to i tak będzie stanowić spory zastrzyk gotówki do klubowej kasy „The Cherries”.
Przez dłuższy okres mówiło się o zainteresowaniu piłkarzem Bournemouth ze strony Manchesteru United i Leicester City. Z kolei na ewentualny powrót do Chelsea rzekomo naciska Frank Lampard. Zapędy trenera „The Blues” mogą zostać jednak niechybnie zweryfikowane przez Pepa Guardiolę. Manchester City robi wszystko, by to właśnie u nich Holender grał od przyszłego sezonu Premier League. I jest najbliżej finalizacji transakcji.
Tak czy inaczej, przyszłość Ake’a ilustruje się w bardzo pozytywnej kolorystyce. Jeżeli trafi do ekipy z niebieskiej części Manchesteru - a to najprawdopodobniejszy scenariusz - Roman Abramowicz może już zacząć pluć sobie w brodę. Zresztą, nie pierwszy raz. Jak głosi jeden z aforyzmów Benjamina Franklina, oparty na prastarym ormiańskim przysłowiu: „Wartość wody doceniamy dopiero wtedy, gdy wyschnie studnia”.