Pękła mu czaszka, cud, że przeżył. Ale nigdy nie był tym samym piłkarzem

Pękła mu czaszka, cud, że przeżył. Ale nigdy nie był tym samym piłkarzem
screen youtube
Patryk - Idasiak
Patryk Idasiak29 Aug · 11:00
W sezonie 2019/20 bali się go obrońcy w Anglii. Strzelił 27 goli we wszystkich rozgrywkach, chciały go większe kluby. W kolejnym dołożył cztery bramki, a później... zderzył się głowami z Davidem Luizem i omal nie stracił życia na boisku. Przestał się ruszać, doszło do wewnętrznego krwawienia. Od tamtej chwili Raul Jimenez nie jest już tym samym piłkarzem.
We wtorek 27 sierpnia Raul Jimenez zdobył bramkę w 1/32 finału Carabao Cup. Wreszcie mógł zagrać, bo w Premier League dwa razy dostał tylko po dziesięć minut plus czas doliczony. To była dopiero jego bramka numer 17 po fatalnym urazie głowy, a minęły od tego prawie cztery lata. Stary Raul Jimenez nigdy tak naprawdę nie wrócił, choć cieszy się, że w ogóle może grać.
Dalsza część tekstu pod wideo
- Nigdy nie myślałem o zakończeniu kariery czy przestaniu grać. Zawsze byłem pewny, że wrócę - opowiadał w dokumencie Code Red, który nagrał Wolverhampton rok po tym wydarzeniu.

Moment krytyczny

29 listopada 2020 roku. Piąta minuta spotkania dziesiątej kolejki Premier League. Arsenal gra z Wolverhampton na pustym obiekcie Emirates. Okres covidowy, nie ma kibiców na trybunach. Nagle David Luiz z impetem pakuje się w głowę Raula Jimeneza. To Meksykanin miał w tej sytuacji gorzej, ponieważ był w tej sytuacji bierny, praktycznie skakał w miejscu. Nuno Espirito Santo podkreślał, że była to kluczowa pozycja przy bronieniu kornerów, bo zbierał wszystkie piłki lecące na bliższy słupek. Miał za zadanie nie dać zrobić przebitki.
Tego rzutu rożnego akurat nie pamięta. David Luiz na niego wpadł, fatalnie zderzyli się głowami. Słychać było wrzask, ból. Potęgował to fakt, że przecież nie było na trybunach kibiców. To był przerażający dźwięk pękającej czaszki Meksykanina. Conor Coady zastanawiał się, czy napastnik z jego zespołu w ogóle żyje. Jimenez tej sytuacji nie pamięta, ma dziurę, czarny punkt, zgaszone światło. Kojarzy jedynie przyjazd na stadion autokarem, wyjście na murawę i następnie zejście do szatni. A później? Kompletnie nic. Tak jakby ten mecz się nie odbył. Kiedy Nuno Espirito Santo opowiadał o tym zdarzeniu rok później, to nadal przechodziły go ciarki i pojawiły się łzy w oczach:
- Są takie rzeczy, które jesteś w stanie wymazać z pamięci, ale ten moment zostanie ze mną na zawsze. I ten dźwięk... także zostanie (trener uderza pięścią w dłoń i pojawiają się łzy).

Cud, że przeżył

Raula Jimeneza mogło już nie być na tym świecie, a on wrócił i gra nadal na poziomie Premier League. Dlaczego w ogóle wrócił? Dlatego, że tego nie pamięta. Nie zna strachu, bólu, walki o życie, ten moment kompletnie przegapił. Jest na pewno bardziej ostrożny, nie idzie już z takim impetem na piłkę, odpuszcza, mimowolnie czuje respekt do stykowych sytuacji, ale po dramatycznych wydarzeniach nie przestraszył się futbolu. W szpitalu spędził dziesięć dni. Koledzy nawet nie mogli odwiedzić go z powodu obostrzeń.
Doszło do złamania czaszki. Kość pękła tak, że nastąpiło małe krwawienie w mózgu. Lekarze na murawie zdawali sobie z tego sprawę, dlatego tak bardzo się denerwowali. Musieli najpierw ustabilizować pozycję, a dopiero później zabrać Jimeneza do pobliskiego szpitala. Operacja musiała być błyskawiczna. Mogło dojść do nieodwracalnych zmian. Gracze przez chwilę zapomnieli o tej sytuacji, dokończyli mecz i pokonali Arsenal 2:1, ale wynik nikogo nie obchodził. Wszyscy wrócili do domów i się denerwowali, nikt nie miał aktualnych informacji. Przecież ich kolegę z zespołu zabrano do szpitala. Nie wyglądało to najlepiej z perspektywy boiska. Wszystkich uspokoił sam Jimenez wiadomością na WhatsAppie dzień później. Napisał, że w ogóle nic nie pamięta, ale jest pod dobrą opieką i wszystko się udało.
- Poprosiłem fizjoterapeutę, żeby wysłał mi filmy z różnych stron boiska. Chciałem zobaczyć, co się w ogóle stało. Dla mnie to się nigdy nie wydarzyło, ponieważ tego nie pamiętam. To było normalne. Nigdy się nie bałem. Czasami widzisz filmy ze złamaną kostką lub piszczelem i sam to czujesz. To nawet nie ty, ale czujesz to w swoim ciele. Może to nie to samo, z moim, ponieważ to było szokujące: samo uderzenie, a potem uderzyłem jeszcze o ziemię. Ale mnie to nie przestraszyło. Chciałem więcej filmów z różnych stron, żeby zobaczyć różne aspekty, kto krył, czy nie zrobiłem dwóch kroków do przodu w kierunku narożnika. Idę zaatakować piłkę i w ostatniej chwili robię dwa kroki do przodu i muszę odskoczyć do tyłu.

Cudowna rekonwalescencja

W przypadku takich urazów nie ma jednej metody rehabilitacji. Kiedy wróci? Ile to potrwa? Jak będzie wyglądała? Nie wiadomo. Tu przerosła najśmielsze oczekiwania. Zaledwie kilka tygodni po tym, jak groziła mu śmierć, wrócił do ćwiczeń podtrzymujących równowagę, spacerów, gry w piłkę nożną i terapii poznawczej opartej na grze. Pokonywał kolejne kroki, odhaczał cele. Lekarze nie wiedzieli nawet, czy wróci on do normalnego funkcjonowania, czy na przykład będzie w stanie zachować równowagę i się nie przewracać. I rzeczywiście, początkowo miał z tym kłopot. Cztery miesiące później uczestniczył już w normalnych treningach z zespołem. Normalnych, ale nie do końca dla niego, ponieważ nie mógł brać udziału w pojedynkach fizycznych ani też wbiegać w pole karne. To były takie małe gierki wewnątrz zespołu. Od czegoś musiał zacząć.
The Athletic informował, że porady udzielił mu wiodący na świecie specjalista od urazów mózgu z University of Birmingham - profesor Tony Belli. Gdy tylko dostał zgodę na grę, to zaczął grać piłkami piankowymi, potem plastikowymi, a w maju prawdziwymi. Cały czas używał opaski, musi nosić ją do dziś w ochronie czaszki. Trenował, choć długo z ograniczeniem dośrodkowań, walki o górne piłki. Wrócił na mecz z Leicester City w kolejnym sezonie. Został przyjęty bardzo ciepło przez całą ekipę gospodarzy. Tak o tym opowiadał w The Guardian tuż po powrocie:
- Pamiętam, że przy rzucie rożnym Jamie Vardy podszedł do mnie, żeby mi pogratulować, a Caglar Soyuncu, James Maddison i większość innych graczy Leicester również podeszła do mnie w różnych momentach gry. Czułem się z tego powodu naprawdę dobrze. Powiedzieli, że byli naprawdę szczęśliwi, widząc mnie z powrotem na boisku, że to zaszczyt być tam i grać ze mną w moim pierwszym meczu po powrocie.
Na gola czekał 336 dni i strzelił go w szóstej kolejce sezonu 2021/22 przeciwko Southampton. To był jednak jeden z niewielu. Wtedy jeszcze grał w bardzo dużej opasce, która zasłaniała mu niemal całą głowę, ograniczała widoczność, powodowała dyskomfort.. Zmienił ją w poszukiwaniu formy. Bramkę z Preston North End w Pucharze Ligi rok później celebrował już w stylu… pirata:
- To cud, że tu z wami w ogóle jestem - dodawał wThe Guardian, powtarzając w ten sposób słowa lekarzy.

Nie ten sam

17 goli w sezonie 2018/19, 27 goli w sezonie 2019/20 i jeszcze cztery w pechowym dla jego kariery. Później? Zaledwie sześć trafień w 2021/22 po powrocie, a rozegrał w Premier League aż 34 spotkania, na co złożyło się ponad 2600 minut. Nadal był najlepszym strzelcem, ale sześć bramek to wynik przeciętny. 14 zawodników “Wilków” strzeliło co najmniej gola. Świetnie bił stałe fragmenty gry Ruben Neves, bo stoper Conor Coady zakończył z czterema trafieniami. Jimenez bardziej zasłynął jedną z najgłupszych czerwonych kartek w historii Premier League. Najpierw sfaulował Rodriego, a później uniemożliwił mu szybkie wykonanie rzutu wolnego.
Sezon 2019/20 to 114 oddanych strzałów Jimeneza (39 celnych) i z tego 17 bramek w Premier League - skuteczność 15%. Całe Wolves notowało 12,1 strzału na mecz, a zawodnicy uzbierali łącznie 51 goli. Z kolei 2021/22 to tylko 56 strzałów Meksykanina (15 celnych) z czego sześć goli - skuteczność 10,7%. Całe Wolves notowało 10,6 strzału na mecz, a zawodnicy uzbierali łącznie 38 goli. Mimo tego, że zajęli dzeisiąte miejsce, to tylko trzy zespoły ze strefy spadkowej miały na koncie mniej bramek. Zespół Bruno Lage'a dobrze punktował, ale grał trochę ponad stan, bo to już nie była jakość starej dobrej ekipy Nuno Espirito Santo. Lage nie wygrał żadnego z siedmiu ostatnich meczów, a Jimenez w żadnym z nich nie zdobył bramki. Szkoleniowiec kontynuował fatalną serię w nowym sezonie i w końcu został zwolniony.
To trochę tak, że Jimenez był nadal najważniejszą, centralną postacią ataku, lecz nie był już w stanie dać tyle, co wcześniej. Częściej irytował, tracił piłkę, nie był już takim killerem w polu karnym i nie gwarantował takiej jakości. Stracił on, ale i ucierpiał zespół. Istniały poważne przesłanki wskazujące na to, że solidny i duży ochraniacz na głowie ograniczał mu pole widzenia i utrudniał śledzenie ruchu piłki, szczególnie w powietrzu:
- Czasami trajektoria lotu piłki sprawiała, że ​​Raul, mając na głowie stary kask, odczuwał różnicę - mówił Bruno Lage. Wymiana na nowy model, który miał dodatkowe wypełnienie tylko w potrzebnym miejscu, nie pomogła, a Jimenez nie zdobył ani jednej bramki w 15 występach w lidze w sezonie 2022/23. Strzelił trzy w Pucharze Ligi (w tym tę z piracką celebracją), gdzie szanse dostawali głównie zmiennicy.
W tym też sezonie, dokładnie 27 marca 2023 roku, stał się krajowym memem po występie z Jamajką, w którym wszedł na boisko na pół godziny i wyglądał jak amator na boisku profesjonalistów. Kibice nie chcieli go już oglądać w narodowych barwach. Jednym było wręcz przykro, inni mówili wprost, że Meksyk powinien z niego zrezygnować, wielu podkreślało, że to nie jest ten sam Jimenez sprzed kontuzji głowy. W jego kierunku pojawiały się też gwizdy. Na Gold Cup 2023 nie pojechał. Nie został wybrany przez selekcjonera Diego Coccę, a kiedy Jaime Lozano powołał go jesienią, to spotkał się z falą krytyki. Jimenez strzelił trzy gole w meczach towarzyskich, ale na finały Ligi Narodów i Copa America 2024 powołania już nie otrzymał.
Był cieniem samego siebie. To był czas, żeby się rozstać z Wolverhampton, dlatego w letnim okienku 2023 trochę niespodziewanie sięgnęło po niego Fulham, gdzie rzeczywiście trochę się odbił. Skoro rok wcześniej nie trafił w lidze ani razu, a tu w całym sezonie siedmiokrotnie, to znaczy, że poczynił progres. A poza tym stracił też dobry miesiąc przez kontuzję uda, pauzował za czerwoną kartkę i pod koniec był już tylko rezerwowym.

Zmienił przepisy

W feralny dzień, gdy Raul Jimenez opuścił boisko, David Luiz został wtedy oklejony i obandażowany, po czym pozostał na murawie. Krew się lała, a on grał. Spotkało się to z ogromną falą krytyki i wywołało zażarte dyskusje. A Brazylijczyk krwawił tak, że i tak zszedł z boiska po przerwie.
Oburzał się w Match of The Day Alan Shearer:
- Rozmawiamy o życiu i śmierci. Piłka nożna musi stać się prawdziwa, musi się obudzić, musi stać się poważna. Nie w przyszłym roku, w przyszłym miesiącu, tylko teraz. Mówimy o dobru zawodników.
Premier League wcześniej nie wprowadziła dodatkowej zmiany po takich urazach, jednak ta sytuacja spowodowała, że władze ligi błyskawicznie zmieniły zdanie. Dziś zespół może dokonać dodatkowej zmiany, jeśli lekarze odradzają kontynuowanie gry.
Dramat Meksykanina zmienił trochę postrzeganie takich kontuzji. Teraz wszystko odbywa się nieco szybciej. Sędzia błyskawicznie przerywa grę i woła lekarzy, jeśli zauważy, że zawodnicy trzymają się za głowy i mogło dojść do wstrząśnienia mózgu. Raul Jimenez odcisnął na tym na pewno swoje piętno.
Sportowo z kolei można postawić tezę, że gdy już wrócił, to nie był i nie jest tym samym Jimenezem. Świadczy o tym forma, liczby, krytyka za występy w kadrze, brak miejsca w Wolverhampton oraz zahamowanie kariery, która mogła pójść jeszcze w kierunku bardziej uznanego klubu.

Przeczytaj również