Oto transfer sezonu w Wiśle Kraków. Szokująca statystyka z Europy. A przyszedł za frytki

Oto transfer sezonu w Wiśle Kraków. Szokująca statystyka z Europy. A przyszedł za frytki
Krzysztof Porebski / pressfocus
Dominik - Budziński
Dominik BudzińskiDzisiaj · 08:00
Wśród piłkarzy krakowskiej Wisły chyba tylko Angel Rodado zebrał w tym sezonie więcej pochlebnych ocen niż Rafał Mikulec. Boczny obrońca “Białej Gwiazdy”, który na Reymonta trafił przed rozpoczęciem obecnej kampanii, okazał się transferowym strzałem w dziesiątkę.
Mało kto przewidziałby latem 2024 roku, że z dość sporego grona nowych nabytków to właśnie Rafał Mikulec okaże się największym wzmocnieniem Wisły Kraków. Dziś to jednak fakt. 27-letni obrońca, grający głównie na lewej flance, choć prawonożny i właśnie z tej strony czujący się ponoć lepiej, zawodzi rzadko. Zdecydowanie częściej zbiera za swoje występy bardzo pozytywne noty.
Dalsza część tekstu pod wideo
“Biała Gwiazda” za około 50 tysięcy złotych wyciągnęła go z Resovii, w której spędził kilka dobrych lat. Najpierw jeszcze na drugoligowych boiskach, potem szczebel wyżej. Już wtedy pokazywał, że jest wyjątkowo uniwersalny. Grał na lewej i prawej stronie obrony, ale czasami pełnił nawet rolę skrzydłowego czy środkowego pomocnika. W tamtym okresie Mikulec, pytany o to, jaką pozycję chciałby zająć, mógł zatem śmiało cytować Józefa Oleksego - wszystko jedno, wszędzie mnie potrzebują.

Wrzucony na głęboką wodę

Początki pod Wawelem były dla gracza urodzonego w Przemyślu słodko-gorzkie. Zaliczył co prawda udany debiut w meczu eliminacji Ligi Europy z kosowskim Llapi, ale potem trochę zderzył się ze ścianą, gdy “Biała Gwiazda” wpadła na zdecydowanie mocniejszych rywali. Piłkarze Rapidu Wiedeń wrzucili go w stolicy Austrii na solidną karuzelę, potem w Krakowie robili to też gracze Cercle Brugge. W obu przypadkach Wisła traciła po sześć goli i w defensywie, jako całość, wyglądała katastrofalnie. Mikulec był co prawda tylko jednym z trybików pokiereszowanej maszyny, ale musiał się nasłuchać. Że się nie nadaje. Że to nie jego poziom.
I ok. Może faktycznie tak duży przeskok momentami trochę go przerastał. Gołym okiem było widać, że ma problemy z piłkarzami wartymi po kilka, a nawet i kilkanaście milionów euro. Co natomiast ciekawe, inne wnioski można mieć po przejrzeniu kilku statystyk. Jedna z nich zrobiła ostatnio okrążenie po serwisie X. Maciej Skucha zauważył bowiem, że Mikulec w tym sezonie Ligi Konferencji (oraz ich eliminacji) jest zawodnikiem numerem jeden pod względem wygranych pojedynków w defensywie.

Nikt nie gra tak dużo

27-latek piłkarzem naprawdę jakościowym okazał się natomiast, co dla Wisły zdecydowanie ważniejsze, przede wszystkim na boiskach pierwszoligowych. Tamtejsze realia poznał już wcześniej. Nie musiał, jak wielu piłkarzy ściąganych z innych krajów czy rozgrywek, miesiącami zaznajamiać się z folklorem zaplecza Ekstraklasy. Od razu wiedział, z czym to się je.
Póki co były gracz Resovii ma przy Reymonta abonament na grę. Od początku sezonu opuścił tylko dwa mecze, w obu przypadkach przez pauzy za żółte kartki. Licząc wszystkie rozgrywki, aż 32 razy wychodził w pierwszym składzie. Ma też w nogach najwięcej minut spośród wszystkich piłkarzy Wisły (3302).
Sporo przebłysków Mikulec notował już jesienią, gdy grał naprawdę odważnie w ofensywie i - zazwyczaj, bo nie zawsze - pewnie w tyłach. Dopiero jednak po kilku miesiącach do swojego repertuaru zaczął dokładać także liczby. Najpierw w Siedlcach ustrzelił dublet, potem zaliczył swoje premierowe asysty w starciach ze Stalą Rzeszów i Miedzią Legnica, a po zimowej przerwie jeszcze bardziej rozwiązał worek ze zdobyczami.
  • asysta z Ruchem Chorzów,
  • asysta z Górnikiem Łęczna (przy zwycięskim golu),
  • zwycięski gol z Wartą Poznań,
  • asysta z Chrobrym Głogów,
  • otwierający wynik gol z Odrą Opole.
Łącznie Mikulec uzbierał więc w tym sezonie cztery trafienia i pięć asyst. Wynik w przypadku bocznego obrońcy przyzwoity, pewnie jeszcze do podreperowania. W oczy rzuca się natomiast ostatni wzrost formy 27-latka. Trzy poprzednie występy kończył on z bezpośrednim udziałem przy którejś z bramek Wisły. Idealnie odpowiedział tym samym na krytyczne (i zasłużone) głosy po meczu w Legnicy, bo trzeba przyznać, że akurat tam rozegrał chyba swój najsłabszy mecz po przenosinach pod Wawel.

Pauza w idealnym momencie?

O tym, jak dużą wartością dla “Białej Gwiazdy” jest właśnie Mikulec, kibice mogli przekonać się też w miniony weekend podczas starcia z Pogonią Siedlce, gdy podstawowy lewy defensor musiał akurat pauzować za kartki. Zastąpił go Giannis Kiakos, który wyglądał na murawie bardzo niepewnie. Nie dawał tyle w ofensywie, a i w tyłach był pogubiony. Szybko dostał kartkę, potem pachniało kolejną.
Mikulec “wyczyścił się” natomiast w meczu z ostatnią drużyną w tabeli, dzięki czemu teraz nie musi drżeć o pauzę w którymś z kluczowych spotkań sezonu. A Wisła, która wygrała już pięć razy z rzędu, zaczyna akurat okres zdecydowanie bardziej wymagających rywalizacji. Na początek, już w piątkowy wieczór, wyjazdowe starcie z Bruk-Betem. Ewentualne zwycięstwo nie tylko zbliży “Białą Gwiazdę” do gry w barażach, ale nawet pozwoli marzyć o tym, że awans uda się jeszcze wywalczyć bezpośrednio. Porażka może natomiast skomplikować sytuację ekipy prowadzonej przez Mariusza Jopa, bo za plecami piątej obecnie siły Betclic 1 Ligi zrobiło się tłoczno.

Przeczytaj również