Oto nowa gwiazda NBA. LeBron nie dowierza. "Po prostu to spier**lili"

Oto nowa gwiazda NBA. LeBron nie dowierza. "Po prostu to spier**lili"
screen
Mateusz - Jankowski
Mateusz Jankowski05 Dec · 18:00
Los Angeles Lakers to LeBron James, Anthony Davis i… Dalton Knecht. Nieopierzony debiutant na naszych oczach stał się nową gwiazdą NBA.
Co liczy się w dzisiejszej koszykówce na najwyższym poziomie? Umiejętności rzutowe, fizyczność, atletyzm i co najmniej solidna gra w defensywie. Wszystkie te atrybuty i wiele innych posiada Dalton Knecht. 23-latek dopiero stawia pierwsze kroki w NBA, jednak zupełnie nie widać po nim braku doświadczenia. Gracz Los Angeles Lakers wychodzi na parkiet, po czym potrafi deklasować umiejętnościami. Jego występy są tak dobre, że nawet LeBron James jest pod gigantycznym wrażeniem.
Dalsza część tekstu pod wideo

Tytan pracy

Dalton Knecht wkroczył do NBA, dysponując zadziwiająco dużym doświadczeniem na profesjonalnym poziomie. Przez aż pięć lat rywalizował bowiem w ligach uniwersyteckich. Nie chciał zbyt szybko rzucić się na głęboką wodę, zdając sobie sprawę z własnych niedociągnięć. Dopiero stopniowy rozwój pozwolił mu stać się poważnym kandydatem do rywalizacji w najlepszej lidze świata.
- Zawsze był niezwykle pracowity, od początku marzył o tym, żeby zostać sportowcem, ale za marzeniami poszło ogromne zaangażowanie. Nigdy nie usłyszałam od niego: “Może dziś nie pójdę na trening albo na siłownię”. Raczej zawsze powtarzał: “Kiedy mogę iść na dodatkowe zajęcia?”. Jest przykładem tego, że ciężka praca może zaprowadzić bardzo daleko, nie mogłabym być z niego bardziej dumna - opowiedziała jego mama, Carrie Knecht, dla Colorado Community Media.
- On jest definicją maniaka siłowni. Uwielbia tam być, kocha to miejsce, jego zapach, nawet dźwięk. Mogę wyobrazić sobie, że kiedy pewnego dnia zbuduje sobie dom, to będzie on wyglądał jak siłownia - żartobliwie stwierdził jego były trener, Eddie Trenkle, na łamach The Athletic.
Karierę Knechta można opisać słowami sukcesywny progres. W pierwszym sezonie ligi uniwersyteckiej notował tylko 8,9 punktu i 3,6 zbiórki na mecz, z takimi liczbami nie miałby najmniejszych szans na angaż w NBA. W drugim statystyki podskoczyły już do 20,2 punktu i 7,2 zbiórki. Największy postęp poczynił w zakresie rzutów dystansowych. Wielokrotnie przyznawał, że jego idolem jest Kevin Durant, jeden z najlepszych strzelców w dziejach koszykówki. Codziennie oglądał kompilacje KD, analizował ułożenie rąk, palców, ruchy ułatwiające kreowanie sobie pozycji rzutowych. Następnie teoria szła w parze z praktyką, sam spędzał na parkiecie długie godziny, ćwicząc technikę trójek. W efekcie stał się bezdyskusyjnym liderem drużyny Tennessee. W poprzednim sezonie wybrano go najlepszym zawodnikiem południowo-wschodniej konferencji NCAA. Jako 23-latek musiał wreszcie wykonać najważniejszy krok i przejść na zawodowstwo.

Niekompetencja rywali

Niski skrzydłowy zgłosił się do tegorocznego draftu, który całościowo nie stał na najwyższym poziomie. Próżno było szukać w nim graczy pokroju Victora Wembanyamy czy Paolo Banchero, wokół których można zbudować cały projekt. W większości do wyboru byli solidni zadaniowcy z potencjałem na coś więcej. Dalton na tle konkurencji prezentował się bardzo dobrze. Dziennikarze ESPN typowali, że zostanie wybrany z siódmym wyborem, portal The Athletic plasował go na dziewiątej lokacie. Tymczasem aż 16 drużyn postanowiło kompletnie pominąć gwiazdę NCAA. Na wybór poczekał aż do 17. picku, który należał do Los Angeles Lakers.
Wówczas zakontraktowanie Knechta przeszło bez większego echa. Cały świat koszykówki żył bowiem wyborem Bronny’ego Jamesa z 55. numerem. Oto napisała się piękna historia i po raz pierwszy w dziejach NBA syn mógł zagrać z ojcem w jednym zespole. Wszyscy wiedzieli, że w dłuższej perspektywie będzie to raczej tylko ciekawostka, ponieważ latorośl LeBrona pod żadnym pozorem nie dorównuje mu talentem. Mimo wszystko to właśnie młodszy z Jamesów znalazł się w centrum uwagi. Dopiero po starcie sezonu okazało się, że inny wybór Lakers był tym kluczowym dla przyszłości organizacji.
- Czy ktoś oglądał tego chłopaka? Wylądował u nas, bo wcześniej 16 klubów spier***iło sprawę, po prostu to spie***lili. Myślałem, że to niemożliwe, aby on spadł aż do 17. picku, nie mam pojęcia, jak do tego doszło. Ale oczywiście bardzo cieszę się, że tak się stało. Oglądałem go sporo w Tennessee. Kiedy mogliśmy go wybrać z 17. numerem, już wiedziałem, co stanie się dalej - mówił LeBron w rozmowie z Dave'em McMenaminem.
- Był zawodnikiem roku w jednej z najtrudniejszych konferencji w NCAA. Jest świetnym strzelcem, potrafi bronić, ma odpowiednią fizyczność. Trudno znaleźć tak wszechstronnego zawodnika. Uważamy, że idealnie pasuje do naszej filozofii. Nigdy nie wyobrażaliśmy sobie, że tak utalentowany zawodnik będzie dostępny z 17. numerem. Gdybyśmy mieli 10. pick, to też byśmy go wzięli - zdradził Rob Pelinka, dyrektor generalny Lakers.
- Czy byłem zaskoczony tym, że wybrano mnie dopiero z 17. pickiem? Trochę tak. Wiedziałem, co robiłem w college'u, jaki jest mój poziom. Wielu ludzi mówiło, że jestem najlepszym graczem w drafcie, więc to była niespodzianka, że spadłem tak nisko. Ale hej, dzięki temu trafiłem do Lakers, to błogosławieństwo. Jestem bardzo szczęśliwy, że będę mógł zagrać z LeBronem, Anthonym Davisem i innymi. Jestem w cudownym miejscu - podkreślał sam zainteresowany, cytowany przez Lakersnation.com.
Dlaczego rywale Lakers pominęli Knechta? Być może mylnie oceniono, że nieco zasiedział się w rozgrywkach uniwersyteckich. Zwykle największe perełki trafiają do NBA, mając 19-20 lat, a nie 23. W tym konkretnym przypadku zebrane doświadczenie okazało się tylko dodatkowym atutem skrzydłowego. Lata spędzone w NCAA pozwoliły mu poprawić rzut i decyzyjność, nabrał większej masy mięśniowej i wypracował lepsze nawyki w obronie. Efekty były widoczne już podczas ostatniego okresu przygotowawczego. Wtedy potrafił wcielać się w rolę lidera Lakers, zasypując przeciwników kolejnymi celnymi rzutami. Wizytówką jego talentu był spektakularny mecz z Phoenix Suns, kiedy rzucił 35 punktów, w tym 20 z rzędu. Trafił osiem trójek, był po prostu nie do zatrzymania.

Grajmy na Knechta, on jest dobry

Na starcie sezonu zasadniczego debiutant musiał jeszcze zaakceptować hierarchię. JJ Redick w pierwszych meczach na ławce trenerskiej Lakers wolał wystawiać bardziej doświadczonych zawodników. Knecht wchodził jedynie z ławki, reagując w najlepszy możliwy sposób. Pierwszoroczniak wykorzystał każdą nadarzającą się okazję, aby pokazać umiejętności i charakter. W końcu znalazł się w pierwszej piątce i od razu oczarował wszystkich. Przeciwko Memphis Grizzlies zebrał 19 punktów, trzy asysty i dwie zbiórki. Ramię w ramię z LeBronem poprowadził “Jeziorowców” do zwycięstwa.
- Dziś polegaliśmy na Daltonie, zrobiliśmy to i się udało - przyznał LeBron po triumfie nad Grizzlies. - Knecht? Mógł dziś rzucić 40 punktów - ironicznie powiedział Anthony Davis, kiedy Dalton w kolejnym spotkaniu huknął 37 punktów.
- To wiele dla mnie znaczy, że koledzy mi ufają. W pewnym momencie AD po prostu powiedział mi, żebym przejął stery. Nawet nie zdawałem sobie sprawy z tego, że rzuciłem 22 punkty z rzędu. Po prostu byłem w rytmie, pozostali zawodnicy ciągle mnie znajdowali, miałem dobre pozycje i z tego korzystałem. Trener przygotowywał zagrywki pod moje rzuty, więc zespół bardzo ułatwił mi punktowanie. Ja musiałem tylko to egzekwować - opowiedział debiutant na łamach Rookie Wire.
Knecht zachwyca od momentu przebicia się do wyjściowego składu LAL. W pierwszych siedmiu meczach ako starter notował średnio 19,7 punktu i 5,2 zbiórki. Trafia aż 55% rzutów z gry w tym 48% zza łuku. Żaden inny gracz w lidze nie jest tak skuteczny, oddając po minimum 5,5 trójek na mecz. Zdarzają się pojedyncze wieczory, w których 23-latek przerasta nawet LeBrona i Anthony’ego Davisa. Z Utah Jazz zebrał 37 oczek, posyłając aż dziewięć celnych trójek. Ustanowił tym samym nowy rekord wśród debiutantów NBA.
- Żaden debiutant nie robi tego, co Knecht. Jest nieustraszony, myślę, że to trzeci najlepszy gracz Lakers. To będzie Rookie of the Year - zachwycał się Kevin Garnett, mistrz NBA z 2008 roku. - Mówiłem wam, że dyrektorzy generalni NBA nie mają pojęcia, co robią. Pominięcie Knechta było gigantycznym błędem. Lakers wiedzieli, że trafia im się okazja. To nie tylko świetny strzelec, potrafi też bronić, wykonuje podania, o których inni nawet by nie pomyśleli. To wielkie wzmocnienie - wtórował legendarny Charles Barkley, ekspert stacji TNT.

Jak anioła głos

Knecht potwierdza, że czasem warto pozostać na uczelni nieco dłużej, aby wkroczyć do NBA jako gotowy produkt. Lata gry w lidze uniwersyteckiej udoskonaliły umiejętność regularnego punktowania. Drobnym problemem wciąż jeszcze pozostaje gra po drugiej stronie parkietu. Ze względu na 198 centymetrów wzrostu ma on czasem problemy z kryciem wyższych i bardziej postawnych zawodników. Jednocześnie sam potrafi karcić defensorów, którzy pozostawiają go samemu sobie.
- Dalton bardzo mocno poprawia się pod względem defensywy. W sierpniu rzuciłem mu wyzwanie, powiedziałem, że nie chcę, aby był pachołkiem na parkiecie. Widzimy, jak mocno pracuje, aby poprawić się w obronie. Ma odpowiednie gabaryty, szybkie ręce, lepiej reaguje w sytuacjach bez piłki. Posiada warunki, aby zostać świetnym obrońcą - przyznał niedawno Redick antenie Spectrum Sports. - On jest nieustraszony. Dodaje grupie niezwykłą energię. Gra z takim samym poziomem zaangażowania w pierwszych kwartach i w końcówkach spotkań. Jego kolejne rzuty nas napędzają, to prawdziwa broń. Myślę, że znajduje się w jednym procencie najlepiej rzucających zawodników - dodał trener.
- Codziennie wstaję z myślą, że mam coś do udowodnienia. Czy to, kiedy wchodzę na parkiet, czy podczas treningów na siłowni. Przez całe życie czułem się niedoceniany i teraz służy mi to jako dodatkowa motywacja - stwierdził Knecht dla oficjalnego portalu NBA.
Włodarze Lakers mogą tylko zacierać ręce. Tegoroczny draft praktycznie nie mógł ułożyć się dla nich lepiej. Sprowadzenie Bronny’ego było marketingowym strzałem w dziesiątkę, stworzono historię, do której będzie wracało się przez lata. Jednocześnie zadbano też o aspekt czysto sportowy. Syn Jamesa na tę chwilę nie nadaje się do regularnej gry na poziomie NBA. Pozyskano jednak inną gwiazdę, która perfekcyjnie wkomponowała się w system z LeBronem i Davisem. Trzech muszkieterów ma znów przywrócić świetność w Mieście Aniołów.

Przeczytaj również