Oto następca Kroosa. Tak rośnie legenda Realu Madryt
Już jest liderem Realu Madryt, za kilka zostanie niekwestionowaną legendą. Wszedł w buty żywej ikony, które pasują na niego idealnie. Fede Valverde wynagradza kibicom “Królewskich” tęsknotę za Tonim Kroosem. Transmisja El Clasico w sobotę 26 października w Eleven Sports 1 o 21:00. Początek studia już o godzinie 18:00.
Już przed startem sezonu wiadomo było, że Real Madryt stoi u progu małej rewolucji. Emerytura Toniego Kroosa przy jednoczesnym zakontraktowaniu Kyliana Mbappe zmusiła “Królewskich” do zmiany stylu gry. Początek sezonu ligowego udowodnił, że większa liczba napastników wcale nie musi oznaczać bardziej ofensywnej gry. Mistrzowie punktują na dobrym poziomie, ale wiele meczów musieli, kolokwialnie mówiąc, przepchnąć kolanem. Wyczekiwanym przełomem była dopiero druga połowa ostatniego meczu z Borussią Dortmund, kiedy “Los Blancos” faktycznie zaprezentowali futbol spod znaku rock and rolla. Vinicius Junior udowodnił, że jest najlepszym graczem Realu i najpewniej też numerem jeden na świecie.
Nie można jednak całkowicie zapominać o tym, co działo się przed rozwałkowaniem BVB na arenie europejskiej. W wielu spotkaniach ligowych na najjaśniejszą postać mistrzów Hiszpanii wyrastał nie kto inny, ale właśnie Fede Valverde. Wobec niemocy partnerów to właśnie on potrafi wziąć sprawy w swoje ręce, nie bojąc się żadnego powierzonego mu zadania. Kiedy trzeba, sprawdza się w roli defensywnego pomocnika, na etapie konstruowania akcji stara się wypełnić wakat pozostawiony po Tonim Kroosie. A jeśli nadarza się okazja, potrafi jeszcze uderzyć tak, że szczęka opada. Pełen serwis.
Spadkobierca idola
Fede zakończył poprzedni sezon w najlepszy możliwy sposób. Jako etatowy członek pierwszego składu pomógł Realowi wygrać Ligę Mistrzów. Warto podkreślić, że był to 15. Puchar Europy w historii madryckiego hegemona. Podczas uroczystej celebracji na Cibeles wszyscy członkowie zespołu przywdziali zatem trykot z numerem, który na co dzień należał do Urugwajczyka. Jedynie jego nazwisko zastąpiono słowem “Champions”. Chociaż można je spokojnie uznać za synonim “Valverde”.
- W dzieciństwie pewnie każdy z nas miał idola, którego podziwiał, obserwował w telewizji i myślał: "Kiedy dorosnę, chcę być taki sam". Będąc dziećmi z bujną wyobraźnią, mogliśmy marzyć o tym, że gramy w piłkę ze swoim idolem, tym odległym, nietykalnym. Tym dzieckiem byłem ja. I udało mi się spełnić to nierealne marzenie. Mogłem dzielić murawę z zawodnikiem, którego od zawsze ubóstwiałem. Toni, dziś wiem, że ten dzieciak chciałby pograć z tobą jeszcze przez co najmniej dziesięć lat. Ponieważ nigdy nie przestałem być tym chłopcem, który zawsze cię podziwiał - taki wpis zamieścił Valverde, kiedy Kroos ogłosił przejście na emeryturę.
- Drogi Fede, wiesz, że jesteś dla mnie bardzo ważny, kocham cię jako zawodnika i jako osobę. Masz absolutnie wszystko, aby w przyszłości zostać kapitanem tej drużyny. Przekazanie tobie "ósemki" to dla mnie przyjemność - odpowiedział weteran.
To było filmowe zakończenie historii pomocnika z numerem 15. W trakcie mistrzowskiej fety stało się coś nieuniknionego. Toni Kroos oficjalnie przekazał “ósemkę” wychowankowi Penarolu. Możemy tylko podejrzewać, jak wspaniale musiał czuć się zawodnik, który od początku kariery był wpatrzony w Niemca. Najpierw traktował go jako idola, sportowe bóstwo, później został kolegą z szatni i skarbnicą wiedzy na temat tajników gry na pozycji rozgrywającego. W sztafecie pokoleń nastąpiło formalne przekazanie pałeczki.
- Ach, Toni. Jako kibic nie miałem innego wyboru, jak tylko podziwiać jego umiejętności techniczne i taktyczne. Najchętniej przyznałbym mu Złotą Piłkę. Poznałem go też jako człowieka, to facet, który zawsze chętnie mi doradzał, udzielał wskazówek. Wystarczyła minuta rozmowy z piłkarzem tej klasy, aby mnie uszczęśliwić. W domu dużo rozmawiałem z żoną o przejęciu "ósemki", głęboko w sercu bardzo tego pragnąłem, ale miałem obawy, bałem się, że nie podołam. Mówimy przecież o zawodniku, który zapisał się w historii Realu, w całej historii futbolu. Ale w końcu żona przekonała mnie, mówiąc, że na to zasługuję i że nie mogę odrzucić numeru Toniego, jeśli klub mi to zaproponuje. Długo się wahałem, ale w końcu się zgodziłem - opowiedział w rozmowie z L'Equipe.
Nowa wersja
Symbolika numerów na trykotach przykuwa uwagę, ale najważniejsza pozostaje gra. I to właśnie w tym elemencie Fede udowadnia, że zasłużył na miano następcy Kroosa. Oczywiście, zaznaczmy od razu, że legendarnego Niemca nie da się zastąpić jeden do jeden. Przez dekadę występów w Madrycie wypracował zbyt unikalny styl, aby próby naśladowania go były jakkolwiek możliwe. Valverde robi jednak wszystko, żeby poszerzyć repertuar własnych zagrań o elementy charakterystyczne dla poprzedniej “ósemki”. Wychodzi mu to lepiej niż dobrze.
Do niedawna do głównych atutów Urugwajczyka należały fenomenalne strzały z dystansu. W tak efektowny sposób potrafił zdobywać bramki z zadziwiającą regularnością. Dwa lata temu na tym etapie sezonu miał już siedem goli, z czego większość po prawdziwych pociskach zza pola karnego. W bieżących rozgrywkach zgromadził tylko dwa trafienia, ale stanowią one jedynie dopełnienie obrazu pomocnika kompletnego.
Ewidentnie czuć, że po odejściu Kroosa większość obowiązków w zakresie kreacji spadła na barki Fede. W poprzednim sezonie notował średnio 58,9 celnych podań na 90 minut, w tym 63,2. Zaliczył też wzrosty w zakresie kluczowych zagrań (1,52 na mecz w minionych rozgrywkach do 1,60 w bieżących), oczekiwanych asyst (z 0,08 do 0,12), celności podań (z 89,8% do 91,2%) i liczby przerzutów (z 3,90 do 5,53). Portal Whoscored podawał, że 26-latek posyła dalekie piłki ze skutecznością na poziomie 81%, najwyższą w TOP5 ligach Europy. Pozostaje też liderem wśród środkowych pomocników pod względem odbiorów. Według danych Fbref w tym sezonie tylko Eder Militao zaliczył w meczach Realu więcej kontaktów z piłką od Valverde. W jego grze tak naprawdę trudno znaleźć jakiekolwiek mankamenty.
Większy nacisk na rozgrywanie sprawia, że ofensywny potencjał 26-latka został nieco ograniczony. On sam w pełni akceptuje jednak taką rolę. Po transferze Mbappe wiadomo było, że reszta drużyny będzie musiała nieco przemodelować styl gry. Fede rozumie, że dołożenie kolejnej gwiazdy do linii ataku zmusza pomocników do większej pracy w pressingu i destrukcji. Ale nie narzeka, nie próbuje destabilizować hierarchii, nie szuka na siłę okazji do strzelenia gola, żeby samemu pławić się w świetle reflektorów. Woli wyjść na murawę i poświęcić się dla dobra zespołu.
- Moim zdaniem są zawodnicy, którzy nie muszą bronić, wystarczy, że raz na jakiś czas pomogą. Tak samo od nominalnych obrońców nie oczekuje się, że będą atakować przez 90 minut. To kwestia rozumienia gry. Osobiście nie przeszkadza mi bieganie za naszymi napastnikami, aby oni mogli później zdobyć dwie, trzy bramki. Sam też lubię strzelać gole, ale są chwile, kiedy to nie jest ten element gry, którego się ode mnie oczekuje - tłumaczył w rozmowie z Thymote Pinonem. - Nestor Goncalves nauczył mnie w Penarolu, że najważniejsze jest, aby wrócić do domu z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Ja w każdym meczu chcę dać z siebie wszystko, próbuję się dostosować do drużyny, mogę grać jako "ósemka", defensywny pomocnik, w pojedynczych meczach byłem nawet bocznym obrońcą. Bycie wszechstronnym daje ci więcej możliwości w walce o pierwszy skład. Myślę, że wciąż mogę się poprawić, jeśli chodzi o atakowanie wolnej przestrzeni i grę lewą nogą - dodawał.
- Myślę, że w ostatnim czasie sprawdzam się w innej roli. Strzelam mniej goli, ponieważ jeśli widzę, że ktoś jest bliżej bramki i też może trafić, to stawiam na dobro drużyny. Dla mnie ważniejsze jest posłanie odpowiedniego podania niż bycie samolubnym - podkreślał na łamach The Residency.
Twarz Madridismo
Valverde spełnił już marzenie o wspólnej grze u boku Kroosa. Jego kolejnym celem jest zostanie pierwszym kapitanem Realu. W wielu wywiadach podkreślał, że zrobi wszystko, aby zasłużyć na opaskę. Przywoływał przykłady Daniego Carvajala i Luki Modricia, których nazwał lustrami. Pozostali zawodnicy przyglądają się weteranom, próbując naśladować ich postawę. Fede zamierza pójść w ich ślady, pomagając jeszcze młodszym piłkarzom pokroju Endricka czy Ardy Gulera. W oficjalnej hierarchii kapitanów wciąż zajmuje dopiero czwarte miejsce za Carvajalem, Modriciem, a także Lucasem Vazquezem. Pod nieobecność kontuzjowanego obrońcy to właśnie Urugwajczyka uznaje się jednak za lidera w szatni na Bernabeu.
- Valverde wciąż kontynuuje postęp, wykazuje się większą osobowością i odpowiedzialnością. Ma jakość, ale wyróżnia się też mentalnością. Mogę spokojnie powiedzieć, że to zawodnik, którego nie da się zastąpić. Jest niezastąpiony ze względu na swoją jakość, siłę i inteligencję. Mamy szczęście, że Kroos wybrał swojego idealnego następcę. Fede zaczyna być liderem w szatni. Wie, że musi zająć pozycję, która wcześniej należała do Toniego, Nacho czy Casemiro - chwalił Ancelotti, przywoływany przez Mundo Deportivo.
W ostatnich miesiącach wydaje się, że Włoch właśnie od tego nazwiska zaczyna układanie składu. W tym sezonie pomocnik rozegrał już 1212 minut, w poprzednim aż 4290. Żaden inny gracz Realu nie pojawia się na murawie tak często. Rodrygo przestał być pewniakiem do wyjściowego składu, Mbappe często schodzi w końcówkach, Bellingham walczy jak może z uszkodzonym barkiem i innymi urazami. Praktycznie większość zawodników zmaga się z różnorakimi problemami lub wahaniami formy. Poza Viniciusem i Valverde.
- Nie ma szans na to, żebym odszedł do Arabii. 10 milionów, 20 czy 30 nie zmieni mojego życia. Jestem w Realu, najlepszym klubie świata. Kocham Madryt, moja rodzina również i nie zamierzam stąd odchodzić - podkreślił w styczniu na antenie Movistar.
On najlepiej wie, ile musiał zrobić, aby zapracować sobie na taki status w ekipie “Królewskich”. Jak wiele poświęcił młokos ściągnięty z Urugwaju za raptem 5 mln euro, żeby dziś być praktycznie bezcennym piłkarzem. W mediach nawet nie przewija się temat potencjalnego transferu, ponieważ Real po prostu nie mógłby pozwolić sobie na taką stratę. Do niedawna kibice mogli zastanawiać się, jak “Los Blancos” będą mogli funkcjonować bez Toniego Kroosa. Teraz można by zapytać, w jaki sposób mieliby grać bez Fede Valverde. Ale w najbliższych latach znalezienie odpowiedzi nie będzie konieczne. Filar, przyszły kapitan i materiał na legendę nigdzie się nie rusza.
- Fede od pierwszego dnia mówił, że jestem jego idolem, więc, chcąc nie chcąc, trzeba było mu pomóc, zaopiekować się nim. Pierwszy raz zobaczyłem go w 2019 roku, kiedy wrócił z wypożyczenia. Widziałem, że to bardzo dobry zawodnik, on zostawia życie na boisku. Z każdym rokiem grał więcej i zachował swój charakter. Są piłkarze, którzy go tracą, ale nie on, to wciąż ten sam chłopiec, który chce się uczyć i sam pomaga innym. Kocham go za to, jakim jest człowiekiem. Jeśli chodzi o futbol, też w niego wierzę, dlatego oddałem mu “ósemkę”. Teraz musi wziąć na siebie odpowiedzialność, którą brałem. To jego kolej i wiem, że jest w stanie to zrobić - powiedział ostatnio Kroos w wywiadzie z dziennikiem Marca.
Valverde nie mógł otrzymać piękniejszej laurki.