Oto największy problem reprezentacji Paulo Sousy? "To bardzo martwi. I nie może się powtórzyć" [NASZ WYWIAD]
![Oto największy problem reprezentacji Paulo Sousy? "To bardzo martwi. I nie może się powtórzyć" [NASZ WYWIAD] Oto największy problem reprezentacji Paulo Sousy? "To bardzo martwi. I nie może się powtórzyć" [NASZ WYWIAD]](https://pliki.meczyki.pl/big/365/605aec78c7b90.jpg)
Wiadomo, że najlepsze wyniki z Anglikami osiągnęła reprezentacja Kazimierza Górskiego, a największym katem Polaków był Gary Lineker, który naszych bramkarzy pokonał aż sześciokrotnie. Również sześć razy z "Synami Albionu" mierzył się Roman Kosecki - i jest pod tym względem reprezentacyjnym rekordzistą. Stare Wembley, Gascoigne, Stuarcie Pierce i zmianie taśmy - zapraszamy do wywiadu z "Kosą".
KUBA MAJEWSKI: Również sześć meczów z Anglikami rozegrał Jan Furtok, ale pan ma w nogach 476 minut, to prawie godzinę więcej.
ROMAN KOSECKI: Naganiałem się z nimi strasznie, ale każde spotkanie było dla nas wielkim wydarzeniem. Była walka na całego, bardzo ostra, a jednocześnie atmosfera piłkarskiego święta. Dla takich meczów się żyło.
Sześć meczów, zero wygranych, trzy remisy i trzy porażki.
Wszystkie przegrane na Wembley. Na starym Wembley. Stadion z niezwykłym klimatem, prawdziwa Mekka futbolu. Każda wizyta tam, to niezapomniany klimat, wgniatający w boisko hałas. Nie byliśmy tam w stanie nie tylko zrobić punktów, ale nawet zdobyć bramki. Choć bywały mecze, gdy wcale nie brakowało nam tak wiele, by zaskoczyć ich z kontrataku. No ale zawsze jednak byliśmy słabsi.
W kraju szło wam lepiej.
Dwa razy prowadziliśmy, a oni strzelali nam w końcówkach. Świadomość bliskości sukcesu powodowała chyba, że koncentracja nam uciekała, a wraz z nią zwycięstwa.
Za każdym razem też media pompowały nastroje wspomnieniami o historycznym sukcesie Orłów Górskiego. Nie mieliście tego dość?
Śmialiśmy się już nawet, że jak mecz z Anglią, to wiadomo - Wembley 1973, Domarski i Tomaszewski. Te wspomnienia wciąż jeszcze były wówczas bardzo żywe, ale nie przypominam sobie, by miało to na nas jakiś wpływ. Chcieliśmy zwyciężać, zapisać swoją kartę w historii.
Najbliżej byliście jesienią 1993 r. w Chorzowie.
"Leśny" (Marek Leśniak - przyp. red.) miał tam niesamowite sytuacje, mógł strzelić przynajmniej dwa gole. W końcu jednak Adamczuk dał nam prowadzenie. Graliśmy dobrze i wydawało się, że mamy ten mecz pod kontrolą, że po 20 latach uda się w końcu pokonać Anglików.
Postawiliście się im również jako zespół.
Przed meczem staliśmy w tunelu i czekaliśmy, by wyjść na murawę. Mobilizowaliśmy się, Anglicy również. W pewnym momencie Gascoigne zaczął wykrzykiwać obraźliwe hasła pod naszym adresem. Skoczyliśmy do niego z Piotrkiem Świerczewskim, złapaliśmy się za koszulki i blisko było potężnej awantury. Sędzia jednak zareagował momentalnie, użył mocno gwizdka, nakazał nam wrócić do szatni, ochłonąć i po chwili znów wróciliśmy do tunelu. Na boisku Piotrek go potem mocno ganiał, nie odpuszczał mu i w końcu angielski trener go zdjął.
A z którym Anglikiem rywalizowało się panu najtrudniej?
Zdecydowanie Stuart Pearce. Gość grający ostro, na pograniczu faulu, a często nawet je przekraczający, ale zawsze z klasą i szacunkiem do rywala. Uwielbiał walkę. Ja również. Mierzyłem się z różnymi znakomitymi obrońcami, zwłaszcza w lidze hiszpańskiej, ale Pearce był wyjątkowy. Miał niesamowicie umięśnione nogi, znakomicie się na nich utrzymywał, był niezwykle sprawny i silny. Twardziel. Starcia z nim były wyzwaniem. Ganialiśmy się niemal do upadłego, kopaliśmy, pracowały łokcie, a po meczu podawaliśmy sobie dłonie i dziękowaliśmy za rywalizację. Takie podejście to dla mnie kwintesencja futbolu i w ogóle sportu. O to właśnie w tym wszystkim chodzi.
Pamięta pan swój pierwszy mecz? Wszedł pan na ostatnie pół godziny.
Mój Boże, to było prawie 32 lata temu... Bardzo w głowie pozostał mi obraz tej angielskiej świątyni futbolu. Murawa równa jak stół. Zagrać tam było czymś niesamowitym. Przegraliśmy 0-3, wszedłem przy stanie 0-1, by próbować uratować wynik. Otworzyliśmy się, oni to bezlitośnie wykorzystali i skończyło się przykrą porażką.
Anglicy byli waszą zmorą.
Tak, ale to w ogóle był trudny czas. Przemiany ustrojowe w kraju, zmiany organizacyjne w PZPN, bałagan, wieczne kłopoty ze sprzętem. Dużo by o tym opowiadać. W każdym razie też ciągle trafialiśmy na silne ekipy. A to właśnie Anglicy, a to potem Holendrzy i akurat wówczas rosnący w siłę Norwegowie, a to Francja. Potem kadra wpadała jeszcze znowu dwukrotnie na Anglików. No ciężko było coś zwojować. Nam nigdy nie brakowało ambicji, woli walki, zaangażowania, ale piłkarsko jednak odstawaliśmy od Anglików, co było szczególnie widoczne na wyjazdach.
A jak porównałby pan tamte zespoły do dzisiejszego?
Wówczas wszyscy reprezentowaliśmy zbliżony poziom, w większości graliśmy już za granicą i radziliśmy tam sobie. Ale nie mieliśmy w składzie najlepszego piłkarza świata.
W Londynie też go zabraknie.
To duża strata, niemniej wciąż dysponujemy ogranymi w Europie piłkarzami, dla których otwiera się szansa pokazania w prestiżowym meczu, że potrafią pociągnąć reprezentację. Ten zespół występował już w mistrzostwach świata i Europy, niedawno znów do nich awansował. Są bardzo doświadczeni, do tego wchodzi młodzież. Mamy więc prawo od nich wymagać i oczekiwać dobrej gry. Czekamy już niemal 50 lat na wygraną z Anglikami, zresztą u nich nigdy się nam to nie udało więc może w końcu teraz, gdy mało kto daje naszym szansę?
Jaka jest recepta na Anglików?
Z doświadczenia wiem, że przede wszystkim nie pękać, podjąć walkę i zachować koncentrację. No i zasuwać od pierwszej do ostatniej minuty. Wszyscy bronimy, wszyscy atakujemy. Trzeba też wykorzystać każdą sytuację, bo tych nie będzie wiele.
Mecze z Węgrami i Andorą pokazały, że ze skutecznością mamy kłopot.
Paulo Sousa pracuje na żywym organizmie. Potrzebuje czasu, a tego nie ma. Uczy się więc na swoich błędach. Trudno oceniać kadrę za mecz z Andorą, natomiast na Węgrzech pokazaliśmy, że potrafimy narzucić swoje warunki, a trener reaguje na bieżąco na boiskowe sytuacje i naprawia błędy. Nie wiadomo więc na razie, jakie jest prawdziwe oblicze reprezentacji. Bardzo przy tym martwi jej gra defensywna i nie mam tu na myśli postawy tylko obrońców, ale całego zespołu, bo w Budapeszcie pozwoliliśmy wbijać sobie gole w sytuacjach, gdy to my byliśmy w ataku, przy zaskakującej bierności, jakichś chwilach zawieszenia. To nie może się powtórzyć.
Awansujemy na Mundial?
Myślę, że tak. Drugie miejsce też nam daje promocję... Ale właściwie dlaczego nie mielibyśmy zająć pierwszego? Panowie, wygrajcie w Londynie, życzę wam tego z całego serca i nie wracajmy już do Wembley 1973. Zmieńcie tę taśmę! Możecie to zrobić! Ale nie możecie też ani na chwilę utracić czujności. Reprezentacyjna piłka jest nieprzewidywalna. Widzimy co się dzieje w eliminacjach. Turcja idzie jak burza, Norwegia, ze znakomitym przecież Haalandem, przegrała już dwa spotkania. Swoje wpadki zaliczyli już Francuzi, Portugalczycy i Chorwaci. Jest ciekawie. Nie mogę się doczekać kolejnych meczów.