Oto najlepszy kandydat na trenera Liverpoolu. Podobny, ale inny niż Klopp. "Ostatni sensowny wybór"
Nowym trenerem Liverpoolu nie zostanie Xabi Alonso. Niemiec chce dalej współpracować z Bayerem Leverkusen, wobec czego "The Reds" będą musieli szukać innego szkoleniowca. Nie wydaje się jednak konieczne wręczenie nagrody pocieszenia. Obecny główny kandydat to zdecydowanie ktoś więcej.
Trenerska przygoda Rubena Amorima rozpoczęła się szybko, Portugalczyk miał niespełna 33 lata. Na tej podstawie wydawać się mogło, że jego piłkarska przeszłość nie była szczególnie udana, ale to mylne wrażenie. W jej trakcie pomocnik sięgnął po dziewięć tytułów z Benficą, zagrał też 14 razy dla reprezentacji Portugalii, z którą pojechał na mistrzostwa świata. Jeśli więc kogoś przekonują argumenty dotyczące zapachu szatni, to Amorim niewątpliwie je zna. Jednocześnie znacznie ważniejsze wydaje się to, jak wypada jako szkoleniowiec. Krótko rzecz ujmując - świetnie, jest jednym z najlepszych w młodym pokoleniu. Wątek ten trzeba jednak rozwinąć.
Portugalczyk zaczął w Casa Pia, później prowadził rezerwy Bragi, ale szybko otrzymał awans do pierwszej drużyny, gdzie przejął stery po Ricardo Sa Pinto, świetnie znanym z Legii Warszawa. To właśnie z Bragą zdobył pierwszy tytuł, w krajowym pucharze ograł w finale FC Porto. W 2020 roku po Amorima zgłosił się Sporting, klub z Lizbony zapłacił aż 10 milionów euro. Kwota olbrzymia, przynajmniej jak na standardy rynku trenerskiego - więcej kosztowali jedynie Brendan Rodgers (Leicester City) i Andre Villas-Boas (Chelsea). Było to tym bardziej szokujące, że były reprezentant kraju poprowadził Bragę w zaledwie 13 meczach, w tym dziewięciu ligowych.
Zakładano, że albo działacze Sportingu dostrzeli generacyjny talent, albo zwariowali. Prędko okazało się, że skauting w stolicy działa niezmiennie dobrze.
Do tej pory szkoleniowiec zdobył z "Lwami" cztery tytuły. Przywrócił drużynę na ligowy szczyt po blisko 20 latach oczekiwania, co opisywaliśmy TUTAJ. Sezon w sezon udowadnia swoją wartość, jako 39-latek zebrał gigantyczne wręcz doświadczenie i jest gotowy na kolejny krok w karierze. Liverpool wydaje się jego ziemią obiecaną.
Wszędzie wiszą lustra
Przez długi czas utrzymywano, że to Xabi Alonso zostanie następcą Juergena Kloppa na Anfield. To, jak wiadomo, się nie wydarzy. "The Reds" przeglądają więc rynek w poszukiwaniu innych opcji, chociaż nie można wykluczyć, że zainteresowanie usługami Hiszpana nigdy nie przerodziło się w nic konkretnego. Niemniej, nie ma zbyt wielu dostępnych opcji, a sytuację pogarsza konkurencja. Za trenerami rozglądają się także Manchester United, FC Barcelona, Bayern Monachium, nie można też wykluczyć Chelsea i Juventusu. Tymczasem wielkie nazwiska są raczej związane z innymi drużynami. W wypadku Rubena Amorima istnieje jednak klauzula. Według The Athletic wynosi ona 10 milionów euro, co wykracza poza zasięg finansowy "Blaugrany", ale odpowiada Liverpoolowi. Anglicy wierzą już, że za jakość trzeba płacić, półśrodki nie zdają egzaminu.
Na korzyść Portugalczyka działa również fakt, że - na tle innych trenerów - jest bardziej doświadczony. W dotychczasowej karierze uzbierał 148 spotkań na najwyższym poziomie ligowym. Dla porównania Alonso ma ich raptem 53. Amorim częściej też grał w europejskich pucharach, w poprzedniej edycji Ligi Mistrzów jego Sporting dotarł do ćwierćfinału, wyrzucił Arsenal, a z Juventusem stoczył zażarty bój.
Wydaje się również, że 39-latek jest stosunkowo blisko Kloppa-szkoleniowca. To zaś może okazać się kwestią nie do przecenienia, zważywszy na pomnikowe wręcz dokonania Niemca na Anfield.
Pod względem taktycznym Klopp nie jest szczególnym zwolennikiem gry defensywnej. Liverpool nie prezentuje się aż tak pragmatycznie, jak potrafi to zrobić Manchester City Pepa Guardioli. Oczywiście, w bieżącym sezonie Premier League "The Reds" stracili raptem 28 goli, to drugi najlepszy wynik po Arsenalu. Ale samo podejście pozostaje znamienne, przylgnęło określenie heavymetalowe. Amorim zaś większą uwagę przykłada do obrony.
- Sytuacje przeciwników z otwartej gry - 8 vs 17
- Sytuacje przeciwników po kontratakach - 4 vs 1
- Sytuacje przeciwników po stałych fragmentach - 10 vs 7
- Spalone rywali - 2,2 vs 2,4
- Faule - 11,4 vs 12,2
Można się spierać w temacie wyższości Premier League nad Liga Portugal, ale w tej kwestii nie ma to większego sensu. Tym bardziej, że to nie o różnice między Portugalczykiem i Niemcem chodzi, ale o punkty wspólne. Te można zebrać pod postacią jednego zaledwie słowa - pressing. Klopp niemalże zbudował swoją karierę na tym, że jego całe drużyny były zaangażowane w odbiór piłki rywalom. Sporting działa na podobnej zasadzie, o czym przekonał się wspomniany już Arsenal. W starciu 1/8 finału Ligi Europy lizbończycy terroryzowali "Kanonierów" ustawieniem 3-2-5. Gdy tylko ci rozgrywali piłkę, zaraz mieli na plecach podopiecznych Amorima, którzy zamykali ich w prostokątach, gdzie mieli znaczną przewagę liczebną. Taka bezkompromisowość cechuje też Liverpool.
W bieżącym sezonie Premier League "The Reds" odebrali piłkę w tercji obronnej rywala 94 razy, zaś w sekcji środkowej 219. W wypadku Sportingu mowa jest o 61 w okolicach "szesnastki" przeciwnika oraz 200 na środku boiska. Warto zestawić to z Manchesterem City, dla którego przyjęte liczby wynoszą kolejno 78 i 173. Różnice pozostają nieznaczne, chociaż nie ulega wątpliwości, że to zawodników Kloppa charakteryzuje największe zaangażowanie w walkę na połowie rywala.
Temat walki jest jednocześnie o tyle pojemny, że można go odnieść także do tego, jak Sporting radzi sobie w końcówkach meczów. Niekiedy zdarza się tak, że do osiągnięcia sukcesu potrzebujesz przepchnięcia jakiegoś spotkania kolanem. Wyjścia na prostą, mimo trudnego początku. Liverpool zna to uczucie doskonale, w trwających rozgrywkach zdobył 26 punktów, chociaż rywale prowadzili. W takich meczach udało się wygrać siedem razy. Lizbończycy wracali zaś na tyle dobrze, aby sięgnąć po 16 "oczek" i pięć zwycięstw. To nie przypadek, nie bez powodu mówi się, że Amorim niekiedy przekłada kwestie charakterologiczne nad taktyczne. O Kloppie przez lata krążyła, i dalej krąży, podobna opinia.
Potrzebna przebudowa?
Przy całej pochwale dla siły mentalnej bagatelizowanie warsztatu trenerskiego jest fatalnym pomysłem. To o tyle ważna kwestia, że wpływająca na kształt całej kadry "The Reds". Jeśli Ruben Amorim faktycznie trafi na Anfield, to nie obędzie się bez przebudowy. Niekoniecznie rewolucji, chociaż niewykluczone, że odejdzie kilka ważnych postaci. Portugalczyk uparcie trzyma się formacji 3-4-3. Funkcjonuje ona nie tylko na papierze, ale też w fazie ataku. W defensywie Sporting przechodzi często na wspomniane wcześniej 5-2-3. Na pierwszy rzut oka widać więc, że bardzo dużą rolę odgrywają wahadłowi. Na prawej stronie Liverpoolu problemu nie ma, Trent Alexander-Arnold idealnie wpisuje się w archetyp zawodnika, jakiego pragnie Amorim. W Sportingu szanse najczęściej dostają Geny Catamo i Ricardo Esgaio, od których Anglik jest o klasę lepszy.
Większego kłopotu nastręcza lewy bok. Kostas Tsimikas oraz Andy Robertson lepiej wypadają jako klasyczni obrońcy w ustawieniu z czterema zawodnikami. U Amorima zaś wahadła szaleją obustronnie. Nuno Santos strzelił już sześć goli i zanotował 14 asyst, natomiast Matheus Reis dołożył pięć ostatnich podań. Łączny dorobek wahadłowych w drużynie "Lwów" to udział przy 33 trafieniach. W Liverpoolu Alexander-Arnold, Tsimikas, Robertson i Conor Bradley bezpośrednio wpłynęli na 25 zdobytych bramek. Wzmocnienie lewej strony "The Reds" to plan rzeczywisty, ale prawdopodobnie połączony z odejściem albo Szkota, albo Greka. Żaden z nich nie zgodzi się na trzecioplanową rolę, a poza tym budżet nie jest z gumy.
Na tym nie koniec pytań dotyczących linii obrony. Trójka stoperów to dla Portugalczyka absolutna podstawa. Dwóch kandydatów na Anfield jest oczywistych, Virgil van Dijk oraz Ibrahima Konate będą grać, jeśli ominą ich kontuzje. Bardzo użytecznymi uzupełnieniami są zaś Joe Gomez i Jarell Quansah. Jednocześnie żaden z wymienionych "środkowych" nie ma wiodącej lewej nogi, co na starcie stwarza oczywisty problem. Poszukiwania takiego stopera będą więc jednym z tematów transferowych poruszanych wśród działaczy "The Reds". Niewykluczone, że uwaga skupi się na Goncalo Inacio, czyli obecnym podopiecznym Amorima.
Zaledwie 22-letni defensor ma w swoim CV ponad 150 występów dla pierwszego zespołu Sportingu. Portugalczyka już wcześniej łączono z Liverpoolem, ale problem stanowiła klauzula odstępnego oscylująca w graniach 60 milionów euro. Niemniej piłkarz to niewątpliwie ciekawy, bardzo pewny w rozegraniu (88% skuteczności podań), a przede wszystkim świetny w obronie. Abstrahując od samych stylów gry, to pod względem przechwytów, odbiorów i odzyskanych piłek radzi sobie w bieżącym sezonie na poziomie Van Dijka.
Problemów trudno się zaś dopatrzeć w ataku "The Reds". Zawodnicy pokroju Luisa Diaza powinni tylko skorzystać na współpracy z Amorimem, to samo tyczy się Darwina Nuneza. Urugwajczyk już teraz zdobywa sporo bramek, ale patrząc na to, jak radzi sobie Viktor Gyokeres, przyszłość zdaje się malować w jeszcze różowszych barwach. W wypadku Mohameda Salaha nie ma żadnych wątpliwości. To piłkarz, który poradziłby sobie chyba u każdego trenera, pod warunkiem, że ten nie wrzuci go na wahadło i nie zaprzęgnie do defensywnej orki. Takie rzeczy się jednak nie zdarzają.
Alternatywy cztery
Sprawa z Rubenem Amorimem nie jest jeszcze wyjaśniona. Liverpool pozostaje konkretnie zainteresowany, ale żaden z liczących się dziennikarzy nie przekazał jeszcze informacji świadczących o postępach rozmów. Sam Portugalczyk zabrał ostatnio głos, przyznał, że jego przyszłość to kwestia otwarta. Odejście ze Sportingu jeszcze nigdy nie było tak prawdopodobne.
- Nie mogę zagwarantować, że zostanę w Sportingu na kolejny sezon. Jeśli nie zdobędziemy tytułów, to odejdę. To było jasne od samego początku. Mówiłem o tym piłkarzom. Musimy wygrywać coraz więcej. Zobaczymy, czy damy radę to zrobić, a potem podejmiemy decyzję - wskazał.
Z tyłu głowy kibice Liverpoolu mają, że 39-latek to ostatni sensowny wybór. Można oczywiście wskazać kilku innych kandydatów: Juliana Nagelsmanna, Roberto De Zerbiego, Thiago Mottę czy Thomasa Franka. Alternatywy są, lecz każda z nich rodzi poważne obawy, znacznie większe niż w wypadku Amorima. Nie bez powodu o Portugalczyku w kontekście Premier League mówi się od kilku dobrych lat. Nie bez powodu przeszedł drogę od zainteresowania ze strony Aston Villi, przez Tottenham, na Liverpoolu kończąc.