Oto najlepsi kandydaci do zastąpienia Xaviego. Ulubieniec Laporty i potencjalny zbawca FC Barcelony. "Bez wad"

Oto najlepsi kandydaci do zastąpienia Xaviego. Ulubieniec Laporty i potencjalny zbawca Barcelony. "Bez wad"
Sergio Ruiz / pressfocus
Praca Xaviego Hernandeza w Barcelonie już niedługo dobiegnie końca. Teraz mistrzowie Hiszpanii muszą znaleźć następcę, który posprząta chaos pozostawiony po poprzedniku. Kandydatów nie brakuje.
1:4, 2:4, 3:5. Kiedyś Barcelona przez cały rok potrafiła nie notować tylu kompromitujących wpadek. Tymczasem teraz są to jedynie rezultaty z 13 ostatnich dni. Kolejno Real Madryt, Athletic i wreszcie Villarreal rozmontowali Xavinetę. Po raz pierwszy od 1963 roku “Blaugrana” straciła pięć goli w meczu ligowym na własnym stadionie. Jednocześnie wpuściła już tyle samo bramek, co w całym poprzednim sezonie. Puchary krajowe przegrano z kretesem. Szanse na obronę mistrzostwa są tylko matematyczne. Ostatnią deską ratunku może być Liga Mistrzów. Przy czym raczej jest to ryzyko kolejnej kompromitacji niż szansa na faktyczne odwrócenie negatywnego trendu. Prawda wygląda tak, że każdy w Barcelonie powinien dla wspólnego dobra zakończyć tę agonię.
Dalsza część tekstu pod wideo
Xavi
Belga / pressfocus
Po ostatnim meczu wydawało się, że może dojść do zwolnienia Xaviego. Ten postanowił jednak sam zdecydować o własnym losie. Otwarcie ogłosił, że po sezonie odejdzie, ponieważ, jak sam to ujął, nie chce być ciężarem. Teraz “Barca” ma zatem kilka miesięcy, aby wytypować idealnego następcę. Kolejna wpadka nie wchodzi w grę, biorąc pod uwagę kryzys sportowy, ekonomiczny i instytucjonalny. Nic dziwnego, że Deco już rozpuścił wici. Dyrektor sportowy miał nawiązać kontakty z agentami kilku trenerów. Nie znamy listy życzeń, choć parę nazwisk przychodzi do głowy wręcz automatycznie. Oto główni kandydaci do objęcia steru katalońskiego okrętu.

Rafael Marquez (Barcelona B)

Barcelona nie dysponuje ogromnymi funduszami, zatem najpierw na pewno spojrzy do własnego gwiazda. A tam znajdzie Rafaela Marqueza, który od lipca 2022 roku pracuje w drużynie rezerw. Od tego czasu poprowadził ją w 61 meczach, notując 27 zwycięstw, 17 remisów i 17 porażek. Bez szału, ale też bez tragedii. W poprzednim sezonie jego podopieczni byli blisko awansu na drugi poziom rozgrywkowy. W półfinale baraży najpierw wygrali z Realem Madryt 4:2, aby odpaść w rewanżu po porażce 0:3. Pod tym względem niestety widać pewne podobieństwo do pierwszego zespołu, który ma w zwyczaju wypuszczać okazje z rąk.
Na pewno nie można jednak oceniać legendarnego reprezentanta Meksyku wyłącznie na podstawie wyników. Rezerwy służą przecież głównie przygotowaniu konkretnych zawodników pod grę na seniorskim poziomie. Pod tym względem 44-latek raczej zdaje egzamin. W ostatnich tygodniach Xavi korzystał z 17-letnich Hectora Forta i Pau Cubarsiego. Obaj rozpoczęli sezon pod okiem Marqueza i na razie nie zawodzą po przeskoku do elity. Dodatkowo praca byłego obrońcy "Barcy" nie przechodzi niezauważona.
- Rafa jako człowiek i jako trener jest niezwykły, bardzo cieszę się, że ktoś taki prowadzi drugą drużynę. On działa tak jak za czasów gry w piłkę, jest spokojny, podejmuje odpowiednie decyzje. Ma ogromny potencjał jako szkoleniowiec. Czy obejmie pierwszą drużynę? Mamy już bardzo dobrego trenera, który ciężko pracuje, aby "Barca" ponownie została mistrzem - powiedział Joan Laporta w lipcu na antenie ESPN.
W trakcie tego sezonu prezes również zasygnalizował swoje poparcie dla Meksykanina. 26 listopada osobiście stawił się w szatni Barcelony B po wygranym meczu z Cornellą. Podziękował wówczas młodym piłkarzom i Marquezowi. Warto przypomnieć, że nastąpiło to dwa dni przed arcyważnym meczem z FC Porto. “Blaugrana” grała wówczas o przetrwanie w Lidze Mistrzów. Czytając między wierszami, można było uznać, że Laporta wysyła Xaviemu jasny komunikat: “Wygrasz, albo tu mam twojego następcę”. Wtedy Katalończycy urwali się ze stryczka, ale wszyscy dobrze wiemy, jak dalej potoczył się sezon.

Thiago Motta (Bologna)

Myśląc o możliwych trenerach Barcelony, zawsze trzeba najpierw popatrzeć na jej byłych piłkarzy. Wydaje się, że klub uparcie chce zatrudniać ludzi z mitycznym DNA, dla których praca w tym miejscu nie będzie nowością. Ostatnie lata i kadencje Ronalda Koemana czy Xaviego pokazują, że takie myślenie często prowadzi na skraj przepaści. Mimo wszystko nadal można spodziewać się, że kierownictwo zerknie w stronę osoby dobrze znanej na Camp Nou.
- Thiago Motta jest faworytem Joana Laporty. Jeśli sytuacja nie ulegnie zmianie, Xavi nie zostanie w klubie - informował Sique Rodriguez z El Larguero jeszcze przed ostatnią kompromitacją z Villarrealem.
Pod względem warsztatu, a przede wszystkim doświadczenia, Motta bije Marqueza na głowę, chociaż początki Włocha na ławce trenerskiej w Genoi i Spezii były dość bolesne. Od wielu miesięcy jego Bologna prezentuje jednak skuteczny i przyjemny dla oka futbol. “Rossoblu” zajmują siódme miejsce w Serie A, tracąc tylko trzy punkty do czwartego Lazio. Tylko w tym sezonie ekipa z Bolonii pokonała Romę czy Atalantę oraz wyrzuciła Inter z Pucharu Włoch. Ostatnio urwała punkty Milanowi na San Siro. Nic dziwnego, że jej trener był już łączony z objęciem Napoli czy właśnie "Rossonerich". “Barca” musiałaby się spieszyć, aby ubiec konkurencję. Wydaje się, że warto.

Hansi Flick (bez pracy)

Barcelona ze względu na trudną sytuację finansową raczej nie może lekką ręką pozwolić sobie na wykup trenera z jakiegokolwiek klubu. Trzeba też spojrzeć na rynek wolnych szkoleniowców. A tam zdecydowanie najlepszą opcją wydaje się być Hansi Flick. Oczywiście, że Niemiec jest teraz oceniany z perspektywy nieudanej przygody w reprezentacji Niemiec. Początek kadencji Juliana Nagelsmanna dowodzi jednak, że prowadzenie “Die Mannschaft” wcale nie jest bułką z masłem.
Hansi Flick
ANP / pressfocus
Tymczasem w piłce klubowej Flick to po prostu kozak. W Bayernie zdobył potrójną koronę, prezentując futbol totalny. W 86 meczach pod jego wodzą Bawarczycy strzelili oszałamiającą liczbę 260 goli. Gdyby nie pewne scysje i nieporozumienia z zarządem, być może nadal z sukcesami prowadziłby “Die Roten”. Teraz jest jednak wolnym strzelcem. Barcelona powinna zatem przynajmniej postarać się o zatrudnienie tak utytułowanego fachowca. Z jednej strony perspektywa związanych rąk na rynku transferowym nie byłaby dla niego kusząca. Z drugiej, Niemiec miałby do dyspozycji naprawdę utalentowaną kadrę, w której nie brakuje jakości. Może to okazałoby się wystarczającą kartą przetargową.

Michel (Girona)

Jeśli kibice “Blaugrany” chcą oglądać ofensywny futbol, piękne mecze i efektowne zwycięstwa, muszą unikać meczów swoich ulubieńców. W Katalonii rządzi teraz inna ekipa, która odzwierciedla wszystkie zalety barcelońskiej filozofii. Girona. Ojcem sukcesu drużyny z Estadi Montilivi jest oczywiście Michel. Najpierw wprowadził ją do hiszpańskiej ekstraklasy, a teraz aktywnie walczy o tytuł mistrzowski. Wydaje się, że menedżer ten nie ma żadnych widocznych wad. Jest elastyczny, lubi ofensywny futbol i potrafi wyciągać z piłkarzy maksimum potencjału. Dość powiedzieć, że ogromnym sukcesem Barcelony byłaby obecnie umiejętność dorównania wiceliderowi La Ligi.
Naturalnie włodarze “Blanc-i-vermells” nie mają żadnego powodu, aby myśleć o rozstaniu z takim specjalistą. Jego umowa obowiązuje zresztą do 2026 roku, co teoretycznie wyklucza jakąkolwiek zmianę w najbliższych miesiącach. Warto jednak przypomnieć, że Pere Guardiola, współwłaściciel klubu, otwarcie przyznał, że nikt nie zamierza zatrzymywać Michela. Jeśli otrzyma on konkretną propozycję i wyrazi chęć odejścia, to po prostu odejdzie.
- Michel jest właścicielem swojej przyszłości. Zasłużył na to. Jeśli przyjdzie inny zespół i on będzie podekscytowany, to podamy sobie ręce i pożegnamy się. Zapewniam, że jeśli dostanie ofertę np. z Bayernu, sam zabiorę go samochodem do Monachium. To, czego dokonał w Gironie, sprawia, że zawsze będziemy mu wdzięczni - stwierdził kilka tygodni temu Guardiola w rozmowie z Relevo.
Pozostaje kwestia tego, jak Hiszpan zareagowałby na ewentualną ofertę. Warto bowiem przypomnieć, że Girona należy do City Football Group. Właściciele mogliby uznać za rok lub dwa, że mają pod ręką najlepszego następcę Pepa Guardioli. Katalończyk nie będzie przecież wiecznie pracował na Etihad. A skoro o wilku mowa.

Pep Guardiola (Manchester City)

- Gdyby to było konieczne, wróciłbym do Barcelony, ale tak nie jest. Jeśli będziemy musieli znów się ze sobą spotkać, to zrobimy to, ale w naturalny sposób. Teraz jest czas na innych ludzi - rzucił Guardiola w 2022 roku cytowany przez portal FCBarca.com. - Barcelona zawsze pozostanie moim klubem - dodał w trakcie ostatniej gali FIFA.
Nie ulega wątpliwości, że Pep mógłby powtórnie zostać zbawcą Barcelony. Jednocześnie raczej każdy zdaje sobie sprawę z tego, że jego powrót jest nierealny. Nie przez przypadek jako trener spędził na Camp Nou zaledwie cztery lata. Z kolei w Manchesterze leci mu już ósmy sezon. Stabilny projekt, komfort pracy i praktycznie nieograniczony budżet sprawiają, że właściwie tylko szaleniec zamieniłby “Obywateli” na Katalończyków. Ale...
Z pewnością byłby to iście filmowy scenariusz. Guardiola mógłby wrócić do domu i odbudować upadłego giganta. Z nowym pokoleniem, którego twarzami są Lamine Yamal, Pedri czy Gavi. Porzuciłby finansowego i sportowego hegemona w imię idei. Z punktu widzenia Barcelony wszystko by do siebie pasowało. Powtórzmy jednak jeszcze raz, że poza kwestiami sentymentalnymi nie ma powodów, aby 53-latek opuścił Manchester City.

Juergen Klopp (Liverpool, od 1 lipca bez klubu)

Jeśli kandydatura Guardioli jest bardzo, ale to bardzo mało prawdopodobna, to opcję zatrudnienia Juergena Kloppa można uznać za kompletnie niemożliwą. A jednak dziennikarze katalońskiej stacji RAC 1 przekazali, że właśnie to nazwisko jest wymieniane przez osoby decyzyjne w Barcelonie. Najwidoczniej włodarze klubu marzą o skorzystaniu z okazji rynkowej.
Dotychczasowa kariera Kloppa pokazuje, że Niemiec uwielbia podejmować się trudnych zadań. Trafiał do Borussii Dortmund i Liverpoolu, kiedy drużyny te wcale nie należały do światowej czołówki, ale jego wieloletnia praca zaprowadziła je prosto na szczyt. Tego właśnie szuka Barcelona. Problem polega na tym, że obecny opiekun Liverpoolu dość jasno wytłumaczył powód nadchodzącego opuszczenia Anfield. Brak energii. Ewidentnie czuć, że potrzebuje przerwy, oddechu, zatrzymania się po ośmioletnim pędzie na szóstym biegu. Trudno zatem wyobrazić sobie, aby szkoleniowiec w tym stanie miał nagle podjąć się pracy na Camp Nou. Ale w futbolu nigdy nie wiadomo. Przecież dlatego go kochamy.
Juergen Klopp
News Images / pressfocus

Przeczytaj również